40
-Że co?- Zapytała Natasha, która musiała podsłuchiwać rozmowę. No to pięknie....
- Nat, ja- ja.- Nie mogłam się wysłowić. Popatrzyłam na Bruce'a, prosząc o pomoc.
-Elen ma raka, rozwija się zadziwiająco szybko. Przykro mi, ale El nie dożyje kwietnia.- Mężczyzna wbił wzrok w podłogę, a Tony za wszelką cenę nie chciał pokazać, że płacze. Nat podeszła do mnie i bez słowa przytuliła.
- Wanda wie?- Zapytała do mojego ucha.
-Nie.- Odpowiedziałam równie cicho.
-Czemu nic nie powiedziałaś?- Powiedziała już normalnym tonem.
-Nie chciałam was martwić, macie wystarczająco dużo na głowie.- Dziewczyna odsunęła się i popatrzyła na mnie, śmiertelnie poważnym wzrokiem.
-Nigdy, ale to nigdy więcej, nie waż się tak mówić. Jesteś moim światem, jestem tu po to żeby się martwić.- Powiedziała grożąc palcem. Zaśmiałam się przez łzy.
-Dobrze.- Znów przytuliłam dziewczynę.
-Wracajmy, bo zaczną coś podejrzewać.- Powiedziałam i zmazałam, rozmazany makijaż. Wróciliśmy do salonu, a Wanda otwierała prezenty. Zostały jej 4, w tym mój. Dziewczyna dostała książkę od Pepper i kocyk z zestawem do robienia kakao od Natashy. Zaczęła otwierać pierścionek. Aktualnie nie obchodziła mnie jej reakcja, byłam potwornie zła. Gdy go ujrzała, jej oczy powędrowały na mnie. Wstała i podbiegła, zostawiając podarunek na ziemi. Mocno mnie przytuliła, co odwzajemniłam. Uśmiech wpełznął mi na usta. Mimo złości i tak ją kochałam. Wróciła na miejsce i otworzyła album. Przeglądała zdjęcia, a jej oczy naszły łzami. Pocałowała mnie i usiadła na kanapie, bawiąc się pierścionkiem. Zostałam tylko ja i Natasha. Nat chciała iść pierwsza, więc się nie kłóciłam. Natasha dostała dużo broni. Mój naszyjnik bardzo jej się spodobał. Moja kolej. Raz kozie śmierć. Otwierałam powoli prezenty. Wszystkie były trafione. Od moich rodziców dostałam czarne Audi R8, od Carol kolczyki, od Sama figurkę z podobizną Falcona. I ja tu mam duże ego huh? Od Clinta i Laury wisiorek ze strzałą, podobny do tego Nat, od Pietra komiks, od Steve'a breloczek z jego tarczą, od Bruce'a butelkę whiskey, od Buckiego czerwone wino, od Peter'a jego wyrzutnie sieci, od Thora plastikową podróbkę jego młota i od Wandy naszyjnik. Był śliczny.
Założyłam go i podziękowałam dziewczynie. Każdy dostał chwilę by zanieść prezenty do swojego pokoju. Rzuciłam wszystko na łóżko. Syf z wcześniej został nietknięty. Jedynym plusem tego bałaganu było to że znalazłam fajki. Spaliłam szybko jedną i wróciłam do salonu. Dosiadłam się i zaczęliśmy pić. Dzieci już spały, a Happy odwoził Peter'a do domu. Tony i Pepper zwinęli się wcześniej, myśle że wiecie dlaczego. Nalałam sobie pełna szklankę whiskey i wypiłam naraz do połowy. Nat spojrzała na mnie zmartwiona, a ja uśmiechnęłam się bezuczuciowo. Miałam po porostu dość...
Siedzieliśmy do późna. Nie wiem, która to flaszka, ale napewno powyżej drugiej. Tyle udało mi się wypić.
-Pani wystarczy.- Powiedziała Wanda i zaczęła ciągnąć mnie do pokoju.
-Oj daj spokój.- Powiedziałam i znów wróciłam na kanapę.
- O co ci chodzi?- Zapytała.
-Idź se do twojego nowego chłopaka.- Powiedziałam i chwyciłam piwo. Upiłam kilka łyków i spojrzałam na zdezorientowaną dziewczynę.
-Aż tyle wypiłaś?- Zapytała oburzona.
-Nie udawaj.- Mruknęłam i znów upiłam trochę piwa.
-Oświeć mnie.- Powiedziała pewna siebie.
-Pocałowałaś Visiona.- Powiedziałam, a w salonie nastała grobowa cisza.
-O czym ty gadasz?- Zapytała, a po sekundzie do niej dotarło.
-Nie, Elen ja bym nigdy. Nie pocałowałam go, w ostatniej chwili go odepchnęłam. Przecież cię kocham.- Zaczęła się tłumaczyć. Jej ręce wylądowały na moich policzkach, które od razu zrzuciłam.
-Moi drodzy, dziękuje za dzisiaj.- Powiedziałam i zaczęłam iść spacerkiem do siebie.
-Elen, proszę.- Jej oczy się zeszkliły.
-Dobranoc!- krzyknęłam i poszłam do siebie. Wykańczający dzień...
Pov. Natasha
-Do czego między wami doszło?- Zapytałam płaczącej dziewczyny.
-Do niczego! Przysięgam!- Mówiła, starając się nie udławić łzami.
-Wiesz, że ona cię naprawdę kochała?- Powiedziałam z wyrzutem.
-Do niczego nie doszło! Vision powiedz coś!- Krzyknęła. Złapała się za głowę i wplotła swoje palce w swoje rude włosy.
-Nic nie zaszło.- Powiedział czerwony. Wstałam i poszłam do pokoju Elen. Kto wie jakie pomysły wpadną jej do głowy, gdy jest pod wpływem. Weszłam do pokoju i zastałam, śpiącą już dziewczynę. Położyłam się koło niej i przytuliłam ją do siebie. Zaczęłam przeczesywać jej włosy.
-Moje ty biedactwo...- Powiedziałam i po chwili usnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro