Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25. Lot donikąd.

Uwaga! Rozdział zawiera wulgaryzmy. Czytacie na własną odpowiedzialność.



***

15 września 2011r.


Kraków, Lotnisko Balice.


24 godziny po wysłaniu listu pożegnalnego do Elizy.


Siedzę w poczekalni dla pasażerów. Mól lot został przesunięty z powodu złej pogody. Może to i lepiej, mam więcej czasu na pożegnanie się z tym miastem. Państwem. Domem. Nienawidzę moich starych. Powiadomili mnie o przeprowadzce do USA dzień przed wylotem. Nie miałem nawet czasu spakować wszystkich rzeczy. Nie wspominając o jakimkolwiek pożegnaniu ze znajomymi, przyjaciółmi... z Elizą.

Patrzę wilkiem na moich rodzicieli siedzących obok. Matka jest szczęśliwa - dawno już mówiła, że chce odwiedzić siostrę. W kraju jakoś nie mogła znaleźć pracy a w Chicago podobno coś na nią już czeka. Papla z przejęciem do ojca "jak to wspaniale będzie". Kurwa nic nie będzie wspaniale. To nie ona musiała zostawić najważniejszą dla niej osobę.

Ojciec słucha matki ze znudzeniem. On i tak pracował korespondencyjnie w jakiejś korpo więc jemu nie zależy. Byle miał dostęp do neta. Pantoflarz rąbany.

Właśnie ogłosili, że nasz lot jest przesunięty o kolejną godzinę. Jak dla mnie to mógłby właśnie spaść meteoryt i rozpierdolić ten samolot. Może by się matka ogarnęła i by jej się odechciało latać...

Patrzę przez wielką szklaną ścianę na pas startowy. Leje jak jasna cholera. Oby jak najdłużej. Jest środek dnia a na zewnątrz całkiem ciemno. Dawno nie było takiej burzy.

Zakładam słuchawki na uszy i zamykam oczy. Głośna muzyka mnie uspokaja ale tylko na chwilę. Czuje jak ktoś mnie szarpie za ramię. Ściągam słuchawki a matka chce zapytać czy nie jestem głodny. Nie odpowiadam, zakładam słuchawki z powrotem i odwracam się do niej plecami.

Eliza... jak ja bez ciebie przeżyję? Byliśmy razem... 6 lat? A mam wrażenie jakbyśmy się znali od zawsze. Może źle zrobiłem pisząc ten list? Może matce się nie spodoba w CHAMeryce i wrócimy? Tylko czy Eli by na mnie czekała? Związki na odległość nie wypalają a ja wcale nie wiem czy uda mi się kiedykolwiek wrócić. Lepiej żeby o mnie zapomniała i była szczęśliwa z kimś innym...

Kurwa kogo ja oszukuję, przecież ja nie dam sobie rady bez niej. Była jedyną osobą, która mnie rozumiała, śmiała się z moich debilnych żartów i pocieszała gdy mnie starzy wkurzali. Wiedziała nawet kiedy po prostu chcę pomilczeć i się przytulić.

A teraz jej nie ma. Nie sądziłem, że ten pedalski epitet "złamane serce" może być tak cholernie dosłowny. Jakby mi ktoś łyżeczką do herbaty wydłubał serce z piersi. Tak zajebiście bardzo boli.

Wołają nas na odprawę. Żadnego zamachu na samolot? Żadnej bomby na lotnisku? Nic? Cholera, nadzieja umiera ostatnia....




Siedzę tuż przy oknie. Deszcz pada nadal ale już tak bardzo nie zacina. Zaraz startujemy. Zapinam pasy. Pierwszy raz w życiu mam ochotę się rozpłakać. I mam gdzieś, że wszyscy to zobaczą. Podobno czas leczy rany. Tia jasne. A ja jestem papieżem.

Wcisnęło mnie w fotel. Ah to przyspieszenie. Lecimy. Nie ma już odwrotu.

Za oknem jest całkowicie ciemno. Wiem, że lecimy nad oceanem ale zupełnie nie widać go pod nami. Samolotem zaczyna lekko trząść. Podobno wpadliśmy w turbulencje. Każą nam zapiąć pasy. Matka trochę zbladła i wsłuchuje się w kolejne komunikaty. Ojciec śpi. Chyba wlecieliśmy w kolejną chmurę burzową bo znowu wali deszczem po oknie. Całkiem blisko walnął piorun. Huknęło tak, że przez chwile dzwoniło mi w uszach. Czemu za oknem jest tak jasno? O kurwa silnik się pali. Zasłoniłem okno, żeby matka zawału nie dostała. Przełknąłem ślinę. Nie jest dobrze ale chyba dolecimy... gdzieś? Kolejny huk. Na całym pokładzie zgasło światło a zapaliły się czerwone światła awaryjne. O, ojciec się obudził. Ten to ma wyczucie.

Czuję, że wgniata mnie w siedzenie a samolot zaczyna ostro pikować w dół.

Eliza wybacz mi.






Ciemność.





Gdzie ja jestem?





Byłem tu już. Co się stało? Samolot musiał się rozbić na oceanie.



Jestem w Międzyświecie. Tu trafiają wszystkie dusze po śmierci, przypominają sobie wszystkie swoje wcielenia a potem... idą dalej. Zapominają i odradzają się na nowo.

Nie będę czekać na retrospekcję z moich poprzednich żyć. Żeby się załamać chyba jakim nieudacznikiem jestem. Zawsze jak wszystko było dobrze to coś się musiało zrąbać na całej linii.

Wybieram pierwszy portal na chybił trafił.

Zanim wchodzę przypominam sobie roześmianą twarz Elizy. Teraz to wszystko wydaje mi się takie... Puste i bez znaczenia. Chwilę temu myślałem, że nie przeżyję bez niej i co... no i bardzo dosłownie nie przeżyłem... Ale teraz wiem, że nie była tą jedyną. Bo kiedy dwie połowy tej samej całości się odnajdą to nie ma takiej siły by je rozdzielić. A nas rozdzielono aż nazbyt łatwo.

Wchodzę w portal. Łaskocze. Dziwne, czy nie powinienem już wszystkiego zapomnieć?

Otwieram oczy. Patrzy na mnie jakaś kobieta. Ma szare włosy, niebieskie oczy, jest koło czterdziestki i... ma wilcze uszy na głowie?! Porąbany świat mi się trafił. Ale chwila coś jest nie tak...

Podnoszę rękę przed oczy i zaczynam płakać ze śmiechu. Jestem niemowlęciem. Tylko, że coś poszło nie tak i wszystko pamiętam. Ale wtopa.

- Ciii mój mały wilczku. To ja twoja mamusia - powiedziała kobieta. Aha, dobra dobra.

- Jak go nazwiesz? - słyszę głos innej kobiety ale nie mogę się obrócić, żeby zobaczyć kto to.

- Draugar. Będzie się nazywać Draugar.


***

I tak oto Piotr przybył do Astrii. Został przez wilki wychowany ale nadal pamięta wszystko z poprzedniego życia. 

Czekam na komentarze, teorie spiskowe i gwiazdki. 

Dziękuję yebyemnyetho pierogizmajnkrafta Mersii4 i vixero_finem

Dzięki wam moje pisanie ma sens. 

Pozdrawiam

Abisay

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro