Ewelein One-shot (2k)
Nabiliście już drugi tysiąc zanim zdążyłam cokolwiek wstawić, więc macie drugiego shota pod rząd. Tym razem obiecana Ewe!
Nie sugerować się artem, to nie będzie świąteczny shot. Po prostu wyglądała tak uroczo, że nie mogłam tego nie wstawić.
Wyglądałaś tak uroczo, tańcząc z nim na parkiecie. Śmiałaś się z jego słów, których ja nie mogłam usłyszeć. Zachowywałaś się tak, jakby spędzanie z nim czasu było dla ciebie największą przyjemnością. To właśnie dlatego zaczęłam mieć wątpliwości.
To właśnie dlatego powstrzymałam się od powiedzenia ci tego, co czuję.
Nie chciałam znowu psuć czegoś tylko dlatego, że poczułam coś więcej. Może to trochę nieodpowiedzialne z mojej strony, że umieszczam swoje serce w miejscach, w których nie powinno go być. Domyślam się, że ty nigdy nie pomyślałaś o przeniesieniu naszej relacji na inny etap niż przyjaciółki. Zgaduje, że twoje serce skradł ten urokliwy chłopiec, z którym kołyszesz się do rytmu.
Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. O mnie się nie martw. Wystarczy mi tylko twój uśmiech i możliwość spędzania z tobą czasu, bym i ja mogła zachować swój uśmiech na twarzy.
— Wszystko w porządku? — zapytałaś któregoś dnia, gdy przyszłaś dotrzymać mi towarzystwa w przychodni.
— Tak, dlaczego pytasz? — byłam zaskoczona twoim pytaniem. Czy zrobiłam coś nie tak? Czy już się domyśliłaś?
— Od kilku dni wyglądasz na smutną — przyglądałaś mi się uważnie.
— Wiesz... To pewnie przez zmęczenie, nie przejmuj się — uśmiechnęłam się do ciebie, czego nie odwzajemniłaś.
Przepraszam, nie chciałam cię martwić. Myślałam, że będę potrafiła się zachowywać tak jak wcześniej, jednak wygląda na to, że za dobrze mnie znasz i zauważyłaś drobne zmiany w moim zachowaniu. Naprawdę staram się znowu nie psuć jakiejś relacji. Naprawdę mi na tobie zależy, [Imię]. Nie chcę, żebyś się ode mnie odwróciła, a przynajmniej nie teraz. Obawiam się, że mogłabym sobie z tym nie poradzić.
Wstałaś z krzesła. Domyśliłam się, że chcesz wrócić do siebie, w końcu było już późno, a twoim obowiązkiem nie było siedzenie tu dla mnie. Może tej nocy pójdziesz do niego i zaśniesz z uśmiechem, otulona jego ramionami. Chciałabym być na jego miejscu.
Poczułam jak przytulasz mnie od tyłu, a twarz chowasz w moich włosach. Choć bardzo chciałam to zdusić w sobie, to poczułam przyjemne uczucie gnieżdżące się w moim podbrzuszu.
— Nie bądź smutna, proszę. Zrobię wszystko byś znowu się szczerze uśmiechała.
— Nie bądź głupiutka. Nie musisz nic dla mnie robić. Po prostu... Dalej się uśmiechaj.
— To ty jesteś głupia. Jak mam się niby uśmiechać, gdy ty jesteś w takim stanie? — mocniej mnie przytuliłaś.
Moje głupie serce podsunęło mi myśl, że może tak jak ty dla mnie, tak ja dla ciebie znaczę coś więcej. Całe szczęście rozsądek pokazał mi obraz ciebie i jego. Za bardzo chciałam nadinterpretować twoje słowa, na swoją korzyść. Jestem dla ciebie tylko przyjaciółką, prawda? Muszę przestać się łudzić, bo im częściej wmawiam sobie, że gdybyś tylko dała mi szansę, mogłabyś mnie pokochać, tym trudniej jest mi zaakceptować prawdę.
Następnego ranka znalazłam kwiaty w swoim pokoju. Oczywiście bukiet nie był podpisany. Za pierwszym razem myślałam, że to pomyłka, jednak kwiatów z każdym dniem przybywało. Cieszyłaś się mówiąc o moim tajemniczym adoratorze i knułaś plan poznania jego tożsamości. Angażowałam się w to razem z tobą. Jednak nie chciałam mieć żadnego adoratora, chciałam tylko ciebie. Dlaczego tak łatwo ci dostrzec zmiany w moim zachowaniu, a moich pragnień już nie? A może i to widzisz, tylko uparcie to ignorujesz... Chyba nigdy nie będę mogła się o tym przekonać.
Z czasem zaczęłam nienawidzić te wszystkie kwiaty. To przez nie na siłę szukałaś mi idealnego partnera w straży, jednak twoja propozycja nigdy nie padła na ciebie, nawet w żartach. Nie powinnam być zaskoczona, w końcu miałaś już swojego wybranka. Mogę być ci tylko wdzięczna, że nigdy o nim nie wspominałaś w moim towarzystwie. Tylko czasem widziałam przez okno przychodni jak spacerujecie.
Gdy wróciłam się do pokoju w trakcie swojej zmiany, przyszło mi poznać mojego tajemniczego adoratora...
— Dobra, masz mnie — uniosłaś ręce w geście poddania, ze wstydliwym uśmiechem na ustach.
— Dlaczego? — zapytałam po dłuższej chwili wpatrywania się w ciebie.
Wzruszyłaś ramionami, uśmiechając się delikatnie i przyglądając bukietom.
— Nie chciałam, żebyś była dłużej smutna. Wybacz... Pewnie się spodziewałaś jakiegoś przystojnego strażnika na moim miejscu.
Przytuliłam cię do siebie, a ty dopiero po chwili odrętwienia odwzajemniłaś ten gest.
— Racja, spodziewałam się jakiegoś faceta, ale tak jest nawet lepiej — chociaż jedno moje życzenie się spełniło. Kwiaty były od ciebie — Czyli jesteś moim adoratorem.
— Jestem — nie byłam pewna, czy w tym momencie żartowałaś, czy byłaś poważna.
Tamtego dnia pokochałam te kwiaty. W końcu były prezentem od ciebie. Teraz przykuwałam większą uwagę do dbania o nie. Uśmiech wkradał mi się na twarz za każdym razem, gdy wchodziłam do pokoju.
— Jesteś pewna, że wszystko dobrze? Nie czujesz się źle? Nic cię nie boli? — podeszłam do ciebie i przyłożyłam dłoń do twojego czoła, chcąc sprawdzić ci temperaturę.
— Nie, Ewe, nic mi nie jest — chwyciłaś mój nadgarstek i odsunęłaś od siebie.
To... Trochę zabolało. Dlaczego tak nagle starasz się zdystansować? Czy naprawdę zrobiłam coś nie tak?
Im więcej ja miałam powodów do uśmiechu, tym bardziej ty robiłaś się smutna. Nasze rolę zaczęły się odwracać, a ja byłam coraz bardziej zmartwiona.
Gdy któregoś dnia nie mogłam cię nigdzie znaleźć, poszłam do ciebie z bukietem kwiatów, który dałaś mi jako ostatniego. Weszłam bez pukania. Już dawno temu pozwoliłyśmy sobie na wchodzenie do pokoju tej drugiej osoby, jak do siebie. Leżałaś na łóżku i obróciłaś się do mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
— Ups... Chyba zostałam przyłapana — zakryłam dłonią usta — Wygląda na to, że od samego początku będziesz wiedziała kto jest twoim tajemniczym wielbicielem — zamknęłam za sobą drzwi.
Weszłam głębiej do pokoju i położyłam bukiet na biurku. Podniosłaś się do siadu i spojrzałaś w bok.
— Ewe... Tamtego dnia... Ja... Mówiłam to na poważnie.
Patrzyłam na ciebie z szeroko otwartymi oczami. Dostrzegłam delikatny rumieniec na twojej twarzy, który świadczył o tym, jak bardzo czułaś się skrępowana tym wszystkim. Podeszłam do ciebie powoli. Z każdym krokiem przybywało mi motylków w brzuchu. Nie patrzyłaś na mnie. Przykucnęłam przy tobie i nakierowałam twoją twarz na mnie. Po chwili wahania spojrzałaś mi w oczy. Widziałam jak stresujesz się na myśl, co miałaś za chwilę usłyszeć.
Niepotrzebnie. Przecież ja też cię kocham.
— Ja także mówiłam na poważnie — mówiąc to, gładziłam kciukiem twój policzek.
Widziałam jak rzucasz ukradkowe spojrzenie w stronę moich ust, więc i ja spojrzałam na twoje, z każdą chwilą coraz bardziej skracając dystans między nami. Nasz pocałunek z początku był delikatny, niepewny, jakbyśmy sprawdzały na ile możemy sobie pozwolić. Dopiero po chwili stał się bardziej namiętny, gorączkowy i tęskny, obie tęskniłyśmy za czymś, czego nie mogłyśmy wcześniej poczuć.
Dziękuję ci, [Imię], że wyznałaś mi swoje uczucia. Dziękuję, że mnie nie zostawiłaś, gdy dowiedziałaś się o moich. Dziękuję, że mnie pokochałaś.
~~~~~~~~~~~~~
Hejo!
Doszłam do wniosku, że wszystkie shoty będą pisane w taki sposób i w takim klimacie.
Mam nadzieję, że tym razem dacie mi czas i poczekacie z tym kolejnym tysiącem, aż wstawię w końcu jakiś scenariusz...
W każdym razie, dziękuję za 2k wyświetleń!
Pacia03
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro