2.
- Nie trzeba - odparł Connor opuszczając głowę.
(T/I) spojrzała na niego i westchnęła. Przykucnęła i przez chwilę wahała się. Tak bardzo chciała mu pomóc... Jednak dla niego była tylko tą obok, za wszelką cenę próbowała pomóc. A co jeżeli wcale nie chciał pomocy?
Wycofała rękę i uśmiechnęła się smutno. Podniosła się i głaszcząc jego ramię pożegnała się:
- Jeśli będziesz chciał pogadać... Za chwilę mam okienko. Jestem w bibliotece... Jak coś...
(T/I) odeszła w swoim kierunku. Idąc przez korytarz myślała jedynie o potrzebującym pomocy brunecie. Podobały jej się jego włosy. Co dziwne, chciała poznać ich zapach. Ciekawe, czy często się rumieni...
- Geeeej! - zawołał ktoś z drugiego końca korytarza. - Kto normalny malowałby paznokcie?
(T/I) odwróciła głowę w kierunku krzyków.
- Skróciłbyś włosy, mógłbyś chociaż udawać, że jesteś hetero! - chłopak kontynuował wyśmiewanie się z kogoś. (T/I) powoli podeszła do otaczającego ich tłumu gapiów. -Co próbujesz osiągnąć? Jest środek lata, a ty w długim rękawie? Uważajcie ludzie bo sobie coś zrobi! - zadrwił.
- Zostaw mnie - drugi chłopak, trochę wyższy, wyrwał się z jego uścisku. Szarpał sie jeszcze chwilę, aż rękaw koszulki został w rekue napastnika.
(T/I) przecisnęła się przez tłum i widząc Jareda z Connorem krzyknęła:
- Jared pie*dolony Kleinman! - pobiegła do swojego brata rozdzielając chłopaków. - Co ty robisz?
- Nic co powinno cię obchodzić! Lepiej daj swojemu chłoptasiowi bluzę! Niech zakryje pole minowe na nadgarstku! - prychnął Jared unosząc brew.
(T/I) spojrzała na Connora, a następnie na jego rękę. Szybko ściągnęła bluzę i rzuciła ją w kierunku bruneta. Ubrał ją i szepnął ciche 'dzięki' zanim pobiegł do łazienki.
- Tylko nie pobrudź bluzy krwią! - uśmiechnął się triumfalnie Jared, na co (T/I) uderzyła go w twarz.
- Nie zbliżaj się do mnie! - wrzasnęła uciekając do biblioteki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro