Legenda - Izan
Dzień po sytuacji na targu dostałem informację od strażnika, który zabrał konie z targu do stajni króla Alvina. Powiedziano mi, że zwierzęta nigdy już nie będą w pełni zdrowe, a zwłaszcza jednorożce. Chyba, że otrzymają magię błogosławionego drzewa Horii, jednak zważywszy na obecną sytuację, nie mogłem im ulżyć. Nie mogłem narażać magii na działania Enmascarados. Bo przecież tak ustaliliśmy z królem Alvinem i moim ojcem.
Jednak właśnie dlatego, że ranne zwierzęta nie były w stanie same się leczyć, chciałem przynajmniej zobaczyć w jakim stanie były obecnie. Jednak w tym celu musiałem pójść do stajni podczas zmiany Carlosa. Nie podobała mi się możliwość ponownego spotkania z nim i jego gniewem, ale jeszcze bardziej martwiłem się o konie. Dlatego nie zwlekałem długo, w pewnej chwili, przebierając się prędko w prostą białą koszulę i idąc po korytarzu w kierunku schodów do stajni.
Gdy znalazłem się na dole, wyminąłem Carlosa bez słowa. Zachowałem się tak, jakbym był w tym miejscu sam z końmi i zapachem siana. Otworzyłem drzwi końskiej przychodni, która znajdywała się za boksami koni zimnokrwistych. Zastałem tam lekarza, smarującego róg jednego z rannych jednorożców. Przywitałem się z nim, słysząc ciągnącego się za mną Carlosa.
– Co Wasza Wysokość tutaj robi i to jeszcze w białej koszuli?
Weterynarz uśmiechnął się do mnie sympatycznie, a zadane przez niego pytanie, choć brzmiało troskliwie, było raczej retoryczne.
– Przyszedłem się wybrudzić przy koniach – zażartowałem i usłyszałem zirytowane prychnięcie Carlosa.
– Ha, ha! W takim razie już wam pomagam – powiedział i w chwilę na koszuli poczułem coś mokrego. Lekarz ochlapał mnie magią wody. Zrobiłem zaskoczoną minę, a kiedy spojrzałem na niego ponownie, plama po chwili zniknęła, wysuszona moją mocą wiatru.
– Och, niech pan się ze mnie nie nabija. Bo się obrażę – zażartowałem ponownie, a wtedy Carlos za mną chrząknął znacząco. Nie odwróciłem się do niego, ale weterynarz najwyraźniej zauważył jego aluzję i przestał się uśmiechać.
– Wasza Wysokość – powiedział do mnie Carlos, a ja omal nie zbeształem go za użycie mojego książęcego tytułu. Nigdy nie pozwalałem mu się tak do mnie zwracać.
Spojrzałem jednak na niego jednym okiem, w ten sposób czekając na ciąg dalszy.
– Możemy porozmawiać?
Do diabła! Czy on mógłby chociaż przez chwilę mnie nie ranić?! W końcu podejrzewałem, o czym miałaby być ta cała „rozmowa".
Mimo to pozwoliłem mu zaprowadzić się poza przychodnię. Carlos poprowadził mnie między boksy zwyczajnych koni, a potem złapał mnie za nadgarstek i powiedział ostro:
– Nie ignoruj mnie!
Zadrżałem wewnętrznie, ale nie pokazałem tego na zewnątrz.
– I tylko tyle? – zapytałem wkurzony. – Nie przyszedłem do ciebie, więc mam chyba prawo cię po prostu ominąć.
– Nie do mnie, a do kogo? – warknął.
– Do tych rannych koni, które znalazłem wczoraj na targu.
Carlos miał śliczne, zielone oczy. Ale teraz, gdy się gniewał, ta zieleń zdawała się blada.
– A nie może przypadkiem do tego chłopaka, co to wczoraj ochronił cię przed batem?
Zrobiłem wielkie oczy. Jednak po sposobie w jaki wypowiedział to pytanie, raczej nie miał pojęcia, że tym chłopakiem był Azu. Więc aby nie narobić staremu przyjacielowi dodatkowych kłopotów, postanowiłem nie ujawniać przed ukochanym tego faktu. Bo w końcu Azu tu pracował.
– Jaki chłopak? Koń przywalił ci w mózg?
– Nie! Za to twój mózg zaprząta jego heroizm! Przyznaj się, że lubisz rycerzyków w białych zbrojach!
– O czym ty mówisz, Carlos? Jak możesz być tak chorobliwie zazdrosny o kogoś, kogo nawet nie znasz?
– Wystarczy, że wiem o całej sytuacji. – Tu zrobił pauzę, ciężko dysząc. Potem dodał, znów krzycząc: – Tak samo jak wiem, że nie dasz rady pokonać brata w tym śmiesznym turnieju koronnym. Więc nie wiem dlaczego nadal wierzysz, że jest na to jakakolwiek szansa!
Teraz omal na niego nie naplułem. Jeśli próbował mnie urazić, to zdecydowanie mu się udało.
– A co?! Że niby sądzisz, że lepiej będzie poddać się bez walki i uciec z tobą hen daleko?! – Przy ostatnim słowie zrobiłem mocny wymach ręką, wskazując nią drzwi wyjściowe ze stajni.
Carlos jednak nie pozostawał mi dłużny i wtem zostałem przyparty przez niego do ściany stajni. Jego bliskość nagle przypomniała mi o wszystkim tym, za czym najbardziej tęskniłem. Dlatego też nie byłem w stanie się przed nim chronić. Nie mogłem mu się wyrwać. Nie chciałem...
Carlos najpewniej wypatrzył te emocje w moim spojrzeniu, bo i jego oczy złagodniały, a ich pogodna zieleń powróciła. Przez chwilę znów byliśmy kochankami, których nic nie jest w stanie poróżnić. Żadna księżniczka Szwecji, ani żaden tron...
– Nie wierzę, że ty kiedykolwiek poddasz się bez walki – powiedział prawie szeptem i zbliżył swoją twarz do mojej. Nasze usta dzielili centymetry. Czułem na twarzy jego gorący oddech, a moje serce po całej tej gorzkiej kłótni, wreszcie wywinęło koziołka.
Jednak właśnie te emocje sprawiły, że nie potrafiłem powiedzieć czegokolwiek.
– Boisz się, że Mako cię pokona, ale ty ciągle z nim walczysz. – Tak bardzo chciałem w tej chwili go pocałować – Rozumiem cię, Izan. I chyba wiem jak mogę ci pomóc.
A choć sądziłem wtedy, że wreszcie doczekam się jego ust na moich, on odsunął się ode mnie i cofnął. Zrobiłem wszystko, aby nie pokazać po sobie, jak bardzo mnie to zabolało.
Nim jednak się odezwałem, przełknąłem ślinę.
– Co masz na myśli? – spytałem.
– Jest w Pirenejach taka legenda... Na jednej z najwyższych gór, Maladecie, żyje... Albo przebywa co jakiś czas, niejaki strażnik eteru. Eter to...
– Wiem, co to jest! – zawołałem przestraszony. W końcu eter... –To najrzadsza magia w całym zachodnim świecie. Nie rozumiem jak możesz myśleć, że jestem w stanie pójść do strażnika eteru i płaszczyć się przed nim o tę moc. To absurdalne!
Carlos jednak wydawał się nieugięty. Musiał bardzo mocno we mnie wierzyć. Tylko dlaczego, skoro od mojego przyjazdu do Hiszpanii, byliśmy pokłóceni jak pies z kotem?
– Absurdalne jest twoje podejście. To jedyna szansa!
– Nawet jeśli udałoby mi się zdobyć eter, to Mako powiedział wyraźnie. Tylko nasze błogosławione żywioły.
Carlos zmarszczył czoło.
– A z eterem to, przepraszam bardzo, urodziłeś się? Nauczyłeś się go używać? – Nie odpowiedziałem, więc Carlos kontynuował. – Jeśli strażnik ci go odda, to będziesz nim pobłogosławiony! Tak jak wtedy, gdy rodzice zabrali waszą czwórkę do świątyni. Tam pobłogosławiła was bogini, a na Maladecie pobłogosławi cię strażnik eteru. Proste!
– Mimo to, Mako powiedział tylko o...
– Zasady są po to, by je łamać, Izan! Chcesz z nim wygrać? Idź w Pireneje!
Nadal to wszystko nie mieściło mi się w głowie. Dlaczego...
– Dlaczego nagle chcesz mi pomóc z nim wygrać, Carlos? Przed chwilą krzyczałeś na mnie i mówiłeś tyle bolesnych rzeczy.
Mój ukochany pokręcił lekko głową i westchnął.
– Bo zrozumiałem, że to od początku nie miało sensu. Od początku byliśmy skazani na rozstanie. Prędzej czy później. Z twojej czy z mojej strony. – Tu zrobił dłuższą pauzę i schylił głowię, dodając: – Żałuję, że się w tobie zakochałem, Izan. Ale nie żałuję żadnej chwili, którą spędziłem u twojego boku.
I wtedy, nim oboje wpadlibyśmy sobie w ramiona, usłyszeliśmy czyjeś kroki na sianie. Dlatego odwróciliśmy się i spojrzeliśmy na weterynarza, który uśmiechał się do nas ciepło. Miałem tylko nadzieję, że nie usłyszał wyznania Carlosa.
– Ja już idę, Wasza Miłość. Panie Delgado.
Oboje kiwnęliśmy mu głową bez słowa, a on minął nas i wyszedł ze stajni przez główne drzwi. Gdy zniknął nam z oczu, powiedziałem jeszcze tylko do ukochanego:
– Zapomniałem, że nazywasz się Carlos Delgado.
***
Kolejna kolacja rodzinna miała odbyć się dziś na cześć zmarłej księżniczki Veroniki. Ava i ja znów siedzieliśmy obok siebie, na specjalnie podpisanych krzesłach. Jednak to co się zmieniło, to fakt, że Mako równie siedział obok księżniczki Szwecji. U jej drugiego boku, a nie przy matce, tak jak zawsze.
Mój brat zachowywał się przy tym, jakby już był następcą tronu, albo nawet królem. Zaczepiał moją narzeczoną i rozmawiał z nią swobodnie. Nie wiedzieć czemu, ale byłem o to zazdrosny. No i podejrzewałem, co skusiło mojego durnego brata, aby mnie wyzywać. Nie podobało mi się to, jak patrzył na Avę. Jakich słów używał, aby ją rozbawić. A ona jak cholerna idiotka ot tak dawała mu sobą manipulować.
W końcu nie wytrzymałem tej ich gry i wstałem od stołu, udając, że idę do toalety. I tak wyszedłem na korytarz z rękami włożonymi w kieszenie granatowej marynarki. Podszedłem do pierwszego lepszego okna, otworzyłem je i kilka razy głęboko odetchnąłem.
Tłumaczyłem sobie przy tym, że moja zazdrość jest związana z tym, że zaraz zabraknie Carlosa, a Ava, choć miała być mi wierna, nagle flirtuje z moim bratem.
Ale z drugiej strony to wszystko nie maiło żadnego sensu. Ava na pewno również miała kogoś na boku poza mną. Inaczej o wiele chętniej i częściej zabierałaby mnie na różne spacery. O wiele chętniej ja bym ją zabierał gdziekolwiek...
– Ałć! – syknąłem, gdy wbiłem sobie paznokcie we wnętrze dłoni. Z ledwością rozluźniłem rękę, a potem westchnąłem i położyłem głowę na parapecie. Omal się przy tym nie rozpłakałem, wspominając to, co rano w stajni, zrobił dla mnie Carlos. Dopiero w tamtej chwili zrozumiałem, że on mnie kochał. Że ja kochałem jego i żadna księżniczka Szwecji nie potrafiła tego zmienić.
– Co ty za teatrzyk odstawiasz?! – usłyszałem przy uchu wzburzony i przepełniony pretensjami głos Avy.
Podniosłem głowę i spojrzałem na nią. Nic nie powiedziałem. Nie miałem na to siły.
– Twój brat po prostu ze mną rozmawia, a ty zachowujesz się jak jeden wielki zazdrośnik! O co ci chodzi?!
Nie mogłem jej powiedzieć o Carlosie. Ale nie spodziewałem się też, ze zauważy moje dziwaczne zachowanie. Chyba, że wyłapał to chociażby król Ranadal i zwrócił Avie uwagę.
– O nic. Daj mi chwilę. – Tylko tyle byłem w stanie z siebie wyrzucić.
– Jestem twoją narzeczoną. Dlaczego zwyczajnie nie powiesz, że jesteś zazdrosny o Mako? Albo po prostu boisz się, że przegrasz ten cały turniej. Ale to już tylko i wyłącznie twoja wina, że zostałeś na niego wyzwany. – Wtedy wskazała mnie protekcjonalnie palcem. – Mogłeś być silniejszy, a Mako nie miałby powodu, by to wszystko robić.
Teraz omal nie rzuciłem się na nią. Byłem wzburzony z powodu Carlosa, zły na Mako i jeszcze obrażany przez własną narzeczoną. Dlatego, by uniknąć konfrontacji, odwróciłem się do niej tyłem i chciałem odejść. Ale Ava nie była chętna skończyć:
– I co?! Teraz dasz wszystkim powód do tego, aby się z ciebie nabijali? Wystawisz mnie na ich kpiny? – Wzięła głęboki wdech, co sugerowało, że chce się awanturować. – Jeśli sądzisz, że będę cię przed nimi wszystkimi chronić, to jesteś w błędzie. Bo teraz razem z nimi będę wyśmiewała się z ciebie i nadal flirtowała z twoim bratem. Wtedy może król David zrozumie wreszcie, jakiego mięczaka wychował na swojego następcę.
I również odwróciła się do mnie tyłem, trzepiąc mnie po twarzy tylko końcówką blond warkocza. Po czym weszła z powrotem do jadalni i zniknęła mi z oczu, pozostawiając wokół tylko nieznośną ciszę, która wzburzyła mnie tak silnie, że aż pobiegłem korytarzem przed siebie. A kiedy wpadłem na dwór, otulony ciepłą nocą, wrzasnąłem w złości w czarne niebo i nie przestawałem, póki nie rozbolało mnie gardło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro