Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6. Trening


Na początku rozmowa jakoś się nie kleiła. Obydwoje byli spięci, obserwowali ukradkiem siebie nawzajem. Potem przyszła kobieta-mysz z wazą rosołu i w czasie rozlewania go zaczęła trajkotać o najnowszych rewelacjach z życia dworu. To rozluźniło nieco atmosferę. Tygrys opowiedział parę anegdot zasłyszanych od szlachty tak, że pod koniec obiadu Eliza musiała się mocno trzymać by nie spaść ze śmiechu z krzesła.

Po posiłku mężczyzna zaprosił ją na spacer po królewskim ogrodzie. Okazało się, że zamek był o wiele większy i miał więcej zakamarków niż Wawel z jej świata... dawnego świata.

-W porze obiadowej nikogo tu nie ma- powiedział wesoło, jednak gdy poczuł jak dziewczyna się spina dodał szybko- Nie bój się, pani. Z mojej strony nic ci nie grozi.

Miała taką nadzieję, w końcu ona była drobna i słaba a on silny i doskonale zbudowany. Nie miałaby z nim żadnych szans gdyby przyszło mu na myśl „zabawić się z nią".

-Jaki jest twój dar, pani?- Zapytał mężczyzna chcąc przerwać nieprzyjemną ciszę.

-Dar?- Czego jeszcze mi czarodziej nie powiedział?

-No... umiejętność magiczna. Każdy nie-człowiek ma jakiś dar. Ja na przykład jestem w stanie wyciągnąć z każdego każdą informację. W ograniczonym stopniu mogę też wpływać na innych by robili to, co zechcę. Ale to nie zawsze działa.

No pięknie... - pomyślała Eliza.

-Ale na mnie nie będzie pan swojego daru stosował, prawda?- Zapytała NIBY niewinnie.

-Nieśmiałbym tego uczynić.- Odparł całkowicie poważnie patrząc jej prosto w oczy. Nagle onieśmielona odwróciła wzrok. Po kolejnej dłuższej chwili milczenia powiedziała:

-Ja chyba nie mam żadnego daru...

-Każdy ma. Tylko pewnie jeszcze go w sobie nie odkryłaś. Ja swój odkryłem, gdy miałem jakieś czterysta lat. Nie pamiętam dokładnie.

-A teraz ile pan ma?

-Siedemset pięćdziesiąt dwa. A pani?

-Skończone trzysta.- Odpowiedziała przypominając sobie, że czarodziej mówił, iż jest to granica pełnoletniości u nie-ludzi.

- Oczywiście.- Powiedział ze śmiechem- Wybacz mi pani to nietaktowne pytanie.

Zanim się zorientowała, co się dzieje, Ardias ukłonił się i pocałował wierzch jej dłoni. Nie puścił jednak od razu, lecz cały czas pozostając w ukłonie spojrzał jej w oczy. Przeszył ją przyjemny dreszcz.

Już wiem, czemu tyle kobiet się w nim kocha- pomyślała nagle. Poczuła, że się rumieni. Nie wiedząc, co zrobić uśmiechnęła się lekko i odpowiedziała nie patrząc już na niego:

-Na drodze niezwykłej łaski, wybaczam panu.- Ton głosu był w jej mniemaniu żartobliwy i chyba tak został odebrany, ponieważ mężczyzna uśmiechnął się szeroko i zaoferował swoje ramię do dalszego spaceru.

Kawałek przeszli w ciszy. Znów Tygrys pierwszy przerwał milczenie.

-Jaką bronią władasz, pani?

Ojć? Nikt mi nie mówił, że będę musiała walczyć!

-Nie walczę...

-W naszym państwie wszystkie kobiety potrafią walczyć. Ty na pewno też, pani, tylko musiałaś o tym zapomnieć, kiedy uderzyłaś się w głowę.

Z radością przyjęła jego wyjaśnienie.

-Tak! Zapewne tak jest...- miała szczerą nadzieję, że mężczyzna da spokój z tym tematem, ale on ciągnął dalej.

-Zarezerwuję na jutro salę do ćwiczeń. Spróbujemy z kilkoma podstawowymi brońmy, może sobie coś pani przypomni.

-Może... -odparła zrezygnowana.

*

Sala do ćwiczeń wyglądała podobnie jak sala gimnastyczna. Główne różnice: klepisko zamiast parkietu, półki z bronią treningową zamiast drabinek i dodatkowo ekstra manekiny ćwiczebne.

Eliza rozglądała się ze zbolałą miną, gdy Ardias opowiadał po kolei o każdej z broni.

Tego ranka Laura wyciągnęła ją niemal siłą z łóżka. Dziewczyna zobaczyła na komodzie złożone w kostkę ubrania, które szybko założyła zanim Laura zdążyła wrócić z wodą, o którą poprosiła. Na jej nowy strój składały się teraz biała koszula z długimi rękawami zapinana na haftki, skórzany gorset na talię wiązany z przodu oraz bardzo wygodne, dopasowane spodnie.

Potem została porwana przez labirynt korytarzy i niemal wepchnięta do tego dużego pomieszczenia, gdzie już czekał na nią Tygrys.

-... i dlatego właśnie wydaje mi się, że powinniśmy zacząć od tego.- Eliza ocknęła się z zamyślenia i ledwie złapała lecący w jej stronę przedmiot. Okazało się, że to drewniany miecz. Spojrzała pytająco na mężczyznę, ale on tylko się do niej uśmiechnął.

-Chwila, chwila. Zanim cokolwiek zaczniemy, czy mogę zrobić sobie małą rozgrzewkę? Nigdy nie ćwiczę bez rozgrzewki...- chociaż raz mogła powiedzieć prawdę.

-Jasne- powiedział lekko zaskoczony, ale odwrócił się i odszedł w kierunku dzbana z wodą.

Przeklinając swoje szczęście zaczęła wykonywać podstawowe ćwiczenia rozciągające. Najpierw szyja, potem ramiona i ręce, kręgosłup, biodra, nogi i stopy. Przy którymś z kolei ćwiczeniu zauważyła, że wszystko przychodzi jej jakoś łatwiej niż zazwyczaj. Może to dzięki temu, że teraz mi trochę bliżej do kota?

Robiąc szpagat spostrzegła kątem oka, że Ardias przygląda jej się z zaciekawieniem. No super. Nie przewidziałam, że mógł nigdy w życiu nie widzieć rozgrzewki do gimnastyki artystycznej...

To jest myśl! Mogę wykorzystać moje umiejętności gimnastyczne podczas treningu!- Eliza aż się uśmiechnęła zadowolona z siebie.

Podniosła miecz i z determinacją przyjęła stabilną postawę znaną jej z wcześniejszego życia.

-Teraz jestem gotowa... chyba...- dodała ciszej.

Tygrys lekko się uśmiechnął i podszedł do niej powoli.

-Zaczniemy od uników. Ta zabawka nie będzie pani na razie potrzebna- wskazał na kawałek drewna w jej dłoniach. Bez żalu odrzuciła przedmiot na bok.

-Twoim zadaniem będzie za wszelką cenę uniknięcie zetknięcia się z tym- pokazał jej własny drewniany oręż- Nie obawiaj się, nie zrobię pani krzywdy- dodał widząc jej niepewną minę.

Zamachnął się lekko, a ona z łatwością uskoczyła w bok. To nie wymagało specjalnych umiejętności. Podobnie za drugim i trzecim razem. Potem zaczęło się robić trudniej, doradca króla machał mieczem coraz szybciej i z coraz większą precyzją. Kotka zauważyła jednak, że uniki przychodzą jej nadspodziewanie łatwo. Zrozumiała też, że jest minimalnie szybsza od niego i postanowiła to wykorzystać.

Okazja nadarzyła się, kiedy mężczyzna ciął poziomo z boku. Eliza by uniknąć ciosu przetoczyła się tuż obok jego nóg. Zanim zdążył się obrócić, kopnęła go mocno w zgięcie kolan. Na sekundę stracił równowagę. To wystarczyło by uderzyła go w plecy a następnie skoczyła w powietrze i przygwoździła kolanami do ziemi.

Siedziała na jego plecach przez chwilę, zastanawiając się jak właściwie udało jej się go pokonać. Ardias oddychał ciężko, najwyraźniej był już mocno zmęczony i zdezorientowany. Usiadła na nogach obok niego zastanawiając się czy przypadkiem nie zrobiła mu krzywdy.

-Przepraszam... nie chciałam Cię skrzywdzić...- powiedziała cicho- mówiłam, że nie umiem walczyć...

-Nie umiesz walczyć?- Odparł z kpiną w głosie – Jesteś pierwszą osobą na zamku, która mnie pokonała włączając w to samego króla, w dodatku zrobiłaś to zupełnie bez broni! I ty mi mówisz, że nie umiesz walczyć?!

-Bo nie umiem. Pierwszy raz w życiu walczyłam.

-Nie wierzę ci. – Dziewczyna stwierdziła, że musi być mocno sfrustrowany porażką, ponieważ nagle zniknęły gdzieś jego dobre maniery. – Twoje ruchy nie przypominają mi niczego, co w życiu widziałem. A widziałem już sporo. Wiem też, że tylko udajesz, że nic nie pamiętasz. Z jakiegoś powodu boisz się powiedzieć skąd jesteś. Ale tym razem mi powiesz. Wszystko.

Przestraszyła się. Bardzo. Jej uszka mimowolnie przylgnęły do głowy a oczy zrobiły się wielkie ze strachu. Na ten widok gniew Ardiasa natychmiast stopniał zastąpiony czymś w rodzaju czułości.

Jest taka piękna...-pomyślał. I wydaje się taka delikatna... jaką tajemnicę może skrywać?

Otrząsnął się z rozmyślań, gdy spostrzegł, że dziewczyna rozgląda się prawdopodobnie w poszukiwaniu drogi ucieczki. Odsunął się od niej i powiedział przepraszająco:

-Wybacz mi pani ten wybuch. To się nigdy więcej nie powtórzy. Byłbym zaszczycony gdybyś zechciała mnie nauczyć kilku ruchów... Poza tym... jeśli nie chcesz pani, nie musisz mi nic mówić. Ale wiedz, że bez względu na wszystko jesteś tu bezpieczna.

Widząc jego szczerą skruchę Eliza przestała się bać. Wcześniej czuła do niego sympatię, teraz jednak nie wiedziała, co ma myśleć. Co się stanie, jeśli mu powie? Chciała to zrobić, ale nadal obawiała się, że to „bez względu na wszystko" jest trochę naciągane.

-Powiedz mi proszę...- zaczęła niepewnie – co wiesz o tutejszym czarodzieju?

***

Podobało się? Daj gwiazdkę i skomentuj ;)

Pozdrawiam 

Abisay

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro