Rozdział 23. W ciemności.
Tego wieczora Eliza została sama w apartamencie. Sir Ardias nie wrócił do niej odkąd został wezwany do króla. Dziewczyna zgadywała, że dostał jakąś tajną misję niecierpiącą zwłoki niemniej było jej trochę przykro, że nie powiadomił jej w żaden sposób iż musi zniknąć.
Laura przyniosła jej kolację - jeszcze ciepłe rogaliki z konfiturą wiśniową. Przez chwilę opowiadała kotce najnowsze ploteczki a potem ją zostawiła widząc, że Eliza nie jest w nastroju do rozmowy.
Muszę się nauczyć walczyć - myślała cały czas. Jeśli faktycznie będzie wojna to ja nie mam zamiaru siedzieć z założonymi rękami i patrzeć jak ktoś rujnuje moje ukochane miasto. Moje do cholery! Nie bez powodu trafiłam do świata tak podobnego do tego z mojego poprzedniego życia. Nie bez powodu dostałam moc władania ogniem. Będę żyć najlepiej jak potrafię i bronić tego miejsca.
Eliza starannie ułożyła poduszki pod kołdrą na łóżku - tak by wyglądały jak śpiąca osoba. Następnie otworzyła okno i przez chwilę zastanawiała się jak by tu zejść z trzeciego piętra kiedy nie ma w pobliżu żadnej rynny po której można zjechać - jak to zwykle ludzie robili na filmach. W końcu postanowiła postawić na koci instynkt. Nigdy nie miała specjalnego lęku wysokości. Wdrapała się na parapet a potem powoli zaczęła schodzić po kolejnych półkach i nierównościach w murze. Okazało się, że jej kocie pazury są o wiele bardziej wytrzymałe niż sądziła - zauważyła to gdy zjechała ostatni metr w dół a na kamieniu zostały wyraźne ślady szponów. Obejrzała swoje palce ale paznokcie były nienaruszone. Ciekawe.
Buty zostawiła w pokoju więc teraz boso przemykała się bezszelestnie między drzewami szukając odpowiedniego miejsca by poćwiczyć swoją magię.
Znalazła polankę z dala od okien zamku. Przez dłuższą chwilę wykonywała ćwiczenia rozgrzewające i rozciągające.
Ciekawe co ja mogę stworzyć z ognia poza moją wstążką - pomyślała. Wyobraziła sobie miecz i uwolniła odrobinę swojej mocy. Gdyby ktoś ją zapytał jak to zrobiła - odpowiedziałaby, że nie wie. Odkąd udało jej się znaleźć w Sanktuarium myślowym komnatę z "kosmiczną energią" - manipulowanie tą mocą przychodziło jej zupełnie instynktownie jak poruszanie palcami rąk czy chodzenie.
W jej rękach wybuchł płomień, który po kilku sekundach przybrał postać miecza. Machnęła nim kilka razy na próbę. Broń nic nie ważyła tak samo jak ogień, z którego była wykonana. Dziewczyna podeszła do drzewa i spróbowała uciąć gałąź. Zamachnęła się i... nie trafiła? Nie poczuła żadnego oporu pod ostrzem więc zdumiona spojrzała na idealnie odcięty kawałek drzewa leżący u jej stóp. W miejscu gdzie klinga zetknęła się z gałązką - ta była zupełnie zwęglona.
Łaaaaaaaaaaa!!! Mam miecz rycerzy Jedi!! - zaśmiała się na głos ale zaraz zamilkła bojąc się, że ktoś ją usłyszy.
Potem próbowała wyczarować jeszcze kilka innych rzeczy - łuk i strzały - wszystko utkane z ognia - maczuga, toporek, kolczyki, sukienka typu Elsa z krainy lodu, żarzące się ubranie Katniss Everdeen, łyżworolki, motor - powoli kończyły jej się pomysły - podobizna smoka z ognia, tiara przydziału z Harrego Pottera, kostur Gandalfa...
W końcu postanowiła sprawdzić czy może wpłynąć na samą naturę ognia - czyli jego temperaturę. Usiadła na trawie po turecku i wyczarowała maleńki płomyk. Potem skupiła się tylko na nim starając się sprawić by stał się gorętszy. Ognik powoli zaczął zmieniać kolor - z czerwonego stawał się coraz jaśniejszy - Eliza czuła na twarzy coraz większy żar bijący od niego - poprzez kolor żółty i biały aż do błękitnego. Pamiętała z fizyki, że im gorętszy jest metal tym jaśniejszy ma kolor, podobnie zachowywały się gwiazdy: od czerwonego najchłodniejszego, przez pomarańczowy, żółty, biały aż do błękitnego - najgorętszych.
Ok... a czy potrafię stworzyć ogień, który nie parzy i nie spala niczego? Jak na zawołanie ognik na jej ręce zmienił kolor na zielony. Teraz nie czuła od niego zupełnie żadnego ciepła.
Dobra. Teraz... co ja teraz jeszcze mogę zrobić?
Stworzyła sobie ognisty bicz bardzo podobny do ognistej wstążki, którą wyczarowała wcześniej na sali treningowej. Wróciła myślami do treningu z Ardiasem. Najlepiej jak potrafiła odtworzyła w myślach jego ruchy. Zaczęła robić uniki i uderzać biczem wymyślonego przeciwnika.
Po dłuższej chwili poczuła, że coś się zmieniło w otoczeniu. Nie zauważyła nic ani nie usłyszała tylko... wyczuła ciepło wśród drzew, którego wcześniej tam nie było. Odwróciła się i przyjęła postawę obronną wpatrując się intensywnie to miejsce.
- Wyłaź z cienia, wiem, że tam jesteś! - powiedziała pewnie trzymając bicz uniesiony do góry. Tak naprawdę wcale nie była tak pewna siebie. Tak naprawdę modliła się o to by zmysły ją okłamały i tam pośród cieni nie stał nikt i nie przyglądał się jej. Postać - bo plama ciepła miała kształt człowieka - poruszyła się nieznacznie.
- Wyłaź z cienia, wiem, że tam jesteś! - powiedziała starając się usilnie by jej głos nie zadrżał.
Wstrzymała oddech gdy z ciemności wyszedł mężczyzna odziany w ciemny płaszcz podróżny z kapturem zasłaniającym mu większą część twarzy. Jego postura była uderzająco podobna do...
- Kim jesteś? I czego chcesz? - zapytała nadal zachowując postawę defensywną. On by przecież jej tak nie straszył....
- Czarny Tygrys. - odparł nieznajomy. Cholera głos też podobny. Może to ktoś z jego rodziny?
- Coś za jeden? Nie widziałam cię nigdy na zamku... - powiedziała Eliza przyglądając się mężczyźnie. Gdyby chciał mnie skrzywdzić to już by chyba coś zrobił a nie stał tak i gadał ze mną... prawda?
- Królewski skrytobójca. Do usług. - skłonił się przed nią dwornie.
O kurwa... Że co ku... dobra, Eliza nie rzucaj panienkami już, ale... że co kurwa? No bez jaj, to trzeba chyba być mną, żeby mieć takiego pecha i w środku nocy podczas ćwiczeń spotkać mordercę... Co to może oznaczać? Przecież skrytobójcy nie chodzą sobie ot tak na spacerki po parku. Musi mieć jakiś cel skoro tu przylazł. A skoro jest na usługach króla... Czym ja podpadłam królowi?! Cholera, cholera, cholera!!! Ja nie chce umierać znowu! Przecież on mnie położy zanim się obejrzę... Eliza spokojnie, może to tylko jakieś nieporozumienie, może jednak wyszedł się przewietrzyć bo spać nie mógł... A co mi tam, jeśli mam zginąć to przynajmniej chce wiedzieć dlaczego.
- Dostałeś na mnie zlecenie? - zapytała i natychmiast ugryzła się w język. Brawo kocico, zapytałaś właśnie skrytobójcę czy chce cię zabić. Ogarnięcie - poziom master.
- Nie. Wracam właśnie z misji. - powiedział tajemniczo i uśmiechnął się drapieżnie pod kapturem. Właściwie to spod kaptura wdać było tylko jego uśmiech.
- Aha... - UFF!!! Będę żyć! Chyba. Eliza myśl, myśl! On nie chce cię zabić i jest na usługach króla, wniosek: jesteś przy nim bezpieczna. Czasowo. Taktyka awaryjna- zagadywać byle o czym byle rozmawiać, odwrócić uwagę i nie zostać zabitą. Wróć. On cię nie chce zabić.
- Więc skoro nie chcesz mnie zabić... może nauczysz mnie czegoś? - zapytała i po raz kolejny ugryzła się w język. Trzeba było zapytać najpierw o pogodę!! Jeżeli przeżyję to spotkanie to przysięgam, że... że... kurwa nie wiem.
Śmiało podszedł i zatrzymał się krok od niej.Mężczyzna zrzucił kaptur i spojrzał jej prosto w oczy. Eliza zapomniała jak się oddycha. Czarny Tygrys wyglądał jak brat bliźniak sir Ardiasa.Miał te same rysy, jego włosy układały się w identyczny sposób, nawet kolor oczu miał ten sam. To nic, że połowę twarzy zakrywała mu czarna maska, rozpoznałaby tego człowieka wszędzie. Ale to nie był Ardias - Czarny Tygrys miał czarne włosy lekko pręgowane i jakąś dzikość, której brakowało doradcy króla. Wpatrywali się w siebie nawzajem przez kilka sekund. Dziewczynie wydawało się, że minęła wieczność. Nagle wydało jej się, że mimo wszystko dobrze zna tego mężczyznę. Czy poznaliśmy się już kiedyś? W innym wcieleniu? A jeśli...
Jego uśmiech był jedynym ostrzeżeniem. Zaraz potem dziewczyna leżała oszołomiona na plecach z rękami unieruchomionymi wysoko nad głową i patrzyła w znajome stalowe oczy czarnowłosego tygrysa siedzącego na niej. Nie bała się. Skądś wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy. Ten cały czas się uśmiechając zbliżył się jeszcze bardziej tak, że ich twarze niemal się stykały. Kotka wstrzymała oddech zaskoczona tą nagłą bliskością.
Przytul mnie - pomyślała zaskoczona własną reakcją.
- Lekcja pierwsza - wyszeptał jej do ucha - nie daj się zaskoczyć.
Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich całą gamę emocji. Co się właśnie do cholery dzieje?
Zadrżała. A mężczyzna zamknął oczy i pocałował ją. Czas stanął w miejscu. Eliza poczuła jak jej serce przestaje bić. Powietrza. Mam zawał.
Gdy otworzyła oczy jego już nie było. Co się właśnie stało? Czy ten NIEZNAJOMY właśnie mnie pocałował? Dlaczego nie walczyłam z nim? Dlaczego mam wrażenie że go znam całe życie? Dlaczego uciekł? Dlaczego mnie zostawił? Wracaj... Wait. What?!
Usiadła na trawie i dłuższą chwilę siedziała mając zupełną pustkę w głowie. Co się ze mną dzieje?
Wstała i jak w transie ruszyła w stronę zamku.
Ardias... przecież niedawno to z nim się całowałam. Przecież to w nim jestem zakochana. Tego gościa nie znam nawet! Napewno...? Cholera napewno! Muszę się dowiedzieć więcej o tym kotowatym. Jest zabójcą - kto inny może mnie lepiej nauczyć walczyć?
Poczuła na karku mrowienie a następnie znów wyczuła przesuwające się za nią ciepło.
Zatrzymała się przed ścianą zamku i odwróciła w stronę drzew.
- Wiem, że idziesz za mną. I dalej chce żebyś mnie uczył. Tylko bez takich więcej, BO JA NIE JESTEM PIERWSZA LEPSZA słyszysz?! - niech wie, że ja się tak łatwo nie dam. Dam? Po tych słowach zwinnie jak kot - którym po części była - zaczęła się wspinać po parapetach kolejnych okien aż zniknęła w jedynym otwartym - prowadzącym do jej sypialni. Z ciemności obserwowała linię drzew. Czarny Tygrys wyszedł z cienia i patrzył przez chwilę na jej okno. Potem uśmiechnął się, znów skłonił dwornie i odszedł.
Była pewna, że to nie jest ich ostatnie spotkanie.
***
Podoba się? Czekam na wasze komentarze. To chyba najdłuższy rozdział dotychczas. Piszcie co myślicie!!!
Pozdrawiam
Abisay
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro