Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39

Pov. Wanda

Robiłam z Visionem paprykarz, kiedy w pewnym momencie zaczęliśmy w ciszy, patrzeć sobie w oczy. Nasze twarze zaczęły się do siebie niebezpiecznie zbliżać. W ostatniej chwili się opanowałam i położyłam moją dłoń na ustach robota.

-Mam dziewczynę.- Powiedziałam i się odsunęłam.

-Przepraszam.- Powiedział, a ja tylko kiwnęłam głową. Wróciliśmy do gotowania.

Pov. Natasha

Skończyłam pomagać w salonie i chciałam zajrzeć do kuchni, gdzie gotowali Elen, Wanda i Vision. Weszłam do kuchni i zdziwiłam się, gdy nie zastałam tam Elen.

-Była tu Elen?- Zapytałam rudowłosej.

-Nie, a miała być?- Zdziwiła się Wanda.

-Mówiła, że przyjdzie pomóc.- Mruknęłam.

-No cóż, nie było jej.- Uśmiechnęła się do mnie, a ja wyszłam z kuchni. Stwierdziłam, że zajrzę do jej pokoju, chyba najlogiczniej. Weszłam i zastałam ją, leżącą na łóżku i gapiącą się w sufit. Podeszłam do niej i zauważyłam, że ma rozmazany od płaczu makijaż, a jej źrenice są potwornie małe. Nie, nie, nie. Tylko nie dzisiaj.

-Elen.- Powiedziałam, a dziewczyna podniosła głowę, by na mnie spojrzeć.

-Słucham?- Powiedziała spokojnie.

-Żarty sobie robisz? Są święta, a ty powinnaś być czysta!- Powiedziałam głośniej, niż chciałam.

-Ciszej bo ktoś usłyszy.- Powiedziała i usiadła.

-Czemu akurat dzisiaj.- Powiedziałam do siebie.

-Wanda całowała się z Visionem.- Odpowiedziała, na co ja wyszczerzyłam oczy.

-Że co kurwa zrobiła?!- Krzyknęłam. Jej oczy się zeszkliły, co próbowała ukryć.

-Ta, smutne. Czego ja się spodziewałam? Że znajdę miłość?- Dziewczyna się zaśmiała.

-Nawet tak nie mów, suka z niej i tyle.- Usiadłam koło niej i mocno przytuliłam.

-Co zrobiłam nie tak?- Pociągnęła nosem, a mi zrobiło się jej jeszcze bardziej szkoda. Elen się wypłakała i razem zeszłyśmy do piwnicy po prezenty. Ustawiłyśmy je ładnie pod choinką. Zbierała się godzina 18, czyli niedługo zaczynamy wigilje. Coś czuje, że będzie niezręcznie.

Pov. Elen

Stwierdziłam że pogadam z nią jutro, żeby nie psuć innym tego dnia. Ubrałam się w zaplanowaną sukienkę, zrobiłam loki, wzięłam album i pierścionek dla Wandy, ramkę i naszyjnik dla Nat, telefon i zeszłam do jadalni, po drodze kładąc prezenty pod choinką.

Większość już była, nie było tylko Wandy, Carol i Sama. Usiedliśmy przy stole i każdy musiał powiedzieć za co jest wdzięczny. To była ich tradycja, taka zamknięta. Zapomniałam wspomnieć że przed przyjściem tutaj, znalazłam jeszcze skręta i go spaliłam, później wyzerowałam setkę. Moja pewność siebie wzrosła trzykrotnie. Nie chciałam psuć wieczoru, więc nie będę mówić o tym co widziałam. Zaczął Tony.

-Jestem wdzięczny za żonę, dwie wspaniały córki i drużynę, którą stanowimy.

Później Steve.

-Dziękuje za piękną dziewczynę, wspaniałych przyjaciół i atmosferę między nami.- Zapomniałam wspomnieć, że Steve ma dziewczynę, a jest nią ... werble proszę... Natasha!!! W końcu się zeszli. No błagam, ile można czekać?

Natasha.

-Dziękuje za Steve'a, za najlepszą przyjaciółkę.- Mówiąc to spojrzała się na mnie, a ja słabo się uśmiechnęłam.- Za moją śliczna Lilę, za kochaną siostrę i moją rodzinę.- Wszyscy mówili mniej więcej to samo. Przyjaciele, rodzina bla, bla. Kolej Wandy.

-Dziękuje za wspaniałą Elen, mojego brata i za dom, którym się dla mnie staliście.- Dziewczyna chciała mnie pocałować, ale że była moja kolej, szybko wstałam i zaczęłam mówić.

-Dziękuje za moją genialną Rosjankę, za to że mam najlepszą mamę, tatę i siostrzyczkę, za waszą pomoc i ogromną szczerość ze strony Wandy.- Usiadłam, a Wanda patrzyła na mnie zdezorientowana, co zignorowałam. Podziękowania złożyli jeszcze Carol i Pietro, po czym zaczęliśmy jeść. Wszyscy się śmiali i żartowali, a ja powiedziałam może dwa zdania. Nie chciałam się wtrącać. Po kolacji przeszliśmy do prezentów.

-Zaraz wracam.- Powiedziała Natasha i opuściła pomieszczenia.Otwierali kolejno: Dzieci, Tony i Pepper, Bruce, Nat, Pietro, Clint i Laura. Wanda właśnie otwierała swój, kiedy mi zrobiło się niedobrze. Siedziałam jeszcze chwilę, a zawroty głowy nie ustępowały, wstałam i podeszłam do Bruce'a i Toniego.

-Możecie na chwilkę?- Nie oczekując odpowiedzi ruszyłam w stronę laboratorium, a mężczyźni za mną. Miałam mroczki przed oczami. Tony położył mnie na łóżku i błagał żebym z nimi została. Bruce wstrzyknął mi coś, a po chwili zrobiło mi się lepiej. Usiadłam i zaczęliśmy rozmawiać.

-Lepiej ci?- Zapytał Tony i mocno mnie przytulił.

-Już dobrze.- Odpowiedziałam, a ten mnie puścił.

-Elen twój stan się pogorszył.

-To znaczy?- Zapytałam.

-Obawiam się że nie dożyjesz kwietnia.- Po moich policzkach leciały strumienie łez.

-Że co?- Zapytała Natasha, która musiała podsłuchiwać rozmowę. No to pięknie....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro