Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22.

Connor przypatrywał się z kanapy, jak jego przyjaciółka przygotowuje dla niego termos. Powiedział jej jedynie, że boli go brzuch, lecz nie miał na myśli użalania się nad sobą, a jedynie przerwanie niezręcznej ciszy pomiędzy nimi. Speszył się, gdy zdał sobie sprawę z tego na co się patrzył. Może i była niższa, może dziecinna - ale kształty miała perfekcyjne. Otrzepał swój sweter i podszedł do niej, by zaoferować pomoc. Dziewczyna uniosła brew i na chwilkę odłożyła termos. Złapała go za dłoń i pociągnęła po schodach do jego pokoju. Wprowadziła go do środka i kładąc ręce na jego torsie spojrzała prosto w jego oczy, poczym pchęła go na łóżko. Zaczęła krzątać się wokoło. Najpierw ułożyła wszystkie poduszki blisko niego tak, by jego głowa nie znajdowała się za wysoko ani za nisko. Potem wyciągnęła z szafy koce (których szukała przez dłuższą chwilę) i położyła je na skraju łóżka. Podeszła bliżej bruneta i przycupnęła obok niego. Ściągnęła mu buty i okryła jego stopy jednym z koców. Następnie przykryła całe jego ciało ciepłym kocem (który wcześniej ogrzała na grzejniku) i pomogła chłopakowi wygodnie się ułożyć. Gdy spoglądnęła na niego, roześmiała się, widząc jego zdezorientowaną twarz i niepewny, pytający wzrok. Jej śmiech nie był w żadnym wypadku wredny czy wyzywający - po prostu przeuroczo zachichotała, ukazając mu swoje dołeczki w policzkach. Connor czuł jak coś w jego brzuchu wykręca się i wierci na wszystkie strony, lecz nie potrafił przyjąć do siebie faktu, że to przez nią. Przecież byli przyjaciółmi... Prawda?
Dziewczyna prędko wybiegła z pokoju, by po chwili wrócić z termosem, który podała mu ze szczerym uśmiechem. Podziękował jej skinięciem na co ona jedyne zamrugała parę razy. Przyłożyła dłoń do jego czoła i odetchnęła z ulgą. Następnie pocałowała to samo miejsce i oddaliła się. Usiadła przy jego biurku i zaczęła rozmyślać nad dalszym postępowaniem.
Connor nie wiedział co ma powiedzieć; jak jej dziękować? To co zrobiła (i w jak krótkim czasie) było dla niego ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewał się tego z jej strony, ani ze strony kogokolwiek. Była tak delikatna, ściągają mu buty, uważała by nie zahaczyć o palec. Bała się, że zrobi mu krzywdę lub sprawi mu większy ból. Lecz Connor czuł się lepiej. Sam jej widok wprawiał go w cudowny nastrój. Jej gęste (T/K/W) włosy co chwila opadały na jej twarz, lecz ona nie robiła sobie z tego absolutnie nic. Jej sylwetka, poruszająca się po całym pokoju, wyglądała jak przejrzysta, jasna postać nieskażona jeszcze grzechem. Przypominała grecką boginię piękna, miłości - Afrodytę, a zarazem nieskazitelnie czystą, anielską postać - jakąś gwiazdę, która świeciła nad nim, by wskazać mu drogę do szczęścia. To ona była szczęściem, którego szukał.
- Gdzie byłaś całe moje życie, aniele? - spytał wreszcie, jakby z pretensją, lecz jego głos był tak delikatny, że dziewczyna nie wyczuła w nim zdenerwowania.
Odwróciła się w jego kierunku, by spojrzeć na jego twarz, umięśnione barki i długą szyję - czyli wszystko ci wystawało spod koca.
- Blisko - odparła, a jej głos mącił w jego głowie jeszcze przez dłuższą chwilę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro