✡️Rozdział 5✡️ Uspokój Się
Cas przez całą drogę miał wrażenie że Dean po prostu w niego strzeli, bał się nawet oddychać.
Nie wiedział już ile jechali, napewno długo.
Miał nadzieje że jakoś uda mu się wrócić do swojego domu.
****
Kiedy dojechali spowrotem pod obóz odrazu poszli do Bobbiego.
-Gdzie wyście byli?!
Dean już miał odpowiedzieć kiedy Bobby zobaczył Castiela.
-Kto to jest?
-Znaleźliśmy go, daleko stąd, ja odrazu chciałem go zabić ale ci idioci mi nie pozwolili.
-Weźcie go do laboratorium, nie spuszczajcie z niego oka, Dean ty zostajesz.
Chłopaki pokiwali głowami i wyszli.
-Dean co ja mówiłem, nie możesz się tak oddalać nie wiadomo co tam jest, nawet nie wiesz ile masz szczęścia.
-Nie mówimy teraz o moim szczęściu, co robimy z Castielem?
-Tak się nazywa? Dziwne imię.
-Nie tylko jego imię jest dziwne, dziwne jest to że przeżył siedem lat sam, wtedy Crotów było pełno, nie wierzę że jako trzynstoletni chłopak był w stanie przeżyć sam.
-Może miał duże szczęscie, albo potrafił dobrze się ukrywać, nie wiem, nie wiemy czy jest zarażony czy nie.
Dean usiadł naprzeciw niego.
-I co będziemy ryzykować że w nocy nas zabije?
-Dean nie mam pojęcia jak tamtym udało się zmylić maszyny, ale nie możemy zabijać wszystkich, jest nas coraz mniej, to że przez ostatnie miesiące nas nie atakowali uratowało nas, nie możemy dać się zwariować.
-Dobrze, co nie zmienia faktu że za cholere mu nie ufam.
Bobby zaśmiał się.
-Jasne Dean.
-Pójdę zobaczyć do labolatorium
****
W tym samym momencie Gabe uwolnił Casa z kajdanek by Lisa mogła pobrać krew.
To był błąd.
Cas wyrwał się i rzucał w nich wszystkim co miał pod ręką.
-Uspokój się.
Brunet złapał lampę i zaczął wymachiwać nią jak mieczem.
-Żywcem mnie nie weźmiecie!!
-Spokojnie, Lisa pobierze ci krew do badania, nic więcej.
Benny do niego podszedł ale po chwili dostał lampą po łapach.
W tym momencie do środka wszedł Dean.
-Co tu się wyrabia?!
Lisa wzruszyła ramionami.
-Castiel nie chce pozwolić mi pobrać krwi.
Dean spojrzał na niego i to jak idiotycznie wyglądał z tą lampą.
-Nie masz wyjścia.
-Nie będziecie mnie kuc jakimiś grubymi wielkimi igłami.
Dean przewrócił oczami.
-Widziałeś tą igłę? Nawet nic nie poczujesz.
Castiel zawachał się.
-No odłóż już tą lampę.
Brunet niechętnie odłożył swoją broń i usiadł na krześle gdzie Lisa podwinęła mu rękaw płaszcza.
-Lekko zakuje.
Castiel pokiwał głową.
Dean myślał że brunet odwróci głowę.
Ale Castiel cały czas patrzył i wydawało się że nawet nie poczuł najmniejszego bólu.
Dean zmarszył brwi.
Gdy Lisa skończyła podeszła do Deana.
-To było moje najdziwniejsze pobieranie krwi.
-Nie wątpię.
-Zbadam te próbki.
-Jasne.
Lisa uśmiechnęła się do niego i odeszła do pokoju obok.
Gabe i Benny spojrzeli na niego.
-No co?
-Zaprosisz ją w końcu na randkę czy nie?
-Co? Ja nie...
-Jasne jasne.
Dean pokręcił głową.
-Gdzie Balt?
-W domu, powiedział że idzie spać.
-Typowe.
Cas siedział i słuchał ich rozmowy bo co innego miał robić.
Dean oparł się o blat, Gabe spojrzał na niego.
-Co teraz robimy?
-Czekamy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka 09.02.2019
Mam nadzieję że rozdział się spodobał 😁
Następny najpewniej jutro, no i zacznie się zabawa, a napewno więcej Deana i Casa.
Do następnego
Adios!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro