Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

But you say

Szedł na terapię, jak zwykle zapukał i po przyzwoleniu wszedł do środka. Nadal było mu głupio za wczoraj. Na biurko odłożył kartkę, którą dostał.

Usiadł na stałym miejscu i czekał na rozpoczęcie dzisiejszej sesji.
Tomlinson wyglądał blado. Jego policzki okalał zaniedbany zarost, a pod oczami można było zobaczyć szare podkowy.

-Dobrze- powiedział zachrypniętym głosem- czy to w porządku, jeżeli zaczniemy od tego ćwiczenia co wczoraj? To trochę rozluźnia.

Harry pokiwał głową na tak. Nie wiedział jeszcze co w tym oddychaniu i myśleniu o wieszakach niesamowitego, ale skoro trochę go uspakajało, to czemu nie.

-Czy możemy dzisiaj spróbować z przymkniętymi oczami? Nie mówię, żebyś je na siłę zaciskał, bo wtedy się nie uda.

Powtórzyli ćwiczenie, zgodnie z instrukcjami lekarza, a przez plecy młodszego przeszedł przyjemny dreszcz i wzdrygnął się. Otworzył oczy i popatrzył pytająco na lekarza. No, bo czy to były jakieś czary?

-Spokojnie, to naturalne odczucie. Właśnie wtedy wiemy, że stres zaczyna odpuszczać.
Czy możemy dzisiaj omówić twoje odpowiedzi? - jego głos był szorstki, nie płynny jak każdego dnia, ale Harry'emu to nie przeszkadzało.
Skinął głową.

Szatyn otworzył zgiętą na pół kartkę.
-Dobrze, na pytanie o najpiękniejsze miejsce na ziemi odpowiedziałeś, że Brazylia, byłeś tam?
Nie
-A chciałbyś tam kiedyś pojechać?
Tak
-Brazylia jest piękna, to fakt, jeżeli chcesz, jutro mogę przynieść Ci zdjęcia, które zrobiłem.
Tak
-Drugie pytanie dotyczyło ulubionego zwierzęcia. To pies, więc masz psa?
Tak
-Tęsknisz za nim?
Tak
-Już niedługo będziesz mógł się z nim zobaczyć. - westchnął i odwrócił kartkę na drugą stronę.
-Przepraszam za wczoraj? - spojrzał na chłopaka i potarł brodę. -Nie masz za co przepraszać H, miałeś chwilę zwątpienia, rozumiem, po prostu tego potrzebowałeś.

Harry znów się zaczerwienił.

-To może dzisiaj Bach, zróbmy sobie chwilę wolnego, nie czuję się najlepiej, przepraszam. - Wczorajsze wydarzenia spowodowały chęć upicia się. I kto miałby mu bronić. Jego praca była ciężka, więc musiał to sobie w jakiś sposób odbić. Nie był alkoholikiem. Po prostu musiał czasem odreagować.

Tomlinson wstał z miejsca, żeby włożyć płytę do odtwarzacza. Złapał się za głowę, która zaczęła pulsować. Nim Harry zdążył mrugnąć, doktor Tomlinson leżał na podłodze. Harry wstał ze swojego miejsca. Był przerażony. Nie wiedział co ma robić. A co jeśli on nie oddycha? Pomyślał, będąc kłębkiem nerwów.

Musiał kogoś powiadomić tylko jak? Nie mógł krzyczeć o pomoc. Nie pewnie podszedł bliżej. Wahał się przez chwilę, ale złapał doktora za ramię, delikatnie nim potrząsając. Przyłożył rękę do jego ust, ale nic nie poczuł. Zbliżył, więc policzek. Ciepły i o dziwo alkoholowy oddech był na swoim miejscu. Nie wiedział co zrobić. Poprzedniego dnia walczył o to, żeby nie odbierali mu Tomlinsona, a teraz miał zgłosić, że zemdlał? Jeżeli wzięliby lekarza, od razu wyczuliby alkohol. Zebrał wszystkie swoje siły, na odwrócenie go na bok i ułożenie jego nóg i rąk w sposób, który pomógł mi oddychać i w razie czego zwymiotować, tak aby się nie zakrztusił. Podłożył mu pod głowę poduszkę z własnego fotela.

Następnym krokiem było zamknięcie drzwi na klucz, żeby nikt nie wszedł. Sprawdził czas na zegarku. Miał jeszcze całą godzinę na doprowadzenie doktora do normalnego stanu. Wszedł do małej łazienki, która była dołączoma do gabinetu i zmoczył mały biały ręcznik zimną wodą. Jego serce biło jak szalone. Co on tak właściwie robił? Ach tak, ratował doktora Tomlinsona przed wyrzuceniem z pracy. Tylko jakim cudem nagle udało mu się zburzyć te wysokie mury, jakie wybudował, by nikt się do niego nie zbliżył? Wycisnął dokładniej mokry ręcznik i spojrzał w lustro. Zaczęła ogarniać go panika. "nie teraz, błagam". Odpędził złe myśli i wyszedł, kierując się w stronę terapeuty. "całe szczęście, że upadłeś na dywan"
Odgarnął przydługie włosy z jego karku i przyłożył tam zimny ręcznik. Bodziec był tak silny, że Louis podniósł się do siadu piszcząc mało męsko.
-Harry? - zamrugał i podrapał się po brodzie - Co się stało? Jego oczy były hipnotyzujące.

Harry wstał jak poparzony i zabrał pierwszą kartkę i długopis z brzegu. Usiadł obok Louisa i napisał: "zemdlałeś, ale nikogo nie wezwałem, bo czuć od Ciebie alkohol."
Podał mu kartkę i Louis zrobił "Och" w którymś momencie czytania.
-To na prawdę nie tak. Nie piłem w pracy, przysięgam na wszystko. To tylko wczoraj, prawdopodobnie za dużo, ale hej. Jestem człowiekiem, a nie maszyną - Uśmiechnął się delikatnie - i Harry, dziękuję.
Harry z satysfakcją wrócił na swoje miejsce, uprzednio podnosząc poduszkę z miejsca lekarza.
Ten również wstał i obrócił wszystko w żart, a Harry gdyby tylko mógł, jego twarz ułożyłaby się w: really bitch?
-No to może dokończymy to co robiliśmy? Włączę Bacha tak?

Nastolatek skinął głową, uśmiechając się w swojej głowie.

Harry był zmęczony. Co chwilę walczył z powoli zamykającymi się powiekami. Nie wiedział dlaczego, ale czuł, że mógł zasnąć przy szatynie. Może ufał mu już wystarczająco, żeby wiedzieć, że drugi nie zrobi mu nic złego. Oparł się o fotel i zrobiło mu się ciepło. Zauważył, że pierwszy raz od długiego czasu wcale nie myślał o tym co zrobił. Odsunął te wszystkie straszne myśli na bok i miał chwilę na zajecie głowy czym innym. Kimś innym. Tomlinsonem. To nie powinno się dziać. Nie mógł do tego dopuścić. Pomyśli o tym później.

Louis podniósł głowę, żeby spojrzeć na Harry'ego, który aktualnie odbywał drzemkę na fotelu. Nie powinien sobie na to pozwalać. Tak samo jak Louis nie powinien w tym momencie wstawać i podchodzić do niego. Ale podszedł i złożył na czole bruneta delikatny pocałunek. Nie wiedział co nim kierowało. Albo wiedział. Chciał w jakiś sposób podziękować. Harry bardzo mu się podobał. Gdy tylko jego ciepłe wargi dotknęły delikatnej skóry bruneta, odskoczył od niego jak poparzony. Wiedział, że to nie na miejscu przez różnicę wieku, przez to jakie miejsca zajmowali i przez to, że do cholery tak na prawdę miał wyleczyć go przede wszystkim z lęków, a nie zniechęcać go jeszcze bardziej, o ile tak można było.

Usłyszał ciche mruczenie z ust młodszego. Przetarł oczy, a ten jeszcze raz zamruczał. Tym razem lekarz usłyszał coś na kształt "Lou". Nikt nie był w stanie opisać, co czuł. To znaczyło, że zmiany w Jego psychice nie są na tyle trwałe, żeby nie mówił do końca życia. Jednak było coś co szczególnie go zainteresowało. Harry o nim śnił. Chyba. Czy to było w ogóle możliwe?

Po cichu wrócił na swoje miejsce. Delikatny uśmiech uformował się na jego wargach i pokręcił głową. Wziął jedną z kartek papieru i zwinął ją w kulkę. Rzucił celnie w ramię pacjenta. Przecież obiecał mu się nie zbliżyć, więc nie mógł podejść ponownie, a tym bardziej pozwolić, żeby Harry dowiedział się o tym co przed chwilą zrobił.

Brunet przetarł oczy piąstkami i podniósł się do siadu. Louis pomyślał, że to była najbardziej urocza rzecz jaką zobaczył. Spanikowany pacjent zerknął na terapeutę. Ten tylko ponownie się uśmiechnął i wzruszył ramionami.

-Przecież obiecałem, że nie będę podchodził, więc rzuciłem papierową kulką - wskazał na przedmiot, który leżał obok prawej nogi Harry'ego. - mówisz przez sen Harold - uśmiechnął się szeroko.

Harry patrzył na niego w szoku. I to był chyba drugi raz kiedy cała Jego twarz wyrażała jakiekolwiek emocje. Jego oczy były szeroko otwarte, a do ust prawie wleciała mucha.
Jak to mówił, przecież On nie mówi, czy to była jakaś gierka?

*******

Z tymi myślami spędził czas do następnej wizyty. Na początku położył zapisaną kartkę ze swojego notesu na rogu biurka.

Tomlinson otworzył ją i po chwili odpowiedział.

-Więc to, że mówisz przez sen to znaczy, że będziesz mówił, tylko musimy przejść razem przez pewne bariery w twoim życiu. A co powiedziałeś? Cóż - potarł swoją brodę. - nie wiem czy chcesz to wiedzieć. Uprzedzam, że to może być trochę szok, na pewno chcesz?

Harry pokiwał głową. Szczerze to był podekscytowany, że coś powiedział i chciał wiedzieć co, a z drugiej strony bał się, że jego znikome poczucie stabilności może zostać zniszczone.

-No dobrze, więc powiedziałeś "Lou", moje imię.

Zapadła cisza, a Harry znowu zrobił się czerwony.

-Ale to nic tak? Spokojnie. Mamy duży postęp. Ćwiczenie rozluźniające, a później coś nowego dobrze? -zapytał spokojnie
Harry o mało nie prychnął, takie ćwiczenie ostatnio go ululało. Ale zgodził się.

Więc powtórzyli swoją czynność, Harry poczuł dreszcz i niesamowity spokój, który przeniknął do każdej komórki jego ciała. Jego twarz pierwszy raz nie miała tego swojego spiętego wyrazu, tylko była rozluźniona.

-Chcę Ci coś pokazać Harry. Jako, że na terapię nie zabieram swojego telefonu, chcę, żebyś podszedł do lustra w łazience.

Harry znowu zastygł.

-Rozluźnij się tak jak poprzednio, a kiedy przejdziemy do łazienki, chcę, żebyś zobaczył to co ja przed chwilą.

Okej, teraz był zaintrygowany. Bo do cholery czy na jego czole wyrósł gigantyczny pryszcz?
Louis otworzył mu drzwi łazienki, a on powoli podszedł do niego. W końcu już raz był blisko, nic się nie stało. Nie stanie się i tym razem. Nie pozwoli na to.

-zamknij oczy i za chwilę pozwól sobie zobaczyć to co ja. - powiedział cichutko Louis.

Zrobił to. I kurwa był z siebie tak niewyobrażalnie dumny. Wziął głęboki wdech i otworzył oczy. Jego twarz układała się w inny wyraz co chwila. Uniósł brwi i udał zdziwienie, na co po raz pierwszy od bardzo dawna się uśmiechnął.
-Wracajmy do gabinetu. - zarządził melodyjnie doktor.

-Więc mam dla Ciebie zdjęcia z Rio de Janeiro i kilku ciekawszych miejsc w Brazylii. Ale poczekaj. Czy mógłbym podejść i sam Ci je podać?

Nagle strach wziął górę, kiedy wydawało się, że może być tylko lepiej. Już był tak niedaleko celu, ale spieprzył sprawę.

-Harry, pięć wdechów, wiesz jak. - zarządził Louis.

I faktycznie pomogło. I teraz miał mały mętlik w głowie. Bo nie wiedział czy pomagają mu te wszystkie ćwiczenia, czy to głos Tomlinsona sprowadza go do rzeczywistości.
Ale zgodził się i ponownie dokonali przełomu. Razem.
Harry przyjął zdjęcia. Oglądał i był zafascynowany. Tomlinson był świetnym fotografem. Co raz odwracał je w stronę lekarza, a ten cierpliwie opowiadał mu gdzie było zrobione i dlaczego akurat buty Brazylijczyka, a nie maska karnawałowa.

Loczek był tak zaaferowany pięknem fotografii, że nie zarejestrował tego, że są bliżej niż kiedykolwiek, oprócz może jednej sytuacji w świetlicy.

Louis przystąpił do realizacji programu terapii. Przytargał swój fotel na przeciw tego, który zajmował Harry i usiadł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro