Y
Napięcie wypełniało ciała młodych dorosłych, powodując, iż niemal zamierali przy każdym głośniejszym dźwięku dochodzącym zza drzwi. Dźwięki zegara nakładały na ich ramiona presję, której nie byli w stanie zignorować, pomimo ogromnych chęci. Każde z nich zdawało sobie sprawę z tego, że sprawa jest stracona po takim czasie, jednak wciąż próbowali się okłamywać i myśleć pozytywnie.
Pomimo przeszukiwania pokoju, który w teorii Elias powinien znać, to ledwo powstrzymywał cisnące się na usta przekleństwa. Chaotycznie odsuwał szuflady, niemal wyrzucając ich zawartość. Wszystko po to, aby znaleźć choć jedną poszlakę mogącą ich zapewnić, że Eric żyje. Że wcale nie uciekł, wystawiając sobie tym samym wyrok śmierci. Yael chciał wierzyć, iż jego brat nie jest na tyle głupi, aby podjąć działanie na własną rękę i sprzeciwić się matce.
Pragnął, aby ktoś w tym momencie powiedział to na głos, zakłamując rzeczywistość, z której wszyscy zdawali sobie sprawę. Chłopak był za dobry na Śmierciożercę i zbyt naiwny na zauważenie, że ktoś manipuluje nim w imię wyższego celu. Mógł od dawna leżeć martwy w rynsztoku, a z perspektywy czasu mogłaby się to okazać największa okazana mu od wszechświata łaska.
Yael przygryzł wargę, nie znajdując nigdzie ani pieniędzy, ani notatnika brata, w którym zapisywał on zarówno przepisy na nowe eliksiry, jak i wszelkie planowane spotkania. Wciąż nie mógł trafić na żaden ślad, a wszystko zdawało się niemal idealnie zatarte, jakby sam Eric mówił, że nie chce zostać znaleziony. Jeżeli tak było, nie przewidział jednej rzeczy; Elias nie miał zamiaru pogodzić się z takim pożegnaniem.
Noe tymczasem przy pomocy różdżki szukała ukrytego dna w meblach, lewitując jednocześnie przedmioty, które w nich zalegały. Nerwowo zerkała na Lailę, próbującą przy użyciu dość prywatnych przedmiotów namierzyć ich właściciela. Starała przypomnieć sobie wszystkie zaklęcia, o których pisała przydługie eseje dla Flitwicka, jednak żadne z nich nie działało, tak, jakby Eric nigdy nawet ich nie dotknął. Jej irytacja była jedynie potęgowana przez niby ukradkowe spojrzenia Eliasa, który za każdym razem z ogromną nadzieją spoglądał na nią, wierząc, że w końcu jej się uda. Wiedząc, iż tylko jej się może udać.
Prestia nie wiedziała, czy to, co zamierza zrobić, jest mądre, albo odpowiednie w tym momencie, jednak zaczynała z każdym dniem coraz bardziej rozumieć to, jak ulotny jest czas i jeżeli się nie pospieszy, może naprawdę mieć czyjąś krew na dłoniach. W dodatku kogoś, kto nie zasłużył na los, jaki go spotkał. W końcu Cedric Diggory nigdy nie miał się nawet zjawić na cmentarzu, a co dopiero spotkać ją. To nigdy nie powinno mieć miejsca.
W końcu pomimo swoich poszukiwań wciąż nie wiedziała, czy chłopak cierpi pogrążony we śnie, czy może jedynie traci czas, nie odczuwając przy tym jego upływu. Nie znała wyników klątwy, ani jej skutków ubocznych, mogących się okazać o wiele gorszymi zabójcami niż Avada. Tak naprawdę była idiotką, która naraziła człowieka na niepełnosprawność, zamiast ograniczyć jego cierpienie do minimum.
Wiedziała, że jeżeli ktoś go zobaczy po przebudzeniu, nie ujdzie jej to na sucho. Nawet ucieczka z kraju w tym wypadku mogła być jedynie wątpliwą i jakże ulotną postacią głupiej nadziei. Śmierciożercy byli wszędzie, a nawet jeżeli nie oni, to Czystokrwiści i rasy pozaludzkie, gotowi na zaistnienie w świecie elit.
— Hej, Laila... — Prestia z trudem przełknęła ślinę, tak naprawdę dopiero w tym momencie orientując się, że od dłuższej chwili lewituje puste kartki i pudełeczko czekoladek — Ostatnio ktoś powiedział mi, że pasowałabym do Hufflepuffu, ale nie wiem, co mam z tego rozumieć. To coś złego?
— Nie masz aktualnie ważniejszego zajęcia? — warknęła, odrzucając kolejną nieużyteczną rzecz na łóżko — Naprawdę, załamujesz mnie czasem, Noe.
— Podobno mój narzeczony uczył się w Hogwarcie i nie chcę wyjść na ignorantkę. — Skłamała, z trudem, ale udało jej się utrzymać grymas smutku. Brzydziła się sobą, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że pociągnięcie przyjaciółki za język wiąże się tylko i wyłącznie ze wzbudzeniem w niej poczucia winy.
Christophe, zgodnie z przewidywaniem Włoszki, zmieszała się widocznie, wyraźnie mieląc słowa w ustach, nie do końca pewna, co w tej sytuacji powinna powiedzieć, czy zrobić. Zacisnęła palce na różdżce, ledwie kontrolując swoją impulsywnie reagującą na agresję magię. Nie podobało jej się to, jak Noemi nagle zaczęła przekładać nieznanego mężczyznę ponad wieloletniego przyjaciela, jednak domyślała się też, w jakim stanie psychicznym musi się znajdować kobieta
— Żaden dom nie jest wyznacznikiem czegoś złego. Zawsze znajdzie się idiota oskarżający grupę lub jednostkę o swoje porażki. Tak jak istnieje ta idiotyczna wojna pomiędzy Slytherinem i Gryffindorem, bo tak, tak dla niektórych Puchoni są nudnymi i nic nieznaczącymi karaluchami. Podejrzewam, że niezły był rozpierdol, gdy Diggory został wylosowany do Turnieju.
— Znałaś go? — Prestia wstała, podchodząc do szafy. Nerwowo pocierała palcami za sobą, chowając je przed wzrokiem Laili. Jednak było to niewystarczające, bo ta zmarszczyła brwi, przerywając na chwilę rzucanie zaklęć.
— Kto go nie znał. Był — zaakcentowała — wyjątkowo miły, nawet jak na stereotyp Puchonów. Do tego względnie przystojny i dobrze się uczący, czego mogą chcieć więcej nastolatki?
— Rozmiaru. — Dotąd milczący Elias wtrącił się, odwracając do kobiet przez ramię.
— Zajebało hipokryzją.
Noemi zacisnęła usta, unosząc na moment brwi. Niemal automatycznie wzięła głębszy oddech, wycofując się fizycznie, ale i psychicznie od sytuacji, zwiastującej potencjalną burzę. To było silniejsze od niej, jakby zwierzęcy instynkt próbujący ochronić ją przed zagrożeniem, jakim niezaprzeczalnie w ciągu najbliższych sekund mogli stać się jej przyjaciele.
To był drugi raz, gdy Prestia na własne oczy mogła doświadczyć tej niesławnej strony femme fatale Laili. Do tego wciąż nie mogła uwierzyć, że kobieta odpyskowała mężczyźnie, zamiast wymamrotać coś pod nosem, lub zainicjować kontakt fizyczny, który przecież był zawsze dla nich tak naturalny i toksyczny, że aż uzależniający.
Nie wiedziała, co się dzieje. I nic w tej kwestii się nie zmieniło nawet wtedy, gdy uderzyła plecami o biblioteczkę, przez co zarówno na nią, jak i stojącego obok Yaela zaczęły spadać grube tomiszcza, wcześniej na niej poukładane. Nie zdążyła pisnąć ani podnieść głowy, zbyt sparaliżowana niezrozumieniem i poczuciem wyalienowania, aby zdołać skupić myśli na bodźcach zewnętrznych.
Pierwszym co zarejestrowała, była ręka stojącego obok Eliasa, który w reakcji bezwarunkowej objął ją w pasie, przyciągając do siebie. Wrażenie rozmycia świata rzeczywistego zanikało, a na jego miejsce pojawiało się niesamowicie dyskomfortowe uczucie. Noemi zamarła w bezruchu, nieprzygotowana na taką bliskość z mężczyzną. Z trudem wciągnęła powietrze przez nos, bojąc się unieść wzrok. Zamrugała bardzo szybko, orientując się z pojawiających się w oczach łez. Coś było nie tak, czuła to w całym ciele, jakby dawało jej ono ostateczne ostrzeżenie. Otworzyła usta, decydując się ostrzec jak najszybciej przyjaciół.
Jednak zamiast słów, jej gardło wypełnił krzyk, a kręgosłup wygiął się w łuk. Cała drżała, nie mogąc przestać płakać, a także nie będąc w stanie rozluźnić mięśni. Gorąca krew niemal wypalała ją od środka, a miejsca, w których Elias, choć w najmniejszym stopniu dotykał jej, nawet przez podwójną warstwę ubrań, zdawały się być wypalane gorącym metalem. Jednocześnie poczucie rozdzieranej i płonącej skóry pochłonęło umysł Noemi, a ona sama nie potrafiła dłużej rozpoznać pochodzenia bodźców.
Istniała tylko ona i ból. Nie śmierć, nie smutki, nie samotność. Jedynie wieczne i niczym nieograniczone cierpienie, mogące torturować ją nawet od godzin, jak i zaledwie paru sekund.
Nie była w stanie zobaczyć tego, jak Laila odpycha od niej Eliasa, pomimo tego, że wpatrywała się w nich niewidzącymi oczami. Wciąż pełna przerażenia i sparaliżowana przez tak nagły atak, nie potrafiła powstrzymać płynących po policzkach łez, ani uświadomić sobie, że tak naprawdę była bezpieczna, a wszystko, co miało miejsce, działo się jedynie w głowie i wcale nie ma ran i wypalonych na skórze znamion.
— Kurwa mać, ropucha przywróciła zaklęcie! — Christophe przytrzymała przyjaciółkę w pozycji stojącej, dając jej jednocześnie oprzeć się o ramię i zaczerpnąć oddech. Z niepokojem zerknęła na drzwi, choć wiedziała, że żaden Skrzat nie deportuje się do nich w celu sprawdzenia źródła hałasów. — Jesteś jakiś niedomyślny czy po prostu spierdolony? Wiesz przecież, jak to działa!
— Och, jednak możesz powiedzieć mi więcej niż zdanie, jakie poświęcenie! — Yael nie mając nic na swoją obronę, wyrzucił z siebie abstrakcyjne argumenty, jednocześnie agresywnie gestykulując. — Może gdybyś nie rozpierdoliła wszystkiego wokół przez swoją nieumiejętność w używaniu magii, nie musiałbym jej w ogóle dotykać, co, Christophe?
Noemi wciąż wpatrywała się niemo przed siebie, nie słysząc otoczenia. Odczuwała głębokie deja vu, jednak wspomnienia nie mogły do niej dotrzeć przez wytworzoną w umyśle barierę. Głos matki nie przebijał się przez dzielącą umysł taflę, a emocjonalna strona ojca miała zostać pogrzebana już na zawsze na wielkim cmentarzysku powstałym przez dziecięcy odruch obronny i kilka bardziej i mniej skomplikowanych zaklęć.
Wykonała pierwszy krok, odsuwając się od Laili. Mogła być równie dobrze we własnym pokoju, co na środku pola walki. Choć najczęściej łączyła te słowa znakiem równości, tym razem nie chodziło o jej emocjonalne, bezwiedne skojarzenia i pierwotne reakcje. Była zbyt zdezorientowana, aby orientować się prawidłowo w otoczeniu.
Musiała wrócić do domu, póki n i k t jej nie widział.
Raptowne, urywane wdechy jeszcze bardziej wyprowadzały ciało ze stanu homeostazy, kompletnie mieszając myśli w głowie, niemal czyniąc kobietę niezdatną do sforsowania pierwszej stojącej na drodze przeszkody.
Do rezydencji. Zanim k t o ś się zorientuje, gdzie była.
Niemal runęła przed siebie, gdy zmęczone atakiem, wciąż drżące mięśnie, nie potrafiły utrzymać ciała. Rozmyta wizja sprawiła, iż z trudem przesunęła wzrok po pokoju, a gdy w końcu namierzyła ciężkie drzwi, niemal się uśmiechnęła, dzięki wypełniającej umysł uldze.
M u s i a ł a. W r ó c i ć. D o. W i ę z i e n i a.
T E R A Z
Nie poczuła nawet dłoni Laili, gdy ta chwyciła ją za przedramię, pozostawiając na jasnej skórze czerwone plamy. Bezwiednie wyrwała się, zrywając do biegu. Zanim Elias zdążył za nią ruszyć, była już w połowie korytarza, niemal potykając się przez obcasy na dywanie. Ciężko bijące serce uderzało z taką siłą, iż całe jej ciało drżało, a płynąca pod wysokim ciśnieniem krew, szumiała w uszach, kompletnie odcinając Prestii drogę ucieczki od triggerującego bodźca.
Uciekała, choć nie miała w praktyce przed czym. Milczała, pomimo niewyobrażalnej potrzeby krzyku. Nie płakała przy szalejącym umyśle, zagubionych myślach i wyraźnie zaalarmowanym instynkcie przetrwania.
Yael wbiegając do salonu, był w stanie zobaczyć jedynie resztki seledynowych płomieni w kominku, przez które jego serce zamarło. Z trudem przełknął ślinę, poprawiając w nerwach okulary. Bez dalszego ociągania spojrzał za siebie, a konkretnie na stojącą u szczytu schodów kobietę, spoglądającą na niego zarówno ze złością, jak i obrzydzeniem. Mógłby przyrzec, że cichy trzask, który dobiegł jego uszu, wcale nie miał źródła w teleportacji, a był wynikiem zaciśnięcia palców przez Christophe na drewnianej barierce.
Znowu czuł się przy niej taki mały i nic nie znaczący, pomimo wpływowego nazwiska i popularności. Zupełnie jakby żadna z tych rzeczy nie miała znaczenia w starciu z nią. W jej oczach nie było podziwu, ani należącego się mu szacunku. Niemal czuł się młodszy o te kilka lat, gdy to jeszcze nastoletnia Gryfonka bez przerwy wpadała na niego, bez zbędnych słów zaciągając gdzieś, pomimo wyraźnego sprzeciwu osób z ich domów.
Uniósł nieśmiało kącik ust, niepewnie stawiając pierwsze kroki w stronę kobiety. Z każdym pokonanym schodkiem mógłby przyrzec, że chłód w jej oczach malał, a na jego miejscu pojawiała się niepewność. Może właśnie przez to założyła ręce na piersiach, starając się odciąć od niego na tyle, na ile pozwalały jej blokady, narzucone przez samą siebie w czasie ostatnich nocy. Jednak nie mogła odrzucić od siebie myśli o tym, że ten niewyniosły i niezaprzeczalnie bardziej pokorny Elias, działał na nią, jak cholerny narkotyk.
Przygryzła wargę, gdy ich twarze znalazły się na równym poziomie, pomimo różnicy w schodkach. Na moment wstrzymała oddech, nie będąc w stanie oczyścić umysłu i odrzucić wszelkich pokus, które i tak powróciły do niej ze zdwojoną siłą, gdy tylko mężczyzna potarł dłonią jej biodro, badając reakcję i to, czy poczuje pieczenie policzka.
Zamiast tego usłyszał ciężkie westchnięcie i niezrozumiałe przekleństwo, po których mógł zacisnąć palce na biodrach czarownicy, z lubością oddając się opiece kobiety i pieszczotom, jakie zapewniały mu jej miękkie usta.
☁☁☁
— Nie rozumiem tego. Nie rozumiem go. Tak, zdecydowanie chodzi tu o coś więcej. — Noemi chodziła nerwowo po pokoju, w którym leżał Cedric. Od czasu bankietu minął równo tydzień, w którego czasie pozostała zamknięta w czterech ścianach. Wszelkie informacje z zewnątrz były filtrowane przez matkę, a ona nie potrafiła znaleźć w sobie siły, aby spróbować buntu i ucieczki. Zbyt wiele zaklęć tworzyło pętlę wiszącą u jej szyi. — Eric nie może być martwy. Nie wierzę w to, że tak po prostu dałby się zabić, a jego ciało zniknęło. Takie rzeczy się nie... — Przygryzła wargę, nerwowo gestykulując, Spojrzała na spokojną twarz Puchona, która pozostawała niezmienna od miesięcy. — Dobra, zdarzają się. Ale nie bez ingerencji z zewnątrz.
W końcu przysiadła na brzegu łóżka, kryjąc twarz w rozedrganych dłoniach. Pragnęła ludzkiego ciepła, mogącego dać jej chwilę spokoju i poczucie bezpieczeństwa. Chociażby wsparcia, jakie mogłaby potencjalnie otrzymać od ojca, pokrzepiającego spojrzenia, z którego mogłaby odczytać, że się dla niego liczy. Choć działo się to tak nieczęsto, mogła przyrzec, że czasem spoglądał na nią tak miękko, jakby chciał ją zabrać z rezydencji i ukryć przed wzrokiem matki. To szalenie obce wrażenie ojcowskiej miłości było dla Noemi zarówno zbijające z nóg, jak i zbyt oszałamiające, aby potrafiła przekonać się, czy jej teorie są prawdą. Zaprzeczenie ze strony głowy rodu byłoby zbyt bolesne, przez co wolała się oszukiwać i w samotności obejmować ramionami, próbując rozgonić szalejące po skórze zimno.
Stukanie w okno sprawiło, że Prestia wstała niemal natychmiast, prostując się nienaturalnie. W pośpiechu ruszyła do głównego pokoju, nerwowo patrząc na drzwi, w obawie, iż ujrzy w nich intruza. Chwilę siłowała się z okiennicą, zanim ta ustąpiła, wpuszczając do pomieszczenia pięknego, dużego ptaka o jasnych piórach i niemal połyskujących lotkach. Kobieta obserwowała, jak ten krąży po pokoju, zanim w końcu usiadł na ramie od łóżka, eksponując długie zakończenia ogona.
Noemi zmrużyła brwi, choć w ten sposób okazując swoje skonfundowanie. Nie kojarzyła nikogo, kto mógłby mieć tak ekstrawaganckie zwierzę, a w dodatku pisałby do niej. Z lekką trwogą podeszła bliżej, dopiero zaczynając skupiać wzrok na kartce papieru, przywiązanej do jego łapki. Na nowo odkrywając w sobie strach przed szponami, oswobodziła ptaka z przesyłki, niemal natychmiast odsuwając się na bezpieczną odległość. Dopiero siadając w fotelu, rozwinęła list, a w chwili, w której zdołała rozczytać, zapisane pięknym pismem, pierwsze linijki, jej brwi uniosły się jeszcze wyżej, a na policzkach pojawiła się różana czerwień.
Witaj,
pewnie nie pamiętasz za dobrze mojej osoby, ale mnie ciężko zapomnieć o Tobie. Od naszego tańca nie jestem w stanie przestać myśleć o najpiękniejszej kobiecie, którą przyszło mi spotkać. Wciąż nie mogę uwierzyć, że ktoś o wyglądzie nimfy i tak urzekającym uosobieniu, znalazł się na bankiecie Malfoyów.
Wiem, że nasze sytuacje prywatne są skomplikowane, jednak pomimo przeciwności losu, pragnę zaprosić Cię na spotkanie. Będę we Włoszech w listopadzie i przyrzekam, iż będę na każde twoje wezwanie. Pragnę zapytać, czy może raczej poprosić Cię Pani, o asystę w czasie mojej podróży na Sycylię. Mimo wszystko odważę się sądzić, że nic co zdołają moje oczy dostrzec na pięknej wyspie, nie zdoła nawet w części dorównać Tobie.
Z nadzieją i pełnym oddaniem,
Jihoo A.
W czasie czytania czuła jak robi jej się na zmianę zimno i gorąco. Zwłaszcza na twarzy, przez co nie miała odwagi spojrzeć w lustro, obawiając się dostrzec jedynie upokarzające rumieńce. Co miały znaczyć te słowa i niemal irracjonalna propozycja spotkania? Oboje byli zaręczeni, a bycie sam na sam z mężczyzną było wyjątkowo nieakceptowalne, czy bardziej dla niej, szalenie peszące. Mimowolnie spojrzała na ukryte pod zaklęciem drzwi do pomieszczenia z Cedricem.
Przygryzła nieznacznie wargę, czując przez chwilę ucisk w klatce, boleśnie uświadamiający jej, jak wielką hipokrytką się okazała. Niechętnie zerknęła na wyczekującego jej przesyłki ptaka. Czerwone oczka skrzyły się nieznacznie, przez co przełknęła z trudem ślinę, podrywając się i otwierając zamaszyście okno. Z ulgą obserwowała, jak ptak opuszcza pomieszczenie, jedynie cicho przy tym poskrzekując. Oparła się dłońmi o parapet, dając słońcu objąć twarz swymi promieniami. Powoli i uspokajająco wciągnęła powietrze przez lekko rozchylone usta.
Ciemne oczy Jihoo wciąż pozostawały świeże w jej pamięci, a ich ciepło zdawało się ogrzewać ją bardziej od słońca i zakrywających ciało ubrań. Uśmiechnęła się delikatnie, zaczynając żałować, że wygoniła ptasiego posłańca, decydując się w ten sposób zerwać ich krótką znajomość. Może gdyby się z nim spotkała i wszystko sobie wyjaśnili, wyszłoby na jaw, że wszystkie jej domysły są jedynie obrzydliwymi insynuacjami i mężczyzna nie myśli o niej jako potencjalnej kochance...
Z trudem pokręciła głową, zamykając okno. Eric ponownie wypełnij jej myśli, podobnie jak wyrzuty sumienia związane z tym, iż jest w stanie w takiej chwili przejmować się niemal wyidealizowanymi romansami. Yael zaginął, z pewnością gdzieś żył, a ona musiała go znaleźć. A do tego musiała zmienić priorytety w swoim życiu, na dobre grzebiąc intrygującego Jihoo w odległej pamięci.
Strzeliła palcami, wiedząc, iż po radę musi udać się do Londynu, a dokładniej mówiąc do osoby, która z pewnością nie będzie zadowolona na jej widok. Zwłaszcza że ponownie szła do niego po radę związaną z mężczyznami, których tylko przybywało w jej życiu wręcz proporcjonalnie do problemów. Wyciągając z szafy długą, kloszowaną spódnicę zastanowiła się jedynie przez chwilę nad tym, czy Stian ma na tyle odwagi, aby pracować nawet pod koniec sierpnia, gdy uczniów w magicznej dzielnicy jedynie się mnożyło.
☁☁☁
Trochę rozczarowana Noemi opuściła sklep Olivandera. W akcie głupiej nadziei zdecydowała się zapytać twórcę o radę związaną z różdżkami, jednak jedyne co otrzymała, to pogadankę o wybieraniu czarodzieja i tym, że tylko od jej wnętrza i rozwoju zależy, czy wciąż pozostanie mistrzem swojej własnej. Dowiedziała się, że sytuacja nie wygląda, jak w przypadku niejakiej Tiary Przydziału i w tej branży nie występują pomyłki. Zdawało jej się, że rozumie, o czym ten mówił, jednak wiedziała, iż nie pomagało to w jej sytuacji nawet w procencie.
Aby jej różdżka nadawała się do rzucania czarnomagicznych zaklęć, musiała stać się zwyczajnie zła. Albo, chociaż wymusić na sobie potrzebne zmiany, co było dla niej absurdalne. Spodziewała się, że gdyby stał koło niej Elias, wyśmiewałby się właśnie, próbując zachęcić ją do zmiany image'u na a'la Bellatrix Lestrange.
Pierwsze co uderzyło w nią po opuszczeniu niewielkiego budynku, to dość chłodna pogoda, przez którą mocniej chwyciła się za ramiona. W pierwszej chwili wiatr szarpnął jej niedługimi włosami, unosząc je nieznacznie, a zaraz po tym niemal zrzucił ją z nóg pęd, z którym ktoś uderzył w nią, upuszczając przy tym kilka podręczników. Huk zwrócił uwagę kilku osób, lecz te długo nie zawiesiły wzroku na nieciekawym wydarzeniu. A przynajmniej takie się zdawało z zewnątrz. Bowiem Prestia ledwo łapała oddech, patrząc na bliznę w kształcie błyskawicy na czole nastolatka.
Harry Potter w pośpiechu zbierał z bruku podręczniki, mrucząc coś pod nosem i nie zaszczycając niemal spetryfikowanej kobiety nawet krótkim spojrzeniem. Noemi zacisnęła jedną dłoń, nerwowo rozglądając się wokół. Nie chciała dłużej analizować ciemnych plam pod oczami nastolatka i niezdrowo bladej cery.
Wracały do niej wspomnienia z czerwcowej nocy, gdy mimowolnie była świadkiem psychicznego załamania człowieka po śmierci znajomego. Obraz czystej paniki i niezrozumienia ponownie wypełniał jej umysł, a nerwy obejmowały ją do tego stopnia, iż zasłoniła palcami usta.
Dla niego była mordercą. Dla wszystkich wokół była mordercą.
Harry uniósł twarz w ostatniej chwili, na tyle szybko, aby jego zielone oczy spotkały się z bursztynowymi, a pojedyncza myśl związana z uczuciem znania ich właścicielki, zdążyła wykiełkować w głowie nastolatka. Jednak zanim Potter zdążył ponownie otworzyć usta, aby tym razem głośno i wyraźnie przeprosić za swoje zabieganie, Włoszka wbiegła w tłum, nie oglądając się za siebie nawet przez chwilę. Gryfon poprawił okrągłe okulary, próbując dostrzec ją pośród morza nieznanych twarzy, ale nie udało mu się to.
Wiedział już, że w jego życiu nic nie dzieje się przypadkiem i szybciej czy później ponownie trafi na chorobliwie wyglądającą kobietę. Nie spodziewał się jedynie, skąd może kojarzyć pełne przerażenia i smutku oczy, a także nie miał szans się domyśleć, co wypełniało tym razem jej myśli, że przed nim uciekła.
Czy naprawdę nim była? Czy zabiła?
Noemi biegła tak długo, aż zabrakło jej tlenu w mięśniach, a one same zaczęły niesamowicie ją palić, podobnie jak niezdatne do długiego wysiłku płuca. Drżącą dłonią podparła się ściany przy skrzyżowaniu ze Śmiertelnym Nokturnem. Ciężko dyszała, próbując doprowadzić się do porządku, a gdy w końcu jej się to udało, niemal pisnęła ze strachu.
Niecały metr przed nią stał białowłosy nastolatek, oceniająco ją prześwietlając spod przymrużonych powiek. Ciemny golf kontrastował z niemal prześwitującą skórą i oczami w tak jasnym odcieniu błękitu, iż często nie wierzyła, że chłopak naprawdę żyje.
— Stian! — sapnęła, próbując ostatkami godności ukryć panikę, a także opłakany stan, w którym się znalazła — Szukałam cię, potrzebuję...
— Rady? — Przerwał, nawet na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego, czym jeszcze bardziej peszył Prestię. — Wiem, dlatego zrobiłem ci łaskę i wyszedłem na spotkanie. Wiem też, że twój mały móżdżek sprawia, że znowu myślisz o innych zamiast samej sobie. Naprawdę, nie wiem, skąd się z tym urwałaś. — Valen pokręcił z rezygnacją głową, tak naprawdę niemal współczując Prestii usposobienia. Gdyby nie ono mogłaby w życiu ominąć wielu dupków jego pokroju.
— Eric zaginął.
— Jest martwy. — Krukon starał się utrzymać obojętną mimikę, jednak mimochodem uniósł kącik ust i brew, dając upust rozbawieniu.
— Nie zmyślaj bajek. Wiem, że był u ciebie, po naszym ostatnim spotkaniu. Co mu nagadałeś? — Noemi zmarszczyła brwi, agresywniej gestykulując. Pomimo buchających emocji wciąż utrzymywała głos na przedziale szeptu i cichego krzyku.
— Nic wyjątkowego, to co chciał wiedzieć. Przyszedł, dostał odpowiedź, poszedł. Nie biorę odpowiedzialności za tępych klientów.
— Stian, gadaj. Teraz. — Prestia pomimo wciąż ciężko bijącego serca zbliżyła się do nastolatka, który niemal górował nad nią wzrostem. Był jej jedyną poszlaką i musiała coś z niego wyciągnąć.
— Klauzula sumienia, słońce.
Valen wciąż dziwił się, że nie czuł pieczenia na policzku, choć trafniej byłoby powiedzieć, iż żałował jego braku. W środku pragnął wyjaśnić wszystko przyjaciółce i odciąć się od niechcianych problemów. Zasługiwał na każdą możliwą karę, gdy przykładał swoje cegiełki do cierpienia Prestii, ale wiedział, że mimo wszystko bardziej ceni swoje i jej życie, aniżeli wepchnięcie Noemi w wir mogący ją potencjalnie zabić. On był uczniem w szkole Dumbledore'a, ale kto powiedział, że ten będzie tak wspaniałomyślny dla kogoś z zewnątrz, jak był dla niego.
Nie wiedział kiedy, ale spuścił wzrok na bruk, co postanowił natychmiast naprawić. Nie wiedział, co spowodowało tak nagłą wizję, ale zaraz po spojrzeniu Włoszce w oczy poczuł, jak jego ciało wiotczeje, a krew w całym ciele buzuje. Dziwne uczucie, gdy dusza niemal opuszczała swój ludzki pojemnik, a on był w stanie odczuć emocje ludzi wokół, trwało jedynie chwilę. Bowiem szybko zastąpiły je obrazy wielkiego domostwa, wykonanych z białego kamienia rzeźb, świecących się dyń, a także tańczących cieni. W tej pięknej scenerii było jednak coś, co wybiło go z rytmu i ścisnęło gardło, niemal wywołując prawdziwy strach.
Czuł czystą bezsilność i smutek. Poczucie zdrady na tyle silne, że żółć cofała mu się do gardła, a obcy krzyk rozpaczy zdawał opuszczać właśnie jego gardło. Szloch odbijał się od ścian, wprowadzając go w kompletne zdezorientowanie, przez które zaczął biec, mogąc dostrzec już tylko rozmywające się uśmiechy i słyszeć śmiech mieszany z obrzydliwym chichotem. Nie rozumiał nic, dopóki nie dostrzegł za jednym z okien księżyca w pełni, a elementy układanki zdały się ułożyć samoistnie, wyrzucając go tym samym ze skrawka spirytualnego świata.
Zamrugał, nieprzytomnie spoglądając na Noemi, która z troską mu się przyglądała. Nie czuł żadnych sił w swoim ciele, a gdy w końcu zmusił głos do opuszczenia krtani, niemal się skrzywił przez jego nieprzyjemną, chrapliwą barwę.
— W Halloween wydarzy się coś złego. I to bardzo. Plus nie pierdol o nietrafnej wróżbie, bo wszędzie rozpoznam te zasrane marmurowe aniołki z twojego salonu. — Odkaszlnął, gdy z przerażeniem odkrył, że w ich stronę zbliża się jego znajomy. — Noe, teraz musisz stąd spierdalać. I to szybko. Nie żartuję.
Kobieta pokiwała niepewnie głową, obdarzyła go ostatnim pełnym troski spojrzeniem i zniknęła w pierwszej alejce Nokturnu, pozostawiając potrzebującego przyjaciela za sobą. Wiedziała, że coś musiało się wydarzyć. I w dodatku było to na tyle groźne, iż Stian wyraźnie chciał wyrzucić ją poza grono osób zagrożonych. W innym wypadku nie wiedziała, czemu miałby pozbawiać wszystkich nadziei i ostatniej szansy na odkrycie lokalizacji Yaela.
Zagryzła zęby. Dostępność czasu wolnego nie była jej mocną stroną, choć od czasu przyrzeknięcia jej rodzinie Agnelli, sytuacja zmieniła się pozytywnie. Miała zdecydowanie więcej swobód, a kontrola rodziców zmalała na tyle, że mogła sobie pozwolić na samotną podróż na taką odległość. Tak długo, jak nie sprawiła, że jakieś zaklęcie zaczęło działać i wracała szybko do rezydencji, mogła cieszyć się chwilą pozornej wolności. Wciąż miała niewidzialną obrożę na szyi, zmuszającą do kompletnego posłuszeństwa wobec woli matki.
— Czy to nie panienka Noemi? Przepraszam, samo Noemi. — Przyjemny w odbiorze głos wyparł wszystkie nieprzyjemne myśli z umysłu kobiety tak szybko, jak tylko się pojawił. — Myślałem już, że nie uda nam się spotkać w najbliższym czasie.
— Miło cię widzieć, Jihoo. — Uśmiechnęła się delikatnie, kłaniając nieznacznie. Dopiero przy tym geście zwróciła uwagę na to, że mężczyzna wychodził ze sklepu z czarnomagicznymi przedmiotami. Zmarszczyła na chwilę brwi, zaraz maskując reakcję przeczesaniem włosów palcami. — Mieszkasz w Londynie? — Szczere zaciekawienie sprawiło, iż zbliżyła się do Azjaty, pozwalając mu na skłonienie i stanięcie bardzo blisko. Niepoprawnie wręcz.
— Chwilowo tak, jednak zastanawiałem się nad wybudowaniem rezydencji bliżej ciepłych rejonów. Anglia nie za dobrze wpływa na moje samopoczucie. — Uśmiechnął się zaledwie kącikiem ust, sprawiając, że serce Noemi niemal przestało wykonywać skurcze. Jej oczy rozbłysnęły, a ona sama nie będąc w stanie ukryć speszenia. Wykonała pierwszy krok, próbując wyminąć mężczyznę i chociażby w taki sposób uciec przed tym, jak na nią wpływał.
— Może Hiszpania w takim razie? Słyszałam wiele dobrego o tych rejonach.
— Nie, nie. Bardziej myślałem nad Włochami. — Niezrażony zrównał kroku z Prestią, niemal ocierając dłonią o jej przedramię. Kobieta spuściła wzrok, mając wrażenie, że niedoświadczone serce i wybujałe oczekiwania wpędzają ją do grobu. Przez głowę przeszła jej krótka myśl, że jeżeli nie zdoła się opanować, skończy gorzej od Laili.
Z trudem wypuściła powietrze przez ledwo rozsunięte wargi.
— Dostałaś może mój list? — Nagłe pytanie sprawiło, iż wszelkie rozgorączkowanie zniknęło, a na jego miejscu pojawił się przeraźliwy chłód. Spojrzała mu w oczy, próbując przygotować się i wymusić kłamstwo do opuszczenia ust.
— Tak. Nie wiedziałam jednak co odpowiedzieć. — Poddała się. Nie potrafiła zmyślać historii, jak Elias, czy naskoczyć na kogoś, chociażby z połową klasy Laili. Była zbyt prostolinijna i miękka. Wciąż czuła się winna za ostatni raz, gdy użyła fałszu do wyciągnięcia informacji z Laili. — Szczerze mówiąc, trochę... — zamyśliła się, odbiegając wzrokiem od wpatrzonych w nią oczu — trochę się zdziwiłam. Wiesz, dość niecodzienna sytuacja i twoje słowa odrobinę mnie skonfundowały.
— Uraziłem cię czymś? — Wykonał dwa dłuższe kroki, wyprzedzając ją i stając przed nią, skutecznie blokując drogę i skupiając całą uwagę na sobie. Prestia spąsowiała na twarzy, nie mogąc dłużej powstrzymywać się przed przyjrzeniem jego niemal idealnej twarzy i wargom, które sprawiły tamtej nocy, iż niemal dała sobie skraść pierwszy pocałunek.
Jak smakowały? Czy naprawdę tak niewielka pieszczota mogła doprowadzić ją do takiego stanu, o jakim czytała w mugolskich powieściach? Pragnęła się o tym przekonać, choć wiedziała, iż wciąż myśli o owocu zakazanym.
— Ciężko mi ci odpowiedzieć, Jihoo. Wydaje mi się, że po prostu nikt wcześniej nie zaproponował mi tak... — bezczelnie, przeszło jej przez myśl — otwarcie roli kochanki. Do tego nie znamy się wcale i...
— Przepraszam.
Prestia zamrugała gwałtownie, nie spodziewając się takiej reakcji. Była przygotowana na wyśmianie, porzucenie, czy nawet zobojętnienie na nią w tej samej chwili, w której odrzuciłaby propozycję. Rozsunęła wargi, spoglądając niepewnie w ciemne oczy, które okazywały całą skruchę mężczyzny. Wydawało jej się, że jego policzki delikatnie ściemniały, a on sam zgarbił.
— Nie musisz, nie oczekuję, naprawdę...
— Muszę. Powinienem lepiej dobrać słowa, Noemi. — Przyłożył delikatnie drżącą dłoń do serca, drugą chowając za plecami. — Skłamałbym, gdybym powiedział, że jestem obojętny na twoje piękno, a twój urok pozostawił mnie w niezmienionym stanie. Sprawiłaś, że po raz pierwszy od dawna zacząłem wierzyć w bardziej metaforyczną magię, a określenie nimfy przestało wydawać używane nad wyraz. Mimo wszystko byłbym okrutny, gdybym chciał cię... Wykorzystać. Tak, to dobre słowo. Zbezcześcić w taki sposób. Byłoby to letalnym grzechem z mojej strony. Zależy mi na twojej przyjaźni i przychylności, dlatego chciałbym naprawić to, co zdołałem zniszczyć. Czy zechciałabyś spotkać się ze mną trzydziestego pierwszego października? Wspólny wieczór w mojej rezydencji, mogący nam pozwolić na rozmowę i więcej swobody.
Prestia chciała od razu wykrzyczeć Tak! i niczym jedna z bohaterek wielu książek, zwyczajnie uciec, ulegając fali emocji i pięknym zdaniom, które zdołały urzec ją na tyle, iż niemal przestała je rozumieć. Wszystko stawało się nieistotne, gdy Jihoo mówił swoim pociągającym głosem. Nie potrafiła mu nie zaufać. Nawet przy tym, ile razy była ostrzegana przez przyjaciół przed takimi osobami, złotoustymi.
— Będę zaszczycona. Lecz najpierw muszę sprawdzić, czy nic wtedy nie robię. — Ledwie zmusiła się do pewnego głosu, po czym obróciła na pięcie, żegnając krótko.
Musiała się odciąć i obudzić. Tyle podpowiadał jej instynkt, a raczej jego przyciszony głos, niemal zepchnięty z krawędzi umysłu przez powoli kiełkujące zauroczenie, kwitnące poczucie winy i na nowo rozrastające pytania bez odpowiedzi.
Tego samego wieczoru Noemi siedziała ze względnym spokojem na kanapie w salonie, wewnętrznie jednak drżąc. Starała się nienagannie spełniać wszelkie oczekiwania i nie popełnić błędu w momencie, w którym miała zbyt dużą wolność, aby pozwolić sobie na jej stratę.
— Czy to nie cudownie, Noemi? Los się do nas w końcu uśmiechnął. — Matka krążyła po pomieszczeniu, szczęśliwa jak nigdy, co sprawiało, iż Noe jedynie bardziej się denerwowała. Co takiego mogło mieć miejsce, że Licia nie krzyczała, a co więcej, z niemal troską co jakiś czas muskała ramiona swojej córki.
— Również się cieszę, matko, jednak co takiego miało miejsce?
— Jak to co? Dostaliśmy wiadomość od pani Agnelli. Przybędą do nas w Halloween, na zapoznawczy obiad. Musimy przygotować cię do tego czasu na spotkanie z narzeczonym, ale spokojnie. Przysięga małżeńska jest już nasza, a ty w końcu będziesz w stanie wykonać swoją powinność.
Źrenice Noemi skurczyły się w przerażeniu, a filiżanka z herbatą niemal wypadła spomiędzy palców. Czuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy, a przerażenie zajmuje miejsce zadowolenia. Wszystko zaczęło się składać w złożony problem, zanim zdołała powstrzymać umysł przed nadmiernym rozmyślaniem nad pojawieniem się kolejnego utrudnienia.
I w końcu wstrzymała oddech, uświadamiając sobie coś, o czym wcześniej bała się, chociażby pomyśleć.
Musiała pomóc Cedricowi, zanim dojdzie do ślubu. Inaczej naprawdę zginie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro