Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

you feel the same

Dzień po dniu Louis sukcesywnie zdobywał zachowanie Harry'ego. Dzień po dniu również co raz bardziej mu się podobał. Wiedział, że musiał to zgłosić, ale wtedy cała praca poszłaby się paść. Wszystko co razem zbudowali, mogłoby runąć. Dlatego przedłużał moment poinformowania przełożonego. Zadurzał się w Harrym, nawet nie znając jego orientacji.

Po sytuacji z przytulaniem się w świetlicy też powiedział. Musiał. Jego przełożony, Cowell, czasem wykazywał jakieś cechy ludzkie, więc kazał często informować o postępach w terapii.

*******

Harry już potrafił się przemóc, żeby wyjść z Louisem do parku. Ostatnio terapia szła dynamicznie i postępy były zadzwiające. Brakowało mu tylko głosu i chciał, żeby koszmary ustały. Już od pewnego czasu zbierał się, żeby przekazać w liście terapeucie jego historię, ale zawsze było coś innego do zrobienia.

Na powietrzu najczęściej ćwiczyli utraconą mimikę twarzy Harry'ego, tak, żeby pokazywał mu w inny sposób, co mu pasuje a co nie. Ćwiczyli uśmiechy, wyrażanie niechęci czy stresu, złość i frustrację. Czasem po prostu chodzili, a Harry zbierał kwiaty z parku.

Wyćwiczyli razem fakt, że Harry może być czasem przypadkowo szturchany przez ludzi i nie musi się bać takiej formy kontaktu. Anne była wniebowzięta widząc jak jej syn zmienia się z dnia na dzień, że częściej się uśmiecha i gra na gitarze. Z Louisem to było tak, że byli bardziej przyjaciółmi, niż terapeutą i pacjentem.

Simon Cowell, założyciel ośrodka już od pewnego czasu obserwował ich z okna. Tomlinson miał przed sobą świetlaną przyszłość. Był charyzmatyczny, nie bał się próbowania nowych metod, leczenia w sposób kontrowersyjny i niepojęty.
-Co myślisz Nick? - Zapytał wskazując na Harry'ego i Louisa, którzy szli przez park. Louis opowiadał coś, a Harry zdawał się chłonąć każde słowo z pasją.
-Urocza para, słodkie dzieciaki - powiedział czarnowłosy wpatrując się w nich jak w obrazek.
-To jest psychiatra z pacjentem. - oburzył się dyrektor
-To dwójka młodych ludzi, którzy wciąż mają uczucia. I chyba czas iść na emeryturę, skoro nie dostrzegasz tych spojrzeń.
-Ile siedzisz na moim oddziale Nick?
-Myślę, że byłem pierwszym pacjentem w tym ośrodku Simon.
-A znasz się lepiej, niż ja przyjacielu. Może to faktycznie czas na odejście.

*******

Na jednej sesji wszystko poszło za daleko. Tego dnia zostali w ośrodku. Pogoda nie sprzyjała. Siedzieli na przeciwko siebie, a Harry założył ręce na piersi i wyglądał jak naburmuszony dzieciak, a Louis się z niego śmiał.

-Przecież nie wyjdziemy w taką pogodę z domu, zobacz tylko- wskazał na okno - jest ulewa. Rozchorujesz się Aniołku.

I to było coś co przełamało wszelkie granice.
Harry zerwał się z fotela. Podszedł znacznie bliżej, niż powinien, oboje wiedzieli, że za blisko. Żaden nic z tym nie zrobił. Harry, wstydliwy, zagubiony w życiu, tylko Harry, pocałował doktora Tomlinsona. Wydało mu się to tak głupim pomysłem, że od razu chciał się wycofać, ale poczuł ruch jego warg i ciepłe ręce owijające jego plecy i szyję, chcąc go mieć jeszcze trochę bliżej. Wybuchło między nimi niespodziewanie. I to był najlepszy pocałunek w życiu. Louis żarliwie i z pasją smakował tych malinowych warg.

Odsunęli się, kiedy brakowało im tchu.
Byli rozemocjonowani. Harry nie myślał, bo jego mózg zgubił się gdzieś w ustach Tomlinsona.

-Dupek.

I jakie było zdziwienie obu, bo tego słowa nie wypowiedział Lou. Piękny, głęboki, melodyjny głos, trochę zachrypnięty, ale to było coś niesamowitego.

-Powtórz- powiedział szatyn.

-Dupek. - bo jak inaczej miał nazwać faceta, który go leczy, ale przyciąga do pocałunku, kiedy Harry tak bardzo nie wie co ma ze sobą zrobić. Sam zaczął, ale nie spodziewał się, że to doprowadzi go do punktu w którym zacznie mówić. -Lou, ja mówię. - wydawał się właśnie obudzić.

-Mówisz i masz piękny głos.- uśmiechał się całym sobą. Dotknął jego policzka kciukiem. Harry mówił i to się liczyło. Był taki szczęśliwy.

Pomimo wszystko, oboje siedzieli całą noc na łóżku. Harry nie zamykał buzi na dłużej, niż pięć sekund. Dużo się śmiali. Rano, kiedy Tomlinson wyszedł, loczkowi wcale nie chciało się spać. Wyciągnął swoją gitarę i notes spod łóżka. Dostał go na siedemnaste urodziny i to był ten rodzaj prezentu, z którym nie rozstałby się do śmierci. Otworzył na odpowiedniej stronie i zaczął grać. Jego gardło bolało, ale to była kwestią tego, że paplał jak najęty.
Cichutko śpiewał. Napisał piosenkę. Wszystko dotyczyło jego. Jego dawniejszego życia i obecnego. Włożył w to całe serce.

*******

Czekał na czas rozpoczęcia sesji. Kiedy wybiła godzina dwunasta, leciał jak,na skrzydłach.
Louis stał przy wielkim oknie. Harry podbiegł do Niego i poklepał po ramieniu. Odwrócił się, a Harry znowu go zaskoczył. Wpił się w Jego usta. Ich pocałunek wskoczył na nowy poziom, kiedy młodszy oparł ich o parapet i go pogłębił. Jęczeli w swoje usta, a ręce wędrowały po ciałach.
Poznawali na swoich ciałach każdy szczegół i wypukłość.

Ktoś niecierpliwie stał w drzwiach przyglądając się tej dwójce. Nie zauważyli go, kiedy cicho odchrząknął.

-Tomlinson- po pokoju rozniósł się donośny, ale opanowany głos kierownika oddziału, doktora Liam'a Payne'a.

Louis i Harry odskoczyli od siebie.
Harry chciał się ewakuować, ale Louis przytrzymał jego dłoń.

-Cóż, twoje metody leczenia są niecodzienne, co Ty sobie wyobrażasz? - Payne złapał się za głowę i opadł na fotel Harry'ego. -A ty Harry, to prawda, że mówisz? - zwrócił się do loczka.

Jego twarz jeszcze nigdy tak nie piekła i nie była taka czerwona. Ostatnio zbyt często się zawstydzał, ale kto by nie zburaczył.

-Tak proszę pana, mówię.

-Musimy porozmawiać w takim razie. W trójkę. Więc tak, żebym czegoś nie pominął - Liam podrapał się po brodzie. Sytuacja była niecodzienna i wymagała niecodziennego rozwiązania - mieliście terapię, normalną i co się stało, że doszło do czegoś takiego?

-To może ja- Louis wtrącił, ale nie dane było mu kontynuować.

-Nie Tomlinson, z Tobą porozmawiam sobie później. Harry?

-To moja wina, to ja pocałowałem Louisa. Proszę, nie zmieniajcie mi terapeuty, będę trzymał ręce przy sobie.

-Teraz Louis, co masz do powiedzenia?

-Nie przerywaj terapii Liam, to działa. Nie będę się zbliżał do Harry'ego.

-Oczywiście, bo znam Cię jeden dzień Tomlinson - wysyczał.

Po godzinnej dyskusji każdy miał dość.

-Louis do cholery, co ja mam z wami zrobić? Harry zaczął mówić jak go pocałowałeś, więc co będzie następne, seks? Nie możemy tak ryzykować, jak dyrektor się dowie, to wylecimy stąd w trójkę, a Ty stracisz prawo do wykonywania zawodu. - wskazał palcem na Louisa.

Harry był senny, nie spali całą noc, dawało się to we znaki właśnie teraz. Oparł się o klatkę piersiową Louisa, i mimowolnie ziewnął.

-Przyjacielu, znasz mnie tyle lat, Harry mi się podoba, wiesz, że nie ryzykowałbym pracy prawda? Dobrze wiesz, że z mojej strony to pierwszy raz, staram się nie łączyć pracy z życiem prywatnym, ale to już się stało.

*******

Po całych trzech godzinach, Louis właściwie niósł Harry'ego do jego pokoju. Długo rozmawiali, nie znaleźli rozwiązania, które miało być wygodne dla każdej ze stron. Loczek też dużo mówił, zrzucał winę na siebie, byleby tylko nie ukarali Tomlinsona.

Położył go na łóżku i przykrył zielonym puchatym kocem.

-Na prawdę Ci się podobam? - zamruczał sennie w poduszkę.

-Tak, cholernie bardzo Harry. - Chciał odejść, bo czekały go jeszcze papiery i rozmowa z Liam'em.

Harry energicznie się podniósł do siadu. Wiedział, że nie chce być sam, tym razem potrzebował kogoś kto pomoże mu przejść przez swoje koszmary.

-Mam koszmary, co noc, tylko kiedy zasnę. Budzę się i idę w kąt. Siedzę tam do rana, bo zazwyczaj budzę się około trzeciej. Proszę, zostań.

Louis przysiadł na łóżku i wplątał rękę w Jego włosy. Po chwili ją cofnął wiedząc, że granice już zostały przekroczone.

-Śpij H, będę tu cały czas. Przejdziemy przez to razem.

Siedział w pokoju już od dwóch godzin. Liam wysłał mu kilka wiadomości. Napisał mu gdzie jest, więcej sms'ów już nie dostał. Prawda była taka, że pomimo zależności zawodowych, Liam był jego najlepszym przyjacielem i wiedział, że Louis jest odpowiedzialny i na prawdę mocno wpadł po uszy, skoro dał się bez przeszkód całować chłopakowi z problemami.

Szatyn ułożył się na łóżku koło loczka, kiedy ten zaczął się niespokojnie wiercić. Widział, że rozpoczyna się koszmar chłopaka, ale nie chciał go budzić. Gładził jego przydługie włosy i szeptał kołysankę, którą kiedyś śpiewała mu mama. Oczywiście, że to nie miało nic wspólnego z terapią czy nawet psychiatrią, ale to były sposoby jego matki, więc musiało podziałać.

Harry wtulił się w klatkę piersiową Louisa i jego oddech się wyrównał. Koszmar się skończył, nie obudził się, więc musiało śnić mu się coś przyjemnego. Tomlinson również zasnął.

Obudziło go coś co rozpychało się na łóżku. Jęknął widząc, że nie jest sam. Po chwili przypomniał sobie, że prosił Louisa, żeby z nim został. Jego ciało było zrelaksowane, a twarz wykrzywiała się w lekkim uśmiechu. I jakim byłby idiotą, gdyby go teraz nie pocałował. Wąskie różowe wargi, aż prosiły się o dotyk tych malinowych, które zdawały się być stworzone dla siebie. Louis zamruczał w Jego usta. Było za późno, już przepadł i nie potrafił z tego wyjść. Pierwszy raz od bardzo dawna obudził się nie z powodu dręczących go mar.

-Mógłbym być tak budzony zawsze H.
-Przepraszam, że Cię obudziłem. - wyszeptał. - miałem Cię już nie całować, ale to było troszkę silniejsze ode mnie. Nie chcę zmieniać terapeuty, ani nie chcę przestać Cię całować, czy to bardzo popieprzona sytuacja?

-To zdecydowanie najbardziej popieprzona sytuacja jaką miałem w całym swoim życiu. Ale podoba mi się to. Nie powinniśmy, to moja wina, nie twoja kochanie, ale nie potrafię już znaleźć drogi powrotnej z tego wszystkiego. Mogę Ci jedynie obiecać, że będę przy Tobie nawet po zakończeniu terapii. - szeptał i muskał ustami nosek Harry'ego, policzki i czoło.

I to dało mu kolejną porcję siły do dalszej walki ze swoimi demonami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro