Elekt
24 dni po koronacji
Wszystkie dzienniki, jakie czytałem, zaczynały się od krótkich wyjaśnień. Nie chcę odbiegać od konwencji, więc niżej prezentuję swoje.
Chcę śledzić swój stan jak również podzielić się pewnymi informacjami, których mój poprzednik nie zdążył mi przekazać. Po chwili namysłu – gdyby wciąż był wśród nas, nadal nic by mi nie powiedział. Muszę też przyznać, że prawdopodobnie bym mu nie uwierzył, co jest dość kuriozalne. Żyjemy w wieloświecie. Wiemy o istnieniu setek wymiarów połączonych z naszym i podejrzewamy istnienie miliardów odseparowanych. Wiemy, że istnieją światy pełne magicznych bytów, o jakich nam się nie śniło. Jednak jest różnica między wiedzą a wiarą. Można wiedzieć, że coś jest możliwe i nie wierzyć, gdy się na to patrzy, a co dopiero, gdy się o tym słyszy.
Wyobrażam sobie następującą sytuację. Ja, dwadzieścia lat od dziś, w jakiś sposób zostaję wybrany na nowego Elekta. Mój poprzednik, schorowany ze starości i zmuszony do dymisji, tuż przed koronacją podchodzi i mówi mi o tym, o czym będę tu pisać. Dyplomatycznie przytakuję, ale w duchu staram się nie wybuchnąć śmiechem. Następnie, mimo ostrzeżenia, pozwalam, by włożono mi na głowę koronę. Nienawidzę każdej chwili bardziej niż teraz.
Zamiast tego przejąłem tron po nagłej śmierci dotychczasowego władcy. To, co stało się później, było niespodzianką z rodzaju tych niemiłych. W każdej wolnej chwili, a nie mam ich zbyt wiele, usiłuję znaleźć zapiski dotyczące tego zjawiska. Podobno dotyka ono każdego koronowanego elekta, jednak żaden z moich poprzedników nie zostawił na to pisemnego dowodu lub wszystkie zostały zniszczone. Szczerze wątpię, że jako jedyny postanowiłem prowadzić dziennik, co tylko napawa mnie większym niepokojem.
Krążę wokół tematu, zamiast przejść nie do sedna sprawy. Nie potrafię ubrać w słowa tego, co mam przekazać. Obawiam się, że wszystko, co mógłbym tu dziś napisać, brzmiałoby obłąkańczo. Tak się czuję. Potrzebuję czasu do namysłu.
27 dni po koronacji
Zdecydowałem, że zacznę od napisania kilku słów o sobie i wyjaśnienia okoliczności, w jakich zostałem elektem. Być może, gdy to czytasz, kronikarze stworzyli już piękne kłamstwa na ten temat lub przeciwnie – znasz mnie z podręczników do historii jako tyrana czy zdrajcę lub zginąłem zbyt szybko, by poświęcić mi jedno zdanie.
Byłem felietonistą. Niezbyt dobrym, ale znalazłem grono odbiorców, które po dwóch tygodniach od wydruku nadal było w stanie czytać moje teksty. Ja już po kilku dniach żywiłem silną niechęć do własnej twórczości, co tylko przekładało się na potrzebę dalszego pisania.
Przez pierwszy rok pisałem tylko o nienawiści do siebie i swojego ciała. Kiedy uporałem się z tym problemem, świat wydał mi się piękniejszy, więc naturalnie mój następny artykuł odbiegał konwencją od poprzednich. Dostałem list, którego nadawca cieszył się moim szczęściem, ale postanowił zwrócić moją uwagę na alarmującą sytuację polityczną w kraju. Z perspektywy czasu współczuję osobie, która czytając coś pozytywnego, myślała tylko o negatywach i to na tyle mocno, że musiała podzielić się tym z autorem. Wtedy jednak przejąłem się niezmiernie – bardziej własną ignorancją niż czymkolwiek innym. Postanowiłem zgłębić temat i już tydzień później miałem wyrobione opinie na temat rządów ówczesnego elekta. Artykuł napisałem w jedną noc. Kiedy się ukazał, zostałem oskarżony o bycie kolejnym, tu cytuję, „darmozjadem, który potrafi tylko narzekać". Usłyszałem to od sąsiadki swoich rodziców i nadal nie wiem, dlaczego „darmozjadem", ale w następnym felietonie zaproponowałem rozwiązania krytykowanych przeze mnie problemów. Publikacja za publikacją zdobywałem coraz większy rozgłos i krótko po tym, jak zacząłem dostawać listy z pogróżkami, do moich drzwi zapukała grupa ludzi z nietypową propozycją. Myślę, że nie muszę pisać wprost, o jaką propozycję chodzi.
Oczywiście nie zgodziłem się natychmiast, ale też nie namyślałem się zbyt długo. Czuję się winny, bo chociaż nie przyłożyłem ręki do śmierci mojego poprzednika (wierzę, że gdybym wtedy odmówił, znaleźliby kogoś na moje miejsce), nie zapobiegłem jej w żaden sposób, a wręcz planowałem czerpać z niej korzyści. Wtedy perspektywa objęcia tronu wydawała się nader kusząca, zwłaszcza, że miałem pełnić funkcję reprezentacyjną. Nadal odpowiedzialność za kraj spoczywałaby na mnie, ale ciężar podejmowania decyzji mieli wziąć na siebie moi przyszli doradcy. Mieli już wszystko zaplanowane, potrzebowali tylko kogoś, kogo lud wybierze na swojego nowego władcę. Bardzo schlebiało mi, że uznali mnie za wartego wypromowania. Jeśli mam być szczery, musiałem też sprawiać wrażenie łatwego do manipulowania i taki byłem. Zastanawiam się, czy wiedzieli, co nastąpi po koronacji i dlatego żaden z nich nie chciał przyjąć roli elekta.
Planowałem przedstawić dziś wydarzenia z tamtej chwili, ale widzę, jak z każdym słowem pogarsza się charakter mojego pisma. Jestem na to zbyt zmęczony.
34 dni po koronacji
Nienawidzę tego
40 dni po koronacji
Zwlekałem wystarczająco. Czas przestać się oszukiwać. Bez względu na to, jak to opiszę, sam bym sobie nie uwierzył.
W koronie jest... coś. Zacząłem To widzieć i słyszeć, kiedy po ceremonii wróciłem do swoich pokoi. Oczywiście najpierw zmartwiłem się stanem swojego umysłu. Następnie przyszła mi do głowy myśl, że mam przed sobą ducha. Natychmiast wydała mi się niedorzeczna, ale jeśli wierzyć... Tej Rzeczy, nie rozminąłem się z prawdą. Czuję narastającą panikę, gdy o tym piszę, ponieważ To czyta moje słowa i jest nimi oburzone.
Mówi, że jest mądrością wszystkich moich poprzedników, ale nie wydaje się mądre. Wydaje się okrutne. Mówi, że po śmierci do Nich dołączę i będę doradzać swojemu następcy. Mówi o sobie „ja" i „my" jakby nie mogło zdecydować, czy jest spójną istotą. Albo robi to z przyzwyczajenia. Może to nawyk każdego z moich poprzedników przenika do manier Tej Rzeczy. Sam coraz częściej przyłapuję się na myśleniu o nas „my" zamiast „ja i To Coś". Boję się, że niedługo będzie tylko „my". Już nic ze mnie nie zostanie. To pochłonie mnie jeszcze za życia.
Wygląda jak mężczyzna, ale nie wiem, czy chce tak wyglądać, czy to ja chcę tak wyglądać, gdy do Tego dołączę. Może, gdybym chciał po śmierci stać się blaskiem słońca lub podmuchem wiatru, To byłoby blaskiem słońca lub podmuchem wiatru. Zapytałem. Nie zna odpowiedzi. Pytałem też o imię, ale nie podało żadnego. Mówi, że mogę nazywać Ich Doradcą. Mówi, że jest jedynym doradcą, jakiego powinienem słuchać.
44 dni po koronacji
Liczyłem dzisiaj swoje żebra. Stałem przed lustrem, jak robiłem często przed założeniem korony. Śledziłem palcami blizny na piersi. Tak dziwnie się układały na wychudzonym ciele.
To nie pozwala mi jeść ze wszystkimi. Krzyczy w mojej głowie, gdy próbuję czegoś, czego nie przygotowałem sam. Łapie mnie za rękę. Zakrywa usta dłonią. Jest w mojej głowie. Jest w mojej głowie i wszystko, co w niej robi, wydaje się prawdziwe.
Siedzi obok mnie, gdy to piszę. Tak naprawdę tego nie robi. Jest w mojej głowie. Nikt inny Tego nie widzi ani nie słyszy. Sprawdzałem.
Siedzi obok mnie i udaje, że pisze. Powtarza moje słowa jak błazen przedrzeźniający króla. „Czy jesteś błaznem?" pytam. „Mieliśmy kiedyś błaznów. Kochaliśmy ich i nienawidziliśmy. Czy wiesz, że jeden z nas był błaznem?". Myślę, że jest błaznem. Tylko To może być ze mną całkowicie szczere, tylko To może się ze mnie śmiać i tylko To może mi doradzać bez strachu o moją reakcję. Ma przywileje błazna, więc jest moim Błaznem. Nazwanie Tego... Wszyscy wiemy, czym jest nadawanie imion. Oswajaniem.
46 dni po koronacji
To oczywiste, dlaczego boi się otrucia. Uprzedziło następne zdanie, które miało brzmieć: „Moi poprzednicy zostali otruci", słowami: „Nie baliśmy się wcześniej. Jedliśmy ze wszystkimi i kosztowało nas to życie", więc widocznie dopiero mój ostatni poprzednik zginął w ten sposób. Sam sobie zgotowałem taki los.
74 dni po koronacji
Wczoraj poznaliśmy kobietę. Błazen powiedział, że jest ładna. Była. Uśmiechała się kokieteryjnie. Kręciła biodrami. Nie miałem na to siły. Pomyślałem: „Nie mam ochoty". Odpowiedział: „Ja mam". Powiedziałem tak, żeby nikt nie słyszał: „Nie chcę". Odpowiedział: „Ale ja tak".
I uległem.
Nie wiem, dlaczego tego chciał. Nie czuje tego, co ja czuję. Ani mojego głodu, ani mojej przyjemności. Mógł tylko patrzeć moimi oczami.
I patrzył.
75 dni po koronacji
Zastanawiam się, czy głodzi mnie, żebym nie miał siły się sprzeciwić.
88 dni
Jestem zmęczony.
95 dni po koronacji
▙▚▙╋┷▚╋▙▙▚
Nie wiem. Przepraszam.
142 dni po koronacji
Doliczenie się tego nie było przyjemne i nie mogę obiecać, że nie popełniłem błędu. Wróciłem do tego dziennika, żeby odnotować znaczące wydarzenie. Nie wiem, jak wygląda sytuacja polityczna, gdy to czytasz, ale współcześnie większość wymiarów jest połączona Granicą Światów. Granica dzieli się na trzy organizacje potocznie nazywane Serdecznością, Ciekawością i Ambicją. Wysłannicy wszystkich trzech organizacji to lustrzani podróżnicy – mają zdolność otwierania portali o charakterystycznym kształcie lustra. W moich felietonach krytykowałem ówczesnego elekta za nie nawiązanie współpracy z żadną z tych organizacji. Kiedy objąłem tron, pod naciskiem Błazna odprawiłem trzech lustrzanych podróżników. Błazen racjonalnie uargumentował, dlaczego powinienem zmienić swój stosunek do Granicy, a ja się zgodziłem. Dziś powitałem delegata, który nie jest lustrzanym i nie pracuje dla żadnej z wcześniej wymienionych organizacji.
Eadwine Acus. Czarujące uśmiechy i gładkie słowa. To człowiek, który dzwoni do twoich drzwi i mówi: „zabijmy elekta", a ty się zgadzasz.
Proponuje mi dołączenie do sojuszu, który może stać się realną konkurencją dla Granicy. Pomysł brzmi absurdalnie, ale po wysłuchaniu go, nie jestem pewien, co myśleć. Błazen przechodzi przez jeden ze swoich wewnętrznych konfliktów. Wyobrażam sobie, że tak, jak on tkwi w mojej głowie, duchy moich poprzedników tkwią w jego i właśnie odbywają zażartą dyskusję. O ile powiedział mi prawdę. Moi ludzcy doradcy są jak zwykle bezużyteczni, co akurat jest moją winą. Jakiś czas temu, za namową Błazna, pozbyłem się wszystkich osób, które pomogły mi osiągnąć obecną pozycję. Nie czuję wyrzutów sumienia. Odpowiadają za sytuację, w której się znalazłem. Nie wiem, czy wiedzieli o Błaźnie. Szczerze w to wątpię. Wtedy mogliby przewidzieć, że wymienię ich na młodych, naiwnych doradców, którzy nie mają wpływu na moje decyzje. Jeśli wiedzieli, powinni zdobyć dla mnie nową koronę. W ten sposób utrzymaliby władzę. Teraz żadne z nas jej nie ma.
Pozwoliłem Eadwinowi zostać w pałacu. Potrzebujemy czasu do namysłu.
149 dni po koronacji
Nadal nie podjąłem decyzji. Eadwine dobrze ukrywa zniecierpliwienie, ale nie może nas oszukać.
167 dni po koronacji
„Widzisz to, co ja?" zapytał mnie dziś Błazen. „Patrzysz moimi oczami" odpowiedziałem. „Ale czy widzimy to samo?".
Skupiłem się na widoku przede mną: na jednym z naszych moich młodych doradców, na sposobie, w jaki zerkał w stronę Eadwina.
„Już nie jest nasz" powiedział Błazen.
Przytaknąłem.
182 dni po koronacji
Knują przeciwko nam. Powinniśmy reagować, ale za każdym razem, gdy chcę coś zrobić, Błazen kładzie rękę na moim ramieniu i mówi: „Jeszcze nie". Czekamy, aż ujawni się reszta zdrajców.
189 dni po koronacji
Znów przyszli lustrzani. To podstęp. Wiem to. Nie mają powodu tu być. Nie w takiej ilości i nie znowu. Ich charaktery nie pasują do nazw organizacji, które mają reprezentować, ale Błazen mówi, że to nic nie znaczy. Mówi, że staję się histeryczny. Też byłby histeryczny, gdyby głos w jego głowie powtarzał mu od 189 dni, że wszyscy chcą go zabić.
189 dni po koronacji
Tańczą razem. Eadwine i jedna z lustrzanych. Nie lubią się, ale tam, gdzie on namawia cię na królobójstwo, ona zakłada koronę.
Błazen każe mi ich wyrzucić. Mówi, że chcą nas zabić. Że oni wszyscy chcą nas zabić.
W końcu. W końcu przyznaje mi rację.
Jutro wezmę straż i każę im wyjść, a jeśli nic więcej tu nie napiszę, jeśli to czytasz, lustrzana podróżniczko z fałszywym imieniem i fałszywym nazwiskiem, jeśli Głos w twojej głowie czasem brzmi rozsądniej niż zwykle – to ja. Znam ogień w twoich oczach i znam Głos w mojej głowie. Będzie tobą zachwycony.
Zbyt wiele dni po koronacji
Nie kłamał, był nimi wszystkimi. Słyszę każdego z osobna i wszyscy krzyczą.
mogłam przeczytać dziennik gombrowicza i stwierdzić, że podoba mi się ta forma. mogłam też wykorzystać postać, która kiedyś pojawi się w lustrach, gdy przestanę mieć wewnętrzny problem z tym opkiem. był moment, że chciałam olać główną fabułę i napisać lustra z pov naszego małego felietonisty
06.09.2023
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro