✡️Rozdział 4 ✡️ Kim Jesteś?
Kiedy dotarli pod obóz Michael i Ash wysiedli zabierając rzeczy.
Nie zdążyli nawet odjechać kiedy Bathazar wybiegł z obozu wpakowując im się do auta.
-A ty co?
-Jak mogliście pojechać bezemnie?
-Wystarczy że Gabe szedł z nami, dwóch takich to już za dużo.
Gabe z Baltim przybili sobie piątkę.
-Na co czekasz Dean, ruszaj.
-Nawet nie wiesz gdzie jedziemy.
-To się dowiem, spałem do szesnastej, mam pełno energi.
-Niech ci będzie.
Dean już po pierwszej godzinie miał ochotę walnąć się w twarz za zgodzenie się by ta dwójka jechała z nimi, mógł wziąść ze sobą Sama, który pewnie by się nie zgodził gdyby wiedział że Gabe też jedzie.
-Moglibyście się wkoncu uspokoić?
-My?
-Nie kurna, może ja?
-Oj Deano wyluzuj, i jedz a nie interesujesz się naszymi rozmowami z Baltim.
-Właśnie o to chodzi, ja nie chce wiedzieć niektórych rzeczy, więc moglibyście po prostu siedzieć cicho? Albo przynajmniej rozmawiać o czymś normalnym.
Dean modlił się by nie stracić cierpliwości do tych dwóch osłów.
Był oazą spokoju.
****
Po paru godzinach byli na miejscu, wysiedli z auta i spojrzeli w górę na wysokie budynki.
Było ciemno więc wyciągnęli latarki.
-Wow stary, to jest coś.
-No nie?
-Bobby nas zabije jak się dowie.
-Nie zabije.
Dean ruszył przodem, weszli do pierwszego najwyższego budynku, w niektórych miejscach nie było widać białej ściany ponieważ pokryły ją gęsty mech i rośliny.
W środku było nieco lepiej było dużo mebli, i porozwalanego sprzętu z którego można było wziąść jakieś części.
-Dobra, rozdzielmy się, Bathazar parter i pierwsze piętro, Gabe drógie i trzecie, Benny czwarte i piąte, ja szóste i siódme, szukajcie sprzętu leków, wszystko co może jakoś bardziej się przydać, do roboty.
Dean najpierw poszedł na siódme piętro przeszukując szafki szafy i komody.
Znalazł kilka wartych tu przyjścia rzeczy, jak np kamery, baterie, narzędzia, znalazł nawet broń i naboje.
To miejsce było inne, jakby to wszystko tutaj się zaczęło, ludzie nawet nie zabrali broni, naprawdę szybko musieli się stąd wynosić.
Kiedy wszedł do kolejnego pomieszczenia wydało mu się to juz do reszty dziwne...ale w tym pomieszczeniu było ciepłej.
Ostrożnie postąpił kilka kroków i wychylił się.
W kominku palił się ogień, pomieszczenie wyglądało lepiej niż pozostałe na środku był duży stary dywan, obok jakaś kanapa, stolik z jednym krzesłem, nagle zauważył drzwi na prawo.
Delikatnie je otworzył.
Byko to kolejne pomieszczenie, chociaż było tak zniszczone że bardziej przypominało balkon, nie było całej ściany.
Wrócił do poprzedniego pokoju kiedy zobaczył że w otwartych drzwiach przez które wszedł do tego pomieszczenia stoi coś dużego, zbyt dużego na psa czy kota, nim zdążył się przypatrzeć ktoś wtrącił mu z ręki broń i latarkę.
Odwrócił się i uderzył... To coś... Co nie zrobiło na nim dużego wrażenia
Dean ponownie chciał oddać cios, gdy został on zablokowany.
Po chwili Winchester został powalony na ziemię i przyciśnięty do niej ciałem drugiego.
-Kim jesteś?!
Dean próbował się wydostać co nie dało żadnych rezultatów.
-To ja powinienem o to pytać, to ty tu wtargnąłeś, czym jesteś? jesteś zarażony?
-Nie jestem, ale ty napewno już tak.
Nagle usłyszeli trzask na dole, Dean wykorzystał chwilę nieuwagi i kopnął mężczyznę robiąc przewrót tak że teraz to on był na górze.
Nie widział jego twarzy, było zbyt ciemno.
Do pokoju wpadła reszta chłopaków, pomagając Deanowi wstać mając na muszce mężczyznę.
-Dean? Nic cię nie jest? Usłyszałem krzyki i pobiegłem po resztę...
Dean zabrał mu pistolet z ręki.
Gabe i Balt oświetlili nieznajomego i kazali mu się nie ruszać bo inaczej będą strzelać.
Winchester podszedł do niego i wymierzył w niego bronią.
-A teraz odpowiesz mi na pytanie? Kim ty kurwa jesteś!?
Brunet przez chwilę się wahał, jakby bał cokolwiek mówić.
-Powiesz coś?! Czy mam ci po prostu strzelić w łeb?!
-Dean...
Benny próbował go uspokoić.
-Kim jesteś?!
Dean odbezpieczył pistolet
-Spokojnie, nie strzelaj.
Brunet wystawił przed siebie ręce w geście obronnym.
Niepewnie spojrzał na Szatyna.
-Nazywam się Castiel Novak, nie jestem jednym z nich.
-Nie wierzę ci.
-Przysięgam, proszę nie zabijajcie mnie.
Dean spojrzał na niego.
-Ile masz lat?
-Dwadzieścia.
Szatyn prychnął.
-I przeżyłbyś sam siedem lat?! Nikt poza obozem nie przeżył, nie wciskaj mi kitu!
Podszedl do niego i przystawił mu pistolet do skroni.
-Jesteś jednym z nich!
-Dean uspokuj się! Być może mówi prawdę odłóż tą broń.
-Odłoże kiedy pozbęde się kolejnego ścierwa, zapomniałeś że niektóre z nich są sprytne?! Myślisz że w jaki sposób zginął mój ojciec?!
-Dean...
-Zaufali im, nic nie wykryto, a byli zarażeni, nie zamierzam dopuścić do tego by to się powtórzyło!
-Możesz zabić niewinnego człowieka! Odłóż tą broń!
Dean spojrzał na Bruneta który teraz miał spuszczoną w strachu głowę.
Nie ufał mu.
Za cholere nie wierzył że może być niewinny.
Delikatnie się odsunął dalej mierząc w niego bronią.
-Dean, zabierzemy go stąd i zbadamy jego krew.
-Jeśli on kogoś zabije, to będzie wasza wina.
Szatyn schował broń i wyciągnął kajdanki które na szczęście miał ze sobą.
Założył je brunetowi i siłą podniósł go z klęczek.
-To co teraz robimy?
-Pozbierajcie resztę rzeczy z niższych pięter ja go popilnuje.
-Tylko go nie zabij.
-Postaram się.
Dean wraz z Castielem udali się do auta gdzie Winchester cały czas miał w ręce pistolet.
Usiedli z tyłu, Dean zablokował drzwi.
Castiel był przerażony, nie wiedział dokąd chcą go zabrać, co chcą z nim zrobić.
-Zabijecie mnie?
Spytał cicho, bał się tego Szatyna.
-Gdyby to odemnie zależało, już dawno byś nie żył.
Castiel spojrzał na niego, ale nie potrafił patrzeć mu w oczy, były takie wrogie że odrazu odwrócił wzrok.
-Co ze mną zrobicie?
-Sprawdzimy czy jesteś zarażony.
-Nie jestem.
-Yhym jasne.
Dean przez chwilę nic nie mówił patrząc na wyraźnie przestraszonego Castiela.
-Co tu robisz? Jesteś sam?
-Mieszkam tutaj, to mój dom który właśnie zostaje niszczony, nic wam nie zrobiłem, wypuście mnie, proszę.
-Co zaczynasz panikować? Może jednak jesteś Crotem? Przyznaj się, będzie szybciej.
-Nie jestem zarażony...
-To się okaże.
-Ale...
-Zamknij się, nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Zapamiętaj jeden niewłaściwy ruch...
Dean wskazał pistolet.
-...Nie zawacham się.
Castiel skulił się w sobie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemka 08.02.2019
Hehe tak wiem trochę się podziało XD
Mam nadzieję że rozdział się spodobał 😁😁😁
Do następnego
Adios!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro