39
Pov. Wanda
Robiłam z Visionem paprykarz, kiedy w pewnym momencie zaczęliśmy w ciszy, patrzeć sobie w oczy. Nasze twarze zaczęły się do siebie niebezpiecznie zbliżać. W ostatniej chwili się opanowałam i położyłam moją dłoń na ustach robota.
-Mam dziewczynę.- Powiedziałam i się odsunęłam.
-Przepraszam.- Powiedział, a ja tylko kiwnęłam głową. Wróciliśmy do gotowania.
Pov. Natasha
Skończyłam pomagać w salonie i chciałam zajrzeć do kuchni, gdzie gotowali Elen, Wanda i Vision. Weszłam do kuchni i zdziwiłam się, gdy nie zastałam tam Elen.
-Była tu Elen?- Zapytałam rudowłosej.
-Nie, a miała być?- Zdziwiła się Wanda.
-Mówiła, że przyjdzie pomóc.- Mruknęłam.
-No cóż, nie było jej.- Uśmiechnęła się do mnie, a ja wyszłam z kuchni. Stwierdziłam, że zajrzę do jej pokoju, chyba najlogiczniej. Weszłam i zastałam ją, leżącą na łóżku i gapiącą się w sufit. Podeszłam do niej i zauważyłam, że ma rozmazany od płaczu makijaż, a jej źrenice są potwornie małe. Nie, nie, nie. Tylko nie dzisiaj.
-Elen.- Powiedziałam, a dziewczyna podniosła głowę, by na mnie spojrzeć.
-Słucham?- Powiedziała spokojnie.
-Żarty sobie robisz? Są święta, a ty powinnaś być czysta!- Powiedziałam głośniej, niż chciałam.
-Ciszej bo ktoś usłyszy.- Powiedziała i usiadła.
-Czemu akurat dzisiaj.- Powiedziałam do siebie.
-Wanda całowała się z Visionem.- Odpowiedziała, na co ja wyszczerzyłam oczy.
-Że co kurwa zrobiła?!- Krzyknęłam. Jej oczy się zeszkliły, co próbowała ukryć.
-Ta, smutne. Czego ja się spodziewałam? Że znajdę miłość?- Dziewczyna się zaśmiała.
-Nawet tak nie mów, suka z niej i tyle.- Usiadłam koło niej i mocno przytuliłam.
-Co zrobiłam nie tak?- Pociągnęła nosem, a mi zrobiło się jej jeszcze bardziej szkoda. Elen się wypłakała i razem zeszłyśmy do piwnicy po prezenty. Ustawiłyśmy je ładnie pod choinką. Zbierała się godzina 18, czyli niedługo zaczynamy wigilje. Coś czuje, że będzie niezręcznie.
Pov. Elen
Stwierdziłam że pogadam z nią jutro, żeby nie psuć innym tego dnia. Ubrałam się w zaplanowaną sukienkę, zrobiłam loki, wzięłam album i pierścionek dla Wandy, ramkę i naszyjnik dla Nat, telefon i zeszłam do jadalni, po drodze kładąc prezenty pod choinką.
Większość już była, nie było tylko Wandy, Carol i Sama. Usiedliśmy przy stole i każdy musiał powiedzieć za co jest wdzięczny. To była ich tradycja, taka zamknięta. Zapomniałam wspomnieć że przed przyjściem tutaj, znalazłam jeszcze skręta i go spaliłam, później wyzerowałam setkę. Moja pewność siebie wzrosła trzykrotnie. Nie chciałam psuć wieczoru, więc nie będę mówić o tym co widziałam. Zaczął Tony.
-Jestem wdzięczny za żonę, dwie wspaniały córki i drużynę, którą stanowimy.
Później Steve.
-Dziękuje za piękną dziewczynę, wspaniałych przyjaciół i atmosferę między nami.- Zapomniałam wspomnieć, że Steve ma dziewczynę, a jest nią ... werble proszę... Natasha!!! W końcu się zeszli. No błagam, ile można czekać?
Natasha.
-Dziękuje za Steve'a, za najlepszą przyjaciółkę.- Mówiąc to spojrzała się na mnie, a ja słabo się uśmiechnęłam.- Za moją śliczna Lilę, za kochaną siostrę i moją rodzinę.- Wszyscy mówili mniej więcej to samo. Przyjaciele, rodzina bla, bla. Kolej Wandy.
-Dziękuje za wspaniałą Elen, mojego brata i za dom, którym się dla mnie staliście.- Dziewczyna chciała mnie pocałować, ale że była moja kolej, szybko wstałam i zaczęłam mówić.
-Dziękuje za moją genialną Rosjankę, za to że mam najlepszą mamę, tatę i siostrzyczkę, za waszą pomoc i ogromną szczerość ze strony Wandy.- Usiadłam, a Wanda patrzyła na mnie zdezorientowana, co zignorowałam. Podziękowania złożyli jeszcze Carol i Pietro, po czym zaczęliśmy jeść. Wszyscy się śmiali i żartowali, a ja powiedziałam może dwa zdania. Nie chciałam się wtrącać. Po kolacji przeszliśmy do prezentów.
-Zaraz wracam.- Powiedziała Natasha i opuściła pomieszczenia.Otwierali kolejno: Dzieci, Tony i Pepper, Bruce, Nat, Pietro, Clint i Laura. Wanda właśnie otwierała swój, kiedy mi zrobiło się niedobrze. Siedziałam jeszcze chwilę, a zawroty głowy nie ustępowały, wstałam i podeszłam do Bruce'a i Toniego.
-Możecie na chwilkę?- Nie oczekując odpowiedzi ruszyłam w stronę laboratorium, a mężczyźni za mną. Miałam mroczki przed oczami. Tony położył mnie na łóżku i błagał żebym z nimi została. Bruce wstrzyknął mi coś, a po chwili zrobiło mi się lepiej. Usiadłam i zaczęliśmy rozmawiać.
-Lepiej ci?- Zapytał Tony i mocno mnie przytulił.
-Już dobrze.- Odpowiedziałam, a ten mnie puścił.
-Elen twój stan się pogorszył.
-To znaczy?- Zapytałam.
-Obawiam się że nie dożyjesz kwietnia.- Po moich policzkach leciały strumienie łez.
-Że co?- Zapytała Natasha, która musiała podsłuchiwać rozmowę. No to pięknie....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro