Rozdział 11. (Nie)oczekiwane odpowiedzi
Słowo o miłości na dzisiaj ;) Zapraszam ;)
***
Po przebudzeniu Eliza poczuła się bezpiecznie. Otaczało ją przyjemne, rozleniwiające ciepło. Z lekkim uśmiechem przytuliła się do poduszki.
Nie od razu dotarło do niej, że coś jest nie tak. Najpierw zorientowała się, że zamiast normalnie leżeć-znajduje się w pozycji pół-leżącej. Potem odnotowała dziwnie znajomy zapach – rdzewiejąca stal i powietrze po burzy. Zapach Ardiasa. Uchyliła powieki. Ze zdziwieniem odkryła, że to, co uznała za poduszkę to pierś śpiącego mężczyzny.
Jak ja się tu znalazłam do cholery?!- Myślała intensywnie, ale jak na złość nic nie przychodziło jej do głowy. W końcu dała sobie spokój i bardzo starając się nie obudzić Tygrysa, zeszła z jego kolan.
Przez dłuższą chwilę stała i przyglądała mu się powracając myślami do rozmowy z królem. W jaki sposób mam odróżnić pragnienie miłości ojca od miłości do innego mężczyzny? Gdyby to było takie proste to pewnie by mi ten król-psycholog powiedział...
Kotka delikatnie okryła kocem mężczyznę, po czym poszła do części prywatnej odświeżyć się i przebrać. Następnie bezszelestnie wymknęła się z apartamentu i już po chwili biegła przez ogród do altany.
Król siedział tam dokładnie tak samo jak zeszłego wieczora. Nalewał właśnie herbaty, kiedy ją zobaczył.
-Witaj!- Powitał ją Król posyłając do niej promienny uśmiech. Dziewczyna przypomniała sobie o dobrych manierach, dygnęła wdzięcznie jak to zwykle robiła podczas występów w swoim dawnym życiu.
-Witaj, mój panie.
-Czy noc przyniosła ci jakieś odpowiedzi?
-Przyniosła jedynie więcej pytań- odparła smutnym głosem.
-Nie mówiłem, że będzie łatwo- odparł Władca całkowicie poważnie.
-Wiem... ale myślałam... że może dostanę jakieś wskazówki... Jak mam odróżnić uczucie do ojca i uczucie do mężczyzny? Powinno być to oczywiste ale wcale nie jest... Nie jestem już nawet pewna czy naprawdę kochałam Piotra czy szukałam tylko akceptacji i bezpieczeństwa, którego nie dawał mi ojciec...
-Widzę, że jednak zrobiłaś duże postępy od wczoraj- ucieszył się Alistair. Eliza spojrzała na niego sceptycznie.
-Tak, moja droga. Udało ci się przyjąć do wiadomości to wszystko, o czym wczoraj mówiłem. Zazwyczaj zajmuje to w najlepszym wypadku parę tygodni. Poza tym zaufałaś mi. Na zaufanie też zwykle o wiele dłużej pracowałem. Nie stój tak. Usiądź proszę. Herbaty?
-Tak, poproszę.
-Więc chciałabyś wskazówek. Dobrze więc. Na początku zastanówmy się, jaka powinna być miłość ojcowska. Jak sądzisz?
Zastanawiała się dłuższą chwilę. Nie była przygotowana na taką rozmowę.
-Więc... myślę, że powinna dawać poczucie bezpieczeństwa i stałości. Ojciec jest osobą, która w życiu dziecka jest wielkim autorytetem, pragnie się jego akceptacji i pochwały. Jest on też taką... latarnią moralną. Powinien przekazywać wartości i idee. A jego miłość... hm... No na pewno jest to troska o dobro pociechy. Ojciec zawsze powinien służyć radą i być... przewodnikiem, mentorem...
-Dokładnie. A jaki jest twój ideał miłości do osobnika płci przeciwnej?
Dziewczyna parsknęła. Śmiesznie to zabrzmiało w ustach Króla.
-Trudno mi powiedzieć... na pewno będzie się na nią składać pożądanie cielesne, ale nie tylko. To też tolerancja dla odmienności drugiej osoby, akceptacja jej taką, jaka jest... To równe prawa... przyjaźń... pomoc sobie nawzajem... wzajemne uzupełnianie się... tęsknota, gdy ten ktoś znika i radość, gdy powraca... poczucie bezpieczeństwa... troska... dreszcz, gdy cię dotyka... wspólne plany i marzenia... wspólne wspomnienia...
-Pięknie powiedziane. A teraz przeanalizujmy twoją miłość do ojca i jego miłość do ciebie. Jak wspominasz tatę?
-Zawsze pracował i nigdy nie było go w domu. Na moje występy w szkole zawsze się spóźniał albo nie przychodził wcale. Obiecywał a potem nie dotrzymywał obietnic... cały czas chciałam mu zaimponować, byłam we wszystkim najlepsza- w szkole i w sporcie... a on... traktował mnie jak powietrze. Unikał mnie, nie rozmawialiśmy prawie wcale. Czasem miałam wrażenie, że żałuje, że w ogóle jestem...
-Rozumiem. Musiało być ci ciężko...
-Było. Chciałam czasem by mnie przytulił albo coś... a jedyne, co otrzymałam to suche słowa pochwały, gdy coś mi się udało. I musiało być to nie byle co. Wygrana w konkursie, co najmniej...
-A jak było z Piotrem?
-Był przystojny, inteligentny... umiał mnie rozbawić... czułam się przy nim bezpiecznie. W końcu miałam, z kim porozmawiać, wyżalić się, pochwalić czymś... rozumiał mnie. Ale...
-Ale co?
-Nigdy nie czułam... no wie król... tych motyli w żołądku, które podobno się czuje na widok drugiej połowy. Gdy mnie całował... nie czułam żadnego podniecenia ani nic... myślałam zawsze, że to przyjdzie później, ale jakoś nie przychodziło... a potem on wyjechał pozostawiając mnie z wielką dziurą w sercu...
-Czy sądzisz, że ta rana już się uleczyła?
-Nie wiem... dalej boję się w cokolwiek angażować. Lepiej być samotnym niż potem cierpieć...
-Z tym się nie zgodzę. Życie jest ciągłym poszukiwaniem. Poszukiwanie zawsze wiąże się z cierpieniem. Często już widzimy cel podróży a tu się okazuje, że oddziela nas od niego nieprzebyty kanion... bycie samotnym z wyboru jest właśnie tą wielką dziurą na naszej drodze. Czasami cel jest na wyciągnięcie ręki, ale sami stawiamy przed sobą przeszkodę nie do przebycia. Strach przed cierpieniem powinien mobilizować do roztropnych poszukiwań. Najpierw dobrze poznać człowieka, dopiero potem oddać mu serce. A jak się czujesz przy Ardim?
-Dziwnie... jestem trochę skrępowana... czasem robi mi się gorąco, gdy na mnie patrzy. Raz, gdy mnie przytulił... to... jakbym zapomniała jak się oddycha na chwilę... no i serce zaczęło mi wariować... znaczy tak nierówno bić... poza tym poczułam się tak bezpiecznie jakby mógł mnie obronić przed całym światem...
-Czy widzisz jakąś różnicę między tym, co czułaś do Piotra a tym, co czujesz do Tygrysa? Nie odpowiadaj. Myślę, że właśnie udało ci się odpowiedzieć na parę pytań, które miałaś- król swoim zwyczajem mrugnął porozumiewawczo do Elizy i skończył pić herbatę.
***
Podobało się?
Daj gwizdkę i skomentuj ;)
Pozdrawiam
Abisay
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro