Rozdział 31. Sen
Ciepło... Przyjemnie i rozleniwiająco.
Chłodny powiew na twarzy.
Nie chce mi się jeszcze wstawać... Jeszcze chwilkę...
Ktoś mnie przytula. Mocno jakbym była całym jego światem. Tak mi dobrze w jego ramionach. Pewnie to tylko sen i zaraz się obudzę. Ale na razie... trwaj piękny śnie!
Czuję się bezpiecznie.
Czuję się kochana.
Wiem, że on mnie obroni.
Nieważne kim jest, skoro to sen. Ważne, że tu jest.
Wtulam się w jego muskularną pierś. Pachnie rdzewiejącą stalą i powietrzem po burzy. Skąd znam ten zapach?
Czuję jak mnie mocniej przytula. Nie otwieram oczu z obawy, że sen pryśnie. Jak mi dobrze...
Powoli robi mi się gorąco. Sen wydaje się być realnym. Czy ja na pewno śpię? Kto mnie przytula?
Słyszę szum wiatru w konarach drzew. Jesteśmy poza zamkiem. No tak, uciekaliśmy jakimś tajnym tunelem przed wilkami. Ja, Laura i Czarny Tygrys. Ardias musiał zostać... Jeżeli coś mu się stanie to osobiście zabiję tego Czarnego Dachowca za to że mnie ogłuszył i nie pozwolił wrócić. Nieważne, że jest skrytobójcą i pewnie mnie dopadnie wcześniej niż ja jego. Spopielę go. Tak, to dobre wyjście. Więc postanowione.
Słyszę regularny oddech obok siebie. Nadal boje się otworzyć oczy. Ten ktoś, kto mnie przytula musiał zasnąć. Najdelikatniej jak potrafię wyplątuję się z jego objęć.
Nieruchomieję kiedy zdaję sobie sprawę z tego kto mnie przytulał i do kogo ja się przytulałam. Obok mnie śpi teraz Czarny Tygrys. Nie wiem co mam myśleć o tym człowieku. Najpierw mnie całuje, potem pomaga i zanosi do komnaty, następnie mnie ogłusza i nie pozwala wrócić po Ardiego a teraz mnie przytula i sprawia, że czuję się... kochana?
Jesteśmy na jakiejś maleńkiej polanie w lesie. Na środku płonie maleńkie ognisko. Po przeciwnej stronie śpi Laura owinięta szczelnie pledem.
Przykrywam dachowca szczelniej kocem. Przyglądam się przez chwilę jego twarzy. Po cholerę mu ta maska? Przecież czarne tygrysy są chyba na tyle rzadkie w tym świecie, że jeśli ją zdejmie to i tak wszyscy będą wiedzieć, że on to on. Bez sensu.
Jego twarz jest wręcz niepokojąco znajoma. Ale przecież nie spotkałam tu żadnego innego tygrysa w tym kolorze... kolejny znajomy z zaświatów? To by był już zbyt duży zbieg okoliczności chyba...
Bursztynie jesteś tu? Pokaż się...
Na moich kolanach materializuje się zwinięty w kłębek kot. Ziewa przeciągle i patrzy na mnie zaspanymi oczami. Uśmiecham się mimowolnie.
Wiesz gdzie jesteśmy?
Wiem...
A powiesz mi?
Idź spać... Twoje przemyślenia w środku nocy są naprawdę... głośne. Wytwory też muszą czasem spać, wiesz? Jesteśmy... na Magicznych Wzgórzach z twojego dawnego świata. Nie wiem jak tu się nazywają. Chodźmy teraz spać...
Magiczne Wzgórza? Przecież niedaleko stąd stał mój dom!
Ale tu pewnie nie stoi. Jak widzisz otacza nas szczery las. A w innym świecie było tu osiedle domków jednorodzinnych. Chodź spać.
W zamyśleniu zaczęłam głaskać Bursztyna po jego jedwabistym futerku. Wróć. W jakim zamyśleniu, przecież ja mam pustkę w głowie. Wawel został przejęty. Nawet nie można tego zdobyciem nazwać. Zakradli się jak złodzieje, wymordowali strażników, otworzyli bramy i po prostu sobie weszli. Dziecinnie proste. Kiedy rano Kraków się obudzi wszyscy ze zdziwieniem stwierdzą, że mają nowego króla. Niespodzianka!
Ciekawe gdzie jest Alistair. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. I że Ardiasowi nic nie jest. I że już zbierają armię, żeby odbić zamek. I wiem, że zdań nie zaczyna się od "i".
Spoglądam w niebo. Ani jednej chmurki, jest krystalicznie czyste... i takie niesamowite. Nigdzie wokół nie ma żadnych źródeł światła, więc nic nie zakłóca światła gwiazd...
Ile ich jest! Widać całą drogę mleczną! Łał... Siedzę i patrzę jak urzeczona. Po chwili kładę się na moim płaszczu i dalej oglądam niezwykły spektakl na niebie. Bursztyn ziewa i układa się na mojej piersi. Mi też oczy się same zamykają.
Jutro powiem Dachowcowi co o nim myślę. Jutro dowiem się co z królem. Jutro sprawdzę, co znajduje się na działce gdzie był mój dom. Jutro zbierzemy armię i odbijemy zamek. Jutro powiem Ardiasowi, że się w nim zakochałam. Jutro pójdę i ... Jutro...
***
Tak sobie dzisiaj patrzę do pliku... patrzę i oczom nie wierzę. Toż moje opowiadanie ma już 115 stron w Wordzie! Więcej niż miała moja magisterka xD
Dziękuję moim stałym czytelnikom, że jesteście ze mną :)
Podobało się? Daj gwiazdkę i skomentuj ;)
Pozdrawiam
Abisay
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro