Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dyskusja - Izan

Witam! Wracam po chwilowej przerwie! I wiem, że trochę wam ostatnio naobiecywałam, a choć miało być to dla mnie bardziej motywujące niż mniej... Niestety okazało się demotywujące. Jednak rozdział kolejny ukazuje się właśnie dziś i mam nadzieje, że ostatnie 9 rozdziałów, jakie sobie do tej pory zaplanowałam, będą pojawiały się w miarę regularnie. 

A oto rozdział:

Kula odbiła się od królewskiej bariery, którą się otoczyłem. W tym samym czasie do uliczki wbiegły moje siostry. Noelia razem z Belindą. Omal nie krzyknąłem z radości, gdy usłyszałem ich głosy. Ogień młodszej dziewczyny wymieszał się z muzyką, którą usłyszałem z opóźnieniem, a Enmascarados zaczęli walkę o przetrwanie. Tym samym zostałem gwałtownie puszczony i pchnięty na ziemię. Wszyscy chcieli uciekać. Ogniste więzy Belindy otoczyły ich jednak w sekundę i unieruchomiły. Noelia za to podbiegła do mnie i swoją wodą pomogła pozbyć się piasku z oczu. Kiedy udało nam się ogarnąć zaistniały chaos, Belinda podprowadziła do mnie Azu. Mój przyjaciel wyrwał się jej nawet, tylko po to, by mnie przytulić, ale tym samym...

– Ałć! – zawołałem, gdy dotknął mojego rannego ramienia.

Azu odskoczył.

– Przepraszam – powiedział przestraszony. – Bardzo cię uszkodzili?

Uruchomiłem moc leczniczą, która szybko zamknęła ranę i uśmierzyła cały ból. Kiedy było po wszystkim, odetchnąłem głęboko i sam przycisnąłem do siebie przyjaciela.

– Nie przepraszaj mnie – powiedziałem miękko. Jakbym za chwilę chciał się rozpłakać. – To ja niepotrzebnie cię spowolniłem i utrudniałem twoją ucieczkę przed nimi.

Azu objął mnie tylko w ciszy i ułożył brodę na moich plecach. Jego słabe ciało wyraźnie drżało.

– Co oni ci zrobili? – wydukałem. – I to wszystko z mojej winy.

– Nieprawda. To ja mogłem myśleć i nie oddzielać się od grupy, gdy byliśmy sami w nocy w jakiejś podejrzanej dzielnicy. To moja wina.

I wtedy któraś z moich sióstr chrząknęła znacząco.

– Nie chcę nic mówić – zaczęła Noelia. – Ale musimy przenieść Enmascarados na zamek.

Oderwałem się od Azu i kiwnąłem jej głową. Potem spojrzałem na uwiązanych w płomieniach Belindy, terrorystów. A raczej w ich stronę, bo ich samych... Nigdzie nie było, a portal w murze właśnie się zamykał.

– Moja magia! – krzyknęła Belinda, za to Noelia ruszyła, aby zatrzymać teleport do zaścianka.

– Nie! – zawołałem za nią, a mój przyjaciel złapał ją za ramię.

– Uciekajmy stąd, zanim zrobi się gorzej – powiedział Azu i dodał: – Za tym murem jest ich całe grono. Nie wygracie sami.

– Nie znasz jeszcze możliwości Horijczyków – Noelia poklepała Azu po policzku. – To dlatego Enmascarados uciekli. Oni wiedzą, że należy się nas bać.

– Ale on ma rację, już dość na dziś. Musimy zdać raport ojcu i królowi Alvinowi – zauważyłem. Belinda również kiwnęła głową, potwierdzając, że to nie czas na zgrywanie się. Dlatego Noelia poczuła, że musi odpuścić. Westchnęła i po szybkim, porozumiewawczym spojrzeniu na siostrę, złapała moje ramię. Belinda zrobiła to samo z Azu, a potem całą czwórką teleportowaliśmy się z powrotem do pałacu.

***

Ojciec omal nie zabił mnie, gdy weszliśmy do jego sypialni, a dziewczyny opowiedziały mu o zajściu w zaułku. I kiedy tak na mnie krzyczał, czułem się jak najgorsze dziecko, które miał. Potem za to zaczął chodzić po pokoju w tę i z powrotem, a kiedy zatrzymał się, usiadł bezsilny na fotelu i schował twarz w dłoniach.

Martwił się o mnie. A ja go nie posłuchałem i ruszyłem ratować przyjaciela. Gdyby nie Bel i Noelia... Mógłbym już tu nie wrócić.

– Tato ja...

– Zamknij się! Jeśli chcesz żebym dostał przez ciebie zawału, to dobrze ci idzie! – wydarł się na mnie, a potem przeniósł równie gniewny wzrok na stojącego za mną Azu.

– A ty... Głupi Japończe, powinieneś kalać się przed moim synem, że w ogóle ryzykował dla ciebie życie! Powinieneś błagać go o wybaczenie, że martwił się o ciebie do tego stopnia! A jednak trzymasz głowę wysoko i nawet przez myśl ci nie przejdzie, że oboje mogliście tam zginąć! A Horia straciła by księcia!

– Tato! – krzyknąłem. Rozumiałem jego złość. Nerwy. Całą jego aurę, która go otaczała. – Nie mogę pozwolić, żebyś oskarżał Azu o moją głupotę. To nie jego wina!

– Nie jego?! A czyja? Muru, który się pod nim zapadł, gdy jego laska wpychała mu język do gęby?!

I tak nastała cisza. Przerywał ją jedynie przyspieszony oddech ojca. Król jednak długo nie wytrzymał napięcia i gwałtownie wstał z fotela, wskazując przy tym drzwi i mówiąc do Azu:

– Wyjdź stąd! I lepiej więcej nie pokazuj mi się na oczy!

Wtedy strażnik wyprowadził chłopaka czym prędzej, a ja i moje siostry zostaliśmy. Dopóki znów nie zwrócił się do mnie.

– Nigdy nie wybierałem ci z kim możesz, a z kim nie możesz się spotykać, ale on jest niebezpieczny dla ciebie – powiedział tuż po zamknięciu się drzwi. – Nie masz prawa od dziś w ogóle z nim rozmawiać. Czy wyraziłem się wystarczająco jasno?

Ostatnie zdanie podkreślił tak dobitnie, że gdyby wydał to na piśnie, zrobiłby dziurę w kartce.

A choć bardzo chciałem się mu postawić, wystarczyło jedno spojrzenie mojej starszej siostry, abym zamknął usta i z grymasem na twarzy, kiwnął ojcu głową.

– Dobrze. A teraz wyjdźcie stąd, bo muszę zebrać myśli.

I drzwi otworzyły się za nami dzięki mocy ojca. Dlatego razem, w ciszy, opuściliśmy pomieszczenie. Chciałem wtedy szybko odłączyć się od sióstr i zejść na dół do stajni, ale na moje nieszczęście, nagle podbiegli do nas Alejandro oraz Camille. Oboje nie wyglądali na zadowolonych, a ja aż zacisnąłem pięści przy bokach, byle tylko nie pokazać im złości, która we mnie buzowała. Nie chciałem w tej chwili dostać kolejnej nieprzyjemnej wiadomości lub co gorsza informacji o...

– Nasz ojciec zorganizował obrady odnośnie szturmu na bazę Enmascarados. Potrzebujemy tam was i króla Horii.

Po czym zniknęli za drzwiami sypialni mojego ojca, skąd wydobył się gwałtowny wrzask. Odruchowo spojrzałem przestraszony na siostry i razem ruszyliśmy, w stronę sali obrad. Nie zamierzaliśmy znów narażać się na jego gniew.

Miałem tylko nadzieję, że mimo jego stanu, obrady z królem Alvinem nie będą podstawą, by ojciec wyładował całą tę złość na niczemu winnych Hiszpanach.

***

Sala była wypełniona gwarem, a strach i gęste powietrze wokół nie pomagały skupić myśli. Belinda i Noelia siedziały tuż obok mnie, oczekując na rozpoczęcie spotkania. Ojciec jak na razie nadal się nie zjawiał. Musiało minąć piętnaście minut, po których zniecierpliwiony król Hiszpanii wysłał jednego strażnika po mojego ojca. Kiedy ten wrócił – oczywiście bez towarzystwa – powiedział coś swojemu władcy, a ten od razu odnalazł mnie wzrokiem.

Zbliżył się do mnie i położył rękę na biodrach, mówiąc dobitnym oraz surowym tonem:

– Twój ojciec stwierdził, że jedyna osoba, która będzie reprezentowała dzisiaj najwyższego władcę Horii, to ty. Nie bądź więc już dziecinny i nieroztropny. To sprawa najwyższej wagi.

Skrzyżowałem ramiona na piersi.

– Tak? Więc mogę w ogóle się nie odezwać. Chyba że jednak interesuje was moje zdanie i chcecie podyskutować.

– Nie ma czasu na dyskusje. Więc lepiej się skup i myśl tak jak inni.

Fuknąłem pod nosem. Myślał, że wolno mu mną manipulować. I może jeszcze uważał mnie za dziecko? Nie zdziwiłbym się. Jednak król wrócił już za mównicę po tym jak swoje powiedział. Musiał wyczytać wszelkie słowa z moich oczu i niewzruszonej postawy.

I wtedy zaczęła się narada. Sala ucichła, kiedy król Alvin chrząknął do mikrofonu, a echo jego głosu poniosło się i odbijało od ścian zakrytych drewnianą boazerią.

– Wiemy, gdzie jest kryjówka Enmascarados! – zawołał, a choć powinien być w tej chwili opanowany, w jego głosie usłyszałem aż zbyt wyraźny ton radości.

Wywróciłem oczami.

– Ale! Jeden niewłaściwy ruch z naszej strony, a wszystko to, co udało nam się dowiedzieć, runie! Dlatego nie dość, że musimy zaatakować pierwsi, to również potrzebujemy strategii. Takiej, której żaden Arab nie będzie się spodziewał.

„To tyle ze wstępu?" – zastanowiło mnie, bo zacząłem się nudzić. Jego Wysokość używał słów, jak mistrz przemówień. Zbyt wolno i zbyt dokładnie dobierając każde kolejne.

– Jakieś pomysły? – spytał mężczyzna po pełnej napięcia ciszy. Chciałem mu odpowiedzieć, jednak kilka osób zaczęło przekrzykiwać się. Harmider na sali mogłem porównać do pierwszych objawów paniki. I nie dziwiło na mnie to.

– Spokój! – Kilka uderzeń o drewno mównicy, wystarczyło, aby zebrani na nowo odzyskali opanowanie. – Po kolei! Proszę.

Wskazał Hiszpana w jednym z rzędów, który wstał i zawołał:

– Musimy zaatakować od tyłu!

Musiałem wybić im ten pomysł z głowy

– Nie da się tam dostać w inny sposób niż przez portale w przedniej ścianie – zauważyłem głośno, przypominając sobie chwilę, gdy sam chciałem w jakiś sposób znaleźć wejście chociażby od góry. – Poza tym to nie jest obóz, tylko kryjówka. Chroniona magią silniejszą od mojej. I pewnie nawet wspólnie nie bylibyśmy w stanie złamać zaklęć, chroniących to miejsce.

Król Alvin sposępniał, a jakaś posłanka zapytała:

– W takim razie jak Wasza Wysokość chce się tam dostać?

– Zaczekać na ich atak. – I od razu, mimo odgórnego protestu, zacząłem tłumaczyć dlaczego było to najlepsze wyjście: – Po pierwsze z zaścianka możemy nie być w stanie uciec. Jeśli w ogóle uda nam się tam dostać. Po drugie tutaj znany teren. Musimy go jedynie wybrać, chronić, a nawet wykorzystać jako atut. A po trzecie, jeśli to Enmascarados wykonają pierwszy ruch, będziemy mogli go szybko przeanalizować i odpowiedzieć kontratakiem. Nie na odwrót.

– To mądrze brzmi! – zauważa ktoś z drugiej części sali.

Kilka osób potwierdza to cichymi pomrukami aprobaty.

– Więc gdzie proponujecie wyznaczyć front, Wasza Wysokość? – pogardliwy ton króla Alvina spłynął po mnie jak po kaczce.

– Umieścimy fałszywe Źródło w zamkniętej skrzyni. To powinno ich zwabić. A sam front wyznaczymy na polu. By nie doszło do bójki w mieście, gdzie mogą ucierpieć inni, postronni obywatele.

Znów pomruki, ale tym razem nie wydały się wspierające.

– Chcecie zwabić wroga fałszywym Źródłem?! To szaleństwo! – zawołał króla przy mównicy. – Co jeśli zrozumieją, że to podstęp?

– Jeśli to zrozumieją i tak będą już na naszym terenie. To daje nam dużą przewagę. Większą niż cokolwiek. Enmascarados mają naszą magię. I po barierze zaścianka, podejrzewam, że nauczyli się władać również czarną magią i łączyć ją z bronią palną. – Szum na sali wzniecił się jak płomienie pożerające las.

– To przecież najgorszy scenariusz! – zawołał starszy poseł. – Co jeśli wyjadą z tymi informacjami poza zachód? Albo jeśli użyją elektroniki i kamer, by uwiecznić magię?!

– Tak, sytuacja wydaje się niepewna, zupełnie jak grunt. Nie ważne, że to nasz teren. – Tu spojrzenia moje i króla Alvina spotkały się. Jego było jasne. Nie podobało mu się to, ani co zrobiłem ratując przyjaciela, ani to, co robiłem obecnie.

– Tato! – odezwała się nagle Camille. – Ale co jeśli to prawda, że Enmascarados władają czarną magią? Czy mamy kogoś, kto byłby w stanie odeprzeć tego typu ataki?!

– Grunt, to zachować spokój, dziecko.

– Natomiast Wasza Wysokość jest bardziej niespokojny niż aktywny wulkan – zauważyłem, nawet nie próbując być miłym.

– Izan! – zawołała do mnie Noelia, widząc po spojrzeniu, które posłano mi z mównicy, że zaraz nie tylko wybuchnie reaktor króla, ale, że i ja nie zamierzałem siedzieć grzecznie.

I wtedy zostałem uderzony w głowę.

– Au! Coś ty?! A to za co?!

Jednak ona już mnie nie słuchała.

– Przepraszam, Wasza Wysokość za tego durnia. Chyba jednak brak autorytetu na sali odbija się na Izanie. Pójdę po króla Mateo i przekonam go, że powinien tu być.

Zmroziłem siostrę wzrokiem tak zimnym, na jaki tylko było mnie stać. Ale ona już wstała, by wyjść.

– Czy możemy już skupić się na Enmascarados? To jednak oni powinni zajmować teraz nasze głowy – wtrącił ktoś, najpewniej uważając się za zbyt ważnego, by go ignorowano.

– Mogliście zupełnie nas tu nie zapraszać, skoro teraz nie chcecie uznać jedynego, słusznego rozwiązania.

– Izanie Mateo – rzucił ostro króla Alvin. – Jeśli macie zamiar w ten sposób podchodzić, do wspierania kraju, na którym teoretycznie wam zależy, to proszę, możecie wyjść.

– Dziękuję. Taki miałem zamiar. Tutaj powinien siedzieć teraz mój ojciec.

I również, jak przed chwilą Noelia, ja także wstałem ze swojego miejsca, rzucając jeszcze szybkie przepraszające spojrzenie Bel. Jednak ani ona, ani ja nic już nie powiedzieliśmy, gdy opuszczałem posiedzenie, głośno trzaskając za sobą drzwiami.

Nie byłem dobrym dyplomatą.

Nie udało mi się jednak udać nawet w kierunku stajni, gdzie mógłbym podziękować Carlosowi za to co dla mnie zrobił. Na końcu korytarza, oparty z nonszalancją o framugę, stał Mako. Chciałem ominąć go i udać się w przeciwną stronę, ale wtedy natrafiłem na ślepy zaułek.

Mako najpewniej też zauważył moje wahanie i próbę ucieczki, bo odparł prześmiewczo:

– Droga jest tylko jedna. Prosto do piekła.

Starałem się zachować neutralny wyraz twarzy, kiedy go wymijałem, a raczej... Próbowałem.

– A dokąd to się wybierasz? – Chwycił mnie za ramię i zmusił, aby na niego spojrzał. Nie wiem gdzie podziewało się w tamtej chwili moje serce, ale odczułem w nim ścisku strachu. Tak jak to zazwyczaj było. – Nie sądzisz, że wypada porozmawiać? O tym co zrobiłeś i o tym co zrobił twój przyjaciel?

Ostatnie słowo zaznaczył prowokacyjnie. Nie nabrałem się na to zagranie, ani nic nie odpowiedziałem.

– Tak bardzo starasz się powstrzymać Enmacarados, że przy tym pozwalasz się porwać. Tracisz kontrolę. A ta wścibska larwa... Azu...

Zmrużyłem oczy i spiąłem każdy mięsień twarzy, aby tylko nie opluć brata za te słowa.

– ...on zaczął działać na własną rękę. I udało mu się to, co nie udawało się ani tobie, ani nikomu innemu. Ciekawe dlaczego?

Jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Jednak nie odsunąłem się, wytrzymując jego spojrzenie pełne groźby. Nie podobało mię ani to, ani fakt, że tak zainteresował się Azu. Wydawał się uznawać go za pewne zagrożenie, co jednak było prawie oczywiste, zważywszy na to, że sam Mako popierał Enmascaroados, a ponadto Azu mógł swoim odkryciem popsuć nie tylko plany tych terrorystów, ale i samego księcia Horii.

I nawet jeśli do tej pory nie wierzyłem, że Mako mógłby z nimi współpracować, tak teraz chciałem jak najszybciej zmazać z jego twarzy ten upiorny uśmieszek. Chciałem, żeby ktoś jeszcze – może ojciec, albo król Alvin – zauważył, że mój brat jest jedną z najniebezpieczniejszych osób w całej tej grze. A przynajmniej ja go takim widziałem. Nawet mimo więzów krwi, chciałem zamknąć go samotnie gdzieś w ciemnej dziurze i nie wypuszczać, aż tam sczeźnie.

– Dlaczego tak bardzo cię to interesuje? – zapytałem, ukrywając strach związany z jego słowami.

– Bo gdyby nie on, miałbyś więcej czasu na namysł. A teraz Enmascarados, doskonale zdają sobie sprawę, że już wiecie o ich kryjówce. Dlatego możecie być pewni, że wkrótce zaatakują, a wy nie zdążycie się przed nimi ochronić.

– To ma być groźba czy ostrzeżenie? Bo już nie wiem po której stronie barykady stoisz.

Oczy Mako błysnęły.

– I jedno i drugie. Więc lepiej uważaj, bo byłoby dużo lepiej, gdyby najpierw odbył się między nami turniej, a dopiero potem moglibyście odkryć tamto miejsce. Ale niestety, przez tego rzezimieszka musimy wszystkie inne sprawy odstawić na bok.

I puścił mnie tak gwałtownie, odpychając od siebie, że omal się nie przewróciłem. On zdążył odejść w kilka chwil i zejść po schodach, w czasie, gdy sam stałem i w szoku wpatrywałem w jego plecy.

Jednak nim ponownie zdążyłem się ruszyć, drzwi sali obrad nagle otworzyły się, a ze środka zaczęli wychodzić politycy i inne wysoko postawione osoby. Nagle usłyszałem też krzyki moich sióstr i Alejandro, którzy chyba kłócili się o coś. Ponadto z szeptanych rozmów między opuszczającymi salę politykami, wywnioskowałem, że najwyraźniej przywołana przez nich „młodzież" próbowała negocjować. Coś, na co nie zgadzała się grupa tych „bardziej doświadczonych".

Musiałem jak najszybciej zrozumieć, co wzbudzało w nich tak mieszane uczucia.

Noelia wyszła z sali jako pierwsza, a kiedy tylko mnie zauważyła, podeszła, chwyciła za klapy mojej marynarki i zawołała tak głośno, jakbym stał na drugim końcu pomieszczenia:

– Król chce zburzyć kamienicę, za którą ukrywają się Enmascarados. Wiesz co to znaczy!

Przez moment w głowie miałem pustkę i nawet chciałem jej odpowiedzieć, że to po prostu nic nie da, ale ona dodała:

– Ponadto chcą przy tym ewakuować ludzi z tamtych okolic, aby nikomu nie stała się krzywda. To będzie koniec!

To mogła być prawda, bo kiedy kolejne klocki tej układanki wskakiwały na miejsce, ja coraz bardziej drętwiałem.

– Kto wpadł na tak idiotyczny pomysł?! – krzyknąłem i wtedy też podniosłem głowę, zauważając kątem oka ruch. Ktoś przy nas stanął.

Król Alvin, który tuż po tym jak nasze spojrzenia się spotkały, rzucił krótkie:

– Ja. – I dodał: – Coś się wam nie podoba, Wasza Wysokość? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro