Rozdział 36. Tygrysi Dwór
- Wyjaśnij mi łaskawie co się przed chwilą stało.
Król Alistair chodził nerwowo tam i z powrotem po swoim namiocie. Ardias obserwował go w milczeniu stojąc pod ścianą. Sam nie był do końca pewien co się stało. Wiedział tylko, że Eliza uratowała życie wszystkim w obozie.
- Zacznij od początku. Obudziłeś się i co dalej?
Tygrys westchnął. W ciągu ostatnich piętnastu minut opowiadał to już pięć razy.
- Eliza wybiegała właśnie z namiotu krzycząc, że nas atakują. Zerwałem się i pobiegłem za nią. Już wcześniej zauważyłem, że jej Dar pozwala jej prawdopodobnie wyczuwać ciepło. Zacząłem organizować żołnierzy ale kilka sekund później na niebie pojawiła się chmura płonących strzał. Musiała wyczuć źródło ognia poza obozem i to ją zaalarmowało. Potem wszystko działo się tak szybko, że... w jednej chwili pojawiła się jakaś bariera nad całym obozem, która doszczętnie spopieliła strzały. Eliza musiała na to zużyć niesamowicie wiele mocy. Widziałem jak walczyła o utrzymanie osłony. Potem widocznie odkryła jakiś sposób jak zwiększyć przepływ magii bo... nie jestem pewien. To jak się nagle zmieniła... wyglądało jakby moc chciała ją pochłonąć. Ale widać wygrała walkę i jest po naszej stronie ponieważ wciąż żyjemy. Wysłałem oddział w miejsce gdzie byli skryci napastnicy ale znaleźli jedynie popiół i ślady stóp sugerujące nagły odwrót. Brak śladów krwi. Nikogo nie zabiła, jedynie ich przepłoszyła.
- Nie wiem co mam o tym myśleć... - westchnął król - Wiem, że jej ufasz, wiem, że nas uratowała ale... była zbyt blisko utraty kontroli. Boję się co się stanie jeśli naprawdę ją straci.
- Ufam jej całkowicie - odpowiedział spokojnie Ardias czując na sobie uważne spojrzenie króla.
- Zawierzyłbyś jej swoje życie?
- Bez wahania.
- Znasz ją lepiej niż ja - zamyślił się Alistair - Ale ja nie mogę ryzykować. Część żołnierzy jest przekonana, że to jakiś demon nas zaatakował a nie wilki. Co powiesz, żeby ją na czas wojny zabrać stąd?
- Doskonały pomysł, mój panie. Wspominałem już kiedyś, że mogę ją zabrać do mojej rodzinnej rezydencji. To dzień drogi stąd.
- Hmmm.... Co oznacza, że nie będzie cię podczas ataku na Wawel. Musimy zaatakować dziś w nocy. Tamte wilki nas widziały i wiedzą o nas wszystko. Jutro zjawi się tu cała ich armia.
- Mogę ją wysłać z którymś z żołnierzy jeśli wolisz - odparł zrezygnowanym tonem Ardias.
- Nie... wiem ile ona dla ciebie znaczy. Pakuj Elizę i Laurę i jedźcie jak najszybciej. - Lew pochylił się nad mapami zamku.
- Mogę wrócić do wieczora jeśli użyjemy stalowego rydwanu - rzucił Tygrys. Nie chciał zostawiać dziewczyn samych ale z drugiej strony poczucie obowiązku nie dałoby mu stać spokojnie kiedy jego żołnierze będę walczyć o odzyskanie domu.
- Zrobisz jak uważasz. Ruszaj już.
Ardias ukłonił się i wyszedł.
*
Kotka siedziała skulona w rydwanie i patrzyła na oddalający się powoli obóz. Na przeciw niej siedziała Laura ze spokojnym wyrazem twarzy. Rydwanem powoził Ardias. Wystarczyło, że raz mu pokazała jak to się robi i bardzo szybko wszystko załapał.
Powiedział, że zabiera nas w bezpieczne miejsce...
To źle, że chce was chronić? - odezwał się Bursztyn w jej głowie.
Nie, ale ja chce walczyć o mój dom a nie siedzieć na dupie podczas gdy reszta będzie ryzykować!
On się o ciebie martwi...
Tak, a myślisz, że ja o niego nie? Ciekawe co on będzie robić w czasie ataku. Zresztą i tak na pewno z nami zostanie...
Jesteś pewna?
Eee... tak...?
Nie jesteś. Bo nie wiesz do czego jest zdolny i jakie są jego priorytety.
Wiem. To znaczy chyba wiem... Na przykład... albo...
Nic o nim nie wiesz tak na prawdę! Nawet nie wiesz dokąd cie teraz zabiera! A może król kazał mu cię zabić i właśnie wywozi cię do lasu, żeby łatwiej było się zwłok pozbyć?!
Przestań!
Nie! Bo ufasz bezkrytycznie komuś o kim nic nie wiesz!
Czekaj... Ty... jesteś zazdrosny?
Nie do cholery! Martwię się o ciebie jako twój przyjaciel.
To dlaczego mi nie ufasz?
Bo się zakochałaś i twój osąd nie jest racjonalny. - po tych słowach kocur zamilkł. Eliza była trochę zdezorientowana. Najpierw Bursztyn mówi, że Ardias chce je chronić a potem, że może chce je zabić gdzieś w lesie? To się kupy nie trzyma.
Bursztyn, masz okres czy co?
Nie odpowiedział. Dziewczyna przez chwilę bawiła się broszką z ognistym opalem. Potem spojrzała na plecy Tygrysa skupionego na powożeniu. Nie zostawi nas... Prawda?
Dworek, do którego dojechali po dwóch godzinach był dobrze ukryty w lesie. Prowadziła do niego zarośnięta leśna dróżka którą łatwo było przegapić lub pomylić z innymi zostawionymi przez zwierzęta. To cud, że rydwan mógł się nią przecisnąć.
- Zostańcie tu... - szepnął Ardias i zeskoczył z rydwanu. Dziewczyny obserwowały jak zdecydowanym krokiem podchodzi do drzwi i zaczyna w nie walić pięścią. Te po chwili skrzypnęły i ze środka wyszedł... mężczyzna wyglądający identycznie jak Tygrys! Ta sama postura, to samo uczesanie, ten sam wyraz twarzy, tylko oczy miał inne - niebieskie zamiast stalowych.
Przez chwilę kłócili się o coś żywo gestykulując. Kotka słyszała jedynie strzępy rozmowy, którą zagłuszał chłodny późnojesienny wiatr. Potem na zewnątrz wyszła bardzo szczupła kobieta o długich falowanych złotych włosach i lekko spiczastych uszach. Eliza wstrzymała oddech widząc pierwszy raz w życiu elfkę. Miała bardzo drobną budowę, ubrana była w dworską opiętą w talii bordową suknię zupełnie nie pasującą do życia w leśnym zaciszu.
Tygrys ukłonił się nowo przybyłej a ta ledwie widocznie skinęła głową. Rozmawiali przez chwilę we troje po czym Ardias powrócił do rydwanu.
- Mój brat i jego narzeczona zgodzili się udzielić nam gościny. Chodźcie, pokażę wam pokój.
Pokój był bardzo prosty i niewielki, stały w nim dwa łóżka, szafa i jedno krzesło obok okna wychodzącego na podwórze.
Godzinę później Eliza siedziała na prostym drewnianym łóżku w przydzielonym jej pokoju i przeglądała plecak zastanawiając się czy w ogóle jest sens się rozpakowywać. Laura zostawiła swój dobytek i gdzieś zniknęła podobnie jak Ardias.
Nie chcę tu siedzieć i nic nie robić podczas gdy inni będą walczyć...
Przynajmniej jesteś bezpieczna - westchnął Bursztyn w jej głowie.
Co z tego? Tam będą ginąć ludzie!
I dlatego powinnaś trzymać się z daleka.
Żartujesz tak? Gdzie podział się mój waleczny przyjaciel zawsze chętny by nieść pomoc?
Wtedy się bawiliśmy, teraz to co innego...
Masz rację, teraz naprawdę możemy kogoś uratować.
Słuchaj, tu chodzi o Twoje życie! Tak łatwo chcesz się go pozbyć? Znowu chcesz zaczynać od zera?
Ja wcale nie...
Beze mnie?
Miał rację. Jeżeli umrę - w kolejnym życiu obudzę się bez mojego Bursztyna. Było bardzo małe prawdopodobieństwo, że trafię gdzieś gdzie znów będę wszystko pamiętać i będę mogła go ożywić. Z drugiej jednak strony... mam siedzieć te kilkaset lat na dupie i unikać jakiegokolwiek zagrożenia z obawy przed śmiercią? No bez jaj!
Bursztyn? Kocham cię wiesz? Ale nie mogę całe życie się chować.
Kocur milczał. Eliza użyła odrobiny magii i przywołała go w jego kociej postaci. Rozglądał się przez chwilę po pokoju po czym spojrzał dziewczynie w oczy.
Masz rację - powiedział w końcu - Zachowuję się jak nadopiekuńcza kwoka. Mam tylko jeden warunek. Zabierasz mnie ze sobą w mojej formie z Sanktuarium myślowego.
Przypomniała sobie jak wyglądał jako potężny tygryso-podobny kot wielkości rumaka bojowego. Uśmiechnęła się promiennie i przytuliła swojego kochanego przyjaciela.
Chwilę później biegła już korytarzem w stronę wyjścia z rezydencji. Przekroczyła drzwi wejściowe, stanęła na żwirowym podjeździe i zobaczyła Ardiasa właśnie ruszającego stalowym rydwanem. Nieopodal stała Laura i machała mu na pożegnanie.
-Ardias!! - Eliza wydarła się na całe gardło.
Nie, nie znowu, tylko nie to. Nie może mnie tu zostawić, nie nie nie nie!!!
- Ardias! Nie zostawiaj mnie tu!!
Odjechał, nawet się nie obejrzał. Próbowała sobie tłumaczyć, że to przez turkot rydwanu, chrzęst żwiru i tętent stalowych kopyt ale... nawet się nie pożegnał.
Zalała ją potężna fala emocji. Ojciec, Piotr, teraz on. Zostawili ją. Nic dla nich nigdy nie znaczyła. Czy w którymkolwiek wcieleniu znalazł się ktoś dla kogo była ważna? Czy choć raz komuś na niej zależało?
Poczuła ciepłą, miękką łapę na udzie. Nie wiedziała nawet kiedy usiadła ziemi. Zobaczyła piękne bursztynowe oczy wpatrzone w nią. Identyczne jak jej własne.
Mnie na tobie zależy. Ja cię nigdy nie zostawię.
Uśmiechnęła się czując łzy spływające po jej policzkach.
- Eliza? - Laura wyrwała ją z zamyślenia. Mysz patrzyła ze zdziwieniem to na kota o płomiennej sierści to na kotkę.
- Ja wracam. Nie zatrzymuj mnie - powiedziała Eliza ocierając łzy.
- Nie mam zamiaru. Nawet chciałam cię o to prosić... - szarowłosa spuściła wzrok.
- Dlaczego?
- No... to misja samobójcza! On się chce zabić chyba! - wybuchnęła Laura - Chce się sam wedrzeć do zamku i zabić przywódcę żeby wojska wilków poszły w rozsypkę. Miał teraz wracać do obozu i wyruszyć razem z innymi ale zmienił plany i jedzie prosto do zamku! Wejdzie tym samym tunelem, którym uciekliśmy, koło Twierdzy. Błagam cię, tylko ty możesz mu pomóc!
Bursztyn, słyszałeś?
Ruszamy.
Kocur zaczął rosnąć. Po chwili był znów dumnym strażnikiem Sanktuarium. Na jego grzbiecie pojawiło się ogniste siodło.
Laura obserwowała z mieszaniną strachu i podziwu jak Eliza wspina się na Bursztyna, w końcu nigdy go jeszcze nie widziała. Bez słowa zeszła im z drogi.
- Poradzisz sobie? - zapytała kotka szarowłosą.
- Jasne. Gdy chcę potrafię być niewidzialna - mysz mrugnęła z uśmiechem.
Nie czekali dłużej. Bursztyn skoczył przed siebie zostawiając w tyle dworek.
Rozpoczęła się walka z czasem.
***
Wybaczcie, ze tak długo nie było rozdziału! Co chwilę mam jakieś nadgodziny w pracy, to jakieś wyjazdy służbowe w soboty a jak mam chwilę wolnego to podam na pyszczek i śpię...
Z tym rozdziałem męczyłam się ponad tydzień. Tak nie miałam weny, żeby go pisać że szok! Oddaję te marne 1400 słów pod Wasz osąd.
Dziękuję wytrwałym czytelnikom, którzy dotrwali ze mną aż dotąd.
1,8k wyświetleń. Niesamowici jesteście!!!
Dziękuję i proszę o więcej!
Gwiazdka? Komentarz?
Pozdrawiam
Abisay
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro