Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✡️Rozdział 2 ✡️Zwykły Poranek

Dean przekręcił się na drugą stronę łóżka, śpiąc w najlepsze.

Nie kiedy miał czas pożądnie się wyspać, cały czas była jakaś robota.

Poza płot wychodzili trzy razy w tygodniu, teraz bardziej chodziło o rzeczy niż o jedzenie.

Jego akurat im nie brakowało.

Mieli nawet bar, w którym oczywiście był częstym gościem.

Mieszkał w dość dużym drewnianym domku, zresztą tak jak każdy.

Ale Dean Winchester uważał że jego jest wyjątkowy, dlaczego?

Bo był jego.

Z nikim nie musiał się nim dzielić... No może czasem z Łosiem, ale on akurat mu nie przeszkadzał.

No i był jeszcze Rudzielec.

Tak ona akurat zbyt często mu przeszkadzała, naprzykład teraz.

Charlie nie starając się zachować cicho wbiła do sypialni Deana.

-Wiewiór! Wstawaj! Chop Chop!

-Dajta ty mnie spokój.

-Nie ma mowy, kto widział żeby spać do 13

-Ja, ja widziałem.

Charlie rzuciła się na łóżko, prosto na Deana.

-Jezu! Ała! Złaź ze mnie.

-Ty nie wstajesz to ja też nie.

-Żałuję dnia kiedy dałem ci klucze.

-Za błędy się płaci.

Dean zaśmiał się i wstał zarzucając z siebie Charlie, która odrazu przytuliła się do poduszki.

-Ulala ale mam widoki.

Dean pokręcił głową i podszedł do szafy szukając jakiejs bluzki

-Mam ci przypomnieć jakiej orientacji jesteś?

-Kochaniutki, mi nic nie musisz przypominać.

-Wiem, właśnie, co z tą całą Charlotte?

-Nie wiem, pracuje nad tym.

-Tak myślałem.

-Ej, a ty?

-Co ja?

-Masz kogoś na oku? Jakąś fajną laske albo jakieś przystojne ciacho?

Dean pokręcił głową, odkąd Charlie zauważyła że patrzy w ten sposób również na facetów nie daje mu spokoju, owszem jest bi ale jeszcze nigdy nie był z żadnym chłopakiem, a o samym fakcie wiedzieli tylko Charlie i Sam.

-Nie, nie mam.

-Biedna Wiewióreczka, jeszcze z kimś cię spikne.

-Najpierw sama siebie spiknij, a mnie zostaw w spokoju, jak będę chciał to sobie kogoś znajdę.

-To dlaczego nie szukasz?

-Bo najwyraźniej nie chce.

Charlie wywróciła oczami, w środku zapisując sobie w notatniku żeby porozglądać się za jakimiś facetami dla Przyjaciela.

-Idziesz dzisiaj poza płot?

-Tak, z Bennym, Ashem i Colem, może przy dobrych wiatrach Michael też pójdzie.

-Nie przepadam za nim.

-Nikt nie przepada, ale jest dobry, przyda się.

-A Gabe?

-Myślę że on jest zbyt zajęty podrywaniem mojego biednego brata.

-WŁAŚNIE! Co u Łośka? Dawno go nie widziałam.

-Przesiaduje u siebie, nos w książkach i te sprawy.

-Trzeba go wyciągnąć z domu na jakieś piwo.

-Tak zgadzam się, tylko nie sądzę żeby na to poszedł.

-Najwyżej powiemy że potrzebujemy go w sprawach psychologicznych. Nie wiem że potrzebujemy porady czy coś, albo po prostu powiem mu że wpadłeś na kolejny głupi pomysł i potrzebuje go żeby wybić ci to z głowy.

-Jasne najlepiej mnie w coś wrobić.

Charlie zaśmiała się.

-O której musisz być u Bobbiego?

-Nie wiem...

Dean spojrzał na zegarek.

-Za godzinę.

-Będziecie przeszukiwać kolejny obszar?

-Raczej tak, wschodnia część jest już oczyszczona, myślę że karze nam iść na północną.

-Bobby to dobry dowódca.

-Najlepszy.

Dean uśmiechnął się, dzięki niemu w obozie jest tak dobrze, radził sobie w najgorszych momentach.

Dean zmarszczył brwi w przypływie wspomnień.

16 czerwca 2015 roku była piękna pogoda, było nadwyraz spokojnie, Dean tego dnia przesiedział na strzelnicy ucząc Charlie strzelać, Rudowłosa wkońcu namówiła go by ten ją tam wkońcu zabrał.

Usłyszeli dzwony, znaczące że ktoś jest przy płocie.

Była to grupka ludzi.

Odrazu pod baczną obserwacją pobrano od nich krew by upewnić się że nie jest zainfekowana.

Badania nic nie wykryły.

Byli zdrowi.

W nocy jednak zaatakowali innych.

Tego dnia zginęło ich najwięcej.

Nie byli na to przygotowani.

Od tamtej pory postanowiono że nikt obcy nie wejdzie do obozu.

Ale też nikt inny od tamtej pory nie przyszedł.

-Dean słuchasz mnie?

-Co?

-Musze iść, ty przyszykuj się na eskapade, i uważaj na siebie, proszę.

-Wiesz że będę.

****

Dean wszedł do "głównej siedziby" czyli domu Bobbiego gdzie czekał już Benny, Ash, Cole i nawet Michael z Gabem.

-O pojawiła się wkońcu nasza śpiąca królewna.

-Zamknij się Gabe.

-Oboje się zamknijcie idioci.

Bobby wszedł do pomieszczenie z uśmiechem.

-Dobra, skoro wszyscy już są, dzisiaj pójdzie bardziej na północ, tylko nie zapuszczajcie się za daleko, nie wiadomo czy nie ma tam Crotów.

-Bobby, wiemy.

-Dean dowodzi, macie się go słuchać, jasne Michael?

Bobby puścił mimo uszu uwagę Asha.

-Jasne.

Michael wywrócił oczami.

-Super skoro wszyscy się rozumiemy bierzcie manatki i w drogę.

Dean miał nadzieję że nie będą szli tam na marne.

Gdyby tylko wiedział co tam znajdą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka 03.02.2019

Bożu co ja zrobiłam to już mój piąty rozdział wstawiony dzisiaj, mój życiowy rekord, co powiecie żebym wstawiła jeszcze jeden z My Happines?

Jak szaleć to szaleć.

Jak wracać z przytupem to wracać z przytupem.

Jak wyzwanie to wyzwanie.

Piszcie co myślicie

Adios!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro