Rozdział 8. Kim jestem...
Lubie wasze komentarze , dziękuje i proszę o więcej :D
***
Ardias trzymał ją za rękę przez całą drogę do jego apartamentu. Eliza szła posłusznie za nim pewna, że się wpakowała w jakieś kłopoty. Puścił ją dopiero gdy przestąpiła próg salonu. Od razu skierowała się do komnaty gościnnej, którą zajmowała. Bez słowa zamknęła za sobą drzwi a potem usiadła na dywaniku ze skóry jakiegoś zwierzęcia przed kominkiem. Objęła rękami kolana i wpatrywała się w trzaskające wesoło płomienie. Czy złamałam jakieś prawo? Co teraz się stanie? Wyrzuci mnie? –zastanawiała się bliska łez.
Usłyszała skrzypnięcie drzwi a potem ciche kroki. Najwyraźniej chciał by usłyszała jak wchodzi. Ukryła twarz w ramionach. Ardias zatrzymał się tuż za nią.
-Co niby miałam zrobić?- zapytała drżącym głosem – Pierwszy raz byłam w takiej sytuacji, nie wiem jakie są wasze zwyczaje, nie wiem jakie macie prawa... Nie wiem nawet kim do cholery jestem!- wykrzyczała czując się zupełnie bezsilna.
Kotka poczuła jak Tygrys podnosi ją za ramiona i odwraca ku sobie. Odwróciła wzrok.
-Hej, spójrz na mnie...- powiedział łagodnie. Zrobiła to bardzo niechętnie.
-Nie jestem na ciebie zły. Każda kobieta by tak zrobiła. – jej wszystkie obawy zaczęły topnieć. Uśmiechnęła się niepewnie. Wtedy mężczyzna delikatnie ją objął. Wstrzymała oddech zaskoczona i niepewna co zrobić.
-Kiedy zobaczyłem rękę tego bawidamka na twoich plecach...- zaczął głosem drżącym z emocji- miałem ochotę tam wejść i go rozszarpać... i zrobiłbym to, gdyby Alistair mnie nie powstrzymał. – przytulił ją odrobinę mocniej. Serce Elizy z nieznanych jej powodów zgubiło kilka uderzeń. Objęła go nieśmiało i przytuliła policzek do muskularnego ramienia. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna poczuła się naprawdę bezpieczna.
Ardias lekko gładził dłonią jej płomienno-rude włosy. Dziewczyna w jego ramionach wydawała się taka delikatna i krucha... tak nierealnie piękna... zupełnie jak w jego śnie.
Tam ognistowłosa dziewczyna tańczyła zupełnie nie zwracając uwagi na niego. Bordowa wstążka wirowała hipnotycznie, zataczała kręgi, wznosiła się i opadała, falowała... cały czas wokół tej małej, zwinnej kotki. W sennej marze nie wyglądała jednak jak kotka lecz jak człowiek...
To jednak nie był sen. Była tu, ufnie pozwalając by jej dotykał. Delikatny, kobiecy zapach Elizy oszołomił go, sprawił, że zapomniał o całym świecie. Była tylko ona. Jedyna. Ukochana.
-Elizo, ja...- zaczął ale w tej chwili usłyszał skrzypnięcie drzwi. Odskoczyli od siebie jak oparzeni. Laura weszła, postawiła herbatę na stoliku i widząc ich zmieszanie uśmiechnęła się pod nosem po czym wyszła.
-Herbatki?- zapytała kotka nadal lekko się rumieniąc.
-Tak...- odparł równie zmieszany doradca. Przez kilka minut siedzieli w milczeniu sącząc herbatę. Eliza wpatrywała się w swoje dłonie a Ardias w widok za oknem. W końcu jednak mężczyzna nie wytrzymał i powiedział:
- W naszej kulturze każda kobieta jest niezależna i korzysta z tej niezależności. Trzeba się bronić kiedy ktoś chce cię skrzywdzić. Faktycznie postąpiłaś bardzo... - Eliza skrzywiła się lekko – instynktownie. – dokończył wreszcie – Wystarczyło trzasnąć go w twarz. Zauważyłem, ze nie umiesz panować nad emocjami. Nie mówię, że to źle ale czasem może cię to wpędzić w kłopoty.
- Co masz na myśli mówiąc o tym „panowaniu nad emocjami"? – zapytała szczerze zdziwiona.
Uśmiechnął się pobłażliwie przez co zjeżyła się jak dziecko, z którego śmieją się dorośli.
- Mam na myśli to, że wystarczy na ciebie spojrzeć żeby odczytać twój nastrój. Teraz zapewne sądzisz, że źle cię oceniam i jesteś na mnie zła bo wydaje ci się, że doskonale panujesz nad sobą. Prawda? – zapytał Tygrys szczerząc zęby.
Patrzyła na niego całkowicie zaskoczona. Dokładnie to właśnie pomyślała. Skąd to wie? Użył tego swojego.... Daru czy coś?
- Zastanawiasz się skąd to wiem? – zapytał dalej czytając jej w myślach. Skinęła tylko głową.
- Twój ogon bujał się na boki zdradzając złość, potem się napuszył kiedy byłaś zirytowana a teraz się wygładził i drga delikatnie bo jesteś zdziwiona i zaciekawiona. – zakończył z uśmiechem.
Zdumiona do granic spojrzała z wyrzutem na swój puszysty rudy ogon. Ardias roześmiał się na ten widok.
- Jeśli chcesz mogę cię kiedyś poduczyć jak zachowywać swój nastrój dla siebie.
- Byłabym wdzięczna... - powiedziała dziewczyna mocno zmieszana.
Ponownie skrzypnęły drzwi. Kobieta-mysz tym razem przyniosła ciasteczka do herbaty. Eliza uniosła jedną brew widząc talerz pełen herbatników w kształcie serduszek misternie ozdobionych różowym lukrem. Nie no, serio? Zerknęła na Ardiasa, który przyglądał się słodkościom z podobną miną.
-Miałeś mi opowiedzieć o czarodzieju...- przerwała niezręczną ciszę dziewczyna.
-Co byś chciała o nim wiedzieć?- spojrzał na nią badawczo tracąc zainteresowanie ciasteczkami.
-Nie wiem... jaki jest... co umie...
-Cóż... od czego zacząć... nazywa się Gerd... jest dość... ekscentryczny. Posiada bardzo rozległą wiedzą jak na człowieka. Poza tym jest odludkiem. Cały czas siedzi tylko w swojej wieży i majstruje coś przy lustrze. Ostatnio przyprowadził mi parę osób z innych wymiarów. Mówił, że mu się zwierciadło zepsuło i teraz wyrzuca ludzi, którzy umarli gdzieś indziej i mieli się narodzić na nowo tylko coś poszło nie tak. Nie jestem pewien czy go dobrze zrozumiałem. W końcu jest czarodziejem a ja tylko skromnym doradcą królewskim. Skąd w ogóle o nim wiesz?
-Co się stało z tymi osobami?- zapytała Eliza.
-A co się miało stać? Zostali rzemieślnikami w mieście. Każdy coś tam umiał z poprzedniego życia i w ten sposób znalazłem im pracę. Jeden jest teraz piekarzem, drugi sprzedawcą w jakimś sklepie, trzeci... nie pamiętam już. Dowiem się czemu cię to tak interesuje?
-No bo ja też wypadłam z tego lustra...- powiedziała patrząc na pustą już filiżankę.
-Ah taaak.... Teraz rozumiem.... Chociaż nie do końca... Dlaczego od razu mi tego nie powiedziałaś?
-Jak już mówiłam, nie znam waszych zwyczajów. W moim świecie był czas gdy palono na stosie ludzi, którzy się wyróżniali. A za mojego życia zamykali w szpitalach psychiatrycznych. Wiesz co to szpital psychiatryczny? Takie straszne, zamknięte miejsce gdzie trafiają ludzie myślący inaczej niż cała reszta... Wiesz już czemu się bałam powiedzieć? Znalazłam się w zupełnie obym miejscu, zupełnie sama i w dodatku okazało się, że po drodze zmieniłam moją przynależność rasową. Wcześniej byłam człowiekiem. W moim świecie była tylko jedna rasa inteligentna. Jeżeli kiedykolwiek były jakieś inne to człowiek wszystkie wyeliminował na długo przed moim narodzeniem. A ten czarodziej dał mi tylko sukienkę, powiedział, że teraz jestem gatto a nie człowiek i zostawił zupełnie samą na dziedzińcu...
Znów zapadła krępująca cisza. Kotka zerkała niepewnie na Tygrysa. Mężczyzna poczuł się skołowany. Zupełnie nie wiedział jak zareagować na właśnie usłyszane informacje. Musi to przemyśleć na spokojnie. Wstał i skierował się do drzwi.
-Ardiasie... -zatrzymał go cichy głos dziewczyny. Odwrócił się i zobaczył pełne smutku bursztynowe oczy.
-Mam nadzieję... że to nie zmieni... za bardzo... twojej opinii o mnie...
-Nie zmieni. –odparł stanowczo i wyszedł.
Z jakiegoś jednak powodu Eliza była pewna, że od tej chwili zmieni się wszystko... Jeżeli w ogóle można tak powiedzieć po tym wszystkim co już przeszła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro