Niepokojące zjawisko - Azu
Rozdział jest szybki, krótki i treściwy, dlatego pojawi się dziś jeszcze następny, o podobnej długości, acz może i dłuższy.
Około godziny siedemnastej wróciłem do kampusu umęczony jak muł, który przepracował lata w polu rolnym. Naprawdę brakowało mi sił, by choćby przejść ze stadniny na teren obozu, które dzieliło od siebie niecałe dziesięć minut drogi pieszej.
Kiedy przywitałem się niemrawo z grupą moich kolegów, od razu, bez namysłu, wpadłem do kampusu i położyłem się na materacu.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
***
Obudził mnie metaliczny hałas za oknem. Poderwałem się gwałtownie do siadu. Wyjrzałem za okno. Na zewnątrz, jak i wokół mnie, było ciemno, więc niczego nie dojrzałem. Zamrugałem i zaczekałem chwilę na kolejne odgłosy, ale się ich nie doczekałem.
Ktoś przemknął koło mojego okna.
Nie wiedząc dlaczego, zerwałem się z łóżka na równie nogi i popędziłem do drzwi. Otworzyłem je po cichu, aby nikt mnie nie zauważył i wyjrzałem przez szparkę. Osobnik w podejrzanej, ciemnej pelerynie, przemknął między domkami i ukrył się w cieniu jednego z nich.
Tyle go widziałem.
Nie zwlekając ani chwili, ruszyłem jednak za nim, bo nie podobało mi się to, jak się poruszał. A jeśli planował coś nieczystego, to na pewno nie ujdzie mu to na sucho na mojej warcie. W końcu byłem szkolony od lat na wojskowego Japonii. A choć obecnie przebywałem w Hiszpanii, także nie mogłem wyciszyć czerwonej lampki wyjącej głośno w mojej głowie.
Odnalazłem gościa dopiero przy bramie wyjściowej z obozu. Była ona zamknięta, więc na chwilę go zatrzymała. Ten jednak jakimś cudem wykonał podkop pod siatką i przeszedł pod nią w kilka chwil.
Teraz sam wiedziałem, że muszę go złapać. Albo z najgorszym przypadku wezwać hiszpańskich strażników. Dziwne wydawało mi się tylko to, że byłem jedyną osobą, która zauważyła jego nieczyste interesy i zareagowała.
Miałem nadzieję, że nie napytam sobie tym biedy. Może naprawdę powinienem w tamtej chwili kogoś zawołać. Na przykład profesjonalistę ze szczyptą magii?
Jednak nie mogłem się długo nad tym zastanawiać. Również przedostałem się na drugą stronę siatki przez wykonany podkop i popędziłem w stronę pałacu.
Nie miałem już czasu na zastanawianie się i wzywanie pomocy.
Postać prześliznęła się przez główną ulicę oddzielającą obóz 0 od terenu Palacio Real de Madrid i nagle schowała się za samochodem stojącym opodal wielkiej bramy. Chciałem do niego skoczyć i złapać na gorącym uczynku, ale wtedy drogę zagrodziła mi inna, acz znajoma postać.
Przestraszyłem się i na chwilę odebrało mi mowę.
– Azu?
Cholera! Tylko nie on!
Cofnąłem się o krok i na moment spuściłem z oka zbira.
– Tam! – zawołałem i wskazałem samochód, gdzie ukrył się zakapturzony podejrzany. Izan i ja spojrzeliśmy w tamtym kierunku, ale jego już nie było.
„Super!" – pomyślałem i załamałem ręce, zaciskając dłonie w pięści.
– Co ty odstawiasz? – zapytał Izan. – Tam niczego nie ma.
– Nie ma, bo uciekło! – powiedziałem zły.
– Ale co widziałeś?
– Podejrzaną, zakapturzoną postać – odpowiedziałem prędko.
– Teraz dużo osób chodzi z kapturami na głowie, bo przecież siąpi z nieba.
– Co ty...
Ale wtedy faktycznie poczułem zimną wodę spadającą z chmur. Zamrugałem, lecz to nadal nie zbijało moich argumentów, że...
– Wykonał podkop pod siatką obozu 0! To na pewno ktoś niebezpieczny!
Izan tylko spojrzał na mnie z lekko przechyloną głową i nim sam zdążył się odezwać, obaj usłyszeliśmy kobiecy krzyk. Potem strzał.
I jeszcze więcej krzyku.
Pognaliśmy czym prędzej w stronę czarnej bramy. Zbiegliśmy po schodach do otulonych nocą ogrodów i ruszyliśmy do źródła hałasu. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, przy latarniach oświetlających drużkę i ławki opodal, zastaliśmy tam dwie kobiety.
Jedną klęczącą nad ciałem tej drugiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro