Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Leo

Dojazd do Michaela zajmował dwadzieścia pięć minut. Kiedy dolecieliśmy do Linz, była godzina piętnasta. Zanim odebraliśmy bagaże, dochodziła szesnasta. Oboje czuliśmy wyczerpanie z powodu zmian klimatu i emocjonalnej przesiadce. Wracaliśmy do rzeczywistości. W mieście rozpadało się na dobre. Wydawało się, że nie dojedziemy do celu. Temperatura spadła do dziesięciu stopni, kiedy na Teneryfie było od trzydziestu wzwyż. Chłód rozchodził się po moich plecach, kiedy przemierzaliśmy parking w poszukiwaniu samochodu Gregora. Drogi tonęły w kałużach, a my umieraliśmy z zimna. No tak – czego można było się spodziewać po Austrii?

Z moich włosów ściekały krople deszczu, a gdy tylko próbowałam je wysuszyć, deszcz postanawiał padać jeszcze mocniej. Wszystkie ubrania znalazły się w walizce, więc nie mogłam się objąć choćby najzwyklejszym swetrem. Było po prostu parszywie zimno.

Wsiadając do samochodu Gregora, nie namyślałam się długo. Od razu włączyłam ogrzewanie, dygocząc niczym galareta. Mężczyzna parsknął pod nosem, choć jego twarz też przedstawiała pewnego rodzaju zmęczenie. Cienie pod oczami wyglądały delikatnie i tak ludzko, kiedy co rusz przymykał powieki z powodu niewyspania.

Czekało nas paręnaście minut drogi, a potem kolejne trzy godziny z powrotem – do Innsbrucku. Chcąc, nie chcąc włączył stację radiową, aby cisza nie połknęła nas całkowicie. Jednak, nawet to do mnie nie przemawiało. Dźwięk głosu prezentera słyszalny był jak przez mgłę. Pogrążyłam się gdzieś dalej, starając się nie zasnąć. Dotrzymać Schlierenzauerowi towarzystwa przynajmniej przez ten krótki okres czasu. Zamierzał to szybko załatwić, a potem, cóż... odpocząć. Iść spać, bo tylko do tego byliśmy dziś zdolni.

– ... do tej pory nie znaleziono groźnego mordercy, Andreasa Feldera i jego pomocnika Stephana Leyhe. Wszyscy dobrze ich pamiętamy z wielkiej masakry podczas Turnieju Czterech Skoczni w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen. Dopuścili się do dziesięciu brutalnych morderstw...

Przełączył stację. Ciemne chmury coraz gwałtowniej zbliżały się do autostrady wypełnionej po brzegi samochodami. Byliśmy zmuszeni przeczekać całą lawinę trąbiących pojazdów i coraz mocniejszego deszczu bębniącego o deskę rozdzielczą. Chyba próbował zmienić napiętą atmosferę.

– Wiesz, że teraz będzie inaczej? Będziemy musieli unikać krnąbrnych spojrzeń Pointnera – zażartował.

A ja ciebie, jeśli te pieprzone obawy się spełnią.

***

Michael mieszkał na obrzeżach Linz. Jeszcze w tym roku zdążył wyprowadzić się z Salzburga, gdzie on i Stefan kupili wspólne mieszkanie. Tak mi powiedział. Dojeżdżając na miejsce, czułam dziwny niepokój. Nie miałam pojęcia, co zamierzało się wydarzyć. Czego się spodziewaliśmy. Ściskanie w żołądku się odnawiało, wyniszczając poczucie spokoju. Jasne, cieszyłam się, że zobaczę Hayboecka. Mężczyzna potrzebował czasu. Czasu na uporządkowanie myśli, spraw i Stefana. Jego brak. Biegliśmy w stronę jednego z budynków, mieszczących się blisko lasu. Robiło się ciemno, a z dala słychać było odgłosy grzmotów. Powrót przed północą wydawał się coraz mniej prawdopodobny. Schodki, po których dotarliśmy na górę, mokły od nadmiaru wody, a rynna przelewała coraz więcej cieczy. W ciągu tych kilku minut zdążyliśmy przemoknąć do suchej nitki i zadzwonić do drzwi dzwonkiem. Czekaliśmy na jakikolwiek odgłos ze środka, ale usłyszeliśmy tylko sprężyste kroki, jakimi poruszał się blondyn. Momentalnie zbiegł na dół, aby chwilę później otworzyć nam wejście.

– Herbaty? Kawy? – zapytał na wstępie.

Uśmiech na jego twarzy był blady. Uśmiechał się smutno, pomimo tego, że delikatnie zaciskał wargę, jakby chciał powiedzieć coś ważnego.

– Są już?!

Z góry dobiegł nas żeński głos. Głos, który brzmiał tak cholernie podobnie do... tylko jednej osoby działającej na nerwy od początku do samego końca. Wreszcie uniosłam brwi, odkładając buty na półkę. Michael westchnął. Wydawało się, że tylko on i Gregor wiedzieli o co w tym wszystkim chodziło – przynajmniej do pewnego momentu.

Ruszyliśmy na piętro wyżej. Przez cały ten czas czułam na sobie niepokojące spojrzenie Hayboecka, który otworzył drzwi do salonu.

Krok po kroku. Powoli. Nie bój się.

***

Gregor

– Jest jeszcze jedna sprawa. Ważna. Nie chcę wam teraz psuć wakacji, po prostu... przygotuj się mentalnie na to wszystko. Siostra Kylie wzięła mnie za ciebie i najwyraźniej twoja była dziewczyna kłamała z kilkoma... faktami.

– Kilkoma faktami? Ona ze wszystkim kłamie – parsknąłem ironicznie, pomimo, że w słuchawce zapanowała na chwilę cisza.

Czy Michael się bał? Czy wszystko było u niego w porządku? Patrząc na to wszystko z drugiej strony, z malowniczej Teneryfy, nie znajdowałem problemów. Żyliśmy bez obciążenia, zupełnie beztrosko, jak para zakochanych nastolatków, co wydawało się całkowicie zrozumiałe po tym całym cyrku.

– To nie były tak wielkie kłamstwa, jak to, Gregor – zauważył sucho. – Gabi też powinna się przygotować.

I tu zaczynały się schody. Jeśli chodziło o kobietę, wszystko się kruszyło. Przeżyliśmy wystarczająco wiele problemów, żeby teraz nastąpił kolejny. Mogliśmy iść przez życie, ale jeśli co kilka miesięcy zdarzały się następne problemy i to czysto powiązane z Kylie Maier, robiło się źle. Moja krew zawrzała. Na ciele pojawiły się ciarki.

Zawarłem z nią tę pieprzoną umowę. Jedna, głupia umowa. Może powinienem zrobić wtedy coś więcej. Nagrać, puścić jako dowód. Maier była ustawiona, a ja nie mogłem o niej nawet myśleć. Zacisnąłem dłonie w pięści przez cały czas słysząc w głowie "Gabi". Tak nie powinno być.

– Nie chcę jej niszczyć wakacji. Sam powrót jest dosyć... rozczarowujący.

– Wiem. Przepraszam.

Pokręciłem głową. Nie wiedziałem już czego się spodziewać. Co robić. Jak zachować zimną krew.

***

Popychając framugę drzwi do przodu, nie spodziewałem się ujrzeć opalonej brunetki o turkusowych oczach i falach ciemnych włosów luźno spływających po jej plecach. Natychmiast wstała z fotela, a mnie uderzył zapach jej perfum. Fakt, była podobna do Kylie, jednak, w znacznie lepszym wydaniu. Gabrielle wciąż nie rozumiała. Dopiero, kiedy podała rękę kobiecie przed nią, możliwe, że zaczęła coś podejrzewać.

– Heidi – odparła cicho, blado się uśmiechając. – Zakładam, że chcesz być przy rozmowie z Gregorem? – zapytała brunetki.

Gabi wyglądała jak w letargu. Nie była już niczego pewna. Chciałem powiedzieć: "zostań". Bezgłośnie przyznać, że wszystko się uda, przecież tyle razy dawaliśmy sobie radę. Jednak sprawa wyglądała zdecydowanie poważniej niż cokolwiek wcześniej. Michael stał tuż obok. On również nie wyglądał na pewnego.

– Pójdę zrobić z Michim herbaty. Możecie... możecie zacząć – odpowiedziała cicho.

***

Dziś świeciło słońce, a wiatr delikatnie poruszał czerwoną chorągiewką. Skakanie stawało się przyjemnością w takich momentach, jak ten. Zbliżał się czerwiec, a za tym inauguracja Letniego Grand Prix. Zamierzaliśmy zakończyć dzisiejszy trening wcześniej niż zazwyczaj. Pogoda aż sama się prosiła, a Alex przestał dramatyzować, że wszyscy jesteśmy poniżej formy. Ten jeden raz pozwolił nam iść nad jezioro i spędzić tam resztę wieczoru.

– Wybrałeś już? – zapytał Manuel.

Mężczyzna wreszcie ściął brodę. Nonszalanckim krokiem szedł wraz ze mną w stronę turkusowej tafli wody, przez cały czas spoglądając ukradkiem w powiadomienia na telefonie. On także się zmienił. Od stycznia wszyscy przeżyli mentalny szok, który teraz miał swoje skutki.

– Chyba – stwierdziłem. – To znaczy... ona lubi proste i klasyczne, ale...

– Ale ty znowu zachowujesz się jak pizda i nie wiesz co wybrać, czaję. O, cześć, Gabrielle!

Paręnaście metrów od nas szli Michael i brunetka. W ręku trzymali ręczniki i leżaki, pogrążając się w rozmowie, na co zgromiłem Fettnera wzrokiem. Przyspieszyłem kroku. Potrzebowałem czasu, przynajmniej do naszych wakacji. Tam zamierzało się wszystko rozstrzygnąć.

– Pojebało cię? – syknąłem. – Tak, niech przyjdą tutaj, kiedy szukamy pierścionków.

Ten zachichotał pod nosem, zupełnie nie przejmując się osobami zmniejszającymi do nas dystans. Westchnąłem. To było... trudne. Tak. Zdecydowanie zbyt trudne.

– Zawsze mógłbyś poobserwować Michaela. – Wzruszył ramionami. – Żebyś przypadkiem nie skończył sam z tym pierścionkiem. Nie żebym coś sugerował.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem, popychając go ręką do przodu. Przesadzał. Znów parsknął śmiechem, rzucając się do wody i pozbawiając mnie dostępu do odpowiedzi. Mój wzrok spoczął na dwójce osób, które kontynuowały przerwaną konwersację. Nie.

Po prostu nie.

***

– Więc? – zapytałem, opadając na musztardową sofę.

Nie posiadała sarniego wzroku, wręcz przeciwnie. Zupełnie jak jej siostra, założyła nogę na nogę, odsłaniając tym samym opalone kolano. Ręce położyła na stole i mógłbym przyrzec, że były lodowate. Spokojnie czekała aż zacznę się niecierpliwić i ze zdenerwowania wstanę. Zobaczę coś, czego absolutnie nie powinienem.

– Kylie lubi robić szum wokół siebie. Wtedy, gdy okazało się, że jest w ciąży, przyszła prosto do mnie. Nie chciała powiedzieć rodzicom, zresztą, nawet tu nie mieszkają. Naprawdę myślała, że zależy ci na niej, i że zadzwonisz – stwierdziła. – Dała ci jakiś świstek papieru z numerem telefonu. Jednak, z gwiazdami jest mnóstwo problemów.

Ton jakim mówiła, brzmiał oskarżycielsko. Możliwe, że przyzwyczaiła się do tego. Nie wiedziałem o niej absolutnie nic, za wyjątkiem imienia. Tymczasem kobieta wstała z siedziska i uchyliła okno. Zapach powietrza i zimnego deszczu powoli docierał do moich nozdrzy, powodując ulgę. Nie chodziło o samą astmę, która przez dłuższy czas działała mi na nerwy, a o zaduch. Atmosfera się kumulowała.

– Nie chcę owijać w bawełnę, Gregor. Nie obchodzi mnie, co wydarzyło się między wami, ale ani razu nie zająłeś się Leo. Dziecko ma prawie pięć lat i nie widziało na oczy swojego ojca. Kiedy Kylie wyjeżdża to ja się nim zajmuję przeszło od urodzenia. Nie wiem, dlaczego kazałeś jej kłamać w kwestii aborcji, ale...

Leo. Aborcja. Prawie pięć lat.

Uniosłem brwi, zatrzymując się na tych trzech słowach. Łał. Żart? Może zamierzałem ją wyśmiać lub powiedzieć, że prima aprilis się skończył? Jednak, ona milczała. Z każdą sekundą moja całkowita pewność siebie ulatniała się, a mimo to, nie potrafiłem się odezwać.

Kylie lubiła kłamać. Pamiętaj, Kylie lubiła kłamać.

Patrzysz na mnie jakbym była duchem – mruknęła. – Pewnie też bym tak zareagowała, ale kontynuujmy.

Kylie lubiła kłamać.

W tym momencie nie potrafiłem uwierzyć ani wydusić z siebie najmniejszego słowa. Syn. Masz... masz cholernego syna. To, że padał deszcz i to, że masa powietrza wpadała do salonu, nie miało teraz znaczenia. Czułem, jak krew odpływa, a ja zaraz się uduszę, bo nikt by w takie coś nie mógł uwierzyć.

– Na wszelki wypadek zostały też zrobione testy DNA, które wykazały, że jesteś ojcem. – Kobieta przesunęła w moją stronę folder zapakowanych plików. – Tutaj jest album zdjęć. Leo od małego.

W tym momencie do pokoju weszli Michael i Gabrielle z filiżankami gorącej herbaty i cukierniczką. Nawet nie potrafiłem na nią spojrzeć. Nie umiałem odwzajemnić jej delikatnego uśmiechu ani drobnego dotyku dłoni. Nie teraz. To... to mnie w jakiś sposób przerosło. Wpatrując się w dokumenty, wszystko zostało napisane dokładnie. Bez żadnego błędu. Moje imię i nazwisko wyraźnie widniało pod podpisem – ojciec dziecka.

Nie było cię przez cztery lata.

– Nie dam rady zajmować się dłużej Leo, a Kylie znowu gdzieś zniknęła. Skoro jesteś ojcem, oczywistym wydaje się...

Gabrielle prawie zakrztusiła się herbatą. Skąd w ogóle...? Nawet nie wiedziałem, że kobieta ma siostrę. Przełknąłem niepewnie ślinę. Możliwe, że nie chciałem w to wierzyć, bo to było zbyt wiele. Układając sobie z kimś życie myślicie o dziecku, ale nie w taki sposób. Nie w to, co zaraz zamierzało się wydarzyć.

– Mam uwierzyć, że jesteś jej siostrą? Kylie tutaj nie ma. To ona powinna coś zrobić w tej kwestii, nie ty – zacząłem, czując delikatne mrowienie w palcach.

Nie musiałem skakać, żeby być pod wpływem adrenaliny. Ona sama napływała, a ja nie potrafiłem się uwolnić. Patrząc na Michaela, dostrzegałem tylko niepewność. On pewnie widział we mnie frustrację i przerażenie. I pewnie miał jak zwykle rację.

– Jasna cholera, Gregor. Myślisz, że robię to specjalnie? – zapytała zirytowana. – Nie robiłabym niczego. Nie obchodzi mnie twoje życie, a Leo. Inne dzieci w przedszkolu mają ojców, którzy przyprowadzają ich tam, a potem jadą do pracy. Potem odbierają ich i idą na lody. A on? Wszystko robię ja. Więc, jeśli masz chociaż krztę sumienia, zabierzesz go na kilka dni. Porozmawiasz z nim i spotkasz się z Kylie. Przedyskutujecie to jak dorośli ludzie, a nie głupi nastolatkowie – syknęła. – O nic więcej nie proszę.

O nic więcej nie proszę.

Siedząc tam, uświadomiłem sobie dwie rzeczy – po pierwsze, Gabrielle nigdy nie była tak spięta. Zdrapywała skórki z paznokci aż do krwi. Spuszczała wzrok. Nie odzywała się. Czy była zła? Po drugie, stałem się bezradny. Kompletnie nie wiedziałem co zrobić.

– Ja... muszę na chwilę wyjść. Za dziesięć minut wrócę – mruknąłem, wstając.

Nie było dobrze. Cholera jasna, to wydawało się... to było popieprzone. Może faktycznie żyłem w jakiejś symulacji? Pokręciłem głową, otwierając kolejne drzwi, te od sypialni Michaela. W środku znajdowało się okno, wychodzące na balkon, więc przynajmniej to się udało. Nie paliłem od kwietnia. Od czasu, gdy poczułem, że wszystko może się zmienić.

Teraz rozpaczliwie szukałem paczki w tym jednym pokoju. Wiedziałem, że Michael ją tu trzymał. Kiedy przyjechałem po raz pierwszy, mówił, że ma ją na nagłe okazje. Na kolejne mentalne upadki.

Sypialnia została pomalowana na kawowy kolor. Jak zawsze, schludna, czysta i z mnóstwem wspomnień. Przypominająca Stefana i blondyna, który teraz czekał aż wrócę. Mogliśmy zostać na Teneryfie. Mogliśmy w spokoju świętować naszą obecność. Wtedy, dokładnie wtedy, gdy piliśmy wino i zamierzaliśmy zjeść tę pieprzoną pizzę, powinienem się jej oświadczyć. Przestać szukać pierścionka. Mieć go przy sobie.

– Jesteś złodziejem?

Odwróciłem się i prawie skuliłem się pod wpływem tego głosu. Małego, dziecinnego. Delikatnego. Szczupłego szatyna o moim młodzieńczym odbiciu. Chłopca, który kropka w kropkę wyglądał, jak pięcioletni Gregor Schlierenzauer z obrazka. Może to mnie tak dobiło, bo z moich oczu polały się łzy.

Straciłeś tyle czasu. Straciłeś już praktycznie wszystko, a jednak. Dopiero teraz dostrzeżesz czym jest to prawdziwe życie, którego tak szukałeś.

Leo. Właśnie tak się będzie nazywało.

***

Świetnie się bawię podczas tego strajku. Więc... jakieś odczucia? Ktoś coś...

PS. W ogóle, dawno nie było zabijania, prawda

Zoessxxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro