42
Rano, razem z Tonym poszliśmy do kuchni. Zastaliśmy tam Wandę i Nat, siedzące przy stole i jedzące płatki. Wzięłam największy kubek i wlałam kawy aż po brzegi. Zaczęłam powoli pić i myśleć co zjeść. Z zamyśleń wyrwał mnie głos wiedźmy.
-Pijesz za dużo kawy.- Powiedziała prawie szeptem.
-Mówiłaś coś?- Mimo, że wszystko słyszałam, chciałam ją wkurzyć.
-Elen.- Upomniała mnie Natasha.
-Powiedziałam, że kawa ci szkodzi.- Powiedziała już normalnym tonem i spojrzała mi głęboko w oczy. Podeszłam do zlewu i patrząc w jej oczy, odwróciłam kubek, a cała jego zawartość spłynęła przez rury. Odstawiłam kubek na blat i wyszłam z kuchni. Poszłam do siebie i łyknęłam ostatnią tabletkę.
Pov. Natasha
-A tą co ugryzło?- Zapytał Tony, a wzrok Wandy wbił się w podłogę.
-Zły dzień.- Mruknęłam i wyszłam z kuchni. Chciałam pogadać z dziewczyną, ale gdy podeszłam do jej drzwi i usłyszałam, jak śmieje się sama do siebie, straciłam chęć na jakąkolwiek rozmowę z nią. Miała być czysta, a ta jak zwykle swoje. Pobiegłam do Pepper. Nie mogłam sama się nią martwić. Zapukałam do pokoju Starków i otworzyła mi Morgan.
-Hej słońce, jest mamusia?- Zapytałam dziewczynki, a ta złapała mnie za rękę i wciągnęła do pokoju. Pepper siedziała na łóżku i sprzątała zabawki Morgan.
-Cześć Pepper, musimy pogadać.- Powiedziałam, a ta na mnie spojrzała.
-Morgan kochanie, pójdziesz na chwilę do wujka Steve'a?- Morgan pokiwała głową i wybiegła z pokoju. Usiadłam na łóżku obok blondynki i próbowałam dobrać słowa w mojej głowie.
-Chodzi o Elen.- Powiedziałam, a w jej czach zagościło zmartwienie.
-Trzyma się jakoś? Po wiesz.- Powiedziała i dokładnie mnie obserwowała.
-Zaczęła brać.- Powiedziałam wydychając całe powietrze z płuc.
-Co?- Zapytała z niedowierzaniem.
-Zaczęło się po waszym powrocie, na imprezie. Zaczęło się niewinnie i byłyśmy we dwie, ale teraz bierze codziennie po kilka dawek.- Moje oczy naszły łzami, a ja patrzyłam w górę żeby nie spłynęły.
-Teraz jest czysta?- Zapytała. Pokiwałam przecząco głową. Kobieta wzięła głęboki oddech.
-Dziękuje, że mi powiedziałaś.- Uśmiechnęła się do mnie słabo i wyszła z pokoju, a ja od razu po niej.
Pov. Elen
Leżałam w pokoju, aż ktoś zapukał.
-Japierdolee, nie mogą mi dać spokoju?- Pomyślałam.
Do pokoju weszła moja mama, patrząc ze zdziwieniem na bałagan, który był tu od świąt.
-O chuj, mam przejebane...-Mruknęłam. Szybko usiadłam i się uśmiechnęłam.
-Cześć mamo, co tu robisz?- Zapytałam.
-Nie udawaj, Nat mi wszystko powiedziała.
-Suka.- Szepnęłam do siebie.
-Musisz z tym skończyć. Daj sobie pomóc, razem coś wymyślimy i będzie dobrze.- Kobieta złapała mnie za dłonie.
-Nie mogę.- Szepnęłam. Gdyby nie dragi, już dawno by mnie tutaj nie było. Dzięki nim lepiej się czuje. Co w tym takiego złego? Wszyscy truli mi o to dupę, a ja w końcu czułam się wolna.
-Chociaż spróbuj.- Nalegała.
-Nie mogę, nic nie rozumiesz.- Mówiłam cicho, odwracając od niej głowę.
-To pozwól mi zrozumieć.- Popatrzyłam na nią ze łzami w oczach.
-Po nich czuję się lepiej.- Przerwano mi.
-Szkodzą ci.- Powiedziała, na co wstałam.
- A co mam do stracenia? Dziewczyny już nie mam, przyjaciółki też. Umieram i nie da mi się pomóc. Na jedno by wyszło gdybym zabiła się teraz, a nie głupio czekała do kwietnia.
-Jak to kwietnia? Tony mówił, że spokojnie do maja.- Zakłopotała się.
-Niespodzianka! Mój stan się pogorszył!- Powiedziałam, a po policzkach płynęły mi tony łez.
-Kochanie.- Podeszła i chciała mnie przytulić.
-Nie.- Pokręciłam głową i wyszłam z pokoju. Zgarnęłam bluzę z wieszaka na kurtki i portfel Toniego. Poszłam do Feza i kupiłam 10 tabletek. Wróciłam do wieży i weszłam do kuchni. Siedziała tam Nat. Rudowłosa widząc mój stan podeszła i przytuliła.
-Zostaw mnie!- Krzyknęłam i momentalnie ją odepchnęłam. Jej oczy się zeszkliły.
-Elen, ja-ja przepraszam, nie wiedziałam jak ci pomóc.- Jąkała się.
-Mówiłam że masz się nie wpierdalać!- Krzyknęłam, a po policzku kobiety spłynęła pierwsza łza.
-Elen, to dla twojego dobra, kocham cię.- Powiedziała, a ja podeszłam do niej. Nasze twarze dzieliły milimetry.
-Nie kochasz mnie, kochasz być kochana. Dla mnie już nie żyjesz.- Powiedziałam i chciałam wchodzić, ale zatrzymał mnie głos dziewczyny.
-Kocham cię.- Powtórzyła. Podeszłam do niej, a ta się spięła.
- Przestań kłamać! Wcale mnie nie kochasz! Gdybyś mnie kochała, nie wydałabyś mnie! Nic dla mnie nie znaczysz! Nienawidzę cię!- Krzyknęłam i widząc w oczach Natashy strach dotarło do mnie co powiedziałam.
-Pogadamy jak będziesz czysta.- Wyszła z kuchni.
-Kurwa!- Krzyknęłam i zalałam się łzami. Wybiegłam z kuchni i ledwo widząc drogę biegłam do pokoju. Przez to, że mało widziałam, wpadłam na kogoś.
-Przepraszam.- Mruknęłam i chciałam biec dalej, ale dziewczyna złapała mnie za nadgarstek. Doskonale znałam ten uścisk.
-Co się stało?- Zapytała Wanda.
-Ja-ja zjebałam. Jestem cholerną idiotką. Wszystko psuje, wszystko to moja wina.- Chwyciłam się za głowę, a świeże łzy spływały po moich policzkach. Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie i zamknęła w szczelnym uścisku.
-Csiii, już spokojnie.- Powiedziała, a ja zaczęłam się uspokajać. -Chodź.- Rudowłosa złapała mnie za rękę i zaprowadziła do jej pokoju.
Tak, w dużym stopniu inspirowałam się Euphorią. Przepraszam za małą aktywność, ale mam teraz strasznie dużo na głowie. Postaram wam się to wynagrodzić w najbliższym czasie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro