Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

Patrzyłam jak Clint wita się z Lilą, Cooper'em i Nathaniel'em. Wanda zaczęła bawić się z najmłodszym dzieckiem, a ja podeszłam do Cooper'a i potargałam mu włosy.

-Hej młody.

-Hej ciociu Elen.- Przytulił się do mnie, a ja ścisnęłam jego nos.

-Weź bo się staro czuję. Elen albo El wystarczy.- Uśmiechnęłam się do chłopca i podeszłam do Laury. Wanda i Clint poszli na górę, a teraz to ja witałam się z maluchem.

-Jest piękny.- Powiedziałam do kobiety, kiedy mały Nathaniel chwycił mój palec.

-Dziękuje.- Odpowiedziała z uśmiechem.

-Przepraszam że tak bez zapowiedzi, ale musiałam odpocząć. Niefortunnie coś od czego chciałam odpocząć przylazło za mną.- Obie się zaśmiałyśmy i poszłyśmy do kuchni bo Laura poprosiła mnie o pomoc z obiadem. Dzisiaj naleśniki. Ja zabawiałam Lilę, Clint Cooper'a, Wanda Nathaniela, a Laurą smażyła naleśniki. Lila rysowała jakiś obrazek, a ja patrzyłam jak Clint z jego podopiecznym strzelają z łuku.

-Skończyłam!- Krzyknęła dziewczynka i podała mi obrazek. Narysowała swój dom, jej rodzeństwo i rodziców.

-Pięknie.- Położyłam dłoń na policzku dziewczyny i pogładziłam kciukiem, a ta uśmiechnęła się jeszcze bardziej.

-Mogę iść do cioci Wandy?- Pokiwałam głową, a dziewczyna pobiegła.

-Tak jak dogaduję się z dziećmi to twoje mnie nie lubią.- Zakryłam twarz dłońmi i wzięłam głęboki wdech.

-Podporządkuj sobie Nathaniela. Jeszcze jest wolny.- Zaśmiała się kobieta.

-Wolny?- Obie spojrzałyśmy na Wandę, która bawiła się z Lilą i Nathem. Kobieta znów się zaśmiała.

-Pójdę do siebie.- Wyszłam z kuchni i poszłam do pokoju, przygotowanego przez Clinta. Miałam ochotę rozwalić się na łóżku i do końca dnia nie wychodzić. Położyłam się na łóżku, próbując zasnąć. Kręciłam się w lewo i prawo i nic. Nie mam pojęcia ile minęło. Do pokoju wbiegła Lila i wskoczyła na moje łóżko.

-Mama każe ci iść na obiad.

-Powiedz mamie że nie jestem głodna kochanie.- Dziewczynka zamknęła drzwi i pobiegła do mamy. Po około 20 minutach usłyszałam pukanie.

-Zostawcie mnie!- Po mimo zakazu osoba wyszła do środka.

-Nie wyraźnie mówię?- Podniosłam głowę i ujrzałam Wandę.

-Nie jesteś głodna?- Zapytała.

-Jadłam na mieście.- Usiadłam na łóżku i teraz patrzyłyśmy sobie w oczy.

-Kogo próbujesz oszukać?

-Dobrze wiesz.

-Ale po co?

-Bo nie jestem głodna, a ty tego nie potrafisz zaakceptować.

-Ty znikasz! Coraz mniej ważysz! Zjedz coś do cholery!

-Odwal się.- Znów się położyłam.

-Doprowadzasz mnie do szału, nic nie mówisz, palisz i głodzisz się! Czasami chciałabym po prostu odejść!- Moje oczy wypełniły się łzami. 

-Wypierdalaj.- Wstałam i stanęłam na przeciwko dziewczyny.

-Tyle masz do powiedzenia?!

-Wypierdalaj!- W moich dłoniach pojawiły się fioletowe kule światła. Dziewczyna z przerażeniem patrzyła na moje ręce.

-Przepraszam.-Szepnęła i wyszła. Opadłam na ziemię i zalałam łzami. Podwinęłam kolana pod brodę, a głowę owinęłam rękami. Siedziałam w kącie płacząc przez dłuższy czas. Gdy zdołałam się uspokoić, przebrałam się i poszłam spać. Ten dzień był chujowy...

Następny dzień 

Z samego rana ubrałam się i wyszłam.

Chodziłam po polu wokół domu Clinta, myśląc o wczorajszej kłótni. Po policzkach spływały mi łzy, a mój smutek zmieniał się w złość. Z bezradności zaczęłam się złościć i kopać wszystko dookoła. Jeden kamiem był wkopany w ziemię. Zaczęła w niego kopać z całych sił, a ten ani drgnął. Opadłam na kolana i zalałam się łzami. W mojej głowie krążyły słowa dziewczyny.

,,Czasami chciałabym po prostu odejść!"

Te słowa biegają po mojej głowie jak pojebane, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Sama pogarszam sytuację myślami: ,,A co jeśli miała to na myśli i nie było to pod wpływem gniewu?". W moich dłoniach pojawiło się fioletowe światło, nad którym nie potrafiłam zapanować. Machałam rękami jakbym się poparzyła, lecz to nic nie dawało. Z moich oczu leciało jeszcze więcej łez. Za wszelką cenę próbowałam się uspokoić. Po dłuższym czasie mi się to udało, a serce prawie wylatywało z klatki. Usłyszałam za sobą krzyk.

-El!- Był to Clint i Cooper. Szybko wytarłam łzy i poszłam w ich stronę.

-Hej młody.- Powiedziałam i potargałam mu włosy gdy do nich doszłam. Poszliśmy razem na tył ogrodu i Młody Barton strzelał z łuku. Siedziałam pod drzewem obserwując dzieciaka. Kolana miałam podwinięte pod brodę, a ręce oplecione wokół ud. Po jakimś czasie doszła Lila, która dosiadła się do mnie i razem ich obserwowaliśmy. Po południu zjedliśmy obiad czyli serowy makaron, a resztę dnia spędziłam w ogrodzie z Lilą huśtając się na huśtawkach i grając w chowanego. Wieczór spędziłam na laptopie, którego niedawno dostałam od Toniego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro