Rozdział 5: Prawda
Od pechowego przyjęcia minął tydzień. Przez ten czas Camilo nawet nie wychylił nosa ze swojego pokoju. Nie wpuszczał do środka nikogo oprócz czasami Antonia. Rodzina Madrigal była strasznie zaniepokojona tą sytuacją. Zwłaszcza Mirabel, która obwiniała się za jej pogorszenie. Mimo wszystko starali się uszanować prośbę Camilo i dać mu samemu uporać się z trudną sytuacją w jakiej się znalazł. Jednak Mirabel, jak to ona ma w zwyczaju nie mogła tak po prostu pozwolić, żeby Camilo cierpiał w samotności. Próbowała zebrać się na odwagę, aby spróbować z nim porozmawiać, ale wiedziała, że to zamiast pomóc przyniesie odwrotny skutek. Nie mając innego planu, stała gapiąc się na jego drzwi w nadziei, że coś wpadnie jej do głowy.
-Jeszcze sobie nie odpuściłaś ?- zapytał Bruno podchodząc do niej.
-Nie i nie zamierzam- Mirabel odpowiedziała pewnie.
-Dziewczyno, posłuchaj swojej babci, matki i ciotki. Nie próbuj nic, bo będzie jeszcze gorzej !
-Ale ja muszę wujku ! Muszę się dowiedzieć o co chodzi !
Bruno wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić. Znał swoją siostrzenicę i wiedział, że ona nigdy się nie poddaje. Jednak też zdawał sobie sprawę z tego, że jej ingerencja wywoła jeszcze większe zamieszanie.
-Wiesz co… ja spróbuję z nim pogadać- powiedział.
To, że Mirabel była zaskoczona to mało.
-Słucham ?- zapytała.
-Nie próbowałem z nim rozmawiać wcześniej, więc może mi… wiesz wyzna prawdę- stwierdził.
-To może się udać- przyznała Mirabel.
Chwilę później Bruno stał pod drzwiami Camilo. Mirabel wciąż stała na parterze z niepokojem czekając na rozwój wydarzeń. Bruno zapukał do drzwi.
-Camilo ? To ja, tio Bruno- powiedział.
Nie było reakcji.
-Hej młody. Mimo, że nie wiem co się stało, spróbuję ci pomóc. Obiecuję.
Wtedy nagle drzwi do pokoju Camilo lekko się uchyliły, ale nie było w nich widać nastolatka. Mimo wszystko Bruno wszedł do środka. Będąc w pokoju swojego siostrzeńca, od razu zobaczył co się stało. Niemal wszystkie lustra, które wypełniały po brzegi pokój Camilo były rozbite, a atmosfera panująca w środku była ponura i mroczna. Rozglądając się dookoła, Bruno zobaczył Camilo siedzącego na ziemi wśród rozbitych luster. Był naprawdę w złym stanie. Nie tylko fizycznym, ale przede wszystkim psychicznym.
-Hej sobrino. Możemy pogadać- Bruno zapytał spokojnie.
Camilo w odpowiedzi jedynie pokiwał głową. Bruno usiadł obok niego.
-Sam widzisz, że tak dalej nie pociągniesz. Pozwól sobie pomóc Camilo- powiedział.
Chłopak spojrzał na niego ze łzami w oczach.
-Z nienawidzicie mnie- wyszeptał.
-Nie ! Nie ma takiej siły, która by sprawiła, że zaczęlibyśmy cię nienawidzić. Przysięgam- zapewniał Bruno.
Camilo bardzo się wahał. Czuł się tak ogromnie przytłoczony swoją tajemnicą. Potrzebował komuś ją wyjawić.
-Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz- powiedział.
-Obiecuję- odparł szczerze Bruno.
Camilo doskonale zdawał sobie z tego sprawę, że Dolores może ich usłyszeć, więc wyszeptał wszystko swojemu wujkowi do ucha. I więcej Bruno słyszał tym bardziej oczy mu się otwierały.
Wreszcie zrozumiał co ukrywa… niestety słusznie trzymał to w tajemnicy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro