Rozdział 8
POV Marinette
Alya widząc, że jestem na wielkim skraju wstrzymania, wepchnęła się między nas, aby rozdzielić naszą dwójkę.
- Jesteś totalnym kretynem Adrien! Zachowujesz się jak pięcioletni szczeniak!- krzyknęłam w jego kierunku a on się zaśmiał.
- Przynajmniej teraz wiem jak to jest, kiedy się tak zachowuje człowiek. Nie pamiętasz jak przez dziesięć lat naszej toksycznej przyjaźni taka byłaś?!- warknął. Zrobiłam zdumioną minę. Właściwie nie bolały mnie te obelgi jakimi się obsługiwał w moją stronę. Bolało mnie to, że nazwał tak naszą przyjaźń.
- Toksyczna?!- zrobiłam szybkie trzy duże kroki i znalazłam się centralnie przed nim.
Kiedy on kurwa tak urósł?!
- To ja najbardziej pielęgnowałam tą przyjaźń Adrien. To ja się starałam!- powiedziałam a łzy stanęły mi w oczach. Patrzył na mnie z góry z takimi chłodem, przez co myślałam, że jego wzrok umie zabijać.
- Wiesz czemu się nie starałem?- spytał, a ja zaciekawiona pokręciłam głową. Blondyn nachylił się do mojego ucha, przez co czułam jego oddech na karku.
- Bo tak szczerze mówiąc...- szepnął a mnie przeszedł dreszcz.
- Miałem w to wyjebane.
Wyprostował się i uśmiechnął się wrednie. Nie wiele myśląc rozmachnęłam się i złożyłam na jego policzku piękne uderzenie. Chyba się tego nie spodziewał, bo stracił równowagę i upadł na łóżko Alyi. Usłyszałam za sobą westchnięcie dziewczyny i śmiech mulata. Adrien spojrzał na mnie złowrogo. Nachyliłam się lekko do niego.
- Może i zmieniłeś sie z wyglądu i trochę z charakteru, ale... - Jeszcze bardziej się nachyliłam, a ten zbok spojrzał na mój dekolt i kącik ust drgnął lekko na górę.
- Dalej nie umiesz kłamać.
Wyprostowałam się i skierowałam się do wyjścia. Zanim jednak wyszłam, usłyszałam jego głos.
- Ty też zmieniłaś się z wyglądu Dupain-Cheng!
Co za pozer...
---
Następnego dnia w szkole próbowałam jakoś spotkać Luke. Musiałam dowiedzieć się co było przyczyną bójki z Adrienem. Miałam w głowie kilka scenariuszy, ale wątpiłam na pewno, że byłam chociaż w jednym głównym powodem. Pewnie Adrien popisywał się za bardzo, co mogło zdenerwować mojego chłopaka i zwrócił mu uwagę. Przynajmniej tak obstawiałam...
- Luka!- krzyknęłam, kiedy zobaczyłam go stojącego obok swojej szafki i coś chował. Kiedy mnie zobaczył, zatrzasnął drzwiczki i odwrócił się w moją stronę. Był zdenerwowany.
- Przez tego blondaska nie mogę trenować przez miesiąc. - warknął po przywitaniu.
- Gadałam z nim wczoraj. - przyznałam.
- Strasznie się zmienił, Luka. W ogóle go nie poznaję. Zapytałam go czemu to zrobił, to wtedy z kpiną oznajmił, że ma wyjebane na to co ci zrobił i nie powie mi.
Niebieskowłosy objął mnie ramieniem zdrową ręką i zaczął kierować w stronę stołówki, gdzie mieliśmy zjeść lunch.
- Zrobił to, bo cię broniłem...- wyznał.
Spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Co to znaczy?- zapytałam i w tamtym momencie zobaczyłam biegnącą w naszą stronę Chloe. Zatrzymaliśmy się w połowie drogi.
- Potem ci wytłumaczę.- szepnął i spojrzał na blondynkę, która zatrzymała się przed nami. Ledwo dyszała.
- Musicie iść...- skłoniła się, aby nabrać powietrza.
- Na stołówkę. To co ten pajac odwalił, to już czyste przegięcie.
- Kto?- zapytał chłopak.
- Adrien.
Spojrzaliśmy na siebie z chłopakiem i nic więcej mówiąc, szybkim krokiem popędziliśmy do wskazanego miejsca przez przyjaciółkę. Kiedy weszliśmy do środka z wielkim impetem, uczniowie zamilkli, oprócz Adriena, który śmiał się wraz z naszym kolegą z Elity. Już rozumiałam czemu Chloe kazała nam przyjść.
Miałam już podejść do blondyna i kazać mu opuścić nasz podest, ponieważ on tam nie może siedzieć, ale jednak zamurowało mnie coś innego. Luka, jakby nic mu nie przeszkadzało, usiadł obok cheerlederek i kazał jednej zrobić mi miejsce.
- Co ty robisz?- zapytałam szeptem, kiedy usiadłam obok niego. Spojrzałam na Adriena, który dumnie patrzył w naszą stronę.
- Dajemy mu satysfakcję Luka.
- Jak narazie nie mam zamiaru wplątywać się z nim w żadne dyskusje. Pożałuje on, kiedy wyzdrowieje mi ręka.
- Ja nie będę czekać.- oznajmiłam i podniosłam się. Luka złapał mnie w geście wycofania się, ale wyszarpałam się i podeszłam do NASZEGO stolika. Adrew spojrzałam na mnie a Ja gestem głowy kazałam mu odejść, co zrobił z nie chęcią. Adrien uniósł brwi z rozbawienia.
- No co ty stary! Jej się będziesz słuchać?- spytał i mnie zmierzył.
- Lepiej z nią nie igrać Agreste.- zawołał na odchodne. Adrien obserwował mnie z uśmiechem kpiny i rozsiadł się bardziej na krześle.
- Zaryzykuję.- powiedział. Na stołówce rozniosły się szepty, typu: ,,Patrz, A przyjaźnili się tak długo...".
- Skoro życie ci nie miłe.- wzruszyłam ramionami.
- Spadaj stąd, zanim rozpętam tu piekło.- wycedziłam.
- Taki Aniołek jak ty?!- udał zdziwionego.
- Nie pogrywaj ze mną Agreste.
Adrien podniósł się powoli i teraz przejrzałam się jego twarzy dokładniej. Miał lekkie limo na lewym poliku.
- Jak chcesz Marinette, to mogę zacząć dopiero z tobą pogrywać.- wzruszył ramionami.
Zdumiona prychnęłam.
- Czy ty właśnie wypowiadasz wojnę Elicie tej szkoły?- spytałam. Wierzcie mi... było tak cicho na hali, że można było usłyszeć latającą muchę.
Adrien ryknął śmiechem.
- Oh Mari, Mari...- udał, że wyciera łzy że śmiechu. Spoważniał nagle.
- Nie Elicie... Tylko tobie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro