Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Valkyon One-shot (7k)

    Byłaś jak on.

    Zawsze spieszyłaś z pomocą, wszędzie cię było pełno, a uśmiech nie schodził z twojej twarzy. Biegałaś z kąta w kąt i nie było osoby, która by nie zwróciła na ciebie uwagi.

    I choć podobieństwo to było przytłaczające, to z czasem nauczyłem się nim cieszyć. Cieszyłem się z każdej chwili, którą możemy razem spędzić. Z każdego twojego potoku słów, którego nie byłem w stanie przerwać. Z każdego twojego sukcesu, gdy z dnia na dzień stawałaś się jeszcze bardziej docenianą i szanowaną strażniczką... Zupełnie jak on.

    I tak jak wtedy jego, tak teraz stałem się twoim cieniem.

    Podążałem za tobą, lecz nigdy nie zamierzałem cię prześcignąć, czy się oddalić. Zawsze najpierw to na ciebie zwracano uwagę, później na mnie. Byłem zawsze. By cię wysłuchać, przemilczeć, doradzić, uspokoić. Im jaśniejszy był twój blask, tym ciemniejszy cień, w którego objęciach mogłem stanąć.

    Odpowiadało mi to.

    Nie potrzebowałem uwagi i uznania wielu. Ty mi w zupełności wystarczyłaś. I gdy siedzieliśmy pod Stuletnią Wiśnią, ukojeni panującym wokół spokojem, oparłaś głowę na moim ramieniu i chwyciłaś moją dłoń. Spojrzałem na ciebie kątem oka, a delikatny uśmiech sam wpłynął mi na twarz. Twoja obecność wywoływała we mnie uczucia, których nie czułem przy nikim innym. Może to dlatego, tak naprawdę chciałem być blisko ciebie.

    — Chciałbym, żeby było tak już zawsze — powiedziałem cicho.

    — Będzie tak już zawsze — wyszeptałaś.

    Jednak nie potrafiłem wierzyć już słowu "zawsze". Nawet zawsze ma swój początek i koniec.

    Teraz już wiem to na pewno.

     Nie powinienem cię tak uparcie do niego porównywać. A jednak wszystko inne wręcz mnie do tego nakłaniało... Choć może to tęsknota sprawiała, że chciałem cię tak postrzegać. Chyba znajdywałem w tym swego rodzaju ukojenie.

    Ale teraz wiem, że miał to być kolejny cios, którego nie będę w stanie już udźwignąć.

    Wasze podobieństwo było tak łudzące, że miałaś zginąć z rąk tego samego oprawcy, który zamordował mojego brata. Ashkore... Wiedziałem, że nie zdążę. Byłem za daleko, a on już wziął zamach, by jednym ruchem przeciąć twoje ciało na pół.

    — Nie! [Imię]!

    Wyciągnąłem przed siebie rękę, jakbym chciał cię dosięgnąć... Byłaś zbyt daleko. Jednak wtedy stało się coś, czego nie jestem w stanie do tej pory zrozumieć. Ashkore w ostatniej chwili obrócił miecz i zamiast zadać ci śmiertelny cios, uderzył cię nim w bok. Sama też byłaś zbyt zaskoczona, by zareagować i dzięki temu dałaś mu czas i możliwość odrzucenia cię na mur. Straciłaś przytomność...

    Na zbyt długo.

    Codziennie siedziałem przy tobie w przychodni, a myśl, że odejdziesz ode mnie tak samo jak Lance, nawet na chwilę nie ustępowała. Jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że każde "zawsze" kiedyś się skończy. Fakt, że ponownie muszę to przeżywać, sprawiał mi niewyobrażalny ból, którego nie sposób było się pozbyć. Ból łamiący serce, pozostawiający gorycz na języku, ściskający gardło z żalu i wzmacniający uczucie bezradności.

    I choć nic nie mówię, to przeżywam wiele.

    Zbyt wiele.

    Znowu stałem się cieniem bez osoby, która by go rzucała.

    Nie chciałem się z tobą żegnać. Nie chciałem na zawsze żegnać kolejnej bliskiej mi osoby. Dlatego dalej się łudziłem, że wreszcie otworzysz oczu. W końcu Ewelein powiedziała, że istnieje cień szansy, że jeszcze do nas wrócisz. Więc wróć do mnie.

    W tamtym momencie znienawidziłem twoje podobieństwo do niego.

    Bo tak jak i on, nie zamierzałaś wracać. Postanowiłaś mnie zostawić samego ze swoim żalem.

    Będę cierpiał.

    Będę przeżywał.

    Będę milczał.

    Zawsze tylko milczał.

    ...

    Cisza towarzyszyła mi praktycznie każdego dnia. Cisza dookoła, chos w umyśle. Choć wewnątrz targały mną emocję, na zewnątrz musiałem pozostać opanowany. To nie pierwszy raz... Z każdym dniem muszę się coraz lepiej kontrolować. Czuję jak to we mnie narasta. I czeka. Choć cierpliwie, to jednak czeka jak wygłodniała bestia na odpowiedni moment. Czeka, aż się zapomnę. Aż się poddam. Aż dam się temu ponieść. Ale nie mogę tego zrobić, bo to oznaczałoby koniec.

    Więc dalej próbuję. Próbuję żyć z dnia na dzień, wmawiając sobie, że się już pogodziłem. Z brakiem ciebie. Z brakiem mojego światła. Teraz siedzę sam przy wiśni i patrze na pojedyncze płatki leniwie opadające na trawę. Słucham ćwierkania chowańców, które ułożyły swoje gniazda wśród różowych kwiatów. Wszystko zdaje się być takie samo jak wtedy... A jednak takie inne. Mniej wyraziste. Mniej harmonijne. Mniej uspokajające. To sprawiało, że nie miałem już ochoty tam dłużej być. Nie bez ciebie.

    ...

    Znów stałem przy twoim łóżku w przychodni. Wyglądałaś jakbyś tylko spała... Lecz spałaś zdecydowanie zbyt długo. Mimo to, twoja powoli unosząca się i opadająca klatka piersiowa, dawała swego rodzaju nadzieję. Nadzieję, że wreszcie się obudzisz. Że otworzysz oczy i znów powiesz, że będziesz na zawsze. Nawet jeśli byłoby to tylko kolejne kłamstwo. Przysiadłem na krześle obok łóżka i delikatnie ująłem twoją chłodną dłoń.

    — To trwa już tak długo, [Imię]...

    Westchnąłem cicho, zamykając oczy. Znowu cisza... W każdym milczeniu, w każdym niewypowiedzianym słowie tworzy się największy hałas... Nawet jeśli jest niesłyszalny przez wszystkich innych.

    Delikatnie ścisnęłaś moją dłoń. I nie jestem pewien, czy to się stało naprawdę, czy umysł postanowił dać mi kolejną złudną nadzieję. Otworzyłem oczy i spojrzałem na ciebie. Wciąż miałaś zamknięte oczy. Tylko mi się wydawało... Tak jak wtedy, gdy momentami na treningach, miałem wrażenie, że słyszę twój głos. To zawsze mi się tylko wydawało... Podniosłem twoją rękę i złożyłem delikatny pocałunek na drobnych palcach.

    Może pewnego dnia, znów będę mógł spojrzeć w twoje [kolor] oczy. Może znów będę mógł z tobą porozmawiać i pomilczeć. Zrelaksować się i trenować. Leżeć wtulony w twoją pierś i nigdy nie myśleć, że to kiedyś się skończy.

    Ale na razie pozostaje mi tylko czekać, aż kolejne zawsze będzie miało swój początek.

    Będę na ciebie czekać, kochanie.

    Już zawsze.

~~~~~

Hejo!

Długo mnie tu nie było. Ostatnie co tu wstawiłam to shota z wilczkiem, a było to w maju 2020... Przepraszam?

Nie wiem jak to tu dalej będzie z aktywnością, może raz na jakiś czas coś wstawię, może nie, kto wie?

W każdym razie, mam nadzieję, że shot się podoba, nawet jeśli nie jestem co do niego do końca przekonana. Jakoś ciężko mi się było wczuć w tego smoka. Mam nadzieję, że aż tak tego nie czuć po tym tekście... No, ale w końcu się za to wzięłam, skoro obiecałam go na 7k, nie ważne, że jest już ponad 20...

Swoją drogą, to bardzo za to dziękuję!

No nic. To tyle na dziś i...

Do następnego!

Pacia03

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro