31
Rano obudziłam się w objęciach Wandy. ( nie umiem wytłumaczyć pozycji więc wstawię zdjęcie )
Czułam ciepły oddech Wandy w moich włosach. Nie chciałam budzić dziewczyny więc próbowałam znów zasnąć. Nagle poczułam metaliczny posmak w buzi i wiedziałam że muszę wstać. Starałam się jak najdelikatniej, ale mimo moich starań Wanda się obudziła. Zakluczyłam się w łazience i zwróciłam wczorajszy obiad. Usłyszałam głośne pukanie do drzwi i krzyki dziewczyny.
-Elen! Otwieraj! Proszę!- W jej głosie można było usłyszeć strach i zmartwienie.
-Wanda wracaj do łóżka, muszę się załatwić.- Krzyknęłam w odpowiedzi, łudząc się że pójdzie.
-Zaraz sama otworze te drzwi!- Szarpnęła klamkę. Podbiegłam do drzwi i je otworzyłam.
-Już, nic mi nie jest.- Uśmiechnęłam się. Dziewczyna złapała mnie za policzki i pocałowała w czoło.
-Nie wiem jeszcze co ukrywasz, ale albo dowiem się po dobroci, albo pójdziemy trudniejszą drogą, a twój umysł pozna mnie osobiście.- Wróciła do pokoju, a ja znów zamknęłam się w łazience. Łzy same zaczęły opuszczać moje oczy, a w moich dłoniach pojawiło się fioletowe światło. Znów tracę kontrole. Patrzyłam w lustro i nie mogłam normalnie patrzeć w moje odbicie. Czułam obrzydzenie, nienawiść i złość. Irytowało mnie to, że jestem chora, wkurzało mnie to, że nie mogę nic z tym zrobić, ale najbardziej nie mogłam znieść faktu, że nie potrafię być szczera z miłością mojego życia. Zasługiwała by wiedzieć, a mimo to nie chciałam jej tym obarczać. Dużo przeżyła. Nie chciałam by musiała przejść coś więcej. Nie mogąc dłużej znieść mojego odbicia uderzyłam pięścią w lustro. Dokładnie tą samą co jeszcze wczoraj była w gipsie. Dokładnie tą samą, którą miałam oszczędzać. Mimo tego nie poczułam się lepiej. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Przerzucić ból psychiczny, na fizyczny. Chwyciłam maszynkę do golenia i za pomocą mocy, wyciągnęłam z niej żyletki. Chwyciłam jedną i prawą ręką przejechałam, dość mocno, po lewym nadgarstku. Krew leciała ciurkiem z mojego nadgarstka, a ja poczułam się odrobinę lepiej. Zrobiłam jeszcze cztery nacięcia, a ból zniknął. Wszystko posprzątałam i sięgnęłam po bandaż do apteczki. Odkaziłam sobie rany i opatrzyłam je. Wróciłam do pokoju, gdzie nikogo nie było. Szybko się przebrałam i zbiegłam na śniadanie.
(Bez maseczki)
Dosiadłam się do już jedzących dziewczyn. Nałożyłam sobie tosta i posmarowałam go masłem. Pepper i Wanda o czymś gadały, a mała Morgan się im przyglądała. Po zjedzeniu po cichu wstałam i kierowałam się w stronę pokoju.
-Gdzie idziesz?- Zapytała nagle Pepper.
-Najadłam się.- Mruknęłam i zniknęłam za zakrętem.
Pov. Wanda
-Wszystko z nią okej?- Zapytała mnie starsza kobieta.
-Nie wydaje mi się.- Odpowiedziałam i podałam Pepper resztę brudnych naczyń, by mogła pozmywać.
-Słyszałam dzisiaj twoje krzyki, co się stało?- Dopytywała.
-Przed waszym wyjazdem Elen źle się czuła i wymiotowała, a dzisiaj zamknęła się w łazience. Udawała że wszystko jest okej. Nie cierpię tego.
-Czemu?- Drążyła.
-Wszyscy jesteśmy na swój sposób popsuci. Ja jestem osobą, która lubi naprawiać innych. Nie muszę w tedy myśleć o tym, jak zepsuta jestem ja. Elen potrzebuje być naprawiona. Jeśli nie, doprowadzi się do takiego stanu, z którego nie ma ucieczki.
-Elen nie lubi pomocy, ale kto ma to wiedzieć lepiej niż ty. Ona uważa, że nie jest zepsuta. Jest silna, da sobie radę, ale tylko jeśli będziesz z nią. Sama nie da rady. Ma wielkie szczęście że cię ma. Szkoda, że tego nie widzi.- Uśmiechnęłam się do kobiety i poszłam do pokoju. Zastałam tam śpiącą Elen. Położyłam się koło niej i objęłam w tali. Do nosa wplótł mi się piękny zapach jej włosów, na co się uśmiechnęłam. Oczy zaczęły mi się zamykać, a oddech stawał się coraz spokojniejszy. Bycie z nią jest czymś wyjątkowym. Pomijając tajemnice, używki i jej zmiany nastrój. Ale mimo to ją kocham i staram się akceptować jej wady. Jest piękna, skromna, współczująca i troskliwa. Mimo wszystko, najlepszym uczuciem jest, gdy moje, zazwyczaj zimne palce, dotykają jej rozgrzanego ciała. Jej ciało zawsze buzuje ciepłem, w przeciwieństwie do mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro