𝟭𝟮: władza
- Pamiętam, jak byliśmy malutcy. Chociaż niezbyt wyraźnie, a szkoda. Chciałabym mieć w pamięci twoją dziecięcą, nastoletnią i dorosłą twarzyczkę. Wybacz mi, że będę mieć w pamięci zaledwie jedną. - Uniosła głowę, jakby chcąc na niego spojrzeć, ale zaraz wyprostowała się. Na jej ustach pojawił się smutny uśmiech, który wydawał się Seijuro tak szczery, jak to, że dzisiejszej nocy wzejdzie księżyc na niebie.
- Podasz mi w końcu prawdziwy powód?
- Czego? Mojego oślepnięcia? Ale już wszystko wiesz, nie chciałam tej całej pseudo-władzy, którą podobno dają te oczy.
- Nie rozumiem jedynie czemu. Jesteś stworzona do tego, aby ją posiadać.
- Ale nie chcę. Nie chcę, aby ktokolwiek uginał przede mną kolana, czy kiedykolwiek myślał o mnie jak o wspaniałości. To nie dla mnie. Chcę spokojnego życia, którego ani mój ojciec, ani nikt z tego chorego półświatka nie jest w stanie mi zapewnić!
- Mogłaś mieć to wszystko! A teraz? Teraz nie masz już nic! - Wściekły wstał, zrzucając tacę. Śliwkowy sok wylał się na jej pościel, ale zupełnie się tym nie przejął. Ruszył w stronę drzwi. Jak ktoś mógł poświęcić coś tak bezcennego z tak błahego powodu?
- Mylisz się, Seijuro! Ciągle mam coś, czego ty nie będziesz nigdy posiadać! - Usłyszał jeszcze. Zbladł i wyszedł ze szpitala. To wszystko... To było dla niego za dużo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro