𝟰: szpital
- Proszę tędy, Paniczu. - Czerwonowłosy licealista ruszył za pielęgniarką. Miał za sobą długą drogę z Kioto, ale nie odczuł jej zbyt mocno. Mimo odległości, wygodna limuzyna, a później jacht sprawiły, że zmęczenie podróżą było niemal niemożliwe. Zwłaszcza, że widoki tutaj były naprawdę regeneracyjne: szpital był położony na oddalonej od brzegu wysepce, na której poza nim znajdowało się jedynie małe miasteczko rybackie wraz z portem oraz niezamieszkane o tej porze roku wille letnie bogatszych mieszkańców Japonii.
Wspólnie przeszli przez dwa piętra, kierując się do sali na końcu jednego z przestronnych korytarzy. Widać było, że ośrodek nie jest tak bogaty, jak mogłoby się oczekiwać od miejsca, które przyjęło córkę Pana Naosakiego pod opiekę. Było tu jednak schludnie i czysto, prawdopodobnie przez wszechobecną, wręcz kłującą w oczy biel. Nie podobało się to Seijuro, który kojarzył takie miejsca tylko ze śmiercią swojej matki. Śmierć ogólnie wydawała się mu niezbyt przyjemna - zbyt ostateczna, zbyt wspaniała. Taka, przed którą będzie musiał ugiąć kolana.
Młoda pielęgniarka uśmiechnęła się do niego blado, a na tak ludzkiej i zwyczajnej twarzy, po raz pierwszy od bardzo dawna udało się Akashiemu odczytać ślad zmęczenia. Zatrzymali się przed salą oznaczoną numerem dwieście osiemdziesiąt trzy, a później kobieta przeprosiła go, prawdopodobnie wracając do swoich obowiązków. Wiedział, że będzie musiał tam wejść całkiem sam. Zszokowany tym, co przed chwilą zaobserwował, nawet nie zauważył, gdy uniósł do góry rękę. Zapukał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro