ROZDZIAŁ JEDENASTY
– Smakuje ci bakłażan?
– Dobrze, a tobie spaghetti?
– Nienawidzę cię!
– Dlaczego?
To była najgłupsza scena na całym świecie.
– Ja nie jem spaghetti, tylko spaghetini! – zawołała Tori, ze złością upuszczając swój widelec.
– W czym różnica?
– Spaghetti to cienki makaron, a spaghetini to dość gruby makaron! Już o tym rozmawialiśmy!
– Zapomniałem!
– Po co w ogóle chodziliśmy razem na zajęcia o makaronie?
– I koniec! – zawołał Sikowitz, zaglądając do garnka, w którym znajdowało się coś żółtego.
– Koniec?
– Mamy jeszcze kilka kwestii.
– Nie, mówiłem o tym – sprecyzował i podniósł naczynie.
– Co to jest?
– No cóż, to był krem, ale po mocnym trzęsieniu przez ponad godzinę, to masło.
– Co? – zapytałam skołowana. – Zrobiłeś własne masło?
– Dokładnie.
– Smaczne? – zagaił Robbie z uśmiechem.
– Nie wiem, nie jem nabiału. – Mówiąc to, mężczyzna wrzucił cały garnek do kosza, a następnie wszedł na scenę. – Tori, Beck, wróćcie na miejsca. No dobra! Przez ostatnie kilka minut lekcji porozmawiajmy o sztuce, którą reżyseruję...
Rozejrzał się po klasie.
– No? – ponaglił go Andre.
– No co?
– Opowiesz nam o sztuce, którą reżyserujesz?
– No dobra. – To jeszcze bardziej mnie skołowało. O co mu chodziło? – Po pierwsze, dziękuję wszystkim za przyjście na przesłuchania. Główne role zagrają...
Zaczęliśmy tupać, a Cat pisnęła podekscytowana.
– Andre i Robbie!
– Fajnie – skomentował pierwszy z nich.
– Ale jaja!
– Och, czy ktoś inny chce się mną zająć? – Westchnął Rex.
– A ktoś jeszcze dostał rolę? – dopytała z nadzieją Catherine.
– Aw, czy pewna rudowłosa niewiasta ma nadzieję na rolę w sztuce jej nauczyciela? – zagruchał, przykucając przed nią. Wydęłam wargi, gdy zachichotała. Była taka urocza.
– Tak.
– Ale jej nie dostała – odparł, prawdopodobnie sprawiając, że jej marzenia legły w gruzach. – Ale będę potrzebował pomocy za kulisami. Jade, Cat, Zoey, zajmiecie się światłami.
– Światłami? – wydusiła Jade przez zaciśnięte zęby.
– Tak, brzmi to pięknie. Tori, ty pomożesz ekipie Sinjina z efektami specjalnymi.
– Okej, ale ja nic nie wiem o efektach specjalnych.
– Nauczymy cię – zapewnił ją Sinjin, podczas gdy jego kumple przygryźli wargi i uśmiechnęli się pod nosem.
– Już nie mogę się doczekać...
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
– Beck, wiem, że czujesz się winny, ale mi przeszło. Było, minęło, wypłakałam się. Wszystko dobrze – powiedziałam, przeczesując palcami jego włosy.
– Nie, chcę ci to wynagrodzić. Nie byłem zbyt dobrym chłopakiem.
Po tych słowach pociągnął mnie w stronę swojego samochodu. Zerwaliśmy się z lekcji, żeby porozmawiać, bo Beck najwidoczniej uważał, iż nie był wystarczająco dobry. Podniósł mnie i pomógł usiąść na miejscu pasażera, co wywołało u mnie lekki rumieniec. Może i byłam niska, ale potrafiłam sama wsiąść do samochodu. Zmusił mnie, bym pochyliła się do pocałunku, a następnie zamknął drzwi. Zapięłam pasy, podczas gdy on wsiadł ze swojej strony.
– Okej, gdzie jedziemy? – zapytałam, widząc, jak zaczyna cofać.
– Zobaczysz – odparł zagadkowo i położył dłoń na moim udzie.
Kilka minut później dotarliśmy do lasu. Przejechał na jego drugą stronę, aby otaczała nas cisza i nie było tam nawet zbyt wiele zwierząt. Widać było jedynie piękny wodospad z krystalicznie czystą wodą. Czy my nadal byliśmy w Los Angeles?
– Mój tata zabierał tu mamę, kiedy byli nastolatkami. Niewiele osób wie o tym miejscu. Kiedy miałem pięć lat, rodzice mnie tu zabrali i odkąd tylko dostałem prawo jazdy, zawsze przyjeżdżam tu pomyśleć – wytłumaczył, przez co na niego popatrzyłam. Wyglądał, jakby naprawdę zależało mu na tym miejscu. – Mam wrażenie, że się od siebie oddalamy, a moi rodzice zawsze byli tu szczęśliwi, więc postanowiłem spróbować.
Łzy napłynęły mi do oczu i kiwnęłam głową.
Chłopak wysiadł z samochodu, by otworzyć mi drzwi. Udaliśmy się w stronę wody, zasiadając przy jej brzegu. Było mi trochę zimno, dlatego owinęłam ramiona wokół jego pasa i oparłam głowę na jego klatce piersiowej.
– Nie byłam z tobą w pełni szczera – wyznałam zachrypniętym głosem.
– Jak to?
– Rodzice Cat praktycznie się nad nią znęcają. Nie zwracają na nią uwagi, zupełnie jakby zapominali o jej istnieniu. Moi rodzice złożyli pozew o przejęcie opieki nad nią, więc byliśmy zajęci sprawą sądową. Chciałam, żeby wszystko się udało i wtedy nie musiałaby się niczym martwić. Najwidoczniej odłożyłam pozostałe sprawy na bok.
Chłopak wyglądał na zaskoczonego moim wyznaniem.
– Błagam, odwróć moją uwagę, ostatnio nie myślę o niczym innym. Muszę trochę odpocząć – poprosiłam, nerwowo bawiąc się palcami i śledząc namalowanego na paznokciu słonecznika. Moja mama robiła, co w jej mocy, byśmy spędzały ze sobą czas. Co dwa tygodnie miałyśmy dzień tylko dla nas. Kiedy zapytałam, czy mogę przedłużyć sobie paznokcie, była w siódmym niebie.
Beck wciągnął mnie na swoje kolana i złączył nasze usta.
– To nowe majtki, nie porwij ich – wymamrotałam między pocałunkami.
Brunet ze śmiechem zaniósł mnie na tylne siedzenie samochodu, gdzie pomógł mi wsiąść. Już sekundę później nie miałam na sobie bluzki, a jedynie podkoszulkę.
– A co myślałeś? – Pokazałam mu język, a on wtedy ściągnął również ją i zauważył moją bieliznę modelującą, na co pokręcił głową. – No co? Ta bluzka jest obcisła.
Szybko ściągnął ją i wbił wzrok w mój stanik.
– Od kiedy nosisz koronkę?
W międzyczasie zdjęłam z niego koszulkę.
– Odkąd wczoraj zadzwoniłeś, żeby uprawiać seks na odległość. Patrz, po raz pierwszy mam dopasowane majtki. I nie uwierzysz, ale popatrz na skarpetki. – Poruszyłam brwiami, a on ze śmiechem pokręcił głową. – Wiesz, że w Victoria's Secret nie sprzedają miseczki G? Byłam wściekła.
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
– Wiecie, że wybieg to po angielsku „catwalk"? – zawołała nagle Cat. – To mega, bo ja mam na imię Cat i patrzcie, ja chodzę! Cat na „catwalk".
Cicho się zaśmiałam, a Jade zacisnęła zęby.
– Gdyby ktoś został zepchnięty z tego wybiegu i naprawdę mocno uderzył o podłogę, to by przeżył? Jak myślisz?
– Dlaczego pytasz?
Szturchnęłam dziewczynę w ramię, przez co lekko się zachwiała.
– Bez powodu.
Cat pisnęła i szybko odbiegła.
– Przestańcie być dla niej tacy niemili – nakazałam, nadal wkręcając żarówkę, a następnie zeszłam na scenę, gdzie znajdowali się pozostali.
Nagle Beck wszedł do pomieszczenia z ogromną maszyną.
– Dotarła!
Udałam się w jego stronę, patrząc na to dziwactwo.
– Tak. Oto ona – dodał podekscytowany Andre.
– Fajne. Co to?
– To dmuchawa.
– W sztuce jest tornado.
– Oo, dmucha?
– Dmucha.
– Dmucha, tak.
– Hm, hm...
Razem z Tori wymieniłyśmy spojrzenia przez dziwną wymianę zdań chłopaków.
– Pokażcie.
– Czekajcie, ja chcę nacisnąć! – zawołałam podekscytowana i podeszłam do Becka.
– Okej, zaczniemy od średniej mocy – powiedział, jedną dłonią obejmując mnie w talii, a drugą wskazując odpowiedni przycisk.
Wcisnęłam go, a maszyna zaczęła wydmuchiwać ostry wiatr, który aż zdmuchnął Sinjina. Szybko ją wyłączyłam, czując się winna, podczas gdy Beck jedynie cicho zaśmiał mi się przy uchu.
– Wybacz, Sinj!
– Zdarza się.
– Wow, niezłą ma moc – skomentowała Tori z uniesionymi brwiami.
– Tak, ale nie tylko dmucha...
– Jeśli przekręcisz tego czerwonego gagatka...
– Zaczyna ssać – dokończył dumny Andre.
– Pokaż im.
Razem z Tori podążyli bliżej przodu ustrojstwa, gdzie puścił jedną ze stron scenariusza i pozwolił, by ta została wessana.
– Woah! – zawołałam z szeroko otwartymi oczami. Tori uśmiechnęła się pod nosem i puściła koszulkę, którą dał jej Sinjin.
– Niezłe ssanie – zauważyła. Najwidoczniej była pod wrażeniem. – Chcę się pobawić.
– Ja też!
– Nie, Zoey, chodź mi pomóc. Nie włącza się – zawołała Jade, na co wydęłam wargi.
Beck jeszcze szybko mnie pocałował, zanim poszłam na pomoc przyjaciółce.
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
– Okej, za dwadzieścia minut zaczyna się sztuka. Gdzie moje mleko z kokosa?! – krzyknął Sikowitz, wchodząc do pomieszczenia z kokosem w dłoni i uniósł go do ust, by móc się napić.
A w kokosie nie jest woda kokosowa? W sumie nie wiem, jestem głupia.
– Właśnie je pijesz.
– Ja też.
Po tych słowach nauczyciel odszedł.
– Cat, nie włączaj numeru dwadzieścia jeden!
– Czego mam nie robić?
– Włączać dwadzieścia jeden!
– Włączam dwadzieścia jeden!
Szybko złapałam ją za rękę, zanim zdążyła coś nacisnąć.
– Nie – pokreśliłam to słowo, dzięki czemu uświadomiła sobie, że mogła zrobić krzywdę Jade. Kiwnęła głową, a wtedy wróciłyśmy do podłączania świateł.
Nagle Sikowitz wrócił z krzykiem.
– Dobrze, nastolatkowie, zróbmy ostatnie podsumowanie. Słońce. – Nacisnęłam odpowiedni przycisk, a rekwizyt rozbłysnął. – Cudownie! Ćwierkające ptaszki! Nie, nie bójka kogutów! Spokojne ptaszki. Uroczo. BURZA!
Rozejrzał się dookoła, podczas gdy ja włączałam efekty.
– Cudownie. Światła!
Tym razem Cat mi pomogła.
– A teraz, um, Tori, zobaczmy tornado.
– Moi rodzice chcą zrobić w ogródku tor do jeżdżenia go-kartami – mruknęłam do Cat i Jade, które popatrzyły na mnie skołowane.
– To źle?
– Tak, bo mój tata jest jeszcze bardziej niezdarny niż Cat.
Kiwnęła głową, po czym obie odwróciłyśmy się do Tori, która włączyła dmuchawę.
– Jest w złym trybie! – spanikował Beck i szybko zerwał się z podłogi.
– Tori! Wyłącz ją!
– Rex! – pisnęła Cat, natomiast ja obserwowałam wszystko z szeroko otworzonymi oczami. Szybko zasłoniłam dłonią usta, gdy Rex został wessany do maszyny.
– Wyłącz ją! Wyłącz ją! Wyłącz ją! – wołał Sikowitz.
– Koszulka jest trochę szeroka, ale całkiem niezła... – Beck stanął przed urządzeniem, próbując je ukryć. – Gdzie jest Rex?
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
Starałam się nie słuchać krzyków Robbiego, gdy razem z Beckiem i Tori staraliśmy się wyciągnąć Rexa z dmuchawy. W końcu mi się udało, ale wtedy przerażona otworzyłam usta i szybko podałam go dziewczynie, by sama się cofnąć. Wyglądał jak z horroru. Kiedy Robbie wyrwał się z uścisku pozostałych, zaczął krzyczeć „nie".
– Co zrobiłaś?! – wrzasnął na Tori, która zaczęła się jąkać. – Rex! Rex, słyszysz mnie?!
I wiecie co? Marionetka zaczęła jęczeć z bólu. Przez to ponownie zrobiłam krok do tyłu. Beck cicho parsknął śmiechem i przyciągnął mnie bliżej tego opętanego potwora.
– To ty, Rob?
– Robbie tu jest. To ja, wszystko będzie dobrze.
– J-jestem nieźle poobijany.
– Musimy zabrać go do szpitala...
– Robbie – wtrącił Sikowitz.
– Muszę!
– Robbie! Grasz w tej sztuce. Widownia na ciebie czeka! Musisz dać im, czego chcą. Bez względu na wszystko.
– Och, zimno mi – sapnął Rex.
– Niech ktoś zabierze Rexa do szpitala...
– Ja to zrobię.
– Ja poprowadzę.
– Możemy jechać moim samochodem – dodałam, podając Beckowi moje klucze.
– Ja też pojadę.
– Okej, czy ktoś jeszcze uważa, że to jakieś szaleństwo? – zapytała Jade. – No weźcie, nie mogę być w tym sama.
– To jest szaleństwo. – Przytaknęłam.
– Okej, okej, kurtyna w górę – ogłosił Andre, dołączając do nas. – Co mnie ominęło?
– Tori próbowała zabić Rexa.
Prychnęłam na słowa Sinjina.
– Sinjin! – zbeształa go Vega. – Wezmę go.
– Nie.
– Zabierzemy go do szpitala. – Cat zwróciła się do Robbiego.
Po jeszcze kilku chwilach błagania chłopak w końcu podał nam swoją marionetkę, więc mogliśmy jechać. Gdzie? Nie miałam pojęcia.
– Ej, ej, ej, czekaj – poprosiła Jade, łapiąc mnie za ramię.
– Co?
– Gdzie idziecie?
– Do szpitala.
– Cat...
– Wcale nie jedziemy do szpitala. To marionetka.
– Nie dla Robbiego.
Wzruszyłam ramionami.
– Wiecie co? Może powinniśmy zabrać Rexa do szpitala – stwierdziła ostatecznie Jade.
– Po co?
Wtedy wpadłam na pewien pomysł.
– Żeby mógł tam umrzeć.
– Zoey!
– To nic dobrego, kiedy szesnastolatek całe życie ma rękę wsadzoną... Tam – bąknęłam, wskazując na tego dziwacznego demona.
– Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu.
– Ale jeśli Rex umrze, to Robbie...
– O nim zapomni i stanie się normalny? Tak, to byłaby tragedia.
– Mają rację. – Andre wzruszył ramionami.
– Kiedyś myślałam, że mój wujek Jesse jest normalny, ale dowiedziałam się, że co niedzielę moczy stopy w smalcu – wtrąciła Cat, przez co wszyscy na nią popatrzyli.
– Zabierzmy Rexa do szpitala.
– Tak.
– Chodźmy.
– Okej!
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
– To twój samochód? – zapytał zszokowany Aaron.
Zerknęłam na niego kątem oka i kiwnęłam głową.
– Tak.
– Cholera, niezły. Jak bardzo bogata jesteś?
Pytając o to, poklepał maskę mojego Range Rovera.
– Dziękuję. Nie aż tak bardzo.
– Nie aż tak bardzo, gówno prawda. – Jade aż prychnęła. – Jej rodzice mają sześćdziesiąt osiem samochodów i całą rodziną mieszkają w ogromnej posiadłości z czterema piętrami.
──────⊹⊱✫⊰⊹──────
dawno nie było rozdziału, ale sesja na studiach pozbawiła mnie wszelkich chęci do życia, także ten...
btw przez cały rozdział zamiast kokos to z jakiegoś powodu pisałam koks, co w sumie bardziej pasowałoby do sikowitza XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro