Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

october the 31st: mia wallace?

october the 31st: mia wallace?


Hannah ubrana w białą koszulę i czarne spodnie przed kostki stała opierając się o blat lokalnego baru, Ruby's. Lustrowała każdego nowego gościa wzrokiem i trącała i tak zajęte parzeniem gorących napojów, czy przygotowywaniem jedzenia kelnerki, żeby podchodziły do ich stolików, lub pomogły im takowe znaleźć. Kiedy jednak nawet nie były w stanie tego zrobić, po prostu ona się tym zajmowała.

Krótko ścięta, ciemna peruka z grzywką gryzła ją niemiłosiernie, aż zaczęła żałować, że ją wzięła. Jednak była za bardzo zadowolona z wyglądu swojego całego kostiumu, by teraz ją zdjąć. Wyciągnęła telefon z przedniej kieszeni spodni i przejrzała się w jego szybie upewniając się, że jej blond włosy nie wystają spod peruki, i że czerwona szminka trzyma się należycie. Potem rzuciła okiem na pomalowane na bordowo paznokcie, czy aby na pewno nie schodzą. Paznokcie malowała na ostatnią chwilę, dosłownie pół godziny przed wyjściem lakierem swojej mamy, który stał w szafce łazienkowej Bóg wie ile, ale był to jedyny w odpowiednim odcieniu.

Drzwi lokalu ponownie otworzyły się. Spojrzała w ich stronę i na chwilę przymknęła oczy w skupieniu, próbując rozpoznać nowego gościa. Ubrany był w czarny, elegancki garnitur, białą koszulę, czarne buty i krawat bolo. Jego dość krótkie, odrobinę kręcone włosy były ułożone na żel do tyłu. Przeczesał je i rozejrzał się po pomieszczeniu, po chwili zawieszając oko na niej.

— Mia Wallace? — Podszedł bliżej niej z niewyobrażalnym uśmiechem na ustach.

— Vincent Vega. . . — Skinęła głową. — Chyba dawno się nie widzieliśmy. — Także się uśmiechnęła.

— Od dziewięćdziesiątego czwartego na pewno nie — stwierdził, opierając się o blat łokciami zaraz obok niej.

— Chcecie powtórzyć konkurs twista? — Elena w kostiumie Cher Horowitz pod postacią dopasowanej marynarki i spódnicy w żółto - czarną kratę i białego topu, a także zakolanówek i sandałków w tym samym kolorze wyminęła ich z pustą tacką i skierowała się za ladę.

Oboje przez moment patrzyli sobie w oczy, po czym wybuchnęli cichym śmiechem.

— Nie ma się z czego śmiać! — odparła Colins, krojąc kolejny kawałek ciasta dyniowego. — Jestem prawie pewna, że ten kawałek jest gdzieś na szafie grającej.

— Zobaczy się — powiedziała Smith, zgarniając kosmyk peruki za ucho. — Um. . . Tam jest wolne miejsce. — Wskazała chłopakowi na stolik nieopodal, chcąc jak najszybciej odwrócić temat.

— Właściwie, to myślałem że mogę wam jakoś pomóc. . . — Podrapał się po karku, poprawiając marynarkę z tyłu. 

— Chyba chłopcom przydałaby się pomoc w rozstawianiu sprzętu, podłączaniu mikrofonów i tym podobne. . . — Ellie ustawiła dwa talerzyki z ciastem na okrągłej tacce, po chwili patrząc na sam koniec pomieszczenia, gdzie miała znajdować się męska reszta ich paczki. No właśnie, miała. 

— Gdzie oni są? — Hannah zmarszczyła brwi, szukając wzrokiem chłopaków po pomieszczeniu. Mogła przysiąc, że jeszcze pięć minut temu tam byli. Tymczasem znajdowała się tam jedynie Veronica w krótkiej brązowej peruce, bluzce w paski i jeansowych szortach wraz z czarnym, wstążkowym chokerem z zawieszką słońca i zieloną, ortalionową kurtką. Po chwili podszedł do niej Oleff w czarnym, długim płaszczu i tego samego koloru czapce oraz spodniach.

— Może tam? — Henderson wskazał skinięciem głowy na korytarz prowadzący do toalet.

Dziewczyny także zwróciły wzrok w tamtą stronę. Rzeczywiście, na pierwszym planie Jace ubrany w żółtą, pasiastą koszulę i beżowe jeansy wraz z brązowymi traperami  dyskutował o czymś żywo z Jaedenem w białym T-Shircie, beżowych spodniach i wzorzystej kamizelce a'la Ferris Bueller, który próbował oddać mu z powrotem jego gitarę. Skavinsky opierał się o ścianę z boku w swoim czarnym golfie i makijażu kościotrupa na twarzy, co jakiś czas także otwierając usta. Jake natomiast, dość zdezorientowany miętolił swój czerwono - biały sweter, patrząc to na Sandersona, a to na Martella.

— Cholera. . . — zaklęła pod nosem Colins. — Pójdziecie ogarnąć, co się stało? — Chwyciła dwie tacki w dłonie. — Ja mam istne urwanie głowy. 

— Jasne — odparł Caspian, odpychając się od blatu.

Smith poszła w jego ślady i po niedługiej chwili oboje stali już przy czwórce nastolatków.

— Co się stało? — Zapytała Hannah, wciskając się pomiędzy Jaspera a Jake'a.

— Cóż, królewicz Sanderson zdecydował, że jednak nie będzie grał na gitarze, bo Lilia tu przyszła — wyjaśnił Skavinsky, przeczesując swoje ciemne włosy.

— A ja mu tylko grzecznie daję do zrozumienia, że to nie ja się do tego deklarowałem od półtorej tygodnia. — Martell mimo swojego spokojnego głosu był dość widocznie poirytowany postawą przyjaciela.

— Nie mogę zrobić z siebie takiego pośmiewiska przed nią! — Sanderson wyrzucił ręce w powietrze. — Skąd miałem wiedzieć, że tutaj będzie?

— Bo rok temu też była, matole. — Jasper wywrócił oczami.

— Hej, hej, na spokojnie. . . — Hannah obdarzyła spojrzeniem Jace'a i Jaedena. — Jace, dasz radę wystąpić, w końcu umiesz grać na gitarze i to bardzo dobrze, nie ma się czym denerwować.

— Ale co, jak zapomnę piosenki i tylko się ośmieszę?! — jęknął niezadowolony. — Hannah, zlituj ty się. . . Wiesz, że nie dam rady.

— Posłuchaj — wtrącił nagle Caspian, patrząc wprost na niego. — Może spróbuj udawać, że wszyscy są w bieliźnie. . . Wiesz, wtedy to oni robią większy wstyd.

— Sądzę, że wyobrażanie sobie pomieszczenia pełnego ludzi w bieliźnie, z czego większość to dziewczyny nie jest dobrą opcją dla szesnastoletniego heterosa na widoku — skwitował Jasper, mierząc go wzrokiem od stóp do głów. — Wymyśl lepszą gadkę, Vega.

— Jaspy Boo! — Jake uderzył swojego chłopaka w ramię. —  Bądź milszy! Stara się!

— Dobra, dobra. . . — Henderson jakby kompletnie niewzruszony uwagą bruneta wziął głęboki wdech i przymknął na moment oczy. Po chwili z powrotem uchylił powieki i oparł dłonie na ramionach Jace'a, stając naprzeciwko niego.

Cała piątka obserwowała brązowowłosego, czekając na to, co powie. Jaeden, który był najbliżej z chłopakiem z nich wszystkich, że albo zrzuci zaraz bombę motywacyjną, po której Sanderson wręcz będzie pchał się na scenę, albo spieprzy po całości, tak, że zamknie się w łazience i dostanie depresji. U Hendersona nie było niczego pomiędzy.

— Jace. . . Słuchaj, trochę znam się na tym wszystkim. Mogę Ci śmiało powiedzieć, że jeśli mamy wyróżnić trzy "kategorie", na które lecą dziewczyny, to są to sportowcy, artyści i muzycy. Masz gitarę? Świetnie, bo to lubią najbardziej. Ponadto, mogę Ci zagwarantować, że tego nie spieprzysz. Po prostu — odwrócił się i wziął instrument od Martella — skup się na tej lali, nie na żadnej innej, dobra? — Zaczekał na odpowiedź chłopaka, który po chwili skinął głową. — Dobra! W końcu jesteś Jack Baker. — Wyszczerzył się i poklepał go po ramieniu, po czym odsunął się na bok.

Jace nic więcej nie powiedział. Nie spojrzał na żadnego z przyjaciół, po prostu ścisnął gitarę i uniósł kąciki ust, gdy okazało się, że Henderson zna postać z Resident Evil 7, za którą się przebrał. Udał się w stronę sceny, gdzie Oleff i Hudson czekali już na niego z ustawionymi i podłączonymi mikrofonami oraz przygotowanym stołkiem, na którym miał usiąść.

— Chyba zaczynamy show — stwierdził Martell.



Cała impreza zakończyła się około dwudziestej drugiej trzydzieści. Nastolatkowie zostali, żeby posprzątać i zliczyć, ile pieniędzy zostało zebrane na dom dziecka. Jeśli chodzi o cały występ Jace'a i Vee, to wypadł świetnie. Zagrali wiele starych piosenek, takich które wprawiały w halloweenowy nastrój bardziej, niż utwory stricte o tym święcie. Po jakimś czasie wprowadzili możliwość zamawiania piosenek w zamian za wrzucenie datku do drewnianej, dość dużej skarbony wykonanej jakiś czas temu przez ojca Ellie do takich właśnie celów. Przeprowadzili także konkurs na najlepszy kostium, który jednogłośnie wygrała Lilia przebrana za Velmę ze Scooby Doo. Hannah mogła przysiąc, że kiedy Jace wręczał jej tę niewielką statuetkę z kościotrupem trzymającym w dłoniach swoją własną głowę był cały czerwony. Było to na swój sposób naprawdę urocze.

Było ich dziewięciu, plus sama właścicielka, Ruby. Dzięki temu ze sprzątaniem uwinęli się naprawdę szybko, jak na bałagan panujący w całym barze. Puścili muzykę, tym razem z głośnika, bo nikomu nie chciałoby się co kilka minut przerywać sprzątania tylko po to, żeby włączyć coś z szafy grającej. Jak wiadomo, w dobrym nastroju, przy muzyce wszystko robi się o wiele sprawniej.

Hannah akurat wycierała ostatni stolik, gdy nagle ktoś przy nim usiadł. Tym kimś był Caspian. Oparłszy się jednym z łokci na stole, drugą dłoń przybliżył do ust i udał, że pali papierosa. Smith zareagowała na to krótkim śmiechem, powoli siadając naprzeciwko. 

— Pewnie już to słyszałeś, ale. . . Dzięki za porozmawianie z Jace'm, nawet, jeśli to co powiedziałeś było dość. . . Szufladkowe. — Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad kwestią istnienia tego słowa. — Nieważne, on jest po prostu dość nieśmiały i wiesz, często trudno do niego przemówić.

— Wiem, że było szufladkowe — zaśmiał się. — Wiem, że jest nieśmiały i właśnie dlatego to było szufladkowe, żeby najprościej go zmotywować. Ile bab, tyle ideałów faceta, każdy to wie. Po prostu Lilia chodziła kiedyś z moim sąsiadem, pamiętam, że jarała się jak głupia tym, że grał na gitarze.

— Więc dlaczego po prostu mu tego nie powiedziałeś? — Zapytała, zgarniając za ucho kosmyk peruki.

— Bo zaczęłyby się pytania z cyklu "a skąd wiesz?", "a jak?", "a kto Ci powiedział?". — Przewrócił oczami z uśmiechem.

— W sumie masz rację — zaśmiała się. — Jace musi mieć na wszystko dowód i potwierdzenie, inaczej za nic Ci nie uwierzy.

— No więc właśnie! — Z jego ust nie schodził triumfalny uśmiech.

Siedzieli tak chwilę w ciszy, patrząc na siebie. Han czuła, że to nie jest jeszcze ten etap znajomości, żeby mogła zapanować nimi komfortowa cisza, więc zabrała głos.

— Jest coś, co możemy dla Ciebie zrobić w ramach podziękowania? — Spytała. — Albo chociaż coś, co ja mogę zrobić.

Siedemnastolatek oparł się ramionami o oparcie sofy, na której siedział i skierował oczy ku górze. Zaczął w zamyśleniu grzebać w kieszeni spodni. Gdy po chwili wyjął z niej ćwierćdolarówkę posłał dziewczynie uśmiech.

— Powtórka z twista? — Podrzucił monetą.

— Niech będzie — powiedziała, niby to od niechcenia, a jednak z uśmiechem na ustach.

Siedemnastolatek wstał i wrzucił monetę do szafy grającej umiejscowionej obok niej. Kiedy nie zaczęła grać, zmarszczył brwi i uderzył w nią kilka razy z otwartej dłoni, aż w końcu zadziałała.

Po krótkiej chwili pomieszczenie wypełniły pierwsze dźwięki You Never Can Tell od Chucka Berry'ego. Nastolatkowie ustawili się w mniej więcej metrowej odległości od siebie i zaczęli tańczyć, niczym Vincent i Mia w ukochanym filmie ich obojga. Śmiali się i bawili idealnie, nie zdając sobie jednak sprawy, że stojąca za ladą Vee nagrywa wszystko telefonem. W końcu niektóre rzeczy trzeba zachować dla pokoleń.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro