10
Rano obudziłam się o 10. Gdy zobaczyłam datę przykryłam głowę poduszką i wróciłam do spania. 21.02. Moje urodziny. Próbowałam spać ale ktoś wszedł do mojego pokoju. Zobaczyłam kto to i okazała się to Wanda. Po jej minie widziałam że mam przejebane.
-Co ty sobie myślałaś? Gdyby coś ci sie stało?
-Miałabyś mniej problemów na głowie.- Odwróciłam się od niej i próbowałam spać lecz ta zaczęła swój wykład.
-Nie mów tak, martwię się o ciebie. Tyle rzeczy mogło ci się stać. Potrącić auto, wpaść na pomysł skoczenia z mostu, budynku, ktoś mógł cię porwać!
-Dlatego był ze mną Peter. Teraz przepraszam ale chciałabym się przebrać.- Dziewczyna z miną naburmuszonego dziecka wyszła z pokoju. Ubrałam się i poszłam do kuchni po jabłko.
Poszłam do salonu a tam spotkałam Nat, Steve'a, Petera i Thora. Gdy mnie zobaczyli zaczęło się.
-Wszystkiego najlepszego!- Krzyknęli jednocześnie, a ja się zawróciłam do pokoju. Usłyszałam tylko jedno zadanie Natashy przed wyjściem.
-A tą co ugryzło?- Czyli Wandzia nie wspomniała o tym że nie cierpię urodzin. Jak miło. Siedziałam u siebie w pokoju aż ktoś zapukał. Drzwi otworzyłam telekinezą a za nimi stała Natasha.
-Hej.- Powiedziałam, a dziewczyna usiadła obok mnie na łóżku.
-Coś się stało?- Wyglądała na zmartwioną.
-Oprócz wykładu Wandy nic.
-To czemu uciekłaś?
-Nie cierpię urodzin. Aż dziwne że Wanda nic nie wspomniała.
-Skoro ich nie cierpisz to cię nie męczę, złapiemy się później.- Dziewczyna wyszła, a ja usiadłam na parapecie i spaliłam szluga. Po około 20 minutach przyszła Wanda ale w lepszym humorze.
-Hej El.
-Cześć.- Dziewczyna usiadła ze mną na łóżku gadałyśmy o jakiś bzdetach, a moje myśli krążyły wokół tego jak ją zapytać czy chce ze mną być. Kocham tą dziewczynę, jest dla mnie zbawieniem. Gdy Wanda wyszła ja pobiegłam do Natashy. Siedziałam z nią w pokoju i myślałam od czego zacząć.
-Chcę zapytać Wandę czy będzie moją dziewczyną.- Natasha cała w skowronkach zaczęła gratulować.
-Nie wiem jak.
-Musisz stworzyć atmosferę i powiedzieć jej co czujesz.
-I tyle?
-To się wydaje takie łatwe.- Gadałyśmy jeszcze chwile po czym wróciłam do siebie. Wieczorem przyszedł Thor i kazał się ładnie ubrać. Wzięłam pierwszą lepszą sukienkę i poszłam się przebrać.
Razem z Thorem zeszliśmy do salonu gdzie byli Pietro, Wanda, Bruce, Natasha, Pepper, Tony, Steve, Peter i Mj. Złożyli mi życzenia i zaczęła się impreza, a ja i Natasha stałyśmy przy barze. Nat robiła mi drinka, a ja czekałam na niego i obserwowałam sale. Mój wzrok zatrzymał się na rudej wiedźmie, która stała na drugim końcu sali obserwując otoczenie.
-Poproś ją do tańca.- Usłyszałam głos rudej wdowy.
-Ty tak serio?
-Drugiej takiej okazji może nie być.- Podeszłam do Wandy i wyciągnęłam dłoń.
-Zatańczysz?
-Z przyjemnością.- Dziewczyna uśmiechnęła się i przyjęła moją dłoń. Pociągnęłam delikatnie Wandę na parkiet. Moje ręce były na jej tali, a jej na moim karku i lekko kołysałyśmy się w rytm muzyki. Po kilku piosenkach podeszłyśmy do baru i zrobiłyśmy sobie po drinku. Resztę wieczoru spędziłam na poboczu z rudzielcem, a noc spędziłyśmy u mnie w pozycji na ,,łyżeczkę".
Następny dzień
Obudził mnie cichy chichot Wandy. Przywitałyśmy się pocałunkiem po czym Wanda poszła do siebie, a ja się przebrałam i zeszłam na dół pomóc sprzątać po imprezie.
Było pełno plastikowych kubeczków, konfetti, balonów i porozsypywanych chipsów. Sprzątałam ja Thor i Natasha która swoją drogą miała porządnego kaca. Gdy wszystko posprzątaliśmy zaprowadziłam Nat do jej pokoju bo z takim kacem to najlepiej nie wychodzić. Wróciłam do salonu gdzie dosiedli się Wanda i Pietro. Gadałam z nimi chwile aż Wanda się uparła że mam coś zjeść. Pociągnęła mnie do kuchni a ja usiadłam na blacie i patrzyłam co robi. Po chwili do ręki dostałam owsiankę z bananami. Zjadłam pół miseczki, a wiedźma się upierała że mam zjeść więcej.
-Jestem pełna Wands.
-Jeszcze trochę.- Podeszła do mnie i stanęła miedzy moimi nogami. Chwyciłam ją za policzki i wbiłam się w jej usta a ta położyła ręce na moich biodrach. Gdy oderwałyśmy się z pocałunku Wanda wzięła miskę i zaczęła mnie karmić jak małe dziecko.
-Wanda najadłam się.
-Zjedz jeszcze trochę.
-Później.- Dziewczyna się odsunęła, a ja zeskoczyłam z blatu i poszłam do warsztatu Toniego. Zajęłam swoje miejsce i patrzyłam jak naoliwia swój strój.
-Coś się stało Elen?
-Chce dzisiaj poprosić Wandę żeby ze mną była i stresuje się jak cholera.
-Słownictwo.- Upomniał mnie na co ja jedynie przewróciłam oczami.
-Jak chcesz to zrobić?
-Po zachodzie słońca wezmę ją na dach, dam wisiorek i zapytam.
-Ale z ciebie romantyczka.- Zaśmiał się, a ja znów przewróciłam oczami.
-Myślisz że się jej spodoba?- Wyciągnęłam z kieszeni małe pudełeczko w którym leżał naszyjnik dla Wandy.
-Elen, naszyjnik jest przepiękny.- Uśmiechnęliśmy się do się do siebie a ja schowałam naszyjnik do kieszeni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro