E
Niebo przeszył jasny błysk, a zaraz po nim rozległ się przeraźliwie głośny grzmot. Noemi podskoczyła, z obawą spoglądając na stare oko. Zacisnęła palce na szklance z wodą, dodając sobie otuchy. Po raz pierwszy była w pomieszczeniu sam-na-sam z mężczyzną, tym bardziej, gdy ten był nieprzytomny. I nie znajdował się w nim z powodu przymuszenia matki.
Co prawda nigdy wcześniej nie korzystała w taki sposób z ukrytego za ścianą jej pokoju pomieszczenia, ale czuła się dobrze ze zmianami, jakie do niego wprowadziła. Dziesiątki zaklęć wygłuszających i barier to był początek, po którym spędziła godzinę na transmutowaniu przedmiotów. Takim właśnie sposobem, garderoba zamieniła się skromną sypialnię z zaledwie dwoma szafami i przeraźliwą ciszą.
Przełknęła głośno ślinę, zaraz po tym czując przebiegające po plecach dreszcze. Błękitna suknia nie zapewniała ciepła, a jedynie zwiększała dyskomfort, za każdym razem, gdy Noemi przypominała sobie o niemal odsłoniętym biuście. Czuła się niezręcznie, czy może lepszym wyrażeniem byłoby, że była wyjątkowo zagubiona w tym, co chce zrobić, a co powinna. Nie miała już odwrotu, jeżeli chodziło, o skutki rzuconego przez nią zaklęcia.
— Bardzo cię przepraszam, wiem, że musi to być niewyobrażalny dyskomfort... — zaczęła, przysiadając na łóżku. Wolną dłonią z początku jedynie przejechała po liliowej pościeli, ale tym gestem dodała sobie odwagi. Niezręcznie - choć nie robiła tego pierwszy raz - przesunęła palcami po spierzchniętych wargach leżącego na łóżku chłopaka. Zatrzymała kciuk przez moment na łuku kupidyna. Zadrżała, natychmiastowo odsuwając dłoń od twarzy młodego mężczyzny, który wciąż pozostawał w bezruchu. — Dziś wyprawiono ci pogrzeb... Podobno było na nim całkiem sporo osób. Świetnie musi być ze świadomością, że ma się prawdziwych przyjaciół. — przełknęła głośno ślinę, ponownie łapiąc się na tym, że czeka na odpowiedź — Mój Skrzat powiedział, że symbolicznie pochowano w grobie twoją różdżkę i bukiet Niezapominajek...
Mrowienie w opuszkach wciąż nie ustawało, jednak Prestia złapała namoczoną gąbkę, zwilżając po tym Cedricowi usta. Chłopak wyglądał, jakby ktoś zatrzymał dla niego czas. W zasadzie poniekąd właśnie tak było, i choć Noemi nie miała na swoją teorię żadnego potwierdzenia, podejrzewała, iż Diggory we własnym umyśle wciąż stoi na cmentarzu, obserwując zielony promień, uderzający w jego pierś. Na nowo przeżywa mrowienie i przeraźliwe zimno, kojarzące się jej jedynie z duszami, które utrzymują ucznia Hufflepuffu w jedności z ciałem. Siłą nie dając mu odejść.
— W Hogwarcie mają żałobę, Ministerstwo nie wierzy w powrót Czarnego Pana... — niespokojnie zerknęła na własne przedramię, jasną skórę, nieskalaną żadnym czarem — Nie znaleziono twojego ciała, więc nie wierzą w popełnioną zbrodnię. — Kobieta w końcu zamilkła, odkładając na stolik nocny szklankę i wilgotny materiał.
Wyprostowała materiał sukni, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Rodzice oczekiwali od niej ciągłej gotowości, zupełnie jakby kandydat na męża miał deportować się do jej pokoju i zażądać ślubu z miejsca. Nie narzekałaby. Można wręcz powiedzieć, iż byłaby za taki bieg wydarzeń wdzięczna. Miała dwadzieścia lat i wiedziała, że jej zegar tyka, a klepsydra wypełnia się coraz szybciej piaskiem. Nie miała wątpliwości, że zostanie wydziedziczona, jeżeli nie znajdzie męża w ciągu kilku miesięcy. Starzała się, a sytuacji nie poprawiał fakt, iż z wpływowych rodzin pozostawała ostatnią zwierzyną, której żaden myśliwy nie chciał schwytać i ustrzelić.
— Czasem zazdroszczę wam, mężczyznom, macie o tyle łatwiej w życiu — dłonią przeczesała złotawe włosy Cedrica, pozostawały w kompletnym chaosie na jego głowie, gdzieniegdzie falując się delikatnie — To wy macie władzę w rodzinie, przewodzicie rodom, nie jesteście sprzedawani jak bydło w zamian za wpływy i pieniądze... Wiesz, o czym mówię, jesteś czystokrwisty. Możesz żyć. Po prostu żyć, bawić się i nie przeklinać co chwilę swojej egzystencji, w której nie możesz nawet spełniać marzeń, zabawić się, czy pracować normalnie. — Poderwała się, a podchodząc do okna, wykonała po drodze obrót, pozwalający włosom poderwać się i zawirować wraz z błękitnym materiałem sukni — Nikt nie chce udowodnić wam na siłę, że jesteście idiotami, a... A każdy wasz dotyk płci przeciwnej nie kończy się bólem, jakby ktoś wypalał wam skórę od środka. Waszym celem nie jest urodzenie syna i wychowanie w wierze w coś, czego sami nie popieracie — skończyła gorzko, opierając się dłońmi o parapet.
Kolejne pioruny przeszyły niemal czarne chmury, w których Noemi wciąż dopatrywała się czaszek i węży. Wijących gadów, zwiastujących jej karę za grzech niewybaczalny. Zdradę, której znaczenie wciąż do niej docierało.
— Pewnie nawet nie wiesz, co się dzieje... Przepraszam cię za to, sama mam poniekąd problem ze zrozumieniem tego bałaganu. Od momentu naszego spotkania minął tydzień i miałam kilka spraw na głowie, jak na przykład zdobycie losowego ciała i upodobnienie go do ciebie. — Zamilkła, przypominając sobie, jak ludzie aspirujący do elitarnej grupy Śmierciożerców, nierzadko będący jeszcze uczniami, masakrowali zwłoki niewinnego człowieka. Skrzywiła się, zaciskając na moment usta, gdy w jej głowie pojawił się obraz nastolatka, odpowiedzialnego za dekapitację trupa. Drżące palce wczepiła na moment we włosy, nerwowo je przeczesując. — Ale jak słyszysz, wszystko poszło po mojej myśli, żyję, ty też. — Zaśmiała się, ukrywając strach. — Co do faktu, że żyjesz... — Odsunęła się od okna, zaczynając przemierzać pokój w tę i z powrotem. — Nie umiem korzystać z zaklęć niewybaczalnych, a Czarna Magia nie jest dla mnie, po prostu, taki fakt. Różdżka nie daje mi jej używać, a ja sama też nie chcę. Całe szczęście umiem rzucać niektóre zaklęcia niewerbalnie, choć często po prostu mi nie wychodzą, nie jestem nadczłowiekiem.
Wzięła głęboki wdech, stając w nogach dwuosobowego łóżka, na którym wciąż leżał Cedric, nie ruszając się, nie mówiąc, ledwie egzystując. Stał gdzieś na pograniczu życia i śmierci, uwięziony w czującym ciele i własnej bezsilności. Zdany na łaskę i niełaskę słabej kobiety.
— Widzisz, nie jestem sama do końca pewna, czy zaklęcie zadziałało tak, jak miało. Normalnie wprowadza w śpiączkę, którą może przerwać tylko osoba rzucająca zaklęcie. Tyle że tu pojawia się problem, nie wiem jak to zrobić. — Przygryzła wargę, wpatrując się w niezmienną, rozluźnioną twarz mężczyzny i delikatnie unoszącą się klatkę piersiową. — Na zaklęcie wpadłam w biblioteczce matki, ale księgę, w której było, schowała do kufra, który mam dostać w dniu zaręczyn. To rodzinna tradycja, coś jak dziedzictwo w moim rodzie. Zaklęcia, które nie powinny wyjść poza jedną linię krwi... Czyż to nie jest iście utopijne podejście? Wiadomo, że w końcu ktoś je przekaże nie tej osobie, co trzeba.
Noemi ponownie przysiadła koło Cedrica, zachowując jednak kilka centymetrów odstępu, aby zaklęcie matki nie zaczęło działać. Spuściła głowę, czując zalewające ją poczucie winy. Może jego przeznaczeniem było zginąć na cmentarzu. Byłby szczęśliwy, mogąc dać rodzicom, chociaż to ostatnie pożegnanie, na które nie mogli sobie pozwolić.
A przecież Cedric Diggory żył.
Jeszcze.
— Czy biała sukienka da Eliasowi do zrozumienia, że suknia ślubna mi bardzo pasuje? — Drzwi otworzyły się z hukiem, powodując, że Prestia podskoczyła, zamiast chwycić za własną różdżkę.
Zapomniała o jedynej osobie, która wiedziała o istnieniu ukrytego pokoju oraz znała zaklęcie, aby pojawiło się do niego wejście. Z paniką rzuciła się w stronę drzwi, jednak było za późno, a ona niemal przewróciła się na własnych nogach, próbując zasłonić Christophe widok - nieskutecznie.
Zielone tęczówki kobiety stały się naraz przeraźliwie chłodne, a pięść zacisnęła się bezwiednie na materiale trzymanej w dłoni, letniej sukienki. Połączyła fakty niemal natychmiast, jednak z zawodem i niesamowitą złością wypisaną na twarzy, spojrzała wpierw na panikującą Włoszkę. Rozbiegany wzrok padał wszędzie, byle tylko nie na oczy przyjaciółki.
— Wytłumacz się.
— Bo widzisz...
— Kurwa, Noemi, jedyne co widzę, to twoją śmierć. A nie, wróć, może moją też, przez to że się z tobą przyjaźnię! — Laila naparła na niewiele niższą od siebie kobietę, która zaczęła się ze strachu cofać. Prestia czuła, jakby obce byty ciągnęły ją ze sobą w dół, wyciągając z niej całą energię i dobierając głos. Jednak mugolaczka nie miała też zamiaru dać jej się uspokoić.
— Nie... Nikt poza nami nie wie. Nikt się nie dowie...
— I co? Masz zamiar tu trzymać nieprzytomnego mężczyznę do kiedy? Aż twoi rodzice się dowiedzą? Czy aż Czarny Pan zyska na tyle sił, aby wejść ci do umysłu i samemu wyciągnąć informacje? Wiedziałam, że coś mi nie gra w tym całym zaginięciu ciała na kilka dni...
— A-Ale... — nie zdołała nic powiedzieć, gdy dziewczyna wyminęła ją, stając przed Cedricem z wycelowaną w niego różdżką. Była cała spięta, a sztywne palce niemal łamały drewniany trzonek.
— Skoro ty tego nie potrafisz zrobić.
— Przestań! — Noemi rzuciła się w przestrzeń pomiędzy pogrążonym w śpiączce mężczyzną a wściekłą kobietą. — Niczego tak nie rozwiążesz! Żyje i nawet jeżeli go teraz zabijesz, to poniosę karę za podmienienie ciał i niewykonanie rozkazu Czarnego Pana. Widzisz? To nie ma sensu. Elias też nie chciałby, abyś kogoś zabiła...
— Nie używaj go w tej rozmowie jako argumentu! Gdyby tu był, poparłby mnie, a wiesz czemu? Bo się mimo wszystko martwi o ciebie. A ty? Nie doceniasz tego, wystawiasz nas wszystkich w imię czego? Ratowania trupów? Pomocy umęczonym i słabym? Nie jesteś bohaterem romantycznym z tych swoich książek, nie zmienisz niczego i na koniec zginiesz.
— Przynajmniej do końca pozostanę sobą. — Słowa ledwo opuściły usta Noemi, przez zaciśnięte zęby. — A to, że nie jestem bohaterką, a epoka romantyzmu jest dawno za nami, nie sprawia, że mam być nieczułym chujem.
Poniesiona emocjami Włoszka w końcu się wyprostowała, wyciągając też swoją różdżkę przed siebie. Nie miała zamiaru dopuścić do tego, aby ktoś stracił przez nią życie. Nieważne czy mowa o mugolu, arystokracie, czy może Skrzacie Domowym. Każde życie miało taką samą wartość, a ona nie mogła stać i bezczynnie przyglądać się temu, jak duszy odbierane jest ciało. Tudzież na odwrót. Obie wersje jednak pozostawały tak samo ciężkie i mroczne w swej prostej postaci.
Serce Noemi biło niesamowicie szybko, a adrenalina przyprawiała ją o zawroty głowy. Drżące nogi ledwo utrzymywały ciało w stojącej pozycji, czego jednak nie była w stanie dostrzec Laila. Otworzyła za to na chwilę usta, zamykając je ostatecznie w takie sposób, że wargi pozostawały niemal niezauważalne.
— A rób, co chcesz.
I wyszła.
Tak po prostu zostawiła drżącą już na całym ciele Prestię w jej własnych czterech ścianach i wciąż żyjącym chłopakiem.
Włoszka w końcu ze świstem wypuściła powietrze, upadając na łóżku tuż obok byłego ucznia Hogwartu. Z trudem brała każdy wdech, a jeszcze ciężej było jej patrzeć przed siebie. Obraz szalał jej przed oczami, całości nie pomagały też łzy wywołane nagłą falą emocji. Nie była przyzwyczajona do takich ataków, a podniesiony, pełny agresji głos przyjaciółki, przywołał niechciane wspomnienia, przez które musiała nierzadko brać leki przed snem.
— Jestem żałosna, boże, naprawdę jestem żałosna. — Ukryła twarz w dłoniach, czując po chwili spływające po palcach łzy. Z trudem wzięła wdech, próbując opanować niechciane reakcje własnego ciała. — Wiesz co Cedric? Wiem, że ona ma rację. Nie zabijając ciebie, podcięłam sobie w jakiś sposób żyły i to kwestia czasu, aż się wykrwawię. A wiesz, co robią drapieżniki, po wyczuciu krwi rannego zwierza? — dała sobie chwilę na opanowanie drżącego głosu, lecz wciąż kontynuowała monolog, odpowiadając za chłopaka — Tropią i dobijają. Tak działa natura i nie powinnam na to narzekać. Widzisz mam dwójkę przyjaciół, którzy mogą nam pomóc przeżyć. Tyle że jedna z nich właśnie wyszła i nie podoba jej się pomysł, że będziesz żyć. To niemal tak zabawne, jak to, że wierzę, iż mnie słyszysz. — zaśmiała się gorzko, ocierając policzki.
Podniosła się z łóżka, chwiejąc nieznacznie. Myśli gnały w jej głowie zdecydowanie za szybko, a ona po prostu musiała dać im upust, niż kisić po raz kolejny. Niemoc spowodowana pozornym prawem wypowiedzi, była prawdziwie okrutna.
— Wiesz, ona chyba naprawdę chce być Śmierciożercą. Mój przyjaciel niezbyt, wie za to, że wiąże się to z usługiwaniem komuś, a to dla niego uwłaczające. Sądzi, że to mu ludzie powinni się kłaniać, a nie on typowi, co dał się zabić niemowlakowi. Wiesz, myślę, że oba te podejścia są dość głupie. Najchętniej uciekłabym gdzieś daleko, albo się nie wychylała, byle zostać poza radarem. Po co w szeregach tak silnych i przerażających osób młoda - niemal dziewczynka - która nie umie Czarnej Magii? No właśnie, też tego nie wiem. Czemu ludzie wolą walczyć i uważać innych za gorszych, zamiast pomóc im osiągnąć podobny poziom? To okrutne podejście w dodatku... Że mugolaki są gorsze, że mugole to już w ogóle powinni zginąć. Wilkołaki są traktowane, jak zaraza. Chciałabym to zmienić.
Ruszyła w stronę drzwi, chowając różdżkę w rękawie sukni. Zerknęła jeszcze raz na Cedrica, żałując, że nie może go przytulić, czy dać mu zapewnienia, iż się obudzi. Niemal zawróciła do niego, czując, że nie chce zostawiać go samego w pokoju. Nawet nieprzytomny, zdawał się lepszym towarzystwem od arystokratów. Przynajmniej jej słuchał, nawet jeżeli nie chciał.
— Wiesz co? To, co powiedziałam, było dopiero żałosne. Ale sprawię, że się obudzisz. Możesz mi zaufać.
Uśmiechnęła się, choć wiedziała, że tego nie zobaczy. Jednak nie mogła powstrzymać kącików ust, ani ciepła rozlewającego się w piersiach.
Cedric Diggory żył.
A wraz z nim żyły jej idee.
Jezus, z Noemi wychodzi mi pierdoła, która gada wciąż do siebie. Cierpiałam przy monologach, serio.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro