Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27

Rano obudziłam się o 6, bo chciało mi się wymiotować. Wybiegłam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Zwróciłam to co miałam i zaczęłam się zastanawiać się od czego to? Przerażona Wanda wbiegła do łazienki i klęknęła przy mnie. Jej dłonie powędrowały na moje policzki i zaczęła mi się uważnie przyglądać.

-Dobrze się czujesz? Może pójdziemy do Bruce'a? On napewno.- Przerwałam jej.

-Wanda, wszytko w porządku. Musiałam zjeść coś nie świeżego i tyle.- Dziewczyna mnie przytuliła i obie wróciłyśmy do pokoju. Przebrałyśmy się i poszłyśmy do kuchni.

Wanda uszykowała składniki do kanapek.

-Zrobić ci?- Zapytała.

-Po dzisiejszym poranku, chyba stawię na szklankę wody.- Uśmiechnęłam się do Wandy i nalałam sobie wody.

-Powinnaś iść z tym do Bruce'a.

-Wanda, nie ma potrzeby już się czuje dobrze.- Podeszłam do niej i położyłam ręce na jej tali.

-A jeśli się to powtórzy?- Położyła swoje dłonie na moich policzkach i patrzyła głęboko w oczy.

-Wtedy pójdę do Bruce'a, a teraz skończ swoje kanapki, a ja czekam w salonie.- Pocałowałam ją i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i czekałam na dziewczynę. Wanda po chwili przyszła z kanapkami i włączyła nasz serial. Po jakimś czasie dosiadła się Natasha i oglądała z nami. Po dwóch odcinkach dziewczyny zaczęły o czymś gadać, a mi znów zrobiło się niedobrze. Szybko pobiegłam do łazienki, a dziewczyny za mną. Gdy zwymiotowałam Wanda zaczęła prawić kazanie.

-Mówiłam idź do Bruce'a. To nie, bo się lepiej czuje. Idziemy do Bruce'a.- Wanda pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła do Bruce'a.

-Bruce!- Krzyknęła Wanda gdy weszłyśmy do jego laboratorium.

-Tak?- Podszedł do nas mężczyzna.

-Mógłbyś mi ją przebadać? Wymiotowała dwa razy w przeciągu godziny.

-Jasne, zawołam cię jak skończę.

-Dziękuje.- Odpowiedziała Wanda i wyszła.

-Zaczniemy od pobierania krwi.- Mężczyzna zaprowadził mnie do stanowiska ze sprzętem do pobierania krwi i wskazał gdzie usiąść. Gdy Bruce zaczął pobierać mi krew zaczęłam z nim rozmawiać.

-To pewnie nic wielkiego, zwykłe zatrucie czy coś. Wanda dramatyzuje.

-To jej nawyk.- Zaśmialiśmy się.

-Skończyłem. Sprawdzę czy wszystko okej i będziesz wolna.

-Dzięki.- Uśmiechnęłam się, a Bruce poszedł do innego pokoju. Po około 30 minutach wrócił.

-Elen, zrobimy jeszcze tomografie. Dla bezpieczeństwa.- Przebrałam się i położyłam na łóżku. Bruce wsunął łóżko do tej śmiesznej rury i podszedł do komputera. Po chwili mnie wyciągnął. Przebrałam się w poprzednie ubrania i czekałam na Bruce'a w poczekalni. Po chwili doszedł Bruce. Wyglądał jakby mu conajmniej rodzine zabito.

-Hej, coś się stało?- Podeszłam do niego i przytuliłam.

-Elen, to chodzi o ciebie.- Głos się mu załamał.

-Daj spokój, przeżyje.

-Masz raka. Raka płuc.- Moje oczy momentalnie się zeszkliły.

-Co?- Głos mi się załamał, a ja opadłam na ziemie i zaczęłam płakać. Mężczyzna mocno mnie przytulił i zaczął uspokajać. Doszłam do ładu po 40 minutach.

-Jeśli zaczniemy chemioterapię i radioterapię przeżyjesz jeszcze dwa lata, musimy.- Przerwałam mu.

-Nie.

-Jak to nie?- Zapytał zdziwiony.

-Nie lecz mnie, ile czasu mam bez leczenia?- Popatrzyłam mu w oczy.

-Od 6 do 8 miesięcy.

-To wystarczająco. Nikomu nie mów.

-Elen, oni muszą wiedzieć.

-Nie, nie zrobię im tego. Oni mają jeszcze dużo do przeżycia. Los chciał że beze mnie. Nie będę ich tym obarczać.- Moje oczy znów naszły łzami. Bruce tylko kiwnął głową i wrócił do laboratorium. Wytarłam oczy i wróciłam do salonu. Dosiadłam się do Wandy i Natashy i mocno przytuliłam Wandę.

-Udusisz mnie.- Zaśmiała się.

-Przepraszam.- Puściłam dziewczynę i się odsunęłam.

-Żartowałam, jak wyniki?

-Zwykła jelitówka.- Sztucznie się uśmiechnęłam i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, twarzą w poduszkę i zaczęłam płakać. Po około dwóch godzinach wyszłam z pokoju. Dziewczyny dalej siedziały w salonie, a ja poszłam do kuchni gdzie spotkałam Toniego.

-Hej młoda.

-Hej, mam dziwne pytanie.

-Nie ma głupich pytań.- Dokończyłam za niego.

-Są tylko głupie odpowiedzi.- Oboje się zaśmialiśmy.

-Od czego zacząć uhh.- Zamotałam się.

-Weź tyle czasu, ile ci potrzeba.- Uśmiechnęłam się.

-Przejdziemy w bardziej prywatne miejsce?

-Jasne.- Ja i Tony poszliśmy do jego warsztatu. Tony usiadł na blacie, a ja nerwowo chodziłam po pokoju.

-Rano się źle czułam, więc Wanda wysłała mnie do Bruce'a. Zrobił mi morfologię krwi i tomografie. Myślałam że się strułam jedzeniem, a okazało się że...- Miałam gule w gardle.

-Masz co?- Zapytał mężczyzna.

-Raka płuc.- Z moich oczu leciały łzy, a Tony zamarł.

-Powiedz coś.- Głos mi się załamał. Mężczyzna przetarł twarz dłońmi i do mnie podszedł. Patrząc w jego oczy, serce mi pękło. Tony mocno mnie przytulił.

-Znajdę coś by ci pomóc.- Wyszeptał mi do ucha. Odepchnęłam go i cała zapłakana powiedziałam.

-Nie, chcę tylko byś był przy mnie. Ty i Pepper. Nikt inny ma nie wiedzieć.

-A Wanda?- Zapytał zmartwiony.

-Zerwę z nią, gdy mój czas się będzie kończył...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro