Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

W wieku dwudziestu lat, Jeongguk nigdy nie sądził, że zajdzie daleko w życiu.

Dorastając, wszyscy wokół niego mówili, że na zawsze będzie nikim - jedynie marnotrawstwem przestrzeni. Złą osobą, niezasługującą na nic dobrego. Ale w jakiś sposób, po ośmiu latach męczarni, Jeongguk dał sobie radę.

W dniu, kiedy został uwolniony z ograniczeń w postaci mundurków szkolnych i zostawania po lekcjach, czuł niezmierną ulgę. Jego żebra już nie bolały i nie były pokryte siniakami i przez moment, czuł się, jakby w końcu mógł oddychać. Być może wszystko się poprawi.

Jeongguk miał wyjątkowo dużo szczęścia, by dostać się na Uniwersytet Seulski, a jego rodzice byli całkowicie uradowani, nazywając go swoim marnotrawnym synem. Dostanie się na studia sprawiło, że uzyskał najwięcej uwagi ze strony swojego ojca w przeciągu ostatnich lat i czuł się z tym dobrze. Czuł się, jakby wreszcie zdobył uznanie, o które ubiegał się od lat. Wreszcie. Wreszcie.

Czuł się z tym dobrze, dopóki Jeongguk nie powiedział, że chce tworzyć muzykę. Wtedy, jego ojciec nie uśmiechał się już dłużej. Zacisnął mocno palce wokół butelki piwa i prychnął.

'Z takim kierunkiem nic w życiu nie osiągniesz.'

I Jeongguk nie kłócił się, ponieważ wiedział, co się stanie, kiedy zacznie się bronić. I będąc tchórzem, Jeongguk zaproponował z drżącym uśmiechem udanie się na zarządzanie finansami. Tak po prostu poddał się ze swoimi marzeniami tworzenia muzyki i jego ojciec był znowu szczęśliwy. Nawet nazwał go geniuszem. Powiedział, że wiedział, że Jeongguk w końcu zmieni podejście.

Więc Jeongguk poszedł na studia dla biznesu i zarządzania finansami, chociaż nie interesowały go pieniądze. Nie obchodziły go numerki. Pewnie, był prawie szóstkowym uczniem, ale nie było w tym jego serca. Jego serce zostawił w Busan, wraz ze swoją gitarą i pianinem. W miejscu, gdzie jego palce tworzyły melodie i gdzie jego mama z chęcią ich wysłuchiwała. Ale tutaj, czuł się pusto. Zawsze zbyt pusto.

Szczerze, naiwna część Jeongguka miała nadzieję, że wszystko się polepszy, kiedy pójdzie na studia. Jego mama nazwała to nowym początkiem dla niego, by wziąć się w garść i przestać być tak problemowym dzieckiem. Ale dla ludzi takich jak on, rzeczy jedynie się pogorszyły.

Dzieci są okrutne, ale rzeczywistość jest jeszcze okrutniejsza.

Podczas gdy szepty i szorstkie dłonie jego rówieśników już za nim nie podążały, to uniwersytet stał się dla Jeongguka miejscem osamotnienia. Jego rodzice kupili mu ładne mieszkanie poza kampusem. Nie było zbyt krzykliwe, ale wystarczająco duże, by inne dzieciaki wiedziały, że ma pieniądze.

Jego mama zadzwoniła parę dni później, by zapytać się, czy się już zaklimatyzował, a Jeongguk zaśmiał się lekko przez słuchawkę. Miał nadzieję, że jego głos nie brzmiał zbyt sztucznie.

-Jest cudownie, mamo.

Nie powiedział jej, że nienawidził tego miejsca. Że było zbyt duże - tak duże, że Jeongguk czuł się, jakby miał zniknąć. Że w salonie było miejsce, gdzie zmieściłoby się jego pianino.

-To wszystko wyjdzie ci na dobre. - powiedziała, po czym z zawahaniem kontynuowała. -Może poznasz jakąś ładną dziewczynę.

Jeongguk poczuł, jak zostaje spuszczone z niego powietrze.

-Tak, może.

A co z chłopakiem? Chciał zapytać, ale nie powinni byli rozmawiać na temat tego typu rzeczy. Jego ojciec byłby wściekły.

Pamiętał sposób, w jaki jego mama płakała za każdym razem, kiedy leżał rozłożony na kafelkach kuchni jak męczennik. Kiedy jego prawe oko było podbite. Kiedy nie mógł oddychać.

Może znajdzie sobie dziewczynę.

Na studiach to było jeszcze cięższe, by zawierać przyjaźnie (nie to, że próbował), ale Jeongguk czuł się najbardziej niewidzialny w swoim życiu. Nie było nikogo, kto pchnąłby go w metalowe szafki albo upokorzyłby go przed dwudziestoma innymi rówieśnikami. Nikt nie zwracał uwagi na jego egzystencję. Chodził na zajęcia sam, jadł obiad sam, unikał jakiegokolwiek typu działań społecznych.

Kiedy sprawy przybierały naprawdę złego obrotu, Jeongguk myślał, że być może samotność jest gorsza niż bycie bitym. Ponieważ wtedy przynajmniej, ludzie byli świadomi jego egzystencji, nawet w popieprzony sposób. Wtedy przynajmniej, był do czegoś używany.

Każdego ranka, zanim wychodził ze swojego mieszkania, Jeongguk patrzył na siebie w łazienkowym lustrze i uśmiechał się do swojego odbicia.

-Wszystko w porządku, Jeon Jeongguk. - mówił sobie. -Nie potrzebujesz nikogo. Tylko siebie.

Starał się sobie wmówić, że jest w tym dobry: że ból już go nie dręczy. Że nie potrzebuje przyjaciół, ponieważ ludzie zawsze prędko odwracają się od niego, kiedy zobaczą, że jego kubek jest w połowie pusty. Ból był w porządku. Był mu znajomy. Podchodził do niego naturalnie. Było z nim okej. Jeongguk był do tego przyzwyczajony. Da sobie radę z byciem samotnym.

Jeongguk myślał, że dobrze mu szło z dawaniem sobie rady z podarowanymi mu możliwościami. Co z tego, że nie kontynuował robienia jedynej rzeczy w życiu, która dawała mu szczęście? Jego rodzice byli zadowoleni, a i tak przysporzył im wystarczająco kłopotów. Jeongguk był dobry z uporaniem się.

Dopóki nie siedział w Starbucksie, robiąc zadanie domowe - pomijając to, że tak naprawdę nie robił zadania domowego, ponieważ był zbyt zajęty gapieniem się w grupkę dziewczyn, rozmawiających ze sobą szczęśliwie, parę stolików od niego i czuł się zazdrosny.

Pożądanie, które mieszało się w jego żołądku jak proszę, zwróćcie na mnie uwagę. Czuję się, jakbym znikał.

Ale Jeongguk wiedział, co dzieje się z chłopakami takimi jak on, którzy nie wiedzą, jak zamknąć usta. Wiedział tylko, jak ugryźć się w język, ponieważ jego słowa były zawsze gniazdem os i był dobry tylko w ranieniu ludzi. Ale wciąż, część jego wciąż miała czelność, by być samolubnym, by chcieć więcej.

Jeongguk zostawiał kawałki siebie wszędzie, mając nadzieję, że ktoś je zauważy i je podniesie. Jak postrzępione sznurki we framudze drzwi. Jak origami ukryte pod łóżkiem. Jak podarte koperty - blizna na jego policzku. Pieprzyk pod jego dolną wargą. Czasem zastanawiał się, co by się stało, gdyby znalazł się ktoś, kto spróbowałby to wszystko pozbierać - jak głęboko by to go rozcięło, ale wiedział, że nie jest typem osoby, za którą ktokolwiek chciałby krwawić.

Czasem, dziewczyny takie jak te, które siedziały niedaleko Jeongguka, podchodziły do niego i zanim cokolwiek mogły powiedzieć, on już się zamykał. Ładne dziewczyny o okrągłych oczach, błyszczących ustach i delikatnych włosach. Ładne dziewczyny, które pytały się go, czy kogoś ma, albo czy chciałby pójść obejrzeć film. Ale wszystko, co Jeongguk potrafił, to kręcić głową.

Otwierał swoją dłoń i widział brzydotę pomiędzy każdą zmarszczką i nie mógł - nie mógł. Zawsze odmawiał ludziom, ponieważ jeśli będzie trzymał ludzi z daleka, nie będą mogli go znowu zniszczyć.

I bał się. Bał się, że jeśli da jakiejkolwiek dziewczynie szanse, ta będzie wiedziała już po pierwszej randce, że nie nadają na tych samych falach.

Jeongguk był dobry w tworzeniu swojej własnej destrukcji. Było w porządku, tak długo, jak to on był tym, który siebie ranił, prawda? Jeśli robił złe rzeczy, przynajmniej to on był tym, który niszczył swoje życie. Jeśli rzuci siebie na chodnik i pozwoli bólu do niego przylgnąć, już nikt nie będzie mógł wskazywać palcem.

Ale wtedy, to wszystko nadrabiało zaległości, kiedy leżał na łóżku o drugiej w nocy, gapiąc się w sufit i rozmyślając, skąd wzięło się to całe zło.

Czasem, późno w nocy, rozmyślał o Kim Taehyungu.

To było dziwne, ponieważ nie widział chłopaka od ośmiu lat, ale kiedy noce się dłużyły, a Jeongguka bolała klatka piersiowa, jego umysł zawsze wędrował do bruneta. Rozmyślał nad Taehyungiem i nad tym, czy wciąż zaciskał pięści. Zastanawiał się, czy wciąż kurczył się pod czyimś spojrzeniem. Czy drżał za każdym razem, gdy któryś z jego dręczycieli wypowiadał jego imię. Zastanawiał się, czy Taehyung nauczył się, jak trzymać się w kupie bez odpadających z niego kawałeczków - albo, czy był tak samo zniszczony jak Jeongguk. Czy jego głos wciąż był cichy, kiedy mówił? Czy całował chłopaków w szatni, jakby miało to sprawić, by cała trauma, którą wywołał Jeongguk, zniknęła?

CZY KIM TAEHYUNG JEST GEJEM?

Jeongguk był dobry w pozwalaniu przeszłości, by go gnębiła. Między swoimi zębami, niczym pomnik, trzymał co-by-się-stało. Co by się stało, jeśli nie otworzyłby ust? Co, gdyby powstrzymał Mingyu i resztę, zanim rzeczy zaszły za daleko? Co, jeśli wtedy by przeprosił? Co, jeśli zamiast bycia dręczycielem Kim Taehyunga, byłby jego przyjacielem? Co jeśli. Co jeśli. Co jeśli?

Nie wiedział, jak odpuścić - trzymał się wszystkich złych części swojego życia, ponieważ wtedy przynajmniej wiedział, że były czasy, kiedy był szczęśliwy. Dawno temu, był stół przygotowany dla trojga i jego rodzice oboje uśmiechali się do niego w dół. Kiedyś, jego ojciec go kochał. Kiedyś, miał przyjaciół, z którymi się śmiał. Kiedyś, dawno temu, był czas, kiedy promienie słoneczne przesiąkały przez jego skórę i Jeongguk czuł się pełny.

Albo może to była forma ukarania samego siebie; jeśli będzie trzymał się wystarczająco mocno jakiegoś miejsca, to gdzieś, Taehyung będzie szczęśliwy. Taehyung będzie żył.

Jeongguk starał się być zadowolony, żyjąc życiem względnej izolacji. Wbijał nos w książki. Zakładał słuchawki i odgradzał się od dźwięków świata zewnętrznego. Żył w swojej małej bańce, gdzie upływ czasu był jego jedyną znajomością. Pracował nad projektami szkolnymi sam, rzadko z innymi ludźmi, a kiedy już musiał, to nigdy nie zapamiętywał ich twarzy. Kiedy Jeongguk starał się przypomnieć ludzi, z którymi chodził do liceum, ich rysy zawsze były rozmazane. Nie pamiętał. Tak czy inaczej, nie chciał pamiętać.

Ponieważ, kiedy twarze pojawiają się w jego głowie, kiedy Jeongguk przypomina sobie sposób, w jaki się uśmiechali, albo kiedy ich oczy marszczyły się, kiedy byli szczęśliwi, to coś znaczyło. Jeśli Jeongguk potrafił przypasować imię do twarzy, to oznaczało, że ci ludzie mogli go zranić. Nigdy już na to nie pozwoli.

Z jednym wyjątkiem. Był jeden chłopak z zajęć fizyki, który nie pozwolił Jeonggukowi o sobie zapomnieć. Miał na imię Jung Hoseok; i jedynym powodem, przez który Jeongguk to wiedział, było to, że Hoseok wbiegł spóźniony do klasy i wszyscy wybrali już swoich partnerów. I oczywiście, Jeongguk został jedyny bez pary. Niezręczny i cichy dzieciak, który siedział na tyle klasy, do którego nikt nigdy nie starał się odezwać, poza parymi uprzejmościami.

Profesor skarciła go za spóźnienie. Przeskanowała pomieszczenie, po czym wskazała głową w kierunku tyłu klasy.

-Hoseok, będziesz w parzę z Jeonggukiem. - powiedziała, a on nawet się nie zawahał. Nie zatrzymał się, by zmarszczyć brwi na Jeongguka i nie wyglądał na ani trochę urażonego. Przyspieszył kroku, kierując się na tyły, gdzie siedział Jeongguk.

-Jestem Jung Hoseok! - powiedział z uśmiechem, wystawiając do przodu dłoń.

Jeongguk nawet nie zauważył gestu.

-Wiem. - zamiast tego wymamrotał, bazgrząc bezcelowo po zeszycie.

Chciał zachować spokój, jakby go to nie obchodziło, chociaż tak naprawdę stresował się całym sobą, ponieważ Hoseok był onieśmielający. Świecił zbyt mocno i zachowywał się w sposób, który każdego by uspokajał. Wyglądał też jak typ osoby, która zwalniała tempo i Jeongguk miał nadzieję, że nie został mu właśnie przydzielony partner, który znowu zostawiłby mu całą robotę, ponieważ ostatnim razem, kiedy to się stało, nie zmrużył oka przez pięćdziesiąt godzin. I Jeongguk był wystarczająco głupi, by to zaakceptować, ponieważ bał się konfrontacji. Bał się urażenia kogoś.

Hoseok w ogóle nie wydawał się być zdenerwowany brakiem entuzjazmu Jeongguka. Usiadł obok chłopaka i kontynuował mówienie.

-Wyglądasz na bardzo mądrego. - powiedział, a Jeongguk wzruszył ramionami w odpowiedzi. Hoseok oparł się o tył krzesła. Wydał z siebie długie westchnięcie. -Jestem naprawdę gówniany z matmy, ledwo zdaję z tego przedmiotu, więc proszę, bądź ze mną cierpliwy.

Och, świetnie, Jeongguk znowu będzie musiał odwalać całą robotę, prawda?

-Spotkajmy się jutro o 18 w bibliotece. - powiedział chłodno, kompletnie ignorując paplaninę Hoseoka. Hoseok jedynie uśmiechnął się i zgodził się z prawdopodobnie zbyt dużym entuzjazmem.

-To randka!

Jeongguk nawet lekko się nie uśmiechnął, tylko wrócił do bazgrania w zeszycie i do ignorowania wszystkich wokół siebie. Hoseok siedział z nim przez resztę zajęć.

Hoseok nie kłamał, kiedy powiedział, że jest słaby w matematyce. Zaskakująco, pojawił się w bibliotece, by popracować nad projektem i nie przegapił ani jednego kolejnego spotkania, nawet, jeśli to Jeongguk zawsze był tym, który bez pytań ustalał datę i czas. Nie do końca rozumiał ten projekt i Jeongguk stał się bardziej korepetytorem niż partnerem, ale z jakiegoś dziwnego powodu, nie drażniło go to. Z początku, Hoseok wydawał się być osobą, która jedynie za dużo żartuje i niczego nie bierze na poważnie, ale okazało się, że jest on całkiem uważny i chętny do nauki.

I był cierpliwy. Naprawdę cierpliwy. Kiedy Jeongguk po raz n-ty jąkał się podczas wyjaśniania, Hoseok nie przerywał mu, ani nie zgrywał zirytowanego. Wydawał się być tak zafascynowany każdym słowem, które opuszczało usta Jeongguka, a Jeongguk nie rozumiał tego, ponieważ zawsze był sfrustrowany swoją nieumiejętnością komunikacji jak normalny człowiek. Nie wiedział, jak Hoseok mógł być tak okej z jego rażącą niezręcznością.

-Ach, jesteś takim geniuszem. - Hoseok skomplementował. -Jak cholerny Einstein.

Jeongguk zaczerwienił się i nie pozwolił, by nawiązali kontakt wzrokowy. Zamiast tego, wyjmował brudy spod swojego paznokcia.

-T-to właściwie całkiem proste.

Nawet w ciszy biblioteki, jego głos był zbyt cichy. Jeongguk dawno temu stracił umiejętność mówienia z choćby odrobiną pewności siebie. Jego głos był zawsze mamrotem i Hoseok często musiał pochylać się nas stołem, by go usłyszeć, ale nie wydawało się, jakby mu to przeszkadzało i to sprawiało, że Jeonggukowi kręciło się w głowie, ponieważ nie rozumiał tego.

-Proste? - Hoseok prychnął, na jego twarzy można było dostrzec niedowierzanie. -Koleś, połowa klasy nie zdaje tych zajęć, a dla ciebie to jest jak matma z podstawówki. Czysty geniusz.

Jeongguk nigdy nie miał partnera takiego jak Hoseok, który wkładał szczególny wysiłek w to, by być zbyt miłym. I z początku, było to lekko podejrzane, ponieważ nikt nie był tak miły bez ukrytego motywu.

Przy Hoseoku, Jeongguk zawsze był przygotowany na uderzenie, które nigdy nie nadeszło. Część niego myślała, że być może Hoseok jest po prostu dobrym człowiekiem i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić - nie wiedział, jak akceptować dobrych ludzi.

I Hoseok był dobry. Właściwie, bardziej niż dobry. Dwa tygodnie później, kiedy nadszedł termin oddania projektu, Jeongguk wiedział, że już nigdy się do siebie nie odezwą, ponieważ tak to właśnie zawsze działałom Udawał, że nie był zawiedziony. Udawał, że nie chciał, by Hoseok z nim został i by więcej do niego mówił. Ale to zawsze tak działało, ponieważ tak właśnie powinno być.

Ponieważ nikt nigdy nie zostawał.

Jednak następnym razem, kiedy mieli ze sobą zajęcia, Hoseok pomaszerował na tył klasy i usiadł obok Jeongguka, jakby byli starymi przyjaciółmi.

-Koleś, tak się cieszę, że ten piekielny projekt się skończył. - westchnął dramatycznie. -Jestem ci winien życie, Jeon Jeongguk.

Jeongguk zamrugał w zakłopotaniu. Uszczypnął siebie w ramię, by upewnić się, że to nie jego depresyjna i samotna strona zaczęła kreować nieistniejącego przyjaciela.

-Um. - zaczął niezręcznie. -Projekt jest skończony.

-Wiem? Właśnie to powiedziałem.

-N-nie musisz już ze mną siedzieć.

Hoseok zmarszczył brwi i teraz nie tylko Jeongguk był zakłopotany.

-Jestem tego świadomy..

Jeongguk gapił się w niego przez dłuższy moment. Odwrócił się, kiedy profesor weszła do klasy.

-A więc dobrze. - wymamrotał. Nie powiedział nic więcej przez resztę zajęć.

Jeongguk nie rozumiał Hoseoka. Kompletnie. Z pewnego powodu, Hoseok zaczął mieć obsesje na jego punkcie i Jeongguk skłamałby, gdyby powiedział, że nie był przestraszony tym obrotem spraw. Obecność starszego chłopaka była rażąca, była kompletnym zestawieniem dla osamotnienia, z którym Jeongguk żył przez osiem lat.

Hoseok zawitał w jego życiu nie jak burza, ponieważ nie pozostawiał po sobie żadnego zniszczenia, a raczej jak długie lato. Ten typ lata, o którym zawsze się marzy, by nie mijało.

Jeongguk nie wiedział, jak się do tego przystosować. Nie sądził, że będzie potrafił. Na początku, starał się unikać Hoseoka, ale chłopak musiał wczepić w niego jakiś rodzaj GPSa, ponieważ nieważne, jak szybko Jeongguk biegł przez kampus, by go uniknąć, zawsze kończyło się na tym, że Hoseok znajdywał chłopaka.

Drugim podejściem odsunięcia od siebie Hoseoka było ignorowanie go, ale ten plan poległ jeszcze szybciej niż pierwszy. Pozytywna energia Hoseoka była zaraźliwa i Jeongguk zaczął przyłapywać się na przełamywaniu. Zaczęło się od małych gestów, jak autentyczne, nieśmiałe uśmiechy, wywołane jego kiepskimi żartami albo prowadzenia małych (zwykle jednostronnych) konwersacji o rzeczach, które nie wiązały się z fizyką. Czasem, Hoseok zaciągał go na obiad albo do obejrzenia filmu i po raz pierwszy od wielu lat, Jeongguk spędzał z kimś tak czas. Tak zwyczajnie i komfortowo, prawie, jakby byli przyjaciółmi.

-Chcesz obejrzeć kolejny film w ten weekend, Jeongguk?

Siedzieli na ławce, poza lodziarnią. Jeongguk kupił gałkę lodów jagodowych, a Hoseok dwie gałki truskawkowych. To było lekko niedogodne, ponieważ ostatnie ślady lata zniknęły pare miesięcy temu i chłód jesieni sprawiał, że drętwiały im palce, ale Jeongguk nie dbał o to, ponieważ ten moment był specjalny. Ponieważ to był pierwszy raz od podstawówki, kiedy Jeongguk jadł z kimś lody w ten sposób.

-Pewnie. Jaki film? - Jeongguk pociągnął nosem. Miał nadzieję, że się nie przeziębi.

-Jeszcze nie wiem. - Hoseok wzruszył ramionami. -Ostatnio wychodzi wiele filmów z superbohaterami. Powiedziałbym Justice League, ale wszyscy wiemy, że DC ssie w tworzeniu dobrych filmów, więc myślałem nad nową częścią Iron Mana?

Jeongguk mocno wciągnął powietrze i nie mógł nic na to poradzić. Naprawdę, nie mógł. Jego twarz rozświetliła się niczym choinka świąteczna, kiedy powiedział delikatnie z szeroko otwartymi oczami:

-Kocham Iron Mana.

Jego reakcja na ułamek sekundy zaskoczyła Hoseoka, ale po chwili starszy chłopak wyglądał na zachwyconego, jakby znalazł garnek ze złotem.

-Och, tak?

Jeongguk skinął głową, lekko skrępowany.

-Jest moim ulubionym superbohaterem.

-Dlaczego? - Hoseok brzmiał na zawrotnego.

-Ponieważ.. - Jeongguk nerwowo przegryzł swoją dolną wargę. Nie był przyzwyczajony do mówienia o sobie. -P-ponieważ pomimo tego, że jest samolubny i nie zawsze robi to, co jest moralnie dobre, wciąż jest bohaterem. Ludzie wciąż go kochają.

Jeongguk chciał, by ludzie wciąż go kochali.

Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś nie był jedynie plamką świetlną w jego życiu. Spędził ostatnie osiem lat zapominając twarze, ale Hoseok był promieniem świetlnym w świecie, który w jego oczach, dawno stracił swoje swoje kolory. I tak bardzo, jak było to przerażające, Jeongguk zorientował się, że twarz Hoseoka odznaczała się z tłumu. Jego długi nos, wygięcie jego linii szczęki - Jeongguk zorientował się, że kiedy zamykał oczy, dokładnie pamiętał, jak wyglądał Hoseok i to było przerażające.

Hoseok, który był głośny i pełen życia; który śmiał się całym swoim ciałem i uśmiechał się, jakby był pieprzonym słońcem. Jeongguk nigdy tego nie przyzna, ale stał się tak okropnie czuły i Hoseok był typem osoby, z którą chcesz się przyjaźnić, ale był też typem przyjaciela, na którego Jeongguk nie zasługiwał.

Więc kiedykolwiek Hoseok rzucał jakimś głupim żartem, który nigdy nie polegał w wywołaniu uśmiechu na twarzy Jeongguka, młodszy chłopak zaciskał pięści i odwracał wzrok, ponieważ nie był uprawniony do takich małych momentów ulgi. Kiedy Hoseok to zauważał, to nic nie mówił, jedynie kontynuował kurczowe trzymanie się Jeongguka i mówienie do niego, jakby byli czymś więcej, niż jedynie dwoma chłopakami, którzy raz wspólnie pracowali nad projektem szkolnym.

To nie było szczęście, ale przez parę momentów, kiedy Jeongguk był z Hoseokiem, jego klatka piersiowa nie była już tak ociężała. I myślał, być może mogę to mieć.

Ale wtedy, po raz kolejny patrzył na palce swoich dłoni i myślał o wszystkich błędach, które popełnił i kurczył się. Nie mógł. Nie mógł trzymać się kogoś takiego jak Hoseok i go zatruwać. Nie mógł poprosić Hoseoka, by został, ponieważ wtedy, zabarwi jego wnętrzności na czarno. Jeongguk nie chciał już nikogo ranić.

Ale to było tak, jakby Hoseok wiedział, że coś w środku Jeongguka było zniszczone. Jakby wiedział, że Jeongguk nigdy nie nauczył się, jak odkleić lepkie części siebie; jakby wiedział, że Jeongguk jest rozbitą szklanką, która jest zbyt niebezpieczna do poskładania, ponieważ jest tak wiele kawałków rozrzuconych po podłodze kuchni, których nigdy nie znajdzie. Był tak delikatny z Jeonggukiem i dziwacznie zsynchronizowany z jego wahaniami nastrojów. Jakby wiedział, kiedy w porządku jest dotknąć Jeonggka, a kiedy pozostawić przestrzeń między nimi, kiedy ze sobą siedzieli.

Było komfortowo. Zbyt komfortowo. Przepraszam, że jestem tak pogmatwaną osobą, Jeongguk chciał powiedzieć. Ale nie powiedział.

Po raz kolejny siedział w Starbucksie, nieprzytomnie bazgrząc rysunki w białych miejscach jego zeszytu. Jeongguk nie potrafił się skupić na żadnym zadaniu, ponieważ to był jeden z tych dni. Jeden z tych dni, kiedy fakt, że był nieszczęśliwy i że nigdy nie będzie w stanie spełnić swoich marzeń, naprawdę w niego uderza. Jego skóra objęta była lękiem i nie potrafił usiedzieć w miejscu. Spoglądał na swój zeszyt od finansów i miał ochotę wrzucić go do ognia.

Był bardziej pogrążony w rysowaniu niż w czymkolwiek innym, kiedy nagle spojrzał do góry na trójkę nowych klientów, którzy byli głośni w swoim wejściu i kiedy właśnie miał uznać ich za przeciętnych kampusowych pozerów, rozpoznał wśród nich Hoseoka. I będąc tak straszliwie nietowarzyską osobą, Jeongguk starał się udawać, że ich nie widzi - co kompletnie nie działało, ponieważ Hoseok z aktywowanym radarem na Jeon Jeongguka, natychmiastowo go spostrzegł.

-Gukkie! - zawołał z podekscytowaniem.

Jeongguk udawał, że nie słyszał Hoseoka, ponieważ być może, jeśli będzie gapił się w swój zeszyt wystarczająco intensywnie, drugi chłopak załapie sygnał i odejdzie, ale Hoseok już kierował się w stronę jego stolika najkrótszą drogą i Jeongguk spojrzał do góry, uśmiechając się.

-Hej. - pisnął. Hoseok uśmiechnął się.

-Koleś, nie widziałem cię cały tydzień. Gdzie ty się podziewałeś?

Jeongguk starał się pomyśleć nad wiarygodną wymówką, która nie wiązała się z wyznaniem Hoseokowi, że czasem jego lęk pogarszał się do tego stopnia, że ciężko było mu wyjść z domu. Czasem, za bardzo bał się iść na zajęcia i chociaż wiedział, że już nie było jak w liceum, gdzie nastoletni chłopcy czekali, by kolejny raz zanurzyć jego głowę w szkolnej toalecie, tak czy inaczej, pozostało to w nim. Jak, co jeśli ktoś znowu pchnie go do błota? Zafunduje mu kolejne podbite oko? Czasem, wciąż mógł poczuć ból każdego uderzenia, ale jak mógł komukolwiek to powiedzieć?

Zamiast tego zamilkł.

-Um.. W wielu miejscach.

Hoseok zaśmiał się, jakby Jeongguk był najśmieszniejszą osobą na tej planecie i z obecnością dwóch innych ludzi, których nie znał i na których nie chciał spojrzeć, Jeongguk czuł się niekomfortowo.

-Okej, cóż, od jakiegoś czasu chciałem przedstawić ci moich przyjaciół, ale za każdym razem, gdy odwracam wzrok, ty wyglądasz, jakbyś był gotowy do ucieczki. - Hoseok skarcił żartobliwie.

-To jest Jimin. - Hoseok przedstawił chłopaka po swojej lewej, który uroczo się uśmiechał.

Był ładny w sposób, który sprawiał, że Jeongguk czuł się skrępowany. Jego rysy twarzy były delikatne z pulchnymi wargami i blond włosami.

-Wiele o tobie słyszałem. Jesteś cholernie uroczy. - Jimin powiedział. Jego głos był też miły w słuchu, lekko ochrypły i o wysokim tonie, ale brzmiał naprawdę ładnie. Zdecydowanie ładnie. Pewnie brał kąpiele z płatkami róży i kulami do kąpieli. Jeongguk z drugiej strony nosił ten sam podkoszulek trzy dni z rzędu.

Niezręcznie rozciągnął swoją szyję.

-Dziękuję. - wymamrotał.

-A to.. - Hoseok wskazał w kierunku drugiego chłopaka i tym razem, Jeongguk spojrzał. Błądził wzrokiem przez jego brodę, nos i -och.

W momencie, kiedy ich oczy się spotkały, żałował tego. Pragnął odwrócić wzrok, ale nie mógł, ponieważ było już za późno i chłód zaczął wędrować w górę jego kręgosłupa, ponieważ chłopak był zapierająco dech w piersiach piękny, jakby był urodzony w kosmosie. Piękny, jakby sam Zeus stworzył chłopaka gołymi rękoma i Jeongguk poczuł, jak krew w jego żyłach zamarza. Poczuł, jak jego ciało zaczyna drżeć, ponieważ podczas gdy chłopak był jak nie z tej ziemi, był znajomy mu w sposób, który sprawiał, że strach wrzał na dnie jego żołądka. Był my znajomy w sposób, ktory sprawiał, jakby w pomieszczeniu nie było powietrza.

Tylko ich dwójka.

-T-Taehyung. - wykrztusił.

Czuł się, jakby miał zwymiotować.

Jeongguk starał się odwrócić wzrok, ale to było, jakby Taehyung zamknął go w miejscu. Patrzył się w niego z taką intensywnością przez długi moment, z nieczytelnym wyrazem twarzy i Jeongguk czuł, jak jego ciało objęte było równocześnie gorącem i zimnem. Czuł się, jakby świat zaczął kruszyć się u jego stóp, ponieważ to musiał być jakiś okrutny żart. Taehyung nie mógł tu być.

Ale był.

Wreszcie, po czymś, co wydawało się być wiecznością, Taehyung poruszył się, kąciki jego ust uniosły się ku górze.

-Witaj, Jeongguk. - przywitał się chłodno. -Nie sądziłem, że kiedykolwiek cię jeszcze zobaczę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro