20
Patrzyłam jak Clint wita się z Lilą, Cooper'em i Nathaniel'em. Wanda zaczęła bawić się z najmłodszym dzieckiem, a ja podeszłam do Cooper'a i potargałam mu włosy.
-Hej młody.
-Hej ciociu Elen.- Przytulił się do mnie, a ja ścisnęłam jego nos.
-Weź bo się staro czuję. Elen albo El wystarczy.- Uśmiechnęłam się do chłopca i podeszłam do Laury. Wanda i Clint poszli na górę, a teraz to ja witałam się z maluchem.
-Jest piękny.- Powiedziałam do kobiety, kiedy mały Nathaniel chwycił mój palec.
-Dziękuje.- Odpowiedziała z uśmiechem.
-Przepraszam że tak bez zapowiedzi, ale musiałam odpocząć. Niefortunnie coś od czego chciałam odpocząć przylazło za mną.- Obie się zaśmiałyśmy i poszłyśmy do kuchni bo Laura poprosiła mnie o pomoc z obiadem. Dzisiaj naleśniki. Ja zabawiałam Lilę, Clint Cooper'a, Wanda Nathaniela, a Laurą smażyła naleśniki. Lila rysowała jakiś obrazek, a ja patrzyłam jak Clint z jego podopiecznym strzelają z łuku.
-Skończyłam!- Krzyknęła dziewczynka i podała mi obrazek. Narysowała swój dom, jej rodzeństwo i rodziców.
-Pięknie.- Położyłam dłoń na policzku dziewczyny i pogładziłam kciukiem, a ta uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
-Mogę iść do cioci Wandy?- Pokiwałam głową, a dziewczyna pobiegła.
-Tak jak dogaduję się z dziećmi to twoje mnie nie lubią.- Zakryłam twarz dłońmi i wzięłam głęboki wdech.
-Podporządkuj sobie Nathaniela. Jeszcze jest wolny.- Zaśmiała się kobieta.
-Wolny?- Obie spojrzałyśmy na Wandę, która bawiła się z Lilą i Nathem. Kobieta znów się zaśmiała.
-Pójdę do siebie.- Wyszłam z kuchni i poszłam do pokoju, przygotowanego przez Clinta. Miałam ochotę rozwalić się na łóżku i do końca dnia nie wychodzić. Położyłam się na łóżku, próbując zasnąć. Kręciłam się w lewo i prawo i nic. Nie mam pojęcia ile minęło. Do pokoju wbiegła Lila i wskoczyła na moje łóżko.
-Mama każe ci iść na obiad.
-Powiedz mamie że nie jestem głodna kochanie.- Dziewczynka zamknęła drzwi i pobiegła do mamy. Po około 20 minutach usłyszałam pukanie.
-Zostawcie mnie!- Po mimo zakazu osoba wyszła do środka.
-Nie wyraźnie mówię?- Podniosłam głowę i ujrzałam Wandę.
-Nie jesteś głodna?- Zapytała.
-Jadłam na mieście.- Usiadłam na łóżku i teraz patrzyłyśmy sobie w oczy.
-Kogo próbujesz oszukać?
-Dobrze wiesz.
-Ale po co?
-Bo nie jestem głodna, a ty tego nie potrafisz zaakceptować.
-Ty znikasz! Coraz mniej ważysz! Zjedz coś do cholery!
-Odwal się.- Znów się położyłam.
-Doprowadzasz mnie do szału, nic nie mówisz, palisz i głodzisz się! Czasami chciałabym po prostu odejść!- Moje oczy wypełniły się łzami.
-Wypierdalaj.- Wstałam i stanęłam na przeciwko dziewczyny.
-Tyle masz do powiedzenia?!
-Wypierdalaj!- W moich dłoniach pojawiły się fioletowe kule światła. Dziewczyna z przerażeniem patrzyła na moje ręce.
-Przepraszam.-Szepnęła i wyszła. Opadłam na ziemię i zalałam łzami. Podwinęłam kolana pod brodę, a głowę owinęłam rękami. Siedziałam w kącie płacząc przez dłuższy czas. Gdy zdołałam się uspokoić, przebrałam się i poszłam spać. Ten dzień był chujowy...
Następny dzień
Z samego rana ubrałam się i wyszłam.
Chodziłam po polu wokół domu Clinta, myśląc o wczorajszej kłótni. Po policzkach spływały mi łzy, a mój smutek zmieniał się w złość. Z bezradności zaczęłam się złościć i kopać wszystko dookoła. Jeden kamiem był wkopany w ziemię. Zaczęła w niego kopać z całych sił, a ten ani drgnął. Opadłam na kolana i zalałam się łzami. W mojej głowie krążyły słowa dziewczyny.
,,Czasami chciałabym po prostu odejść!"
Te słowa biegają po mojej głowie jak pojebane, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Sama pogarszam sytuację myślami: ,,A co jeśli miała to na myśli i nie było to pod wpływem gniewu?". W moich dłoniach pojawiło się fioletowe światło, nad którym nie potrafiłam zapanować. Machałam rękami jakbym się poparzyła, lecz to nic nie dawało. Z moich oczu leciało jeszcze więcej łez. Za wszelką cenę próbowałam się uspokoić. Po dłuższym czasie mi się to udało, a serce prawie wylatywało z klatki. Usłyszałam za sobą krzyk.
-El!- Był to Clint i Cooper. Szybko wytarłam łzy i poszłam w ich stronę.
-Hej młody.- Powiedziałam i potargałam mu włosy gdy do nich doszłam. Poszliśmy razem na tył ogrodu i Młody Barton strzelał z łuku. Siedziałam pod drzewem obserwując dzieciaka. Kolana miałam podwinięte pod brodę, a ręce oplecione wokół ud. Po jakimś czasie doszła Lila, która dosiadła się do mnie i razem ich obserwowaliśmy. Po południu zjedliśmy obiad czyli serowy makaron, a resztę dnia spędziłam w ogrodzie z Lilą huśtając się na huśtawkach i grając w chowanego. Wieczór spędziłam na laptopie, którego niedawno dostałam od Toniego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro