Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37. Królobójca


Smuga pomarańczowego ognia pędziła przez las. Gdzieniegdzie pozostawiała po sobie osmalone listki lub gałązki. Kontakt z ogniem nigdy nie był na tyle długi by rośliny się zapaliły.

Pewien dorodny jeleń uciekł spłoszony kiedy smuga mignęła tuż obok niego.

Wieśniacy z osady drwalów przerwali na chwile swoje zajęcia by popatrzeć w ślad za oddalającym się ogniem. Niektórzy mówili później, że widzieli krwistowłosą boginię zagłady pędzącą na swym płomiennym kocim rumaku. Inni uwierzyli w to dopiero wówczas gdy rozniosły się już wieści o wydarzeniach, które miały poźniej miejsce na Wawelu. Wszyscy natomiast zgadzali się co do tego, że ognista kula pędząca przez las w kierunku Krakowa to zwiastun jakiegoś nieszczęścia.

*

Pomimo tego, że Bursztyn gnał na złamanie karku i bez wytchnienia, do Twierdzy dotarli dobrze po północy. Eliza wiedziała, że musi działać szybko a przed nimi jeszcze kawałek drogi. Pokonanie tunelu ostatnim razem zajęło około trzech godzin - przy czym wtedy szli spokojnie tempem niemal spacerowym.

- Mam pomysł, ale nie spodoba ci się on - powiedziała na głos do kocura.

Dajesz.

- Zostawmy w cholerę tunel i wejdźmy główną bramą.

Zwariowałaś?!

- Czekaj, daj mi skończyć. Wzniosę ognistą barierę i nikt się do nas nawet nie zbliży. A dzięki temu będziemy odciągać uwagę od wojsk Alistaira i od Ardiasa. A jak coś zacznie się pieprzyć to zawsze możemy się połączyć i stamtąd odlecieć.

Jedno "ale". Wiesz, że to będzie walka na śmierć i życie? Nie zawahasz się zadać śmiertelnego ciosu?

- Wiesz... ja już zabijałam... znaczy w innych wcieleniach... kiedyś byłam piratką. Wiesz nie było łatwo wtedy przetrwać wśród innych piratów nastawionych na mordowanie i grabienie. Ale to długa historia. W każdym razie wiem jak się to robi, wiem jakie to uczucie i wiem, że będę o tym myśleć do końca życia. Wiem, że ich twarze będą mi się śnić po nocach. Wiem też, że jeśli nas zaatakują to nie zawaham się bronić życia.

Spodziewałem się innej odpowiedzi ale ta też może być. Ruszajmy.

- Ruszajmy.

*

- Myrkur, zjednoczenie... - wyszeptał Tygrys tuż przed wyjściem z tajnego korytarza w jego sypialni. Poczuł jak na jego twarzy pojawia się czarna maska a wszystkie zmysły wyostrzają się. Jego brązowy płaszcz podróżny zmienił kolor na atramentowo-czarny podobnie jak jego włosy i ogon. Zmęczenie zostało zastąpione nową energią i napływającą przed walką adrenaliną. Odetchnął by oczyścić umysł.

Przed oczami stanęła mu żwirowa ścieżka, którą odjeżdżał spod rodzinnego dworku i desperacki krzyk jego ukochanej Elizy. Wiedział, że gdyby się wtedy odwrócił nie byłby w stanie jej opuścić. Dlatego też się nie pożegnał. Chciał by była bezpieczna z daleka od tego wszystkiego. Niemniej jej wołanie niemal go złamało. Myślał wtedy, że serce mu pęknie z tęsknoty i rozpaczy.

Musiał ją zostawić. Tylko tak mógł wykonać zadanie.

Odetchnął ponownie. Została godzina do planowanego ataku sił króla na zamek. Pora ruszać.

Bezszelestnie uchylił tajne drzwi za arrasem w jego pokoju. Przez chwilę nasłuchiwał po czym wyszedł z przejścia gdy miał już pewność, że w pobliżu nikogo nie ma.

Jego sypialnia wyglądała tak jakby przeszło przez nią tornado. Łóżko zamieniło się w stos połamanych desek, wszędzie na podłodze walały się strzępy pościeli, piór z poduszek i fragmenty zniszczonej garderoby. Skrzywił się. Zero kultury, żeby tak potraktować w pełni urządzony apartament gotowy do zamieszkania... Ale prostaki z tych wilków.

Reszta mieszkania przedstawiała się podobnie. Wszystkie meble zostały doszczętnie zniszczone. Nawet szyby w oknach były powybijane.

Teraz to dopiero trzeba będzie zrobić remont generalny zamku...

Po sprawdzeniu każdego pomieszczenia wyjrzał ostrożnie na korytarz. Było ciemno i cicho. Prostakom nie chciało się nawet pochodni zapalić.

Bez problemu zlał się z cieniami i niepostrzeżenie zaczął posuwać się w kierunku sali tronowej. Było to centralne miejsce w zamku i miał nadzieję, że tam znajdzie przywódcę.

Po drodze zaglądał do różnych pomieszczeń. Wszędzie wyglądało mniej więcej tak samo. Wiele bezcennych dzieł sztuki diabli wzięli...

Zamek był opustoszały. Dopiero koło jadalni usłyszał głosy. Cały czas ukryty w cieniu zajrzał do środka.

Na stołach, pod nimi i na podłodze leżeli ludzie-wilki. Większość spała po obfitej uczcie połączonej z popijawą. Tygrys zauważył kilka pustych beczek po winie. Musiało być ostro.

W sali znajdowało się około dwustu osób. Ilu było aktualnie w zamku? Gdzie jest reszta?

Ruszył dalej.

W sali tronowej wilki zgromadziły najwyraźniej wszystkie przedmioty z całego zamku, które przedstawiały dla nich jakąś wartość. W pokaźnych kopcach leżała złota zastawa, puchary i kielichy, lustra w złotych ramach, na osobnej kupie leżały szkatułki z biżuterią, w innym miejscu zaś kolorowe tkaniny z zasłon. Brakuje im materiałów na ubrania?

W sali spało sobie smacznie dwóch strażników. Tygrys stanął nad jednym z nich. Mógłby już teraz pozbyć się obu. Tylko co by mu to w tej chwili dało? Dwa trupy, które mogłyby wszcząć alarm gdyby ktoś je znalazł. Dwa dodatkowe istnienia na sumieniu. A jeśli zabije ich przywódcę to może poddadzą się sami?

Odwrócił się i wyszedł. Ponownie zlał się z cieniami. Gdzie może być przywódca... Na pewno jest na zamku. Tylko gdzie...

No jasne. Apartamenty królewskie.

Przemknął niepostrzeżenie obok jakiegoś schlanego żołnierza. Nie no serio? Czy Wszyscy na zamku są zalani w trupa? Sam mógłby wymordować połowę wrogiej obsady przed przybyciem wojsk Alistaira.

Czuli się tu pewnie jak u siebie. Za pewnie.

Drzwi do królewskiego saloniku były wyłamane. Ze środka padał słup światła na korytarz. Tygrys przystanął w bezpiecznej odległości i zaczął nasłuchiwać dochodzącej go rozmowy.

- ... wysłać z samego rana. Powinniśmy posłać tam armię już w chwili gdy przybył rozbity oddział, ale oczywiście dopuściłeś do tego, że armia nam się schlała i rozlazła po mieście. Gdyby o tym wiedzieli pewnie już by na nas maszerowali.

- Ale nie wiedzą i niech tak pozostanie. Z samego rana jak mówiłeś zbierzemy wszystkich, wywieziemy co się da i spalimy to miejsce. Nie będą mieć do czego wracać.

- Co nam to da? Teraz są osłabieni, powinniśmy uderzyć i zetrzeć ich na proch! Wtedy miasto byłoby nasze i moglibyśmy się tu osiedlić.

- Po co?

- A jak myślisz? Nasz lud ma dość koczowniczego trybu życia. Chcą mieć swoją ziemię, swoją rolę, swoje pastwiska, swoje zwierzęta. Chcą być samowystarczalni. Mają dość ciągłych podróży, najazdów i walki! Co druga nasza kobieta jest wdową. Brakuje nam już mężczyzn by wcielać ich do armii. Zastanów się ojcze, ja....

- Co ty?! Chcesz powiedzieć, że ty byś ich poprowadził lepiej?! Chcesz żyć w pokoju ze wszystkimi?! Zatłuką cię zanim zdążysz podnieść białą flachę. Tylko ciągła wojna może pokazać, kto jest najsilniejszy. Tylko tak możemy nauczyć ich wszystkich szacunku wobec nas!

Milczenie. Tygrys wytężył słuch. Odgłos oddechów. W środku jest tylko dwoje ludzi.

- Jak sobie życzysz mój panie. - odgłos kroków. Ardias otulił się szczelniej czarnym płaszczem. Wysoki mężczyzna przeszedł zaledwie metr od niego zupełnie nieświadomy obecności zabójcy.

Nadarzyła się okazja.

Bezszelestny Cień - jeden spośród wielu o północy na Wawelu - wślizgnął się do apartamentu króla. Przy stole, tyłem do wejścia stał wysoki, potężnie zbudowany, siwiejący mężczyzna w srebrnej przepasce na głowie. Ubrany był w skóry wilków, które dodawały mu jeszcze bardziej zwierzęcego charakteru.

Stary wilk opierał się ciężko na okrągłym stole a przed nim rozłożona była mapa.

Tygrys odczekał aż całkowicie ucichły odgłosy kroków księcia. Pora działać.

W komnacie błysnęła chłodna, wypolerowana, naostrzona do granic możliwości stal. Maleńkie, szkarłatne kropelki rozprysły się na ścianie, podłodze, drewnianym stole i mapie Krakowa. Dumny władca wilków złapał się za szyję i upadł na kolana przed zabójcą. Krew uchodziła z niego razem z ostatnim tchnieniem życia. Jego oczy zamgliły się a bezwładne ciało osunęło się na podłogę.

Dokonało się.

Ardias odetchnął i zamknął oczy po czym błyskawicznie się odwrócił słysząc jakiś szmer za sobą.

-NIEEEE!!!!!!!!!!!!!!! - książę stał w progu z furią wymalowaną na twarzy. Nie wiadomo skąd pojawił się potężny strumień wody, który niespodziewanie uderzył w Tygrysa posyłając go przez całe pomieszczenie. Mężczyzna poczuł jak rozbija plecami okno a odłamki szkła wbijają się boleśnie w jego ciało. Przeleciał jeszcze kilkadziesiąt metrów po czym wpadł do przepływającej pod murami zamku rzeki Wisły. Uderzenie o taflę wody wydusiło z niego całe powietrze. Zachłysnął się, próbował wydostać się na powierzchnię ale porwał go silny nurt. Płuca paliły go żywym ogniem a przed oczami zaczęły tańczyć kolorowe iskierki. Wiedział, że nie da rady.

Przynajmniej Eliza jest bezpieczna - pomyślał.

Chwilę później ogarnęła go ciemność.    


***

Ale się porobiło...

Czy Eliza przybyła w odpowiednim momencie by załapać się na walkę?

Czy wojska króla Alistaira odbiją zamek?

Czy zabójstwo władcy wilków wpłynie na przebieg walk?

Skąd się wzięła woda, która wypchnęła Ardiasa przez okno?

i najważniejsze

Co się stało z Ardiasem? 

Piszcie jak sądzicie jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów!

Gwiazdka na zachętę? Albo komentarz? To bardzo motywuje ;) 

Pozdrawiam, dziękuję i proszę o jeszcze!

Abisay


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro