1; zmiana
Słońce powoli wstaje, aby zaświecić nad Norwegią i dać możliwości do uśmiechu. Przedziera się przez chmury, które idą w swoje strony lub też przebijają się przez góry.
Siedzę w samolocie, który leci na lotnisko w Tromsø. A potem praktycznie od razu przesiadka do następnego lotu. Tym razem w stronę mojego ulubionego Narwiku.
To jest to miasto. To, w którym, powiedzmy, się wychowałem. W dzieciństwie bardzo często tutaj jeździliśmy. Uwielbiałem przebywać w naszym rodzinnym domku, który jest usadowiony w górach razem z rodzeństwem i rodzicami.
Wracam tam po tylu latach nieobecności. Wracam, aby od nowa poczuć tą radość przebywania tam.
Czy mi się uda? Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Otwieram oczy i patrzę przez okno samolotu. Już powoli widać cudowne miasteczko o nazwie Tromsø, które budzi się do życia.
Po następnych trzech godzinach spędzonych w podrózy, w końcu, otwieram drzwi domku.
Stawiam walizkę w przedpokoju i zmierzam w stronę dużego salonu, z którego widok zabiera mi dech w piersiach.
Z dużego okna balkonowego, które ciągnie się przez cały salon widać wzgórza i staw.
Uśmiecham się sam do siebie, kiedy przez moją głowę przelatują wspomnienia z dzieciństwa.
Pomimo, że te wspomnienia już nie wrócą to i tak pozostawiam uśmiech na ustach.
Chwilę potem poważnieje. Odwracam się i staje przed dość długim lustrem. Patrzę się w jego odbicie spokojnie, bez żadnego wyrazu twarzy.
Czas rozpocząć nowy rozdział. To jest ten czas na zmiany.
----
jak wrażenia po wiśle?
a i postaram się wstawiać rozdziały piątek/niedziela, ale nie obiecuje, bo aktualnie jestem tak zawalona życiem, że czasami nie mam czasu się podrapać po nosie, a co dopiero napisać i wstawić rozdział.
także bądźcie cierpliwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro