Rozdział 28. Powrót do żywych
Zalas, 30 km na zachód od Krakowa.
Główna baza wypadowa Zjednoczonych Watah.
- Witaj książę.
- Witaj Alfo.
- Zdaj raport.
- Ich siły są nieliczne i rozproszone. Zebranie ich zajmie im co najmniej tydzień. Zamek jest słabo chroniony. Mały oddział szturmowy bez problemu może się zakraść do środka i otworzyć drogę naszym wojskom. Są dwie główne bramy wjazdowe, tutaj i tutaj. Ta brama jest otwarta całą dobę. W dzień można tam wejść bez żadnej kontroli.
- Dobrze się spisałeś książę. Kiedy jesteśmy w stanie wyruszyć?
- Nasze wojska są gotowe w każdej chwili. Jest jeszcze jedna sprawa ojcze...
- Tak?
- Na zamku jest jedna ruda dziewczyna. Chcę ją dostać jako trofeum.
- Tylko tyle? Zdobądź zamek a dziewka będzie twoja. Bierz żołnierzy i ruszaj przodem. Będziesz w oddziale szturmowym. Otworzysz nam wrota Wawelu. Do zobaczenia po bitwie synu.
- Dziękuję ojcze. Kraków będzie nasz.
***
Eliza ocknęła się czując, że nie może złapać tchu. Usiadła gwałtownie zrzucając z piersi rudego kocura. Zaczerpnęła łapczywie powietrza.
Nie musiałaś aż tak gwałtownie mnie budzić... - zamruczał kot w jej głowie.
- Bursztyn? Naprawdę tu jesteś? - zapytała dopiero teraz naprawdę zauważając zwierzaka.
Wczorajszej nocy mnie stworzyłaś. Nie pamiętasz? - kot przekrzywił łebek wpatrując się w nią uważnie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Faktycznie próbowała przywołać Bursztyna dożycia ale nie pamiętała czy jej się udało. Musiała stracić przytomność. Kto w takim razie ułożył ją w łóżku pod kocem?
Miałaś gościa. - powiedział telepatycznie! kot liżąc swoją łapkę. Czyta mi w myślach?
- Kto tu był? - zapytała podejrzliwie.
Tak, czytam ci w myślach. Jakiś facet w czarnej masce. Chciałem go zjeść ale był taki szczery...
- Czarny Tygrys tu był?! Co mówił?! - zapytała z przejęciem. Dlaczego tu przyszedł?
Czarny, nie czarny, Tygrys i owszem. Że się martwi i takie tam różne. Pozwoliłem mu sprawdzić czy oddychasz bo inaczej by się stąd nie ruszył.
Dobra mniejsza o niego. Trzeba w końcu wyjść z pokoju i wrócić do treningu. Dosyć zamartwiania się i użalania nad sobą.
I to mi się podoba! Ruszamy na podbój świata?
Cholera a co powiedzą ludzie jak zobaczą mojego stworka - wytworka?
Że jestem piękny a co! I mądry i...
I narcyz z ciebie. Muszę cię jakoś ukryć. Nie chce żeby wszyscy o tobie wiedzieli.
Jaaasne, element zaskoczenia, pierdu pierdu. Mogę się stać czymkolwiek zechcesz. Wystarczy że...
No to chce mieć broszkę z kotem.
Błysnęło. Na miejscu kota pojawiła się broszka przedstawiająca kota zwiniętego wokół ognistego opala. Kamień był niesamowity, mienił się wszystkimi kolorami ognia.
Nadal jestem świadomy i żywy - przypomniał kot - i zawsze będę z tobą.
I możemy rozmawiać telepatycznie.
Możemy.
Ale super! Nareszcie nie będę gadać sama do siebie!
Teraz będziesz gadać do mnie!
Idziemy ćwiczyć. Dosyć gadania, teraz czas na działanie.
Eliza umyła się szybko i przebrała w wygodne czarne spodnie i bluzkę, splotła włosy w warkocz, przypięła Bursztyna do ubrania i wyszła ze swojego pokoju.
Ardias siedzący na fotelu zakrztusił się kawą na jej widok. Uśmiechnęła się lekko.
- Chodźmy ćwiczyć, mam tydzień do nadrobienia! - powiedziała wesoło co wprawiło mężczyznę w jeszcze większą konsternację
- Dobrze się czujesz? To znaczy... tydzień się nie pokazywałaś i w ogóle...
- Wiem, przepraszam. Miałam sporo do przemyślenia. Ale już wszystko w porządku i możemy wracać do ćwiczeń.
- Na pewno? Nie jesteś głodna czy coś? Nie boli cię głowa, nie jesteś zmęczona?
- Nieee, dlaczego pytasz?
- No bo wczoraj... to znaczy tydzień cię nie widziałem i tego...
- Ktoś tu się nie wyspał chyba- rzuciła dziewczyna dostrzegając cienie pod oczami Tygrysa.
- Racja, ostatnio słabo sypiam - odpowiedział przeciągając się na fotelu - No to co, idziemy sprawdzić czy pamiętasz jak się bronić?
- Bronić to ty się będziesz dzisiaj - mrugnęła do niego i uciekła ze śmiechem z apartamentu przed goniącym ją Tygrysem.
***
Wybaczcie, że dziś krótko ale jestem wykończona.
Gwiazdkujcie i komentujcie.
Pozdrawiam
Abisay
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro