Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.

Minął tydzień, od kiedy Jeongguk ostatni raz widział Jimina, ale nie zapowiadało się, by miał spotkać chłopaka w najbliższej przyszłości. Nie było żadnego szczególnego powodu, by to się znowu stało. Dlatego kiedy Joengguk wpadł na Jimina w miejscu, gdzie najmniej by się tego spodziewał, był pewien, że to był znak, że świat go nienawidzi. 

Było po północy, kiedy zdecydował się odwiedzić sąsiednie Seven Eleven, by kupić trochę mleka bananowego. Ostatnio był na wyczerpaniu i był zdesperowany, by uzupełnić swoje zaopatrzenie. Ledwo spojrzał na kasjera i od razu skierował się w stronę małych kartonów z mlekiem bananowym na ladzie, wiedząc bardzo dobrze, że prawdopodobnie był osądzany. Ale Jeongguk naprawdę nie dbał teraz o to, ponieważ przeżywał szczególnie ciężką noc. 

Po siedzeniu w bibliotece przez pięć godzin, powrócił do swojego mieszkania ledwo żywy i był w stanie zażyć dawkę godzinnego snu, zanim nie obudził się z koszmaru, cały pokryty potem. W swoim zmieszanym i przerażonym stanie, pogrążył się w ataku paniki. Nie mógł przypomnieć sobie, o czym śnił, ale strach sprawił, że klęczał nad toaletą przez solidne dziesięć minut. 

Jeongguk wiedział, że musiał wyglądać na spoconego, obrzydliwego i absolutnie wykończonego, ponieważ właśnie tak się czuł, a ból głowy przeszywał jego czaszkę, od kiedy się obudził, ale w tym momencie chciał tylko napić się swojego mleka i płakać. 

Nie czuł się, jakby dryfował, tak jak zawsze to było po takim epizodzie, jedynie otumaniony i ciężki, jakby ciągnął za sobą ciężarki i nienawidził tego, kiedy taki był, ponieważ nie było z tego żadnej ucieczki. To wszystko było zbyt realne. Zbyt osobiste. 

-Nie sądziłem, że jesteś takim fanem mleka bananowego. - znajomy mu głos rozbrzmiał obok niego i jego uwaga natychmiastowo zwróciła się w stronę kasjera. 

-Och. - Jeongguk przełknął ślinę. Rozpoznał delikatne, różowe włosy i kapryśne, pełne usta. Jego serce się zatrzymało. -To ty. 

-To ja. - Jimin odpowiedział oschle. 

Oboje byli cicho przez długi, niezręczny moment. Jimin patrzył się w Jeongguka, a Jeongguk patrzył się w ladę, ponieważ nie miał na tyle odwagi, by spojrzeć drugiemu chłopakowi w oczy. 

Wszystkim, czego Jeongguk potrzebował, było jego cholerne mleko bananowe. 

-Nie wiedziałem, że tu pracujesz. - wreszcie zmusił się, by coś powiedzieć. 

-Zacząłem w zeszłym tygodniu. - Jimin odpowiedział napiętym głosem, a Jeongguk nie spojrzał do góry, tylko gapił się na dłonie Jimina, które były mniejsze od jego. -Studia są drogie i nie każdy z nas jest rozpieszczonym, bogatym dzieciakiem, którego rodzice płacą mu za każde gówno. 

Jeongguk był pewien, że słowa te były skrycie wymierzone w jego stronie i zmarszczył brwi. 

-Podoba ci się? - zapytał w usiłowaniu, by zachować spokój, ponieważ był tchórzem, który był okropny w konfrontacji. 

-Pytasz się mnie, czy lubię pracować w gównianym sklepie tak późno w tygodniu, kiedy moje zajęcia rozpoczynają się o siódmej rano? 

Jeongguk natychmiastowo poczerwieniał, nagle czując się jak idiota. Dlaczego w ogóle otworzył usta? 

-N-nie-- to znaczy, tak? Przepraszam. 

Jimin wzruszył ramionami, kiedy zaczął skanować kartony mleka. 

-To znaczy, zgaduję, że jest w porządku. 

Po tym, oboje wrócili do ciszy. Jedynym dźwiękiem było brzęczenie lodówki i skanera. Jeongguka swędziała skóra i wiedział, że byłoby łatwiej, gdyby tylko wyszedł i zostawił Jimina w spokoju, wracając do ukrywania się w swoim mieszkaniu. Ale potem pomyślał o Hoseoku i o tym, na jak bardzo przygnębionego brzmiał, kiedy wspomniał o tym, jak jego przyjaciele go unikają i Jeongguk wiedział, że to jest jego wina i nie chciał, by Hoseok stracił przyjaciół z jego powodu. Nie sądził, że kiedykolwiek byłby w stanie sobie za to wybaczyć. 

-Hoseok za wami tęskni. - powiedział to tak cicho, że nie był pewien, czy Jimin w ogóle go usłyszał. Ale wtedy dźwięki czytnika ucichły i Jeongguk podniósł głowę do góry, by zobaczyć spiętego Jimina z uśmiechem niezbyt przyjaznym przyklejonym do jego twarzy. 

-Więc powinien częściej się z nami spotykać. 

I Jeongguk wiedział, że na tym powinien się zatrzymać, ponieważ wiedział, że to nie jego sprawa, a otwarcie ust sprawi, że będzie w jeszcze większych kłopotach. Ale rzecz w tym, że Hoseok tyle dla niego zrobił i to on zawsze był tym, który brał. Więc chociaż raz, chciał być użyteczny. 

-Powiedział, że go unikacie. - naciskał. 

-Zastanawiam się czemu. - Jimin ciągnął sucho. 

Starszy gapił się prosto na niego. Wrogość wymierzona w stronę Jeongguka była jasna, więc młodszy chłopak odsunął się od lady o krok. Wiedział, że był popieprzony, okropny i że jego wnętrzności były zgniłe, ale nienawiść Jimina była jak kopniak w brzuch. To było prawie nie do zniesienia i zamiast patrzeć się w dwudziestoparoletniego chłopaka, Jeongguk czuł się, jakby po raz kolejny patrzył się w oczy swojego zawiedzionego ojca. 

-Zniknę. - Jeongguk wypalił. -J-jeśli to będzie oznaczało, że Hoseok znów będzie mógł się z wami widywać, zniknę. - wykręcał swoje palce, nerwowo wbijając paznokcie w swoją skórę. -N-nie chcę, by ktokolwiek był przeze mnie smutny. - jego głos drżał, kiedy starał się przełknąć gulę w swoim gardle. 

-Czy nie jest już na to za późno? - Jimin rzucił, a Jeongguk wewnętrznie odskoczył, jakby został poparzony. 

Chciał zachować się, jakby to na niego nie działało, naprawdę chciał. Ale wtedy zaczął drżeć, a jego oczy go piekły i było coś w jego klatce piersiowej, co się zaciskało i to bolało. To bolało.

-Staram się. 

Jimin postawił mleko na ladzie. Wypuścił z siebie wściekły oddech. 

-Więc staraj się bardziej. 

Jeongguk spojrzał w dół na kartony, jego dolna warga zadrżała, a wzrok się zamazał. 

-P-przepraszam. - powiedział, jego głos brzmiał tak okropnie - był wypełniony emocjami i Jeongguk zdał sobie sprawę, że czuł się jeszcze bardziej upokorzony. 

Prawie powiedział Żałuję, że się urodziłem, ale nie zrobił tego, ponieważ był pewien, że Jimin też chciał, by nie żył. Chciał, by kości Jeongguka zmniejszyły się do wielkości pyłu kosmicznego, jego palce wniknęły w jego ramiona, jego ramiona w jego klatk piersiową, kiedy on wciąż będzie maleć, dopóki nie skropli się do tunelu czasoprzestrzennego. 

Bycie żywym jest ciężkie, kiedy nikt cię nie chce. Bycie żywym jest ciężkie dla ludzi takich, jak on. Jimin powiedział mu, by starał się bardziej, ale nie wiedział, że Jeongguk właśnie pędził do linii końcowej. 

To oszołamiające. Ta obserwacja. To obrzydzenie. Sposób, w jaki Jimin zaciskał swoją szczękę. Jakby widział w Jeongguku okropną osobę i to było jak potwierdzenie - zapewnienie mu, dlaczego czuje taki wstręt do swojej egzystencji. I to było jakby czarne fale wciągały go pod siebie. Jak naciskanie na hamulce zbyt mocno, bez zapiętego pasa.

-M-muszę iść. - Jeonggukowi udało się wykrztusić, szloch prawie wydostał się z jego gardła. Pomysł pójścia do Seven Eleven wydawał się teraz tak głupi i Jeongguk był pewien, że jeśli rzeczywiście będzie pragnął tego wystarczająco mocno, to zamieni się w pył. 

Wykonał chwiejny krok w tył. I potem następny. Starał się wypuścić powietrze przez nos, ale nie potrafił. 

-Czekaj. - Jimin wyglądał na zaniepokojonego. Wysunął dłoń do przodu, chociaż Jeongguk był za daleko. -Nie chciałem-

-Nie, w porządku. Masz racje. Masz całkowitą racje, a ja po prostu- po prostu-- - wiedział, że brzmiał teraz, jakby był na skraju histerii, ale nie wiedział, jak uciszyć sztorm wewnątrz niego. 

-Jeongguk.. 

Ale nie chciał już nic słyszeć. Nie chciał usłyszeć kolejnych słów dobiegających z ust Jimina. Odwrócił się i wybiegł przez drzwi, zanim chłopak mógł cokolwiek powiedzieć. 

Nie wiedział, dlaczego biegł, ale robił to. Biegł w dół, nie chodnikiem, a środkiem drogi. Odgłos jego butów o beton. Serce dudniące mu w uszach. Nieregularny oddech, pędzenie jego krwi - rozbrzmiewało to zbyt głośno i kiedy doszedł do końca ulicy, zatrzymał się i spojrzał w górę na niebo. Na gwiazdy, księżyc i czerń tego wszystkiego. 

Nie wiedział, dlaczego on w ogóle jeszcze biegnie. 

Pomyślał o lecie, kiedy skończył trzynaście lat. To był pierwszy raz, kiedy był kompletnie samotny. Jego wszyscy przyjaciele wyjechali na wakacje. Mama Mingyu zawsze brała ich do domku nad jeziorem w pierwszy tydzień lata i wtedy po raz pierwszy, Jeongguk nie otrzymał żadnego zaproszenia. Wszystkim, co otrzymał od jego przyjaciół, była cisza. 

Pomyślał o tym, gdy zobaczył potłuczoną butelkę na chodniku oświetlonym promieniami słonecznymi. Jak zatrzymał się i patrzył się na nią i chociaż była piękna, wciąż była zniszczona. Nie było żadnego Posklejaj ją. Żadnego Udawaj, że dalej jest cała. 

Jeongguk pomyślał, że być może nauczy go to jakiejś lekcji, leżąc zniszczonym na betonie. Pamiętał o przyjaciołach, których stracił. Przyjaciołach, którzy winili go za to, co przydarzyło się Taehyungowi i wyśmiewali go za plecami. Biegł, dopóki nie napotkał zniszczonej butelki. Kiedy kopnął ją w dół ulicy, pomyślał, Czy pożegnania zawsze muszą być takie trudne?

Wciąż były. Wciąż były.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro