Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Chwile po wschodzie słońca, zeszłam do kuchni i zrobiłam herbatę. Poszłam do salonu i stanęłam przy oknie pokrywającym całą ścianę. Patrzyłam przez okno na ludzi którzy zbierali się do pracy, szkoły czy gdziekolwiek indziej. Nawet nie zauważyłam, kiedy wypiłam herbatę. Umyłam kubek i poszłam przebrać się w strój do ćwiczeń. Po przebraniu się poszłam do sali treningowej i zaczęłam bić w worek gołymi rękami. Z każdym ciosem gniew we mnie wzrastał, a ciosy były mocniejsze. Pot spływa mi po ciele, a oczy mam zaszklone. Uderzyłam z całej siły, a łańcuchy, które utrzymywały worek pękł i worek odleciał na drugi koniec sali. Obróciłam się by zobaczyć jak daleko poleciał. Leżał on przy stopach Wandy, a ta patrzyła na mnie z przerażeniem.

-Długo tam stałaś?- Podeszłam do niej i zaczęłam ciągnąć worek w kąt pokoju.

-Tylko chwile, o której wstałaś?

-Jakieś pół godziny temu, która godzina?

-Chwile po 5.- Worek leżał w kącie sali, a ja zgarnęłam bidon z wodą i telefon po czym zaczęłam wychodzić. Chciałam iść do siebie, lecz Wanda zastawiła drzwi swoją osobą.

-Chcesz pogadać?

-Nie trzeba.- Szybko pocałowałam dziewczynę i delikatnie przepchnęłam wychodząc. Wróciłam do pokoju i się przebrałam.

Spaliłam szluga w oknie i zeszłam do kuchni. Zgarnęłam z lodówki energetyka i go wypiłam. Poszłam do salonu gdzie siedziała Nat i Wanda. Widząc jak razem się dobrze bawią wycofałam się i poszłam posiedzieć na dach. Nie mam pojęcia ile minęło. Siedziałam i patrzyłam na drogę od  dłuższego czasu. Na dach ktoś wszedł, a ja się obejrzałam. Okazała się to Wanda. Zeszłam z krawędzi bo dziewczyna boi się wysokości i spotkałyśmy się mniej więcej na środku dachu. Dziewczyna położyła swoje delikatne dłonie na moim karku, a mnie przeszły delikatnie ciarki jednak nie odsunęłam się. 

-Czemu się nie dosiadłaś?

-Co?

-Czemu się nie dosiadłaś? W tedy w salonie.

-Nie chciałam przeszkadzać.- Mój wzrok z jej oczu przeniósł się na podłogę. Dziewczyna położyła jedną z rąk na moim policzku i skierowała mój wzrok z powrotem na jej twarz.

-Głupia, nigdy mi nie przeszkadzasz.- Dziewczyna się uśmiechnęła, na co ja zrobiłam to samo.

-Przepraszam.

-Za co?

-Że byłam taka oschła i wredna, a ty próbowałaś mi pomóc. Nie zasługuję na takiego anioła jak ty.

-Nie przepraszaj, to nie twoja wina.- Pocałowałam dziewczynę, po czym usiadłyśmy na dachu rozmawiając na różne tematy. Zaczęło się ściemniać, więc wróciłyśmy do jej pokoju i oglądałyśmy jakiś serial. Głowę położyłam na ramieniu dziewczyny i złączyłam nasze ręce. Moje oczy zaczęły się powoli zamykać...

Następnego dnia

Obudziłam się u boku Wandy, która wygląda uroczo. Jej potargane włosy opadały na jej piegowatą, spokojną twarz. Patrzyłam na nią, a uśmiech sam cisnął mi się na usta. Wanda to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Dziewczyna przetarła oczy i spojrzała na mnie, a uśmiech niemal od razu pojawił się na jej twarzy.

-Dzień dobry.- Powiedziałam i wbiłam się w usta dziewczyny.

-Dzień dobry.- Odpowiedziała, gdy się od siebie oderwałyśmy. Leżałyśmy jeszcze chwile i obie wstałyśmy. Poszłam się przebrać do swojego pokoju, a Wanda została w swoim.

Dzisiaj sobota to znaczy że przyjeżdża Morgan. Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę, po czym poszłam do salonu. Dosiadłam się do Thora i Clinta. Thor jak zwykle się wygłupiał, a ja i Clint się z niego śmialiśmy. Po jakimś czasie usłyszałam krzyk.

-El!- Mała Morgan podbiegła i wskoczyła na moje kolana, oplatając ręce na mojej szyi.

-Część malutka.- Przycisnęłam dziewczynkę do siebie, wstałam i zaczęłam się kręcić wokół własnej osi. Morgan śmiała się na cały pokój, a mój humor momentalnie się poprawił.

-Przepraszam chłopcy, ale obowiązki wzywają.- Powiedziałam i z dziewczynką na rękach poszłyśmy do jej pokoju. Bawiłyśmy się, przebierając się w Avengersów. Morgan była Iron Manem, a ja Hulkiem, który ją gonił. Gdy dziewczynka się zmęczyła, usiadłyśmy na łóżku i Morgan opowiadałam mi o przedszkolu i jej nowym króliczku.

-El, pokarzesz mi fajerwerki?

-Jasne.- Wyciągnęłam na płasko rękę, a na niej zaczęły strzelać fajerwerki. Dziewczynka, jak zahipnotyzowana oglądała wybuchy, a w mojej głowie pojawiło się wspomnienie z Hydry.

Siedziałam w celi, bawiąc się drewnianymi klockami za pomocą telekinezy. Przyszedł po mnie jeden z doktorów i zaprowadził do ,,szefa", który rozmawiał z dziwnym mężczyzną. Miał on czarne włosy do ramion i strój jak pseudo bohater.

-Zostawcie nas.- Powiedział alla bohater, a reszta wyszła. Mężczyzna pokazał na krzesło, żebym usiadła, więc tak też zrobiłam.

-Jestem Loki.- Uśmiechnął się.

-Elen.- Wzrok miałam wbity w ziemię.

-Pokazać ci sztuczkę?- Pokiwałam jedynie głową, a ten wyciągnął rękę, na której tańczyły kolorowe fajerwerki. Wpatrywałam się w piękne eksplozje, a mężczyzna we mnie.

-Nauczyć cię?- Znów pokiwałam głową, a udawany bohater Loki tłumaczył mi co robić. Po kilku próbach mi się udało. Gadaliśmy trochę o moim byciu tutaj i o jego barcie, lecz nie podał mi jego imienia. Jeden z doktorów zaprowadził mnie z powrotem do celi i więcej nie spotkałam pseudo bohatera zwanego Loki...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro