Rozdział 1
— Wendy!— obudził mnie głos mojej mamy. Zaczęłam się rozciągać, a następnie powoli podniosłam głowę. Spojrzałam na zegarek leżący na szafce nocnej i tak jak myślałam, tak było. Jak zwykle moja mama budzi mnie godzinę przed budzikiem.
Głośno westchnęłam i wstałam z łóżka. Pościeliłam je byle jak, bo nie miałam na to jakoś siły. Wybrałam z szafy pierwsze lepsze ciuchy, a nimi akurat była czarna koszulka, zwykle dżinsy, a do tego wygodne buty. Nie lubiłam ubierać się jakoś wyzywająco tak jak większość lasek z mojej szkoły. Stawiałam na wygodę.
Poszłam do łazienki, gdzie wykonałam swoją codzienną rutynę. Po wszystkim wzięłam swoją czarną torebkę, którą swoją drogą dostałam na 17 urodziny. Zeszłam na dół, gdzie roznosił się przyjemny zapach tostów. Zaszłam do kuchni, a w niej była moja mama.
— W końcu wstałaś— zauważyła kładąc tosty na talerz, po czym podała mi go do rąk.
— Nie jestem głodna— odpowiedziałam odkładając naczynie na stół.
— Rozumiem, zjesz jak wrócisz— powiedziała z uśmiechem.
Moja mama jest naprawdę ukochaną osobą, lecz gdy się wkurzy, potrafi być bardzo surowa. Miałam z nią takich kilka sytuacji, ale mimo tego i tak ją kocham i cenię ponad wszystko.
— Wiesz...— zaczęłam niepewnie drapiąc się po szyi. — Chciałam dziś po szkole wyjść na miasto z Lisą...
— Możesz wyjść— przerwała mi posyłając ciepły uśmiech.
— I potrzebuję trochę kasy...— dokończyłam. Mama spojrzała na mnie marszcząc brwi. Bez słowa podeszła do swojej torebki, która wisiała na krześle, wyjęła z niej 10 zł, po czym podała mi je. — Potrzebuję więcej..
— Kochana, wiesz przecież, że nie możemy tak wydawać pieniędzy gdzie popadnie. Mamy duże długi i muszę je spłacić— wyjaśniła stanowczym tonem, a mi zrobiło się niezręcznie. Mama miala rację. Ogólnie to nie pochodzimy z bogatej rodziny. W naszej rodzinie zawsze były jakieś długi, ale nie tak wielkie jak ten, który mamy obecnie. Zanim jeszcze tata wziął rozwód, nakupował bardzo dużo drogich rzeczy, a większość z nich to komputery, telewizor, telefony lub mikser, więc nie możemy z nich nawet korzystać bo dużo prądu zżerają. Wszystkie te rzeczy wziął na kredyt przez co mamy ogromne długi i ciężko nam idzie z ich spłatą.
— Jasne, rozumiem. Przepraszam..— westchnęłam głośno i schowałam pieniądze do torebki. — Lecę już do szkoły.
— Leć
Podeszła do mnie i podarowała mi całusa w polik.
***
Przekroczyłam próg szkoły próbując nie rzucać się w oczy. Większość osób mnie tu nie lubiła, iż bardzo dobrze się uczę, a w dodatku odmawiam odrabianiu prac domowych innych za kasę. Nikt nie chce ze mną rozmawiać, bo myślą, że jestem wariatką, albo że jestem chamska i wredna. Mam jedną, jedyną przyjaciółkę, Lisę Howey. Wysoka blondynka z długimi włosami, niebieskimi oczami, oraz piękna figurą. Podoba się każdemu chłopakowi w naszej szkole, a w dodatku jest bardzo utalentowana.
Podeszłam do swojej szafki, gdzie zaczęłam wyjmować potrzebne rzeczy na biologię. Pakując podręcznik, wypadły mi inne papiery z wypracowaniem na historię. Jęknęłam niezadowolona i zaczęłam zbierać kartki z podłogi, gdy obok pojawiła się inna ręka, bardziej męska. Podniosłam wzrok do góry, a moim oczom ukazał się ten przystojny, sympatyczny, umięśniony i wysportowany brunet o zielonych oczach. Od razu odebrało mi mowę, gdy go zobaczyłam. To właśnie w nim podkochuję się od ponad dwóch lat. Chciałabym iść kiedyś z nim na randkę, ale on ma niestety dziewczynę, a nawet jeśli by jej nie miał to i tak bym się z nim nie umówiła, ponieważ jestem strachliwa.
— Proszę— podał mi do rąk kartki, a ja zastanawiałam się kiedy on zdążył je podnieść i ładnie złożyć. Powoli podniosłam się na proste nogi i posłałam mu uśmiech, co odwzajemnił. — Tak właściwie, to chciałbym z tobą pogadać...
— Coś się stało?— spojrzałam na jego twarzy, która momentalnie posmutniała, co tknęło moje serce.
— Sophie ze mną zerwała— powiedział, po czym głośno westchnął. Przeczesał swoje czekoladowe włosy, co spowodowało, że zagryzłam dolną wargę. Sophie to jego dziewczyna, a właściwie to już jego była. To głupia dziewczyna i bywa bardzo zazdrosna oraz mściwa. W dodatku jest pustą lalunią i lubi bawić się uczuciami innych. Nie raz już się mnie czepiała, albo upokarzala, lecz starałam się tym nie przejmować.
— Przykro mi, ale nie wiem jak mam pomóc..— zamknęłam usta w wąską linię, a wzrok przeniosłam na podłogę. Starałam się unikać jego kontaktu, choć było to trudne.
— Umów się ze mną— wypalił jakby nigdy nic. Spojrzałam na niego nieco zdezorientowana. Czy właśnie osoba, w której jestem szaleńczo zakochana zaproponowała mi randkę?
— Nie wiem co powiedzieć..
— Po prostu powiedz tak. Nie pożałujesz— uśmiechnął się, a na jego policzkach ukazały się słodkie dołeczki. Nogi miałam jak z waty, myślałam, że zaraz zemdleję. Nie mogłam w to uwierzyć. — Dziś o osiemnastej w kawiarni Sweet Life, będę czekać.
— Ale ja dziś nie mogę...
— Do zobaczenia!
Pomachał ręką na pożegnanie, po czym na odwrócił się na pięcie i odszedł. Przed chwilą był smutny, a teraz ogarniała go radość. Trochę to dziwne, ale zapewne tylko mi się zdaję. Pewnie mam jakiś chwilowy szok po jego słowach.
***
— Nie gadaj! Serio?— Lisa wciąż nie mogła uwierzyć w moje słowa. Kiwnęłam głową na tak, a dziewczyna znów się podekscytowała. — Nie spodziewałam się, że tak nagle wyskoczy do ciebie z randką.
— Też się nie spodziewałam— zaśmiałam się pod nosem i wzięłam łyk soku jabłkowego.
— Myślisz, że on to mówi na serio?— spojrzałam na nią zdezorientowanym wzrokiem.
— Czemu miałby być to żart?— prychnęłam pod nosem nie rozumiejąc powagi Lisy.
— Dziewczyna z nim zerwała i jeszcze w ten sam dzień umawia się z tobą. Nie wydaje ci się to dziwne?— zapytała marszcząc brwi.
— Nie— zaprzeczyła wywracając oczami.
— Twoj zdanie..— podniosła ręce w geście obronnym i kontynuowała swój lunch.
___
Tak jak obiecałam, jest pierwszy rozdział nowej książki. Wiem, że rozdział jest trochę nudny, ale sa w nim zawarte Dość istotne informacje. Niedługo ustalę w jakie dni będą pojawiać się rozdziały. Mam nadzieję, że książka przypadnie wam do gustu.
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro