Baby we could be enough
#10Yearsofonedirection
.
Louis miał rację, miał kurewską rację, bo było lepiej. Kilka tygodni później, był gotowy na wyjście z ośrodka. Harry zapinał swoją torbę. Nie miał tam wiele, ale czuł się lepiej niż kiedy tu przychodził po raz pierwszy i niepewnie rozglądał się po tym pokoju, nie dało się ukryć.
Czuł się lżejszy. Nie zapomniał. Nigdy by nie zapomniał, ale doktor Tomlinson nauczył go jak radzić sobie z chwilami słabości, jak przywoływać te dobre chwile.
-Masz wszystko?
-Chyba tak, będzie mi brakowało tego miejsca - wzruszył ramionami.
-Ruszajmy, do Holmes Chapel długa droga.
Delikatnie uśmiechnął się na wspomnienie swojego miasta.
-Ale czy Oni mnie tam znów zechcą? Czy Niall i Zayn mi wybaczą? Niby pisali do mnie dużo wiadomości i nie chcą rezygnować z naszej przyjaźni, ale wciąż się boję
-Czekają na Ciebie w domu kochanie.
Harry wiedział, że Jego mama ostatnio kiedy tu była, wręczyła pokaźną sumę w kopercie doktorowi Cowellowi. Nie miał się o co martwić. Wszystko między nim, a Louisem zostało między nimi, a Liam'em. Doktor Cowell, zgodnie z prośbą nie powiedział Anne, więc wszystko miało być swojego rodzaju niespodzianką.
I wyszli zostawiając za sobą miejsca, które dla Harry'ego miały duży sentyment. Przypominały o niecodziennym romansie, niekiedy żarliwych pocałunkach i wspólnych razach z Louisem, kiedy oboje byli tak napaleni, że uprawiali seks w na prawdę niedorzecznych miejscach.
Na przykład pierwszy raz był kilka dni po wyznaniu loczka. Siedzieli w gabinecie. Oboje skanowali się wzrokiem, aż Harry nie wytrzymał. Sam wzrok Louisa wypalał w nim dziurę, aż robił się twardy. Kochali się na biurku. Do nieprzytomności. To był zdecydowanie najlepszy seks w Jego życiu. Louis był taki kochany, doświadczony. Wszystko robił dokładnie, a zarazem delikatnie. Wszystko było jakby z filmu.
Jechali i byli coraz bliżej. Harry uważnie przyglądał się wszystkim drzewom i mógł śmiało stwierdzić, że dużo się zmieniło.
W końcu dojechali. Nie wyciągając walizek z samochodu, weszli do domu.
-Hej- Louis szepnął mu do ucha - jestem z Tobą. Spokojnie.
Anne weszła do przedpokoju. Szczęka prawie spadła jej na podłogę, kiedy zobaczyła swojego syna wraz z doktorem Tomlinsonem.
-Harry? Doktor Tomlinson? Co się stało? - spoglądała to na jednego to na drugiego.
-Kocham Cię mamo - podszedł do kobiety i ją przytulił.
Oczy Anne zaszły łzami.
-Mój mały chłopiec mówi, mówisz i się nie chwaliłeś. Jakim cudem to przeoczyłam.
Louis uśmiechnął się, widząc tą dwójkę. Tak na prawdę teraz byli pogodzeni z tym co się stało. Byli szczęśliwi, że mieli się nawzajem. Szatyn był spełniony zawodowo i prywatnie.
-Może Pan zostanie z nami na kolacji? Poza tym chciałam przeprosić. Jak każda matka chciałam bronić moje dziecko, sama byłam kilka miesięcy temu zbyt wybuchowa.
-To na prawdę w porządku.
-Hmm, mamo - Harry ją zaczepił - bo umm - zająknął się - Bo Louis zostanie u nas kilka dni. On, ja i On - Harry'emu na prawdę odebrało mowę, ale to tylko wyłączenie ze stresu. Louis pogładził jego ramię i przejął odpowiedzialność za ogłoszenie tego kobiecie.
-Ja i Harry zbliżyliśmy się do siebie. Ja go kocham.
Anne patrzyła to na jednego, to na drugiego i szukała jakiegoś potwierdzenia, że to żart. Jednak niczego nie znalazła. A z progu kuchni usłyszeli donośny gwizd.
-To się porobiło- usłyszeli głos Zayna.
-No i to bardzo. Lepiej, niż w telenoweli- Niall wcale nie ułatwiał.
Jednak ta trójka nie zwracała uwagi na przytyki przyjaciół Harry'ego.
Kobieta podeszła do Louisa, a On na prawdę nie wiedział co zrobić, więc nawet nie drgnął, Anne zgarnęła go w uścisku.
-Dziękuję, tak bardzo Ci dziękuję. Witaj w domu Louis.
Harry się popłakał. Przylgnął do nich.
-Mamo ja nie chcę powtórki, chcę w końcu być szczęśliwy, a przy Louisie jestem, pozwól nam, po prostu pozwól. - zacisnął oczy głęboko oddychając.
-Kochanie - matka wzięła jego poliki w dłonie. - Wiem, że razem będziecie szczęśliwi.
Później było już tylko lepiej. Harry odbył długą rozmowę z Zaynem i Niallem. Zapewniali go, że będą przy nim i będą go wspierać.
Kiedy Gemma wróciła kilka dni później, zauważyła, że Harry jest w domu. Siedział w salonie i oglądał film. Louis wybrał się po drzewko, a jego mama znaleźć odpowiedni prezent, bo Harry powiedział, że Louis ma w wigilię urodziny.
Był sam i był cholernie przerażony, że Gemma będzie go atakować. Jego siostra od zawsze była taką typową córeczką tatusia, a Harry wpadką i pomyłką. Stanęła w progu i wszystko w Harry'm skupiało się właśnie na niej.
-Cześć Harry - powiedziała cicho. Brunet był w całkowitym szoku. - zapomniałam, że Ty nie mówisz - westchnęła.
Wziął głęboki oddech - Mówię Gemma. Mówię od dawna.
-Ale, ty, ty byłeś w zakładzie - zacięła się jak stara płyta.
-Dla czubków, wiem. - przytaknął cicho. - Wiesz dlaczego się tam znałazłem?
-Bo z zimną krwią zabiłeś ze swoim chłopaczkiem tatę, próbując wmówić wszystkim, że próbował Cię skrzywdzić, pamiętam tę historię. Po którejś z kolei przeprowadzce, straceniu wszystkich przyjaciół i znajomych nie da się zapomnieć Harry - syknęła. - powinieneś gnić w więzieniu. Gdzie mama? Ją też zatłukłeś?
-Jest coś o czym nie wiesz Gemma. Ojciec nigdy nie był taki jak Ci się wydawało. Czasem bił mnie tak mocno, że następnego dnia nie mogłem wstać z łóżka, wyzywał tak, że zanim poznałem Thomasa, próbowałem się zabić, czując się jak bezwartościowe gówno, którym mnie nazywał, tylko tłumaczył Ci, że jestem ofermą i mazgajem, że ciągle się wywracam i wdaję w bójki w szkole. Mama zawsze chroniła Cię przed tą stroną ojca, tylko ja nie zawsze to wytrzymywałem. Czasem płakałem tak mocno, że dostawałem leki na uspokojenie, mama przyszła za szybko, kiedy przedawkowane leki nie zdążyły zadziałać. Wtedy myślałaś, że mam zatrucie pokarmowe, leżałem w szpitalu. Lekarze oczywiście pytali czemu mam te wszystkie ślady, te blizny po papierosach na brzuchu, ojciec wywinął się bójkami i zakładem z kolegami - uniósł koszulkę, a kilkanaście białych okrągłych blizn znajdowało się na jego spiętym chudym brzuchu. - To był mój prezent na szesnaste urodziny Gemma, szesnaście cholernych śladów na zawsze.
-Nie wierzę, to nie może być prawda, tata taki nie był. - w jej oczach pojawiły się łzy.
-Był - doszedł ich cichy głos matki z przedpokoju. - był Gemma dokładnie taki, a nawet gorszy, kiedy chciał zabić Harry'ego.
Jego siostra patrzyła na nią i na obcego mężczyznę, który wszedł do środka trzymając drzewko.
-Harry co tu się dzieje? - w sekundę po odstawieniu jodły był przy nim.
-Powiedziałem Gemmie wszytko - wyszlochał.
-Wyjdziemy na spacer i porozmawiamy, tak? - zerknął na Harry'ego i od razu dostał skinięcie głową.
Przeszli prawdopodobnie długie kilometry, zanim Louis zdążył uspokoić Harry'ego. Wytłumaczył mu, że Gemma musi przetrawić te informacje, że jego mama musi z nią szczerze porozmawiać.
Kiedy weszli do domu zobaczyli mamę Harry'ego, która tuliła do siebie zapłakaną dziewczynę.
-Przepraszam, tak bardzo przepraszam braciszku - wtuliła się w niego, a Harry na nowo się rozpłakał.
Wybaczyli sobie, a wszystko za sprawą Louisa. Ten szatyn wniósł do ich domu miłość i spokój.
Nie mogli sobie wyobrazić teraz innego życia, kiedy Louis i Harry siedzieli przytuleni na kanapie oglądając filmy, pies Harry'ego, Clifford siedział im na kolanach, a Anne i Gemma robiły świąteczne wypieki. W końcu zbliżała się gwiazdka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro