Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32. Twierdza Kraków.


Ale ty wiesz, że on miał rację?

Nie miał. Siedzę przy dogasającym ognisku. Obok mnie w milczeniu siedzi Laura a po przeciwnej stronie zamyślony Czarny Tygrys. Patrzę na niego z mieszaniną wściekłości i poirytowania.

W oddali widać czarne kłęby dymu zakłócające harmonię porannego nieba.

To płonie Wawel.

To płonie Kraków.

Najeźdźcy zaczęli pustoszenie miasta. Patrzę na to z bezsilną wściekłością. Czuję się bezradna. Chce coś robić, chce ratować to co jeszcze zostało a ten dupek nie pozwala mi się ruszyć z miejsca! Zaraz mamy ruszać do punktu zbornego. Ponoć kiedyś wyznaczono coś takiego na wypadek inwazji. Samochodem bylibyśmy tam za godzinę. A na piechotę? Nie mam pojęcia... Może nam to zająć pół dnia, może dzień, może dwa... Nie mam pojęcia.

Miał rację. Gdybyś tam wróciła to prawdopodobnie już byś nie żyła. A tak to możemy jeszcze uratować sytuację, odbić miasto...

Oj zamknij się. Być może Ardias i król już nie żyją! Nie wiemy tego. A bez nich kto poprowadzi jakąś armię? Mamy w ogóle jakąś? Nic nie wiemy...

- Ruszajmy. Przed zmrokiem powinniśmy być na miejscu - zarządził Czarny Dachowiec.

Szliśmy może pięć minut gdy naszym oczom ukazały się mocno zarośnięte zabudowania. A dokładniej - były to forty. W moim dawnym świecie pierścień fortów po-austriackich otaczał cały Kraków. Wszystkie te zabudowania tworzyły ogromny kompleks militarny mający na celu obronę miasta przed ewentualnym wrogiem. Solidne ceglane zabudowania ukryte doskonale śród lasu były idealnym miejscem do założenia bazy wypadowej. Niewidoczne z powietrza gdyż na dachach rosły drzewa i niewidoczne z głównego traktu bo ukryte wśród lasu. Idealne miejsce.

- Co to za zabudowania? - zapytałam z ciekawością od razu zauważając pewne różnice od tego co zapamiętałam z poprzedniego życia. Poczułam niepokój. Coś tu się nie zgadza...

- Nie wiadomo. - odpowiedziała Laura podążając za moim wzrokiem - były tu już tysiące lat temu. Nikt nie wie po co tu są ani kto je zbudował. Wiemy tylko, że nikt kto poszedł je zbadać nie wrócił żywy.

- Co? Dziwne... A możemy podejść bliżej?

- Czy ty chcesz się zabić? - zapytał ostro Czarny Tygrys odwracając się do mnie.

Spojrzałam na niego niewidzącym wzrokiem. Czuję dziwne przyciąganie do tej budowli. Coś mnie wzywała. Coś na mnie czeka. Muszę tam iść.

Ruszyłam w kierunku budowli jak w transie.

Dachowiec próbował mnie zatrzymać ale złapał się za poparzoną nagle rękę. Ha, nie wiedziałam, że to potrafię, teraz nikt mnie nie tknie bez mojego pozwolenia.

Budowla nie była zrobiona z cegły. Kamień połyskiwał krwiście w słońcu. Wyglądał jak kolorowe szkło. Wyciągnęłam rękę i zatrzymałam tuż przed ścianą. Zamknęłam oczy.

To dziwne. Czuję głód. To znaczy nie ja, czuję to od tej przedziwnej konstrukcji. Głód, potrzeba chronienia, tęsknota za działaniem. To chyba jakaś starożytna magia? Cholera, czego jeszcze nie wiem o tym świecie?

Bez słowa ruszam wzdłuż budynku. Słyszę, że moi towarzysze idą w nerwowej ciszy za mną. Docieramy do wielkiej, żelaznej bramy, w której wykuty jest napis. Jest po angielsku.

- Stronghold Cracow. Twierdza Kraków - szepnęłam czytając napis.

- Rozumiesz co tu pisze? - zapytał z przejęciem Dachowiec.

- Taaaak, a ty nie?

- Nie! To jest wymarły język, nikt go nie rozumie od tysiącleci!

Patrzę na niego jak na wariata.

- Żartujesz? W moim świecie to był język międzynarodowy...

- No i co tu pisze? - ponaglił mnie przejęty.

Czytam dalej. Fragment dotyczący historii jest całkowicie zardzewiały i niewidoczny. Dopiero końcówkę udaje mi się przeczytać.

- Większość jest zararta... Pisze tu o składzie broni, zaopatrzenia i technologii jakiejś rasy... nazywają siebie Vitandi. Jest to część pierścienia fortyfikacji wokół miasta. W środku jest wszystko czego potrzeba do obrony przez wiele lat... ale... chwila tego nie rozumiem... zostało rzucone przekleństwo tak by ktoś niepowołany lub niegodny nie mógł użyć tego wszystkiego w złym celu... żeby zdjąć zabezpieczenie...

Czytam do końca i zaczynam się śmiać jak wariatka. To takie proste!

- I mówicie, że nikt stamtąd nie wrócił? No nie dziwię się.

Oboje patrzą na mnie jak na ducha. Albo psychola, który uciekł z wariatkowa.

Podchodzę do bramy i kładę na niej dłoń. Zamykam oczy.

- Twierdzo. Kraków płonie. Użycz nam swej potęgi by pokonać wrogów. Hasło dostępu: burn our enemies!

Mury twierdzy ożyły. W kamieniach zaczęły wirować iskierki światła. Uderzyła we mnie radość i chęć niesienia pomocy. Wrota bezszelestnie się otworzyły.

W środku zastałam scenerię jak z filmu science fiction. Gładkie metalowe ściany wypolerowane na wysoki połysk. Punktowe białe lampy w suficie. I sterylna czystość. Ani grama kurzu pomimo upływu tysięcy lat.

Laura i Czarny Tygrys patrzyli tylko z otwartymi buziami. Weszłam do środka sama. Wrota się nie zamknęły, nic nie wybuchło, nikt mnie nie zastrzelił. Dobrze jest.

Sama w ciągu pół godziny zwiedziłam sporą część budynku. Znalazłam sporo broni - dziwnie wyglądających mieczy, futurystycznych tarcz, łuków i strzał. Z żalem zauważyłam, że nie było żadnej broni palnej.

Kilka pomieszczeń było zastawionych metalowymi rydwanami. Każdy miał zaprzężone dwa metalowe konie. Figury wyglądały jakby w każdej chwili miały ożyć i ruszyć do boju. Wsiadłam do jednego z nich i obejrzałam panel sterowania. Właściwie składał się on z... odcisku dłoni.

Położyłam na nim swoją rękę ale nic się nie stało.

Wiesz, każda maszyna działa lepiej podłączona do prądu... - szepnął Bursztyn w mojej głowie.

Spojrzałam wymownie na broszkę z kotem a potem rozejrzałam się za kablem i gniazdkiem.

Nie debilko, w tym świecie nie wymyślili jeszcze elektryczności. Wszystko tu jest zasilane magicznie!

No to tak do mnie mów głupi kocie.

Posłałam iskrę energii do panelu. Błękitne światło zaczęło się rozchodzić po całym rydwanie, potem poprzez dyszel i uprząż rozświetliło na chwilę metalowe konie.

Światło zgasło. Usłyszałam głośny stukot metalowych kopyt o metalową podłogę. Oczy koni jarzyły się błękitnym światłem. Zaczęły rzucać łbami i rżeć.

Uśmiechnęłam się. Będziemy w punkcie zbornym za godzinę.

- Ruszamy powoli przed budynek... - powiedziałam i posłałam kolejną iskrę.

Futurystyczne wierzchowce ruszyły z kopyta prawie zrzucając mnie z pojazdu. Kilka sekund później zatrzymały się przed moimi nie mogącymi wyjść ze zdziwienia towarzyszami. Wrota Twierdzy zatrzasnęły się.

- Wsiadajcie! - krzyknęłam podekscytowana. Nigdy nie prowadziłam rydwanu ale obsługa tego konkretnego była tak intuicyjna jak obsługa najnowszego smartfona.

Bardzo niepewnie spełnili moje polecenie.

- Mam nadzieję, że wiesz co robisz... - szepnął mężczyzna stając za mną i trzymając się brzegu rydwanu.

- Wiem. - odparłam z determinacją. Spojrzałam na Laurę a ta kiwnęła tylko głową na znak, że jest gotowa.

Konie ruszyły pełnym galopem. Dolino Prądnika nadciągamy! 


***

Twierdza Kraków to kompleks fortów istniejący naprawdę. Zapraszam wszystkich do zgłębienia jego historii i do obejrzenia tego co jeszcze pozostało... To smutne ale za parę lat ta dumna Twierdza może się zamienić w kupę cegieł. 

Podobało się? Daj gwiazdkę i skomentuj ;)

Pozdrawiam

Abisay

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro