•17• Roztrzaskane w drobny mak
- Co zrobisz gdy się pojawi? - chodzę nerwowo po salonie.
- Czekam jak się zachowa.
Potem słyszę pukanie do drzwi, a potem wchodzi on. Ubrany w znienawidzoną przeze mnie koszulkę polo, spodnie dresowe i buty do biegania. Po oczach od razu widzę, że nie jest trzeźwy.
Kate znika w swoim pokoju.
- Przeczytałem - kiwam głową - Więc czternasty marca, hm? Wtedy podjęłaś decyzje, że nasze małżeństwo nie istnieje?
- Chciałam ciebie. Czasem żałuje, że wzięliśmy tak szybko ślub.
- Znaliśmy się cztery lata. Na litość boską, byliśmy w związku cztery lata!
- I byliśmy szczęśliwi.
- Wróć do domu - mówi - porozmawiamy w domu. Ustalimy, co dalej.
- Czego chcesz? - pytam go cicho.
- Zawsze tylko ciebie - czuje lecące łzy - Ostatnio nie chce nikogo, od miesięcy nie chce nikogo, ale gdybym nie był popieprzony chciałbym ciebie - próbuje mnie dotknąć, ale się odsuwam.
- Ja też chce paru rzeczy, ale ty o to nie pytasz.
- Wróć ze mną do domu, porozmawiamy - kiwam głową.
Więc wracamy razem do domu, a gdy przekraczam próg...
- Co tu się stało? - mówię przerażona gdy patrzę na pobojowisko w mieszkaniu - Nasze zdjęcia - zakrywam usta ręka i biegnę do sypialni - gdzie mój obraz? - krzyczę, a potem patrzę na zimie - Nie, nie!
- Nikki....
- Ty to zrobiłeś? Tak bardzo mnie nienawidzisz? Kochałam ten obraz! Nie chodzi o zdjęcia, ale ten obraz! - biegnę do salonu - Nie! - drugiego też nie ma. To byka jedyna jego sztuka jaka miałam.
- Uspokój się.
- Zniszczyłeś to! Zniszczyłeś nas! - nie hamuje się z płakaniem - Po to miałam wrócić? Żeby zobaczyć jak rozwalasz ostatnie dobrze działającą rzecz? - nie waham się gdy podchodzę do jego kijów i przewracam je na ziemie - Nienawidzę twojego golfa! - następna jest nasza sypialnia - Nienawidzę twoich koszulek polo! - wywalam z szafy całą ich szufladę!
- Uspokój się - to, że on jest spokojny nie znaczy, że ja będę.
- Nienawidzę twoich walających się skarpet! - rzucam mu nimi w twarz - Nienawidzę gdy rozsypujesz kawę! - idę do kuchni i wysypuje cały pojemnik na ziemie - Nienawidzę gdy nie zamykasz szafki w łazience - uderzam nią z taką siłą, że wypada z zawiasów. Płacze jeszcze mocniej niż chwile temu - Ale najbardziej nienawidzę ciebie! - jego ramiona owija się wokół mnie od tylu - Puszczaj! Nienawidzę gdy dotykasz mnie w taki sposób, jakbyś musiał!
Nasze spojrzenia krzyżują się w lustrze naprzeciwko. Chce mu się wyrwać. Nie chce tu być. W tej chwili w ogóle nigdy nie chce być z nim. Oprócz moich łez, widzę też jego. Nigdy nie chciałabym tego zobaczyć. Nasze mieszkanie to pobojowisko, nasze życie to pobojowisko. Jesteśmy we własnym piekle, którego diabeł jest nieznany.
- Muszę się stad wyprowadzić. Nie mogę tu być - kręcę głową, próbując nie skupiać się na niczym.
- Nie obchodzą mnie te rzeczy - ale mnie tak!
- Zniszczyłeś to! - gdy on trzyma mnie mocniej, ja mocniej płacze. Widzę też jego łzę - Co się z nami stało? Nie kochasz mnie, dlaczego?
- Moim największym problemem jest to, że w tej chwili nie kocham siebie - zamiast patrzeć sobie w oczy, patrzymy w nasze odbicia. Mniej prawdziwe, mniej bolesne - Gdy poprosiłem cię o rękę, chciałem spędzić z tobą życie. To w sumie oczywiste, prawda? Podjęliśmy wtedy pewne decyzje. Chcesz się ich trzymać?
- Nie chce, żebyś był tylko moi mężem - młode kobiety chcą ślubu i dzieci. Marzą o tym dniu kiedy powiedzą idealnemu facetowi 'tak', a potem wszystko się sypie.
- Tak najwyższy czas coś z tym zrobić - mówi cicho.
- Czego chcesz? Robisz to z obowiązku przysięgi? - muszę znać prawdę.
- Robię to, bo pamiętam jak to jest gdy się kochamy - opieram dłonie o umywalkę - Zrób listę rzeczy, których we mnie nienawidzisz. Napisz mi listę ze wszystkimi żalami, zrobię to samo.
- Chcesz mnie zranić?
- Nie chce cię więcej ranić, Nikki - sunie nosem po mojej szyi, a ja się wzdrygam, więc przestaje.
- Zniszczyłeś nas - mówię ponownie.
- Zostaw to na listę - ściera moją łzę - Chcesz wrócić do Kate?
- Proszę - szepcze.
- Odwiozę cię.
- Nie, chce być sama - potrzebuje tego.
- Napiszesz? - kiwam głową - Posprzątam to.
- Powinnam pomóc - mimo, że tak naprawdę nie chce.
- Nie, to mój burdel - w małżeństwie tylko sekrety należą do ciebie.
- Zrobiłam polowe tego - mówię.
- Tak naprawdę to wszystko jest moje - to jego ciuchy tu leżą, jego kawa jest rozsypana.
- To do zobaczenia - kiwam głową, a ja wychodzę.
Uda nam się.
Spędziliśmy ze sobą dziewięć lat.
Przez siedem się kochaliśmy, może nawet przez osiem.
Rok tego nie przekreśli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro