Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Enmascarados - Izan

Ogrody Sabadiniego skąpane były w mroku. Tak jak moje serce i umysł. Gdybym tylko nie zatrzymał Azu przed bramą, może nic by się nie stało! Może teraz nie musiałbym używać fal dźwiękowych do przeszukiwania terenu, a mojego ciała nie musiałaby otaczać królewska bariera.

Jednak to wszystko na nic. Enmascarados rozpłynął się w powietrzu!

Nie zmniejszałem jednak czujności i cały czas przeszukiwałem teren wraz z Belindą, Mako i Alejandro. W pewnej chwili dołączyli do nas także strażnicy z pałacu, którzy na moje oko powinni byli pojawić się tu zdecydowanie szybciej. Ale niezależnie od tego czy byli wśrłód nas czy ich nie było, terrorysta nadal albo się ukrywał, albo już nie było go wśród nas.

W końcu się poddałem i zawołałem:

– Teren czysty! Możecie się rozluźnić!

Wszyscy, którzy byli w pobliżu, zdawali się wzdychać z ulgą, co rozumiałem. Każdy był z końcu otoczony barierą z magii, a jej utrzymywanie i używanie – przynajmniej w moim przypadku – również fal dźwiękowych, potrafiło wykończyć. Nawet magia Horii miała swoje granice.

– Ja też nic nie znalazłam – powiedziała Bel, gdy podeszła do mnie, nadal rozglądając się na boki.

– U mnie to samo. Nie ma – warknął jeden ze strażników, a potem spojrzał w górę, na nocne niebo.

Byłem zdziwiony. Tym bardziej, że z raportów, które przeglądałem niedawno, wynikało że bandyci Enmascarados, zawsze pozostawiali po sobie jakieś – choćby fałszywe – ślady. A teraz naprawdę nie było niczego.

Czy więc może oznaczać to, że to zabójstwo nie było atakiem planowanym? Może...

– Izan! – krzyknęła nagle Bel, ale było za późno. Ostrze drasnęło mnie w ramię, odbijając się od plastikowych pagonów. Odwróciłem się czym prędzej i zaśpiewałem zgodnie z wojskową tradycją Horii:

– Aaa!

Echo poniosło się po ogrodzie, tak że część z moich sojuszników musiało zatkać uszy.

Muzyka mojej magii rozbrzmiała, a wiatr wokół mnie zmógł się, tworząc swoiste tornado. Pokierowałem je na wroga, tym samym chroniąc siebie, nowo utworzoną barierą królewską. Wszystkie strzały i noże odbijały się od niej.

Wtedy dołączyła do mnie Belinda. Osłaniając moje tyły, również zaczęła przygrywać i śpiewać indyjską piosenkę:

Thirichi vannallae therikkavittaan vannallae

Przy tej linijce w jej rękach pojawił się ogień.

Thiruththi vaikkaan vannallae thittam undallae

Potem wyrzuciła płomienie w niebo, kierując nimi powoli.

Chaettan vannallae saettai seiya vannallae

Obróciła się spektakularnie wokół własnej osi...

Petta thullaan vannallae vettaiyan allae, ae!

I jej ogień rozproszył się, wyszukując wroga.

Enmascarados zaczęli krzyczeć, kiedy zostali podpaleni żywiołem. Czas na chwilę jakby stanął w miejscu, ale ani Bel ani ja nie zwalnialiśmy. Mój wiatr kierował jej słowa i muzykę tam, gdzie żaden głos nie dosięgał. Ogień rozpalał nocne niebo na różowo, co mogłoby wyglądać spektakularnie, gdyby nie powaga sytuacji i potrzeba zatrzymania przynajmniej jednego jeńca.

Nie miałem czasu oglądać piękna tej masakry.

– Izan! – usłyszałem między nutami głos Alejandro. Rzucił się w moją stronę, aby gołymi rękoma powstrzymać terrorystę, który ze stoperami w uszach, był dużo bardziej odporny na działanie naszej magii. Obaj walczyli teraz na pięści.

Ogień rozprzestrzeniał się, choć był kontrolowany. Bel po prostu nie chciała pozwolić uciec żadnej gnidzie. Ja również dawałem z siebie wszystko.

I wtedy na pole walki dotarł Mako. Poznałem tę aurę i moc, choć jego samego nie widziałem.

Ziemia pod naszymi nogami zaczęła się trząść, aż wtem nie wyrosły z niej kamienne kolce. Na każdy, w ułamku sekundy, został nabity członek Enmascarados, a muzyka Belindy i moja ucichła. Ogień zgasł, a wiatr złagodniał.

– Jest was tu co najmniej dziesięciu! – warknął Mako, nawet nie upewniając się, że udało mu się pokonać wszystkich zbirów. – I męczyliście się z tymi gnidami szmat czasu. A ja wchodzę, aktywuję żywioł i walka skończona. Co z was za banda słabeuszy?!

Przy ostatnim zdaniu jego wzrok padł na mnie. Był bezlitosny i to najbardziej mnie w nim przerażało.

– Bo walczyliśmy zgodnie z tradycją, bęcwale! – krzyknęła zła Belinda. A choć była bliźniaczką Mako, nie wyglądała ani trochę podobnie do brata. Bardziej przypominała rdzenną Indiankę z Ameryki.

Mako nie przejął się jednak jej słowami i stanął protekcjonalnie, patrząc na nią z dołu, gdyż sięgał Belindzie do brody.

– Mam gdzieś waszą tradycję!

– Ale to też twoja tradycja i powinieneś jej czasami oddać szacunek!

– Bez muzyki jestem silniejszy niż wy wszyscy razem wzięci!

Poczułem dziwne ukłucie w sercu, jakby wyrusł mi w nim kamienny kolec brata.

– Ale jakbyś nie wiedział, wszyscy pokonani przez ciebie Enmascarados nie żyją. A potrzebujemy jeńca!

– Och! Wybacz moja pani – rzucił Mako z przekąsem. – Więcej nie będę was chronił, skoro tak mi się odwdzięczacie.

– Kochani, już! Spokój – powiedział Alejo, wchodząc pomiędzy Belindę i Mako, którzy nagle zamilkli i poodwracali do siebie plecami.

Westchnąłem, widząc ich dziecinne zachowanie i przez moment wszyscy patrzyliśmy na poległych, wykrwawiających się terrorystów. „Brawo, Mako..." – pomyślałem, załamując ręce, a potem ruszyłem w stronę pałacu.

– Gdzie idziesz? – zapytała za mną Bel.

– Muszę zobaczyć jak ma się Ava – odpowiedziałem. – Wam też radzę już wracać do środka. Zabarykadujcie drzwi i okna, aby nikomu już nic się więcej nie stało.

I ruszyłem przed siebie, wspinając się po schodach. Prędko znalazłem się przy drzwiach sypialni sióstr Patricson. One zawsze sypiały w jednym pokoju. Bałem się, jak bardzo ta pustka zaboli moją narzeczoną.

Zapukałem cicho do drzwi i nacisnąłem klamkę, wchodząc.

W pokoju Avy siedziała też Nobuko. Obie wyglądały jak wraki, a nie kobiety. Obie płakały.

Wypuściłem ciężko powietrze z płuc i podszedłem do łóżka. Uklęknąłem w nogach siostry i narzeczonej. Starałem się przy tym zachować jak najmniejszy kontakt cielesny. Ponadto nie wiedziałem co mam powiedzieć. Dla całej Szwecji musiał to być cios.

Cisza przeciągała się, przerywana tylko co chwilowym szlochem Avy. Tak bardzo chciałem jakoś ją pocieszyć. Jakoś dać znak, że jeszcze może być dobrze. Ale przez gardło ostatecznie przeszły mi zupełnie inne słowa:

– Musisz wrócić z ojcem i strażą do Szwecji.

Ava omal nie zabiła mnie wzrokiem. Jednak ja naprawdę uważałem to za jedyną słuszną opcję.

– Nie ma mowy. Enmascarados zadarli z moim ludem, zabijając... – Ciężko przełknęła ślinę i wytarła mokre policzki. – Zabijając Verę.

Poklepałem ją po kolanie, a Noelia wtuliła się w bok księżniczki.

– Tak... Rozumiem. Ale zemsta to nie jest wyjście.

– Nie jest?! A co mam teraz zrobić z tym całym bólem? Po prostu pozwolić, by się szerzył?

Westchnąłem i już miałem się odezwać, kiedy w słowo weszła mi siostra:

– Ona ma rację. Jesteś przyszłym królem Szwecji, Izan. Musisz pozwolić Avie zostać, skoro i ty tu będziesz. Szwecja jest krajem lodu, a zemsta najlepiej smakuje na zimno.

Zacisnąłem dłoń mocniej na kolanie narzeczonej. To nie miało sensu.

– To tylko słowa. Co niby macie zamiar zrobić?

– Zacząć od źródła. Czyli od lidera całej tej bandy. Przy najlepszej możliwej okazji poinformujemy o tym króla Alvina i jemu podobnych.

Zrobiłem wielkie oczy i wstałem gwałtownie z podłogi.

– Hiszpanie nie mogą go znaleźć odkąd Enmascarados pojawili się w kraju. Naprawdę wierzycie, że właśnie teraz to wam uda się jakoś go namierzyć?

– A mamy inne wyjście? – zawołała wzburzona Noelia. – Jeśli nie, ci bandyci rozniosą nasz kraj, zabiorą magię i przekażą ją chociażby Chiną, Rosji czy Irakowi. Tego chcesz? Żeby te brutalne państwa, żyjące od wieków pod panowaniem idiotycznych władców, nagle zdobyły moc silniejszą niż cokolwiek?! Połączą magię z bronią palną, a my będziemy za słabi by to odeprzeć. Bo my nie mamy tutaj prawie żadnych karabinów czy czołgów. Tylko miecze, kusze i łuki.

Zacisnąłem żeby, walcząc ze sobą, aby jej nie odpowiedzieć w żaden niemiły sposób. Ona też przeżywała śmierć Very. Były ze sobą blisko.

Westchnąłem więc i znów opadłem na podłogę, pozwalając przeciągnąć się głuchej ciszy. Nie chciałem wywoływać dodatkowej wojny w tak niepewnym momencie. Musiałem mieć więc tylko nadzieję, że może to król Randal zmusi Avę do powrotu.

Jak tylko wstanie rano i dowie się o całej tej tragedii. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro