Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Patrol - Azu

Nastał dzień pierwszego treningu. Cieszyłem się z tego powodu, bo trzydniowa praca w stajni przy koniach, naprawdę nie była ty czego oczekiwałem od tego miejsca. Poza tym ani w piątek, ani w sobotę nie skorzystałem z opłaconego obiadu, a ten w niedzielę był bezsmakowy, przez co nie zjadłem wszystkiego.

Ja i moja grupa ustawiliśmy się właśnie w szeregu u boku Marcusa, który po chwili, sztywnym krokiem wojaka, stanął obok naszego nauczyciela medytacji. Ten przedstawił się po chwili:

– Nazywam się Tony Bonilla i od dziś będę trenować waszą grupę i będę pokazywać wam podstawowe techniki medytacji. A teraz proszę, usiądźcie wygodnie na trawie.

Zrobiliśmy jak nam kazał i każdy od razu wykonał zadanie, siadając po turecku. Choć Tony zaznaczył w swojej wypowiedzi słowo: wygodnie. Jednak mimo to, jakby liczył na siad skrzyżny z naszej strony, uśmiechnął się lekko i sam zrobił to samo. Potem powiedział spokojnie; prawie szeptem:

– Pozwólcie sobie być tu i teraz. Niech umysły się wyciszą, a wsze ciała rozluźnią.

W tym momencie nastała dłuższa cisza, pozwalająca nam wykonać to abstrakcyjne zadanie. Sam nie miałem pojęcia, jak dostosować się do słów: wyciszyć umysł i: rozluźnić ciało.

– Skupcie się na pozytywnych myślach – dodał wreszcie. – Podobne przyciąga podobne. Jeśli skupicie się na czymś negatywnym, to właśnie takie sytuacje przyciągniecie. Myślcie o pięknie i spokoju. Dobrej zabawie i jedzeniu.

Z tego ostatniego omal się nie zaśmiałem, przypominając sobie niedzielny, bezsmakowy obiad szefa kuchni. Tony mówił dalej:

– Sięgnijcie po swoje pozytywne cechy. Wyobraźcie je sobie jako światło w was i waszych umysłach. Chwyćcie je i przyciągnijcie podobne sobie osoby.

To było tak bardzo bez sensu! Nie wiedziałem, jak można wyobrazić sobie światło i uznać je za cechę.

Wtedy jednak podszedł do mnie Marcus, ciągle stacjonujący niedaleko naszego placu treningowego. Złapał mnie za ramię i szepnął do ucha:

– Zamknij oczy.

Jego oddech połaskotał mnie w małżowinę. Aż odsunąłem się od niego i niechcący uderzyłem ramieniem w bok Hisy. Dziewczyna aż podskoczyła, pisząc lekko. Tym samym przerwała chwilę ciszy i rozproszyła całą resztę naszych kolegów.

Tony również otworzył oczy i spojrzał na mnie, mrugając kilka razy. Jakby musiał dojść do siebie po tym minutowym stanie odprężenia. Potem westchnął.

– Przepraszam – powiedziałem do Hisy.

– Jesteś Azu, zgadza się? – zapytał Tony, wstając i podchodząc do mnie. Kiwnąłem mu wtedy tylko głową. – Azu, jeśli będziesz podchodził sceptycznie do pojęcia medytacja, wtedy nigdy nie osiągniesz tego stanu. Musisz skierować swoje myśli na to co pozytywne. A choć z początku jest to trudniejsze niż się myśli, to ciągłym treningiem dasz sobie z tym radę. I nie musisz medytować tylko wtedy, gdy jesteś tutaj, z nami. Po zajęciach również w swoim pokoju w domku, możesz ćwiczyć tę sztukę.

– Ale dlaczego to takie ważne? – zapytałem. – Mieliśmy uczyć się magii, a nie medytacji.

Tony westchnął.

– Medytacja pozwala opanować tę sztukę. Bez niej nigdy nie skierujesz umysłu na teleportację czy nie zaczniesz lewitować. Nigdy nie osiągniesz daru jakim są moce żywiołu czy dary indywidualne.

Nie byłem w stanie pojąć o czym mówił trener, ale te poziomy magii wydawały mi się dużo bardziej ekscytujące, niż próg medytacji. Już w tej chwili chciałem móc osiągnąć je wszystkie i stać się najpotężniejszym człowiekiem na ziemi.

Jednak wtedy Tony cofnął się, powrócił na wydeptane na trawie miejsce i ponownie prowadził nas przez kolejne nudne etapy skupiania umysłu na pozytywach.

Bez sensu!

***

Kiedy skończyliśmy trening medytacji, moi koledzy rozmawiali między sobą o tym, jak cudowne wydało im się to zadanie. Ja za to szedłem obok całkowicie naburmuszony, nie rozumiejąc co ich tak fascynowało. Przez ostatnią godzinę ani razu nie byłem w stanie się odprężyć. Cały czas uśmiechałem się i robiłem różnorakie dziwne miny.

Aczkolwiek przynajmniej miałem wtedy zamknięte oczy.

Marcus jeszcze nie raz podchodził do mnie, abym przestał żartować sobie z mocy treningu, ale to nic nie dawało i po jakimś czasie po prostu mi odpuścił. Jednak, gdy moi koledzy wybudzili się z transu, wampir podszedł do Tony'ego, aby powiedzieć mu o moich postępach. Usłyszałem wtedy też, że mogą załatwić mi dodatkowe godziny indywidualnej medytacji. A choć chciałem wtedy zaoponować, to zostałem raptownie zaczepiony przez Amona i już nie mogłem tego zrobić.

Teraz natomiast udaliśmy się całą grupą na pierwszy patrol po Madrycie. Stacjonował przy nas Marcus i tłumaczył, na czym powinniśmy skupić się, jeśli zostalibyśmy zaprzęgnięci do pocztu strażników krajowych.

Nie byłem pewien czemu o tym mówił, skoro nasza grupa wywodziła się z Japonii i każdy raczej chciał walczyć właśnie tam, jako zwyczajny żołnierz, a nie strażnik królestwa Hiszpanii.

Tak czy owak, było o niebo ciekawsze zajęcie niż medytacja.

W pewnej chwili Marcus stwierdził:

– Podczas patrolu, zwracajcie też uwagę na słowa. Na plotki, na to o czym obecnie mówi się w kraju. Wtedy, nawet bez oglądania telewizji czy przeglądania social mediów, będziecie dobrze, a nawet dużo lepiej zorientowani, jak ma się obecna sytuacja w państwie. Bo media często kłamią. Ludzie wokół są w porównaniu z telewizją, najlepszym źródłem informacji bieżących.

I wtedy zamilkł, abyśmy mogli faktycznie posłuchać.

Dlatego też zacząłem rozglądać się wokół, a choć nasze tempo marszu było dość szybkie, przez co nie mogłem dłużej przysłuchiwać się plotką, to zacząłem zauważać nagle dziwne rzeczy.

Jakiś młody dzieciak w wąskiej uliczce krzyczał rytmicznie:

– Mako, Mako! Mako! Mako!

Potem zauważyłem wzburzone spojrzenia innych ludzi i nadprzyrodzonych, a gdy zaczęliśmy już się oddalać, ktoś krzyknął w odpowiedzi na jego wołanie:

– Za młody jesteś, by cokolwiek wiedzieć. Zajmij się nauką, gówniarzu!

Gdy rozejrzałem się po moich kolegach, wydawało mi się, że tego nie usłyszeli. Że po zajęciach z medytacji, ciągle skupiali się na samych sobie, a nie na tym, co wokół nich.

To utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że medytacja jest niepotrzebna.

Wtedy więc znów zacząłem słuchać i się rozglądać.

Zauważyłem młodych ludzi, rozdających innym ulotki. Potem, gdy znaleźliśmy się poza wąskimi uliczkami i weszliśmy na Plaza Mayor, zwróciłem uwagę na starszą panią, która rozdawała dziwaczne, nieznane mi flagi z nadrukiem skrzydeł wróżki. Jedne były biało-brązowe, a inne biało-miętowe. Ludzie zatrzymywali się przy niej i kupowali jedne albo drugie. Potem z Plaza Mayor znów weszliśmy do wąskiej uliczki, aczkolwiek panował tu większy ruch. Tam pojawiły się dziwne banery i plakaty w kolorach flag, które na targowisku sprzedawała starsza pani. Ale to, co rzuciło mi się w oczy najmocniej, to napisy na nich.

Jedne głosiły: szczęście księciu Izanowi! A drugie: wolność mocy księcia Mako!

I tym podobne hasła.

Teraz już nie mogłem nie dopytać Marcusa o cały ten dziwny zbieg okoliczności.

– Co to za plakaty? Jakieś wybory?

Marcus uśmiechnął się do mnie lekko, prawdopodobnie ciesząc się, że zauważyłem coś istotnego. Potem powiedział:

– Wczoraj książę Horii, Mako Mateo wyzwał swojego starszego brata na pojedynek o tron. Cała Hiszpania będzie tym żyła do czasu walki między nimi.

– A co z Enmascarados? dopytałem.

Marcus widocznie zdębiał, a moi koledzy zaczęli przysłuchiwać się naszej rozmowie.

– Przecież trzy dni temu zamordowali księżniczkę Szwecji. Czy to nie jest ważniejsze niż jakiś tam pojedynek?

Enmascarados się nie przejmuj – zauważył Marcus, jakby jego duma została urażona. – Nie jesteś mrówkojadem, by wtykać nos w mrowisko.

I zamilkł, a ja nadal nasłuchiwałem. I faktycznie. Poza sprawą pojedynku Izana i jego brata, nie było mowy o zamachu sprzed kilku dni. Zaintrygowało mnie to, bo przecież Horia to inny świat. Dlaczego więc cała Hiszpania miała żyć tym wydarzeniem? Na ich terenie zginął przedstawiciel korony Szwecji! Moim zdaniem było to o stokroć istotniejsze!

Chyba że król i inni świadkowie tego zdarzenia zataili przed obywatelami całą sprawę. Jednak wydawało mi się, że nie jest to łatwe zadanie. Coś musiało być na rzeczy w całym tym pojedynku. Coś, co chciałem rozgryźć.

Nasza grupa weszła w pewnej chwili na kolejny plac z kamiennych płytek. Było to wielkie targowisko. Znajdywały się tu nie tylko butiki czy restauracje jak na Plaza Mayor, ale także stragany z mięsem, warzywami, biżuterią i przedmiotami magicznymi.

Nagle dostrzegłem stanowisko wysokiego brodacza. Wyglądał on na araba, ale nie byłem tego pewien. W każdym bądź razie, mężczyzna handlował końmi. Były tam różne rasy w różnorakich umaszczeniach, ale jedna rzecz przykuła moje spojrzenie. Na uwięzi – w metalowych okowach – trzymano pegazy i jednorożce. Zwierzęta te rwały się silnie, ale były za słabe, by walczyć z magią sprzedawcy. Niektóre jednorożce miały nawet tylko połowę swoich atutów. Tak samo i skrzydła pegazów. Wyglądały jakby wyrywano im dużą część piór, a u innych były one jak połamane. Konie sunęły po ziemi, zamiast trzymać je przy bokach.

Na ten potworny widok, coś ścisnęło mnie w żołądku. Chciałem podejść do faceta i uderzyć go za to co robił tym uroczym zwierzętom. Miałem również ochotę wezwać kogoś, kto mógłby zająć się tą sprawą, ale kiedy chciałem powiedzieć o tym Marcusowi, ten wydawał się mnie nie słuchać, bo rozmawiał z Torao.

Zgrzytnąłem zębami, aż nagle nie zauważyłem osoby, która wyróżniała się na tle innych kupujących. Izana.

Nie wiem kiedy i dlaczego, ale zatrzymałem się.

Izan podszedł do brodacza i zaczął z nim rozmawiać. Niewiele z tego słyszałem, ale widziałem, że chciał pomóc koniom. Wtedy jednak mężczyzna wykrzyczał do niego:

– Nie jesteś moim panem, by mi rozkazywać! Wracaj tam skąd przyszedłeś, słaby księciuniu!

Zacisnąłem pięści przy bokach. Nie czułem już z dawnym przyjacielem większego powiązania, ale to nie oznaczało, że nie byłem po jego stronie. Zwłaszcza, kiedy go obrażano.

– Zwróć tym koniom wolność! – rozkazał Izan i postąpił o krok do przodu. W jego dłoni pojawił się nawet wyczarowany miecz.

– Azu – warknął na mnie Marcus, widząc moje zainteresowanie sytuacją. Potem też pociągnął mnie, kiedy nie zareagowałem.

Ale to również nie przyniosło skutku, bo brodacz nagle podniósł bat na konie w górę. Był to tak wyraźny sygnał, że nie mogłem nie zareagować.

Wyrwałem się z uścisku Marcusa czym prędzej i sprintem znalazłem tuż obok Izana. Odepchnąłem go stamtąd, a sam zostałem smyrnięty rzemieniem bata.

Mój krzyk rozniósł się po targowisku, a konie w okowach znów zaczęły się rwać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro