Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2. Koniec jako preludium początku cz.2


Więc to jednak koniec...-pomyślała. Zewsząd otaczała ją ciemność. Była jakby zawieszona w powietrzu... czasie... przestrzeni... Wszędzie i nigdzie. Widziała wyraźnie jedynie swoje ciało i nic poza tym. Czuła się lekka jak astronauta w stanie nieważkości. Spróbowała się odwrócić i rozejrzeć ale wszędzie było jednakowo pusto.

W pewnej chwili zobaczyła gdzieś w oddali świetlisty punkt. Właściwie to wokół niej rozbłysła cała galaktyka migoczących iskierek. Miały różne kolory, jedne były ciut większe od innych, niektóre były tak maleńkie, że ledwie widoczne. Skupiła się na jednej z nich, a ona zaczęła się przybliżać. W końcu była na tyle duża by przyjrzeć się jej dokładniej. Iskierka okazała się być świetlistą kulą zbudowaną z pary, miniaturowych błyskawic i smużek kolorowego dymu. Nagle na Elizę spłynęło zrozumienie. Była tu już... i to nie raz... Te świetliste punkty to tunele do innych światów, czasów, miejsc... portale, dzięki którym dusze zmarłych mają kolejną szansę by stać się kimś lepszym i może w końcu trafić do nieba.

Nagle zaczęła sobie przypominać swoje poprzednie życia. Była już królową jakiegoś egzotycznego państwa, pilotką okrętu międzygwiezdnego, piratką o przezwisku Krwisto-włosa... uśmiechnęła się. Krwisto-włosa była swego czasu prawdziwym postrachem mórz... Kiedyś była też syreną. To było chyba najlepsze ze wszystkich jej wcieleń. Pluskając się w oceanie z innymi wodnymi stworzeniami była naprawdę szczęśliwa.

Uderzył ją pewien prosty fakt- nigdy nie udało jej się znaleźć prawdziwej miłości. Ciekawe w sumie czemu... zawsze była ładna, miła, inteligentna... a jednak nigdy nie znalazła tego jedynego. A ponoć kiedy dwie dusze się odnajdą to towarzyszą sobie już zawsze, w każdym kolejnym wcieleniu.

A więc muszę teraz wybrać gdzie dalej iść...- pomyślała. A kiedy już wybiorę, znów wszystko zapomnę i narodzę się na nowo. I znów będę dorastać, uczyć się i może w końcu spotkam tego jedynego...?

Tylko który tunel wybrać z pośród tej nieopisanej liczby? Rozejrzała się. Wszystkie wyglądały tak samo. Nie pozostaje mi nic innego jak wybrać na chybił trafił.

Skoncentrowała się na jednej z mrugających wesoło gwiazdek a ta zbliżyła się. Z bliska tunel wyglądał jak kula zbudowana z pary i energii. Gdzieniegdzie można było uchwycić przeskakującą iskierkę wyładowania elektrycznego.

To wygląda na jeden z tych światów pełnych magii...- pomyślała. No to spróbujmy.

Weszła w obłok, który natychmiast ją otoczył. Szła śmiało naprzód choć z każdą chwilą traciła pewność siebie. Zaczęła liczyć kroki. Po około stu obejrzała się za siebie ale z każdej strony była tylko mlecznobiała chmurka.

-Gdzież ja kurna wlazłam?- zastanowiła się na głos. Już dawno powinna być... gdzieś.

Nagle tuż przed nią zamajaczyło coś błyszczącego. Pobiegła w tym kierunku i ze zdumieniem spostrzegła, że jest to ogromne owalne zwierciadło w kunsztownej, złotej ramie, które stało na rzeźbionych ptasich szponach. Z jeszcze większym zaskoczeniem odkryła, że zamiast swojego odbicia widzi po drugiej stronie komnatę wypełnioną najróżniejszym sprzętem chemicznym. Nie zastanawiając się wiele przeszła na drugą stronę. Skóra na całym ciele zamrowiła ją przyjemnie. Tym razem gdy się obejrzała zobaczyła normalne lustro. Więc nie ma odwrotu- pomyślała. Przyjrzała się sobie i od razu zauważyła pewne zmiany jakie w niej zaszły. Zamiast ludzkich uszu zauważyła... kocie. Niemal nie udławiła się ze śmiechu. Zaraz też dostrzegła puszysty rudy ogon kołyszący się za nią.

-Ale jaja!- powiedziała na głos i zaczęła się dalej oglądać. Zmieniły się też jej oczy. Zamiast okrągłej źrenicy miała teraz wąskie pionowe szparki, charakterystyczne dla kota. Poza tym jej paznokcie były mocniejsze i ostrzejsze... po prostu kocie.

-Ale jaja...- powtórzyła z rozbawieniem.

W tej chwili drzwi do komnaty otworzyły się i stanął w nich wysoki chudy mężczyzna ubrany w długą granatową szatę. Na widok Elizy zmarszczył brwi po czym westchnął i rzekł:

-Dalej mi tego lustra nie naprawili... a mieli to zrobić w zeszłym miesiącu... znowu będę musiał pismo wysyłać... eh... No więc coś za jedna?- zapytał mężczyzna patrząc na dziewczynę krytycznie.

-Eliza... gdzie ja jestem? – zapytała domyślając się, że nie tylko ona się tu pojawiła w dziwnych okolicznościach.

-Że też ze wszystkich tuneli musiałaś wybrać akurat ten zepsuty...

-Zepsuty?

-No tak... pamiętasz wszystko, pojawiasz się jako dorosła a nie mały bachor... a powinnaś nic nie pamiętać i pojawić się gdzieś tam jako nowo narodzone niemowlę- mężczyzna wskazał ręką w stronę okna.

Eliza podeszła do szyby i zamarła...

-Przecież to Kraków!- wykrzyknęła uradowana.

-Nazywa się tak, i owszem, ale nie jest to miasto z Twojego świata. Nasz Kraków wygląda jak twoje miasto w siedemnastym wieku... mniej więcej. U nas jest teraz rok 3869. Poza tym nasz świat zdecydowanie różni się od twojego starego świata. Przede wszystkim jest więcej niż jedna rasa inteligentna. Jak zauważyłaś nie jesteś już człowiekiem tylko Gatto- czyli człowiekiem-kotem. Poza tym są jeszcze elfy, drzewcy, ludzie-zwierzęta, zwykli ludzie... nie chce mi się wymieniać dalej. Nasz miłościwy Król jest człowiekiem-lwem.

-A ty kim jesteś?

-Nadwornym czarodziejem oczywiście. Inaczej skąd bym tyle wiedział o tym tunelu, którym przybyłaś? I nie pytaj mnie też skąd wiem tyle o innych światach. Po prostu wiem.

-Jasne- powiedziała wcale go nie słuchając – Jesteśmy... gdzieś na zamku?

-Zgadza się, to moje prywatne komnaty. A teraz trzeba Cię ubrać. Nie możesz chodzić przecież goła po siedzibie króla...

Eliza poczuła zażenowanie. Dopiero teraz zauważyła, że stoi tak jak ją pan Bóg stworzył. Czarodziej wyszedł a ona zauważyła z zadowoleniem, że jej kobiece kształty również się zmieniły. Były teraz bardziej... kobiece. Nadal była szczupła, ale jej biodra były nieco szersze a piersi - choć nadal małe - zaokrąglone i pełne.

Mężczyzna wrócił z naręczem sukien i kompletem bielizny. Dłonią wskazał jej parawan za którymi miała się przebrać. Jakby mnie jeszcze nago nie widzial... - pomyślała z przekąsem. Skąd ten parawan wziął się w pomieszczeniu? I gdzie nagle podział się cały sprzęt chemiczny? Tego dziewczyna nie wiedziała.

Przymierzyła kilka ubrań ale żadne na nią nie pasowało, albo były za krótkie albo za długie... albo za luźne. W końcu jednak znalazła coś dla siebie. Długa suknia składała się z gorsetu wiązanego z tyłu i zwiewnej spódnicy w kolorze bordowym. Gorset miał długie rękawy, wzdłuż których złotą nicią wyhaftowane były śliczne zawijasy. Ten sam motyw widoczny był wokół dekoltu. Eliza aż wstrzymała oddech gry zobaczyła swoje odbicie w zwierciadle. Wyglądała co najmniej jak księżniczka. Długie falowane włosy w kolorze ognia opadały kaskadą na plecy niemal całkowicie zasłaniając wstążeczki sukni, natomiast małe, kocie uszka na głowie dodawały jej niezwykłego uroku.

-No jak tam?- usłyszała głos czarodzieja. Uśmiechnęła się nieśmiało i wyszła zza parawanu. Mężczyzna na jej widok otworzył szeroko oczy w zdumieniu. Niewiele było kobiet, które zrobiły na nim takie wrażenie, pomijając fakt, że mało niewiast jakiekolwiek wrażenie robiło. Opanował się jednak szybko.

-Jak wyglądam?- zapytała czując jak jej policzki robią się czerwone.

-Ładnie- odpowiedział obojętnym głosem chociaż bardzo musiał się o to starać – Zanim stąd wyjdziesz musisz się jeszcze czegoś dowiedzieć o rasie, której przedstawicielką zostałaś. Gatto, czyli ludzie koty, bardzo przypominają swoich zwierzęcych odpowiedników. Są bardzo zwinni i szybcy, nie znoszą wody, po ruchach ogona można odczytać ich nastrój. Z grubsza to wszystko, reszty dowiesz się w praktyce. A jeszcze jedno. To rasa długowieczna. Ile miałaś lat gdy umarłaś?

To pytanie zabrzmiało dziwnie, ale w końcu cała sytuacja była dziwna.

- 21...

- No to straszny byłby z Ciebie jeszcze kociak w tym świecie. Ludzi-koty uznaje się za dojrzałych gdy mają jakieś trzysta lat. Wyglądają wtedy jak ludzcy nastolatkowie. Ty wglądasz na starszą, dałbym ci.... Tak z pięćset. – czarodziej zauważył kwaśną minę Elizy więc szybko dodał- To niewiele, uwierz mi. Gatto dożywają do pięciu tysięcy. A nawet więcej. No dobra koniec gadania.- mężczyzna pociągnął dziewczynę za rękę do drzwi, potem przez plątaninę korytarzy, jakieś kręte schody aż w końcu stanęli na dziedzińcu zamkowym. Rozejrzała się. Wszystko wyglądało tak jak to zapamiętała z wycieczki szkolnej. Czegoś tu jednak brakowało. Kolumnada jest, złota kopuła jest, armaty są... i nagle spłynęło na nią olśnienie. Nigdzie nie było śladu lamp, żadnych kabli, nic co można by połączyć z elektrycznością.

-Tu cię zostawiam. Dalej musisz radzić sobie sama- powiedział czarodziej i odwrócił się by odejść.

-Chwila, chcesz mnie tak po prostu tu zostawić?! Co ja mam ze sobą zrobić?!

- To już nie mój problem. Żegnam.- mężczyzna zupełnie niespodziewanie zniknął w szarym kłębie dymu. Gdy chmura się rozwiała nigdzie go nie było.

Eliza została zupełnie sama na pustym dziedzińcu zamku w zupełnie nieznanym świecie. Osamotniona i przerażona w obliczu ogromu problemu jaki pojawił się przed nią.

-A więc żyję. I co teraz?


******
Przeżyliście te opisy? Obiecuję, że od następnego rozdziału zaczyna się już akcja xD Piszcie w komentarzach jak myślicie co będzie dalej? :D 

Pozdrawiam 
Abisay

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro