Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ JEDENASTY


                – Smakuje ci bakłażan?

– Dobrze, a tobie spaghetti?

– Nienawidzę cię!

– Dlaczego?

To była najgłupsza scena na całym świecie.

– Ja nie jem spaghetti, tylko spaghetini! – zawołała Tori, ze złością upuszczając swój widelec.

– W czym różnica?

– Spaghetti to cienki makaron, a spaghetini to dość gruby makaron! Już o tym rozmawialiśmy!

– Zapomniałem!

– Po co w ogóle chodziliśmy razem na zajęcia o makaronie?

– I koniec! – zawołał Sikowitz, zaglądając do garnka, w którym znajdowało się coś żółtego.

– Koniec?

– Mamy jeszcze kilka kwestii.

– Nie, mówiłem o tym – sprecyzował i podniósł naczynie.

– Co to jest?

– No cóż, to był krem, ale po mocnym trzęsieniu przez ponad godzinę, to masło.

– Co? – zapytałam skołowana. – Zrobiłeś własne masło?

– Dokładnie.

– Smaczne? – zagaił Robbie z uśmiechem.

– Nie wiem, nie jem nabiału. – Mówiąc to, mężczyzna wrzucił cały garnek do kosza, a następnie wszedł na scenę. – Tori, Beck, wróćcie na miejsca. No dobra! Przez ostatnie kilka minut lekcji porozmawiajmy o sztuce, którą reżyseruję...

Rozejrzał się po klasie.

– No? – ponaglił go Andre.

– No co?

– Opowiesz nam o sztuce, którą reżyserujesz?

– No dobra. – To jeszcze bardziej mnie skołowało. O co mu chodziło? – Po pierwsze, dziękuję wszystkim za przyjście na przesłuchania. Główne role zagrają...

Zaczęliśmy tupać, a Cat pisnęła podekscytowana.

– Andre i Robbie!

– Fajnie – skomentował pierwszy z nich.

– Ale jaja!

– Och, czy ktoś inny chce się mną zająć? – Westchnął Rex.

– A ktoś jeszcze dostał rolę? – dopytała z nadzieją Catherine.

– Aw, czy pewna rudowłosa niewiasta ma nadzieję na rolę w sztuce jej nauczyciela? – zagruchał, przykucając przed nią. Wydęłam wargi, gdy zachichotała. Była taka urocza.

– Tak.

– Ale jej nie dostała – odparł, prawdopodobnie sprawiając, że jej marzenia legły w gruzach. – Ale będę potrzebował pomocy za kulisami. Jade, Cat, Zoey, zajmiecie się światłami.

Światłami? – wydusiła Jade przez zaciśnięte zęby.

– Tak, brzmi to pięknie. Tori, ty pomożesz ekipie Sinjina z efektami specjalnymi.

– Okej, ale ja nic nie wiem o efektach specjalnych.

– Nauczymy cię – zapewnił ją Sinjin, podczas gdy jego kumple przygryźli wargi i uśmiechnęli się pod nosem.

– Już nie mogę się doczekać...



──────⊹⊱✫⊰⊹──────



                – Beck, wiem, że czujesz się winny, ale mi przeszło. Było, minęło, wypłakałam się. Wszystko dobrze – powiedziałam, przeczesując palcami jego włosy.

– Nie, chcę ci to wynagrodzić. Nie byłem zbyt dobrym chłopakiem.

Po tych słowach pociągnął mnie w stronę swojego samochodu. Zerwaliśmy się z lekcji, żeby porozmawiać, bo Beck najwidoczniej uważał, iż nie był wystarczająco dobry. Podniósł mnie i pomógł usiąść na miejscu pasażera, co wywołało u mnie lekki rumieniec. Może i byłam niska, ale potrafiłam sama wsiąść do samochodu. Zmusił mnie, bym pochyliła się do pocałunku, a następnie zamknął drzwi. Zapięłam pasy, podczas gdy on wsiadł ze swojej strony.

– Okej, gdzie jedziemy? – zapytałam, widząc, jak zaczyna cofać.

– Zobaczysz – odparł zagadkowo i położył dłoń na moim udzie.

Kilka minut później dotarliśmy do lasu. Przejechał na jego drugą stronę, aby otaczała nas cisza i nie było tam nawet zbyt wiele zwierząt. Widać było jedynie piękny wodospad z krystalicznie czystą wodą. Czy my nadal byliśmy w Los Angeles?

– Mój tata zabierał tu mamę, kiedy byli nastolatkami. Niewiele osób wie o tym miejscu. Kiedy miałem pięć lat, rodzice mnie tu zabrali i odkąd tylko dostałem prawo jazdy, zawsze przyjeżdżam tu pomyśleć – wytłumaczył, przez co na niego popatrzyłam. Wyglądał, jakby naprawdę zależało mu na tym miejscu. – Mam wrażenie, że się od siebie oddalamy, a moi rodzice zawsze byli tu szczęśliwi, więc postanowiłem spróbować.

Łzy napłynęły mi do oczu i kiwnęłam głową.

Chłopak wysiadł z samochodu, by otworzyć mi drzwi. Udaliśmy się w stronę wody, zasiadając przy jej brzegu. Było mi trochę zimno, dlatego owinęłam ramiona wokół jego pasa i oparłam głowę na jego klatce piersiowej.

– Nie byłam z tobą w pełni szczera – wyznałam zachrypniętym głosem.

– Jak to?

– Rodzice Cat praktycznie się nad nią znęcają. Nie zwracają na nią uwagi, zupełnie jakby zapominali o jej istnieniu. Moi rodzice złożyli pozew o przejęcie opieki nad nią, więc byliśmy zajęci sprawą sądową. Chciałam, żeby wszystko się udało i wtedy nie musiałaby się niczym martwić. Najwidoczniej odłożyłam pozostałe sprawy na bok.

Chłopak wyglądał na zaskoczonego moim wyznaniem.

– Błagam, odwróć moją uwagę, ostatnio nie myślę o niczym innym. Muszę trochę odpocząć – poprosiłam, nerwowo bawiąc się palcami i śledząc namalowanego na paznokciu słonecznika. Moja mama robiła, co w jej mocy, byśmy spędzały ze sobą czas. Co dwa tygodnie miałyśmy dzień tylko dla nas. Kiedy zapytałam, czy mogę przedłużyć sobie paznokcie, była w siódmym niebie.

Beck wciągnął mnie na swoje kolana i złączył nasze usta.

– To nowe majtki, nie porwij ich – wymamrotałam między pocałunkami.

Brunet ze śmiechem zaniósł mnie na tylne siedzenie samochodu, gdzie pomógł mi wsiąść. Już sekundę później nie miałam na sobie bluzki, a jedynie podkoszulkę.

– A co myślałeś? – Pokazałam mu język, a on wtedy ściągnął również ją i zauważył moją bieliznę modelującą, na co pokręcił głową. – No co? Ta bluzka jest obcisła.

Szybko ściągnął ją i wbił wzrok w mój stanik.

– Od kiedy nosisz koronkę?

W międzyczasie zdjęłam z niego koszulkę.

– Odkąd wczoraj zadzwoniłeś, żeby uprawiać seks na odległość. Patrz, po raz pierwszy mam dopasowane majtki. I nie uwierzysz, ale popatrz na skarpetki. – Poruszyłam brwiami, a on ze śmiechem pokręcił głową. – Wiesz, że w Victoria's Secret nie sprzedają miseczki G? Byłam wściekła.



──────⊹⊱✫⊰⊹──────



                – Wiecie, że wybieg to po angielsku „catwalk"? – zawołała nagle Cat. – To mega, bo ja mam na imię Cat i patrzcie, ja chodzę! Cat na „catwalk".

Cicho się zaśmiałam, a Jade zacisnęła zęby.

– Gdyby ktoś został zepchnięty z tego wybiegu i naprawdę mocno uderzył o podłogę, to by przeżył? Jak myślisz?

– Dlaczego pytasz?

Szturchnęłam dziewczynę w ramię, przez co lekko się zachwiała.

– Bez powodu.

Cat pisnęła i szybko odbiegła.

– Przestańcie być dla niej tacy niemili – nakazałam, nadal wkręcając żarówkę, a następnie zeszłam na scenę, gdzie znajdowali się pozostali.

Nagle Beck wszedł do pomieszczenia z ogromną maszyną.

– Dotarła!

Udałam się w jego stronę, patrząc na to dziwactwo.

– Tak. Oto ona – dodał podekscytowany Andre.

– Fajne. Co to?

– To dmuchawa.

– W sztuce jest tornado.

– Oo, dmucha?

– Dmucha.

– Dmucha, tak.

– Hm, hm...

Razem z Tori wymieniłyśmy spojrzenia przez dziwną wymianę zdań chłopaków.

– Pokażcie.

– Czekajcie, ja chcę nacisnąć! – zawołałam podekscytowana i podeszłam do Becka.

– Okej, zaczniemy od średniej mocy – powiedział, jedną dłonią obejmując mnie w talii, a drugą wskazując odpowiedni przycisk.

Wcisnęłam go, a maszyna zaczęła wydmuchiwać ostry wiatr, który aż zdmuchnął Sinjina. Szybko ją wyłączyłam, czując się winna, podczas gdy Beck jedynie cicho zaśmiał mi się przy uchu.

– Wybacz, Sinj!

– Zdarza się.

– Wow, niezłą ma moc – skomentowała Tori z uniesionymi brwiami.

– Tak, ale nie tylko dmucha...

– Jeśli przekręcisz tego czerwonego gagatka...

– Zaczyna ssać – dokończył dumny Andre.

– Pokaż im.

Razem z Tori podążyli bliżej przodu ustrojstwa, gdzie puścił jedną ze stron scenariusza i pozwolił, by ta została wessana.

– Woah! – zawołałam z szeroko otwartymi oczami. Tori uśmiechnęła się pod nosem i puściła koszulkę, którą dał jej Sinjin.

– Niezłe ssanie – zauważyła. Najwidoczniej była pod wrażeniem. – Chcę się pobawić.

– Ja też!

– Nie, Zoey, chodź mi pomóc. Nie włącza się – zawołała Jade, na co wydęłam wargi.

Beck jeszcze szybko mnie pocałował, zanim poszłam na pomoc przyjaciółce.



──────⊹⊱✫⊰⊹──────



                – Okej, za dwadzieścia minut zaczyna się sztuka. Gdzie moje mleko z kokosa?! – krzyknął Sikowitz, wchodząc do pomieszczenia z kokosem w dłoni i uniósł go do ust, by móc się napić.

A w kokosie nie jest woda kokosowa? W sumie nie wiem, jestem głupia.

– Właśnie je pijesz.

– Ja też.

Po tych słowach nauczyciel odszedł.

– Cat, nie włączaj numeru dwadzieścia jeden!

– Czego mam nie robić?

– Włączać dwadzieścia jeden!

– Włączam dwadzieścia jeden!

Szybko złapałam ją za rękę, zanim zdążyła coś nacisnąć.

– Nie – pokreśliłam to słowo, dzięki czemu uświadomiła sobie, że mogła zrobić krzywdę Jade. Kiwnęła głową, a wtedy wróciłyśmy do podłączania świateł.

Nagle Sikowitz wrócił z krzykiem.

– Dobrze, nastolatkowie, zróbmy ostatnie podsumowanie. Słońce. – Nacisnęłam odpowiedni przycisk, a rekwizyt rozbłysnął. – Cudownie! Ćwierkające ptaszki! Nie, nie bójka kogutów! Spokojne ptaszki. Uroczo. BURZA!

Rozejrzał się dookoła, podczas gdy ja włączałam efekty.

– Cudownie. Światła!

Tym razem Cat mi pomogła.

– A teraz, um, Tori, zobaczmy tornado.

– Moi rodzice chcą zrobić w ogródku tor do jeżdżenia go-kartami – mruknęłam do Cat i Jade, które popatrzyły na mnie skołowane.

– To źle?

– Tak, bo mój tata jest jeszcze bardziej niezdarny niż Cat.

Kiwnęła głową, po czym obie odwróciłyśmy się do Tori, która włączyła dmuchawę.

– Jest w złym trybie! – spanikował Beck i szybko zerwał się z podłogi.

– Tori! Wyłącz ją!

– Rex! – pisnęła Cat, natomiast ja obserwowałam wszystko z szeroko otworzonymi oczami. Szybko zasłoniłam dłonią usta, gdy Rex został wessany do maszyny.

– Wyłącz ją! Wyłącz ją! Wyłącz ją! – wołał Sikowitz.

– Koszulka jest trochę szeroka, ale całkiem niezła... – Beck stanął przed urządzeniem, próbując je ukryć. – Gdzie jest Rex?



──────⊹⊱✫⊰⊹──────



                Starałam się nie słuchać krzyków Robbiego, gdy razem z Beckiem i Tori staraliśmy się wyciągnąć Rexa z dmuchawy. W końcu mi się udało, ale wtedy przerażona otworzyłam usta i szybko podałam go dziewczynie, by sama się cofnąć. Wyglądał jak z horroru. Kiedy Robbie wyrwał się z uścisku pozostałych, zaczął krzyczeć „nie".

– Co zrobiłaś?! – wrzasnął na Tori, która zaczęła się jąkać. – Rex! Rex, słyszysz mnie?!

I wiecie co? Marionetka zaczęła jęczeć z bólu. Przez to ponownie zrobiłam krok do tyłu. Beck cicho parsknął śmiechem i przyciągnął mnie bliżej tego opętanego potwora.

– To ty, Rob?

– Robbie tu jest. To ja, wszystko będzie dobrze.

– J-jestem nieźle poobijany.

– Musimy zabrać go do szpitala...

– Robbie – wtrącił Sikowitz.

– Muszę!

– Robbie! Grasz w tej sztuce. Widownia na ciebie czeka! Musisz dać im, czego chcą. Bez względu na wszystko.

– Och, zimno mi – sapnął Rex.

– Niech ktoś zabierze Rexa do szpitala...

– Ja to zrobię.

– Ja poprowadzę.

– Możemy jechać moim samochodem – dodałam, podając Beckowi moje klucze.

– Ja też pojadę.

– Okej, czy ktoś jeszcze uważa, że to jakieś szaleństwo? – zapytała Jade. – No weźcie, nie mogę być w tym sama.

– To jest szaleństwo. – Przytaknęłam.

– Okej, okej, kurtyna w górę – ogłosił Andre, dołączając do nas. – Co mnie ominęło?

– Tori próbowała zabić Rexa.

Prychnęłam na słowa Sinjina.

– Sinjin! – zbeształa go Vega. – Wezmę go.

– Nie.

– Zabierzemy go do szpitala. – Cat zwróciła się do Robbiego.

Po jeszcze kilku chwilach błagania chłopak w końcu podał nam swoją marionetkę, więc mogliśmy jechać. Gdzie? Nie miałam pojęcia.

– Ej, ej, ej, czekaj – poprosiła Jade, łapiąc mnie za ramię.

– Co?

– Gdzie idziecie?

– Do szpitala.

– Cat...

– Wcale nie jedziemy do szpitala. To marionetka.

– Nie dla Robbiego.

Wzruszyłam ramionami.

– Wiecie co? Może powinniśmy zabrać Rexa do szpitala – stwierdziła ostatecznie Jade.

– Po co?

Wtedy wpadłam na pewien pomysł.

– Żeby mógł tam umrzeć.

– Zoey!

– To nic dobrego, kiedy szesnastolatek całe życie ma rękę wsadzoną... Tam – bąknęłam, wskazując na tego dziwacznego demona.

– Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu.

– Ale jeśli Rex umrze, to Robbie...

– O nim zapomni i stanie się normalny? Tak, to byłaby tragedia.

– Mają rację. – Andre wzruszył ramionami.

– Kiedyś myślałam, że mój wujek Jesse jest normalny, ale dowiedziałam się, że co niedzielę moczy stopy w smalcu – wtrąciła Cat, przez co wszyscy na nią popatrzyli.

– Zabierzmy Rexa do szpitala.

– Tak.

– Chodźmy.

– Okej!



──────⊹⊱✫⊰⊹──────



                – To twój samochód? – zapytał zszokowany Aaron.

Zerknęłam na niego kątem oka i kiwnęłam głową.

– Tak.

– Cholera, niezły. Jak bardzo bogata jesteś?

Pytając o to, poklepał maskę mojego Range Rovera.

– Dziękuję. Nie aż tak bardzo.

– Nie aż tak bardzo, gówno prawda. – Jade aż prychnęła. – Jej rodzice mają sześćdziesiąt osiem samochodów i całą rodziną mieszkają w ogromnej posiadłości z czterema piętrami.



──────⊹⊱✫⊰⊹──────



dawno nie było rozdziału, ale sesja na studiach pozbawiła mnie wszelkich chęci do życia, także ten...

btw przez cały rozdział zamiast kokos to z jakiegoś powodu pisałam koks, co w sumie bardziej pasowałoby do sikowitza XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro