Potencjalny wróg - Azu
Dziś była kolejna ciężka sobota, przez co musiałem pracować w stajni z Carlosem. I może nawet wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że poprzedniego dnia, mój mistrz ruszył z moją stajenną edukacją, z kopyta.
Dosłownie.
Bowiem, po przyjściu do roboty, zastałem Carlosa, który czyścił karego ogiera. Chłopak zauważył mnie i przywitał ze mną machnięciem ręki. Ja za to odpowiedziałem mu niemrawe: hej. I właśnie wtedy koń, który ostatecznie okazał się pegazem, wierzgnął, tym samym częstując mnie strzałem w twarz. Prawie złamał mi przy tym nos...
Kilka chwil później leżałem już w punkcie medycznym, gdzie stwierdzono u mnie chwilowe zawroty głowy i siniaka na całym lewym oku. Na szczęście magia w tym cudownym kraju działa cuda – co ostatnio też potwierdziło mi leczenie Susan. Dlatego teraz, dzień po tej sytuacji, znów byłem w pełni zdatny do pracy, a Carlos dużo bardziej uważał, abym nie podchodził do boksów magicznych koni. Z resztą podejrzewałem, że traumę będę miał już do końca życia.
W pewnej chwili, gdy Carlos oporządzał rasę arabską w oddzielnym boksie, ja zajmowałem się fryzami tuż obok, za ścianą. I wtedy do mojego mistrza przyszedł jakiś młody blondynek, ewidentnie wysoko urodzony. Wskazywał na to jego ubiór. Zobaczyłem jednak go, właśnie w chwili, gdy chciałem zapytać o pomoc Carlosa. Ale to co powiedział do mojego mistrza dzieciak, aż zaparło mi dech.
– Potwierdzam. Książę Izan już tam jest.
Wybałuszyłem oczy i poczułem się jak idiota.
Na cholernym patrolu, po pseudo zajęciach z Tiago, nie byłem w stanie dowiedzieć się o Izanie niczego przydatnego. Nikt w Madrycie nie rozmawiał o tym gdzie podejrzani Enmascarados mogli go porwać. Niewiele mówiono w ogóle o tym, że go porwano. Raczej spotykałem się wtedy z kpinami o jego słabości. Wiele osób uważało, że wykorzystał sytuację i uciekł z pałacu, aby jego brat mógł wygrać turniej, nie biorąc w nim udziału.
Byłem tym zdumiony, bo pierwotnie wydawało mi się, że obywatele raczej wspierali Izana w jego walce. Ale tak czy siak, słowa tego dzieciaka, sprawiły, że musiałem dowiedzieć się więcej odnośnie sytuacji. Odnośnie tego, co na temat zaginięcia horijskiego księcia, wiedział sam Carlos. W końcu, gdy przyjechałem do Hiszpanii, widziałem jak się kłócili. Może więc teraz właśnie dlatego Carlos grał w jakieś nieczyste gierki.
Tak więc, kiedy dzieciak wyszedł ze stajni, ja jak gdyby nigdy nic, stanąłem w przejściu do boksów koni arabskich i oparłem się o framugę. Potem, gdy Carlos odwrócił się do mnie przodem i zobaczył moją nonszalancką pozycję, spiął się. Co było ewidentną oznaką jego nieczystej gry.
Dlatego bez zbędnego gadania, zapytałem go:
– Co zrobiłeś Izanowi?
Carlos uniósł brwi, jakby nie miał pojęcia o co mi chodzi. Dlatego powtórzyłem:
– Co zrobiłeś księciu Horii?
– A ty, co? Jego strażnik? Czy do wywiadu śledczego cię zapisali? Zajmij się lepiej końmi i daj mi święty spokój.
Lekko pokiwałem mu głową z ironią i odpowiedziałem pytaniem:
– A jeśli tak? Jeśli jestem jego ochroniarzem? Lepiej mów co wiesz, bo ten chłopiec nie przyszedł tu, aby się przedstawić jako Izan, tylko powiedział, że wie, gdzie on jest.
Wtedy Carlos, ewidentnie zdenerwowany, rzucił się na mnie i chwycił za ubranie. Ja oczywiście zareagowałem na to impulsywnie, i dzięki podstawą samoobrony, uniosłem wysoko rękę, biodra skręciłem w bok, a potem płynnie wyrwałem się z uścisku stajennego, uderzając go w kroczę i w potylicę. Jego syk bólu był pomieszany z wkurzeniem jakich mało. Wtedy też przypomniałem sobie o czymś. Kiedyś on sam przyznał się do tego, że tak jak ja jest człowiekiem. Uznałem więc, że nie powinien mieć w sobie silnej magii, jak na przykład nadprzyrodzeni. Bo nawet jeśli jakąś miał, może mogłem się jej oprzeć? Wtedy też może moje umiejętności walki wręcz, byłby wystarczające, aby go unieruchomić i wyrwać z niego całą prawdę.
Szybko jednak okazało się, że myślałem błędnie.
– Co zrobiłeś księciu?! – warknąłem, nim ten podniósł się z ziemi. Jednak kiedy już na mnie spojrzał i zerwał się na równie nogi, niewidzialna siła przycisnęła mnie do ściany, na drugim końcu stajni. W związku z pędem, z jakim pognałem w jej stronę, uderzenie było niebywale silne, na co aż wrzasnąłem.
Carlos nagle zaczął w moich oczach przypominać bestię rodem z thrillera. Gdy się zbliżał, robił to bardzo powoli, a pasma słońca, wpadające do stajni, jeszcze bardziej ukazywały jego potęgę względem słabego mnie.
– Sądzisz, że masz w tej kwestii cokolwiek do powiedzenia?! – krzyknął, a konie wokół nas stały się niespokojne. – Że Izan to jakiś twój przyjaciel, że masz prawo się o niego martwić?
– Tak... – wyjąkałem, czując ból w plecach, gdy spróbowałem się poruszyć. – Tak. On jest moim przyjacielem. Dużo dłużej, niż ty go znasz!
Chłopak zatrzymał się wpół kroku. Jakby nie spodziewał się, że cokolwiek nas łączy.
Po chwili jednak powróci ten szalony wyraz na jego twarz.
– A masz może jakiekolwiek dowody rzeczowe, że coś mu zrobiłem? Że wiem, gdzie może być?
Zgrzytnąłem zębami, a wtedy już stałem oko w oko ze stajennym.
– Nie, ale... To co teraz robisz, on by zganił. On nie lubi przemocy.
– Tak, masz rację. Izan jest pokojowym księciem. Do tego stopnia, że musiałem pomóc mu, aby wygrał turniej koronny. Dlatego też wiem, gdzie teraz jest, a tobie nic do tego! Jeśli zaczął byś go szukać, zepsułbyś wszystko. Rozumiesz?!
Jeszcze mocniej spiąłem się i miałem zamiar nawet opluć jego twarz, ale bałem się, że zdoła tego uniknąć. Dlatego zamiast tego powiedziałem:
– Nie rozumiem. Jak mogłeś wysyłać go na Maladetę, aby mu pomóc?! Nie wiesz, że to niebezpieczne?! A co jeśli nie wróci?!
– Skąd wiesz o tej górze, ty durniu? – warknął groźnie.
– Ano stąd, że twój sługa goblin, przyszedł do niego i powiedział o jakimś starcu z magią eteru, przy mnie! W mojej obecności!
Carlos ewidentnie się zawahał, bo nawet cofnął się o krok, nim nie dolał oliwy do ognia, mówiąc:
– Wymarzę ci teraz pamięć, dobrze? – zrobiłem wielkie oczy. – Nie będziesz już wiedział ani o Maladecie, ani o zaginięciu Izana. – Próbowałem się rwać w uścisku jego mocy, ale właśnie wtedy coś niewidzialnego zapukało do mojej głowy. Czułem, że rozrywa mi ją, jakby odsuwał zasłony. Ból był potężny, zwłaszcza, kiedy chłopak wdarł się do środka i zaczął wykradać z niej różnorakie wspomnienia. Nie tylko te, o których mówił.
– Cholera, przestań! – wrzasnąłem i odwróciłem głowę w bok, najbardziej jak się dało. Rzucałem się też na wszystkie strony, aby może dosięgnąć Carlosa i rzucić mu się do gardła. Niestety nic nie podziałało. Magiczne szpony powoli opuszczały moją głowę. Już myślałem, że odbierze mi pół życia! Aż w pewnej chwili przed moją twarzą przeleciał czarny ptak. To najwidoczniej rozproszyło Carlosa i przestał panować na moją głową. Ta za to zamknęła się w kilka sekund, nim mój oprawca zdążył na nowo skupić moc.
Tak więc cząstka jego magii pozostała we mnie. Czułem przez co jak dobija się, aby uciec, ale ja już nie czułem nic więcej, poza niemiłosiernym bólem głowy i nie słyszałem nic poza własnym wrzaskiem.
Jedyne co jeszcze wiedziałem, to fakt, zaraz trafię do punktu medycznego po raz trzeci w przeciągu ostatniego tygodnia. I że Carlos dalej będzie niewinny w oczach wszystkich.
– Przestań! – próbowałem, ze wszystkich sił walcząc z jego magią. Niepasującym do mojego ciała elementem. Elementem, który nie miał jak ponownie rozerwać mi głowy, aby z niej ulecieć. Już naprawdę wolałem aby odebrał mi te wspomnienia, które chciał.
Jednak po chwili ciemność i tak zabrała mi wzrok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro